Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2011, 21:15   #32
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Evelyn wreszcie się udało pozbierać po tym jak ułuda sprawiająca iż wydawało jej się że została postrzelona wreszcie się rozwiała, a Viltis zapewniał ją iż naprawdę nie została ranna. Zerknęła na niego i spytała:
- Nikogo nie widziałeś? Nic nie wyczułeś. - zaczęła się rozglądać sama w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak życia dodając przy tym - Ktoś tu musi być!
-Tylko ona - Wskazał pyskiem w stronę Lili. - Reszta miasta jest martwa. - Zaczął z uwagą przyglądać się przybyłej, gdyż coś nie dawało mu spokoju w jej wyglądzie. W końcu zdał sobie sprawę, co go tak poruszyło. Plamki, na jej szacie. Podszedł i nachylił się bezceremonialnie przysuwając pysk do jej kolan. - To krew? Bardziej oznajmił, niż się zapytał. -Walczyłaś z kimś? Czemu nic nie mówisz? - Mówiąc to nie odrywał oczu od plamek. Coś z nimi było nie tak. Wyglądały i pachniały inaczej niż świeża krew. W końcu się wyprostował i odsunął. - Czy na pewno nie lepiej już wrócić do pozostałych? To nie jest bezpieczne miejsce.
- Coś z tym miastem jest nie tak- powiedziała Lila.- Ta krew pochodzi z... - zacięła się na chwilę - sama nie wiem jak to nazwać... W kałużach pokazały się twarze. Myślałam, że mam przywidzenia, ale wtedy po prostu bryzgnęła na mnie krew. To miasto śmierdzi na kilometr złą magią...
- Myślisz że oni są w bezpieczniejszym miejscu? Wiesz... - przerwała Evelyn nad czymś się zastanawiając, by po chwili podjąć:-... wszedłbyś znów na któryś dach i rozejrzał się czy nie widać gdzieś w pobliżu świątyni, a przy okazji może jeszcze czegoś lub kogoś.
Nie oponował. Wiedział, że byłoby to bez sensu. Ponownie wspiął się na najbliższy budynek i rozejrzał po okolicy. Tak samo jak z dołu, tak i stąd nie dostrzegł najmniejszego przebłysku życia. Pomimo tego niepokój narastał. Czuł jakby powietrze gęstniało i chciało go zepchnąć. “Jakaś paranoja” pomyślał zły na siebie i skupił się na wyznaczonym mu zadaniu. “Świątynia powinna być chyba najbardziej okazała, zawsze są” - jego przypuszczenia okazały się słuszne, gdyż spomiędzy dachów kamieniczek wyłaniały się tylko dwa wyróżniające się budynki. “Ten z zegarem to ratusz, więc....” - Widzę ją, jest w tamtym kierunku! Wrzasnął na przekór coraz bardziej irytującej go ciszy i wyciągając ramię pokazał kierunek, w którym należało się udać.
Evelyn w tym czasie kiedy Viltis wspinał się na dach aby się rozejrzeć opowiedziała pospiesznie Lili o napotkanej wcześniej dziewczynce, która nagle zniknęła im z oczu jakby rozpłynęła się w powietrzu.
A Lila ze swojej strony opowiedziała o dziwnej smudze krwi na drzwiach jednego z domów i o wrażeniu bycia obserwowanym.

