A więc ruszyli. Kasimir pojechał za resztą swoich towarzyszy, sprawdzając przy okazji czy sztylety są na swoim miejscu. Trzymał się tuż obok Kupy, czyli Martina. Wolał mieć go na oku i mieć pewność że tym razem nic nie odwali. Poza tym z takim ryjem to wszystkie baby wypłoszy z tej dziury, a po załatwieniu tematu Kasimir miał ochotę coś ruchnąć. W końcu są cycki, jest impreza.
Wjechał więc prawie jako ostatni do tej dziury i od razu nie spodobała mu się ona. Widząc że Martin w końcu zszedł z tego co nazywał koniem, choć bardziej mu to świnię przypominało odetchnął z ulgą. Martin zaczął o czymś gadać z jakimś dzieciakiem, więc Kasimir postanowił wejść do karczmy. Miał cichą nadzieję że Martin będzie umiał się zachować pozostawiony sam sobie…
Kasimir wszedł do karczmy i zauważył już że Drake już obrabiał gospodarza. Tak więc Kasimir podszedł do nich, nie odzywając się stał i przysłuchiwał się. Nie miał w zwyczaju wpierdalać się w rozmowę , więc spokojnie przysłuchiwał się i obserwował karczmę. A przede wszystkim tych którzy w niej siedzieli lub wchodzili. Gdy karczmarz skończył już mówić Kasimir rzekł: - No nareszcie, już myślałem mości gospodarzu że mi tu swoją historię życia streścicie. Padam że tu z pragnienia więc bądźcie łaskawi jakiś trunek przynieście… albo i nie, pokażcie mi co macie w piwnicy dobrego do picia
Kasimir wyjął złotą monetę i zaczął ją obracać między palcami. Uśmiechnął się szeroko i spojrzał swymi przenikliwymi oczami wprost oczy gospodarza, klepiąc go po ramieniu przyjaźnie. - To co idziemy ?
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |