Z kajuty kapitańskiej dochodziły odgłosy nerwowej rozmowy. Wreszcie drzwi kajuty otworzyły się z trzaskiem i wyszedł z nich Thjodmar, najwyraźniej zdenerwowany. -A chuj ci do tego! - odwrócił się w stronę kapitana - a tak w ogóle to to jest statek?! Z takim wiatrem moglibyśmy pruć przez te wody, a my już tydzień wleczemy się. Nie kurwa ja się nie pisałem na rejs krajoznawczy. Te twoje ludzie to srają w gacie na byle grzmot. - Thjodmar wychwycił urażony wzrok jednego z marynarzy- No co się gapisz! Mówiłeś że sztorm idzie! Już był ten sztorm czy jeszcze nie nadszedł? - zwrócił się znów do kapitana- Jakbym opowiedział tym dziewczynkom o potworach z głębi oceanu to by się nawet nie zbliżyli do burty. Nie, nie kapitanie, ja za bardzo przywykłem do pływania na Drakkarze. Tydzień nudy, to za wiele, a ja nie będę później się wstydził że bratałem się na morzu z jakimiś babami co sztormem nazywają byle piardnięcie z nieba. Wysiadam w Yspaden. -Do cholery z takim żeglarzem! nająłem cie i zapłaciłem! co to bunt?! - Kapitan ściskał w ręku kontrakt jaki podpisał z Thjodmarem. Ten zaś podszedł do kapitana, ścisnął mu rękę i wyjął kontrakt. -Ten kontrakt to o!- zgniótł kartkę i potarł ją do zad- Jutro wysiadam i gówno mnie obchodzisz ty i ta łajba.- zniżył trochę głos i rzekł jakby przejęty-Zrozum człowieku ja kocham morze, ja się niemal na łodzi wychowałem. Ale jak widzę takie rejsowanie to mnie szlag trafia! - odchodząc pod pokład gdzie miał swoje rzeczy rzekł na odchodne- Jutro wysiadam w Yspaden i radze to każdemu kogo już chuj strzela od tej wycieczki. Nawet nie ma się jak upić...
Kapitan stanął jak wryty a minę miał jakby mu własna córka chędożyła się z dzikiem. W końcu otrząsnął się, wyrwał jakiemuś majtkowi butelkę grogu i przechylił. Skierował się do swojej kajuty i rzucił kilka słów do marynarzy. -Do żagli psie syny, ten pirat niech sobie pływa z kim chce, bardzo dobrze że wysiada bo od tej jego mordy rzygać się chce. Do roboty!- i zatrzasnął za sobą drzwi swojej kajuty. Z wewnątrz słychać było jeszcze tłuczone szkło i jakieś przekleństwa.
Thjodmar przesadził oczywiście. Marynarzom i kapitanowi nie należała się taka ocena ale rzeczywiście Thjodmar nie był przyzwyczajony do takiej żeglugi. Z resztą był mocno podpity kiedy podpisywał kontrakt z kapitanem. Nieźle też kapitanowi nabajał o tym jaki to z niego jest niezrównany żeglarz ze Skellige, znawca mórz i tak dalej...
I się obydwaj rozczarowali... Thjodmar zszedł pod pokład żeby przygotować swój skromny ekwipunek skoro jutro wysiada. Uwagę jego od dłuższego czasu przykuwały krasnoludy. Zorientował się że z takimi to by się mógł znaleźć w mocnej kompanii śmiałków co to wreszcie mógłby znaleźć uczciwy zarobek rozciągając nieco mięśnie i szczerbiąc miecz. "Tak... może wysiądą Yspaden to się zakręcę koło nich, obgadamy co nieco w karczmie. Można by tu zebrać mocną drużynę, nie wszyscy marynarze są o dupę potłuc... hm. Taką łąbję zawinąć... ryzyko ale zrobiłbym z niej lepszy użytek niż ten bęcwał. Ech trzeba by zobaczyć jakie plany mają ci...najemnicy" I wyszedł na pokład rozejrzeć się w sytuacji i nastrojach. |