Albjorn podążał do wskazanej przez Bubę wiochy podśpiewując sobie piosenkę. Była ona o tym, jak jego jeszcze wczorajszy szef zakończył swój żywot z głową w kominku. Można powiedzieć, że ten jakże bezkompromisowy sposób działania Starszego mu imponował. Śpiewał swą piosnkę na dwa głosy, wykorzystując swój jakże specyficzny talent brzuchomówstwa. Kto w tym momencie pierwszy raz by ujrzał Rodgurna zapewne dość mylnie pomyślałby, że fajny z niego facet.
Wyrobione zdanie z pewnością dość szybko by zmienił, gdyby znajdował się w oberży w Lohern. Do której wszedł parę minut po kompanach. – Co jest kurwa! Kto na wpierdol?! – Imponującej postury Norsmen dzierżący olbrzymi topór, pojawił się z wielkim impetem i gromkim okrzykiem w drzwiach. Blada skóra i czerwonawe oczy albinosa dodatkowo potęgowały przerażenie wśród wieśniaków znajdujących się wewnątrz. Albjorn uwielbiał takie wejścia, nabierał sił widząc strach w oczach tych tchórzliwych, za jakich uważał większość mieszkańców Imperium, ludziach. – Biały, spokój! – szybko został przytemperowany przez towarzyszy, przyzwyczajonych już do tego typu zachowania towarzysza – Wybaczcie gospodarzu, ten dzikus się jedynie wygłupia, widać że nie chowany w tych okolicach
Po chwili na twarzy Rodgurna pojawił się głupkowaty uśmiech, opuścił swoją broń i podszedł do reszty kompanów. – Dowiedzieliście się czegoś? |