4Dirith przeprowadził ich przez podejrzaną część korytarza. Dobrze jednak czasem mieć drowa w Stadzie! Dobry był z niego zwiadowca. Kiti szła świecąc wielkimi oczami. Nie lubiła podziemi, jaskiń, ale podziemi w których ktoś wrzeszczy jak obdzierany ze skóry. Jak na kleryka przystało natychmiast obrała strategiczną pozycje w pochodzie, czyli miedzy pakerami. Nie było się za bardzo za kim chować poza drzewem i Dirithem. Próbowała trzymać się w pewnej odległości od Maigni, na wypadek gdyby ta znów siebie wysadziła w powietrze. Coś nadchodziło. Było obrzydliwe. Na widok przybysza Kiti wyprężyła się jak kto i zjeżyła się jak lew. To był ten moment, kiedy wyczekiwała od Diritha jednego szybkiego sieknięcia sztyletem, wzruszenia ramionami i tekst idziemy dalej! Nie zamierzała zbliżać się do tego paskudztwa ze swoją łyżką kleryka. Od tego byli damage dealerzy! Stała zjeżona, modląc się w myślach i ponaglająco popiskując na resztę.
– No, ruszcie się, jestem gotowa leczyć! Na przód!!! Siekać!!!
Ostatecznie stwierdziła że może wspomóc resztę modlitwą i próbą porażenia pokraki mocą leczniczej Bieli. Może tym razem się uda? Utrzymując pozycję rzuciła uleczenie na pokrakę.