Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2006, 17:05   #4
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Jacek

Przyszedł jak zwykle za wcześnie. Zobaczył czerwonego vana, ale rzut oka na zegarek, przekonał go, że ma jeszcze prawie 20 minut "luzu". Skierował się z powrotem przed dworcowe wejście i z kieszeni skórzanej kurtki wydobył pomięte "Camele". Chwilę przeszukiwał dżinsy, w końcu natrafił na zapalniczkę.
Zapalił i zaciągnął się głęboko. Obecnie był to jego jedyny nałóg i oddawał mu się z prawdziwym entuzjazmem.
W połowie papierosa, poczuł klepnięcie w plecy. Jeśli ktoś witał cię tak, prawie łamiąc kręgosłup to mógł to być tylko Smoliński, człowiek o sile niedzwiedzia, zupełnie nie zdający sobie sprawy ze swej siły i tryskający zawsze świetnym humorem.

- Cześć Jureczku. -przywitał fotoreportera Jacek. - Mówił Ci ktoś baranie mongolski, że mógłbyś robić za kafar na budowach ?
- Nie ,ale można się spodziewać po Tobie takich nikczemnych złośliwości. Wiesz jak człowiek ma mózg za blisko tyłka...


Mimo iż Krzycki był wzrostu średniego, to przy prawie dwumetrowym przyjacielu wyglądał jak mikrus, a tego typy przywitania stały się w czasie ich znajomości standartem.
Skierowali się w stronę vana wymieniając ostatnie redakcyjne plotki.
- Fajki wziąłeś ? - dość nieoczekiwanie zmienił temat Smoliński.
- Dwa kartony.
- A prezerwatywy ?
- Nie.
- Odpowiedział Krzycki.
- Co ???- zreflektował się po sekundzie. - A po cholerę, przecież jadę do klasztoru ?
- Tak, ale to chyba żeński klasztor, jeśli to ten czerwony merc. Swintuch, i łajdus. Mrugnął okiem wskazując na stojącą przy samochodzie dziewczynę.
- Do takiego klasztoru też bym pojechał na urlop, tylko żona nie puści. Roześmiał się głośno (a trzeba dodać że jak się śmiał to jak dwanaście plemion Izraela na raz ) i teraz powodując małe zamieszanie wśród najbliższych podróżnych.
Klepnął Jacka w plecy na pożegnanie, ( na szczęście tym razem siłę uderzenia zamortyzował skórzany plecak na ramieniu ) odwrócił i gwiżdżąc jakiś nierozpoznawalny utwór skierował do wyjścia.
Krzycki poprawił kurtkę i podszedł do vana ignorując dziewczynę. Wrzucił do środka bagaże i zdając sobie sprawę, że tak zachowując się nie jawi się jako dżentelmen odwrócił do współpasażerki.
- Jeśli i Pani wybiera się do Lesznikowa to chyba jedziemy razem. Nazywam się Jacek Krzycki. Chwilowo na urlopie. Ostatnie zdanie okrasił raczej krzywy uśmiech.
 
Arango jest offline