Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2011, 10:42   #108
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Khemorin odkopał miecz, który wypadł z bezwładnej ręki gruumbarzyńcy, aby znalazł się poza jego zasięgiem i sprawnie przeszukał ciało oraz pozbawił go wszystkich innych śmiercionośnych narzędzi, jakie przy nim znalazł. W końcu sprawdził, czy jego "język" będzie mógł jeszcze mówić. Na szczęście był ciężko ranny i nieprzytomny, ale na kilka pytań powinien jeszcze odpowiedzieć … o ile się obudzi. Sam krasnolud nie wyglądał na ciężko rannego. Tak naprawdę to jedynie lekkie pieczenie w okolicy nadgarstka przypominały mu o stoczonej przed chwilą potyczce. Ale reszta drużyny nie wywinęła się tanim kosztem. Assanar leżał ciężko ranny, choć już z opatrzonymi obrażeniami, szata kapłanki również była pomięta, a w okolicach rozcięcia barwiła się coraz bardziej od krwi płynącej z rany. Oberwało się też magowi, ale tego akurat kowal nie żałował. Słysząc rozkazujący ton Ważniaka, który miał zamaskować narastająca w nim panikę, uśmiechnął się pod nosem, ale w jego głosie nie było słychać żadnych nut wesołości.

- Jeśli potrafisz czynić takie cuda, to najpierw pomódl się o swoje uzdrowienie, później maga, a na końcu naszego wojownika. Tak będzie najrozsądniej. - Dodał szybko widząc Sylviusa otwierającego usta. - Potrafisz leczyć? - Zgasił rodzący się opór prostym pytaniem do maga. - Szybko. Nie mamy czasu. Jeden uciekł i w każdej chwili może tu wrócić z posiłkami. Nie wiemy, czy to wszyscy z jego bandy.

- Idź się sam wychędożyć - warknęła Lothel do Sylviusa - Jeszcze raz nazwiesz mnie “dziewką” a będziesz zbierał zęby, czy raczej te ich marne pozostałości, co masz, z ziemi.

Walka skończyła się na razie, ale adrenalina nadal buzowała z żyłach kapłanki. Nie pozwoli się tak traktować! Podeszła do nieprzytomnego wojownika i uklękła przy nim. Pozostali byli w stanie utrzymać się na nogach – a nawet jej dogadywać – więc mogli chwilę poczekać na opiekę. Rozejrzała się, zauważyła swój sztylet, podniosła go i rozcięła ubranie Assanara, żeby obejrzeć obrażenia. Bardzo krwawił. Miała leczniczą miksturę, ale z jej doświadczenia wynikało, że konwencjonalne metody też się sprawdzają. A i mikstur mniej potrzeba będzie... teraz nie było łatwego do nich dostępu, a dodatkowo nie wiadomo było, co ich dalej spotka. Zacisnęła kawałek płótna na zranionym ramieniu wojownika, tuż nad wbitą strzałą. Zawiązała naprawdę mocno - krwawienie zmniejszyło się. Przesunęła dłońmi po ciele wojownika szukając innych obrażeń – cztery złamane żebra trudno było przegapić… Złapała za lotkę strzały i usnęła ją zdecydowanym ruchem. Wyciągnęła nici i igłę, i zszyła ranę, a potem obandażowała ramię i zdjęła opaskę.

- Pomóżcie mi go posadzić – poprosiła, a kiedy unieśli go do pozycji półleżącej wlała mu trochę leczniczej mikstury do ust.
- No, przełykaj – powiedziała. Podawanie płynów nieprzytomnym nie było zalecane, ale często się udawało. O ile osoba się nie udławiła, oczywiście.

Brwi krasnoluda znalazły się prawie na czubku głowy, gdy patrzył na odmienioną kapłankę. Po chwili odwrócił się gwałtownie słysząc szelest poszycia pod stopami kogoś, kto się do nich zbliżał. Dłonie automatycznie zacisnęły się na rękojeściach toporów.

Elf podchodząc usłyszał fragment rozmowy o uciekającym herszcie i nie chcąc być uwarzanym za jakiegoś cicho ciemnego rzekł

- Witajcie jestem Luv. Ci barbarzyńcy przed którymi uciekałem zdaje się porwali waszą przyjaciółkę. Tą niziołkę nazywa się Emilly czy jakoś tak.

Widząc elfa, którego spotkali z Assanarem tuż przed rozpoczęciem walki, uspokoił się trochę, ale nie całkowicie. Ruszył w kierunku przybysza, aby na wszelki wypadek oddzielić go od reszty grupy, gdyby wpadł na pomysł zaatakowania ich.

- Dlaczego nas śledzisz? Widziałem cię w mojej karczmie. Ty ich na nas sprowadziłeś? - Jak zwykle był podejrzliwy aż do granic paranoi, szczególnie po tak niemile zaskakującym początku wyprawy. - Skąd wiesz, że ją uprowadzili?

- Jestem podróżnikiem zwiedzam świat. Zatrzymuje się co jakiś czas we wsiach by zarobić marne parę groszy z, których ma co jeść na kilka dni. Poczym idę dalej w świat. O jej uprowadzeniu wiem bo byłem przy niej gdy z krzaków wyskoczyło około dwudziestu rosłych mężczyzn i jadna trzecia tego goblinów. Dziesięciu wraz goblinami wzięło ją ze sobą a reszta ruszyła na mnie. Starałem się zgubić ich w lesie ale natknąłem się na was. Sądziłem że pomożecie w walce. Jeśli chodzi o tego jednego co uciekł to słyszę go niedaleko o tam, walczy z moim psem.

Luv wskazał ręką na pobliską gęstwinę.

Krasnolud dopiero teraz zwrócił uwagę na harmider dobiegający z krzaków i nie czekając na dalszy ciąg wypowiedzi elfa ruszył biegiem w tamtą stronę, i po chwili zniknął w gąszczu. Jeśli była szansa na schwytanie uciekiniera, musieli ją wykorzystać.
 
Smoqu jest offline