Słysząc jak przyjaciel wykrzykuje z dachu słowa i wskazuje kierunek, w którym zaczął się przesuwać nie złażąc na dół czarnowłosa pospiesznie rzekła do półelfki:
- Myślę, że nie ma co zwlekać z obejrzeniem świątyni, może uda nam się znaleźć coś co nam pomoże rozwiązać zagadkę tego miasta, albo... pomoże obronić się przed tym co wpływa na nasze umysły. - po czym pospiesznie ruszyła do przodu. Tym razem nie starając się zachowywać cicho, bo i tak Viltis swym wrzaskiem skierował uwagę na nich, a zresztą sama wolała spotkać cokolwiek czy kogokolwiek poza tymi martwymi domami. Raz po raz zerkała w górę aby nie pomylić kierunku i podążać tam gdzie ją prowadził smok.
- Widzisz coś?! - dopytywała się co i rusz ciekawa czy jednak nie uda mu się wypatrzeć czegoś pośród kominów domów.
Lialda podążała ostrożnie za prowadzącą dwójką zabezpieczając tyły. Uważała oględziny świątyni za dobry pomysł, choć dreszcze przechodziły ją na myśl o dalszej wędrówce.
- Nic. Nic nie widzę. - tym razem powiedział ciszej i nie wiedząc, czy zostało to usłyszane pokręcił głową. Atmosfera miasta go dołowała, aż zaczęło mu się chcieć gryźć. Wyobraził sobie moment, gdy jego szczęki zaciskają się na wrogu. Zalśniły mu odsłonięte, gotowe do kąsania zęby, po czym znowu pokręcił głową. Póki co do kąsania nawet much nie było, a co dopiero mówić o jakimś porządnych gabarytów wrogu.
Evelyn podążała do przodu nie zatrzymując się aby sprawdzić czy coś lub ktoś czai się za kolejnym zakrętem czy zaułkiem, wiedziała, że Viltis by ją w porę uprzedził. Nie chciała tracić czasu na niepotrzebne skradanie się, bo chociaż cały czas mżyło i było szaro to czuła, że zbliża się zmierzch. Wolała dotrzeć do świątyni zanim dopadnie ich noc wśród tych pustych uliczek. Złudnie pustych, cały czas bowiem miała wrażenie, że są obserwowanie. Na pewno byli, przecież jeszcze tak niedawno ktoś wpływał na jej umysł. A wcześniej także i na umysł Viltisa, jeżeli dziewczyna, którą razem widzieli była taką samą ułudą jak strzała przeszywająca jej krtań.
- Daleko jeszcze? - spytała czując jak nie tylko mżawka moczy jej koszulę ale i pot wywołany pospiesznym marszem. Przystanęła przy tym na chwilę by złapać oddech.
-Już jesteśmy.- odparł i zeskoczył z dachu. Miał szczęście, gdyż ledwie jego łapy stanęły na ziemi niebo zajaśniało, zamigotało i potężnie grzmotnęło. Tak, jakby było to sygnałem do ataku, lunął na nich deszcz. Woda leciała z nieba falami, w jednej chwili przemaczając ich do suchej nitki. Evelyn w pierwszej chwili chciała się schronić w którymś z otaczających ich budynków, lecz Viltis chwycił ją za rękę i pociągnął - Już jesteśmy na miejscu. Chodź.

Nie mylił się. Przeszli dosłownie parę kroków i wyszli z linii zabudowy kamienic. Przed nimi wznosił się budynek świątyni, której szukali. Pomimo lejącego deszczu zwolnili, i po chwili się zatrzymali. To nie była przyjazna świątynia. Nie czuli żadnej przyjaznej aury, nic ich nie zachęcało, a wręcz odpychało, od przekroczenia jej progu. Zerkając na wrota świątyni Evelyn zaczęła się zastanawiać czy jednak dobrze zrobili przychodząc tu. Jednak już tu byli. Wspólnymi siłami pchnęli wrota zagradzające im wejście. Niechętnie, poganiani zarówno przez ulewę, jak i świadomość, że przecież po to tutaj są, ruszyli do przodu, w cień znajdujący się za okazałymi wrotami.


Evelyn rozglądała się po wnętrzu świątyni. Nie podobało jej się to co ujrzała, miała wrażenie, jakby znajdowała się w innym budynku nie poświęconym bóstwu, które miało wspierać ludzi w walce ze złem i otaczać ich swą opieką oraz błogosławieństwem. Przesuwając wzrokiem centymetr po centymetrze po jej wnętrzu miała wrażenie, że zostało one porzucone już dawno. O czym świadczyły zwisające pajęczyny i brak jakiegokolwiek śladu, który by świadczył, że ktoś tu dbał o czystość i kult bóstwa w niej czczonego. Zatrzymała wzrok na płonących świecach zastanawiając się kto je zapalił i po co? Jednak zanim zdążyła skrystalizować pytanie o to jej uwagę odwróciło to co działo się za ich plecami. Z ulicy, którą jeszcze przed chwilą przemierzali, która wydawała się pusta nadciągały tłumy ludzi. Czarnowłosa przyjrzała się im dokładniej i poczuła jak jej ciało pokrywa się gęsią skórką, to nie byli ludzie, to były trupy.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline