Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2011, 17:11   #14
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Strach był niby jakąś wewnętrzną emocją, fluktuacją fluidów i przepływem prądów, czy jakkolwiek tam te procesy ślące przestraszonemu kmiotowi kupę w majty nazywano. Według teorii zapakować należało go raczej do kategorii psychiczno-metafizyczno-książkowych, ale w świecie, gdzie za zabawy w teorię brało się w sumie nie więcej niż kilkuset chłopa o rozziew między faktem, a bajaniem mądrali nie było trudno. I tak, tym razem na przykład Drake mógłby przysiąc, że wyczuł bijący od karczmarza przestrach, wywęszył grozę, którą gospodarz pudrował wyuczonym tonem i miną manekina. Być może jakimś zwierzęcym zmysłem przewidywał przyszłość, a w tej mapy ukazujące okolice ubożały o tych parę domków przypisanych do Lochen. Być może to, a być może coś innego. Nie pora była na quizy.

"No trudno, skoro tak rzeczecie" – Drake przywołał na twarz rozczarowanie i dłoń ze złotą monetą zanurkowała z powrotem do sakiewki, ładując krążek, gdzie jego miejsce – "Może twoja córa będzie wiedziała coś więcej".
Mężczyzna podziękował kreaturze, która chuderlawą sylwetkę łączyła z brzuchem jak barbakan i razem z resztą gadaczy zasiadł przy stoliku w rogu sali.
"Kaźmierz, widzę, że kutas cię świerzbi, więc z córuchną naszego karczmarza mógłbyś ty sobie porozmawiać. Wierzę, że oboje coś z tego wyniesiecie. Tylko dyskretnie" – blondyn spojrzał wymownie na medykusa – "Dobrze by było, abyś oprócz przejebania jej na wylot wypytał o świeżych przyjezdnych i tych, którzy ostatnio z tej dupy wyjeżdżali. Wielu tych ostatnich raczej nie będzie, bo pewnie nie odkryli tu jeszcze koła, ale... Lepiej się upewnić".

Wskazana Kasimirowi dziewuszka rzeczywiście prezentowała się całkiem przyjemnie, ale wychuchany paniczyk z miasta miał chyba wystarczająco prestiżową japę i sukmanę, żeby zdobyć od laleczki, czego będzie mu trzeba. Reszta mogła skupić się na innych środkach szukania informacji, od tych zdobytych przez Kupę począwszy.

"Idziemy do sołtysa, jeśli ma łeb na karku powinien mieć wgląd w większość tego, co się tu dzieje" – Drake zarzucił płaszcz na plecy i wstał od stołu – "Will, chodź ze mną. Niech ktoś zostanie, żeby nie zaskoczyli nas z jakimś gównem".

"Gospodarzu, jeśli ktoś by o mnie pytał, będę się modlił w waszej kapliczce Sigmara" – blondyn uśmiechnął się do chudzielca i skierował kroki do wyjścia – "Jestem Bert Simmel, pan na Wultzbrogu".

* * *


"...możemy?" – pytanie Drake'a po tym jak przedstawił się wymyślonym wcześniej mianem było formalnością. Sołtys do głupich nie należał i mimo, że gość, którego miał przed drzwiami miło się uśmiechał wolał nie próbować szczęścia. Wiadomo, pańska łaska na pstrym koniu jeździ.
"Proszę, proszę, szanownego pana" – łysy jak kolano łeb chłopa zapikował w ukłonie.
"Maryna, biegiem tutaj do mnie, gości mamy... Zrób zaraz..."

* * *


Maryna zrobiła zaraz i goście po krótkim ględzeniu o gównie mogli przejść do rzeczy. Czyli do indagowania chłopa o porządki w jego wiosce, co, kto, jak, kiedy i dlaczego. A najlepiej jeszcze: z kim, po co i o której.

"Czyli naszego druha, Marlona von Kotzke, tutaj nie było, jak rzeczecie" – Drake wpuścił na rozświetlone dotąd uśmiechem oblicze odrobinę cienia – "Ponura sprawa. Musiało mu się coś, ani chybi, stać w podróży. Tu się mieliśmy spotkać, tu miał jakiegoś swego kompana, który miał mu zdać raport..."
"Nie, nie panie szanowny, żadnego takiego tutaj nie mieliśmy jegomościa. Pewnik, pewnik to jest" – sołtys gestykulował żywo, wywijając rękoma figury, jakich nie powtórzyłby żaden mim.
"W takim razie musimy..." – Drake rozpiął kamizelkę i rozchełstał koszulę ukazując srebrny symbol Sigmara bimbający na jego szyi, jeden z takich, w których szczególnie lubowali się łowcy czarownic – "Zapytać z innej strony. Skoro nasz towarzysz przepadł bez wieści, znaleźć musimy tego, który miał tu na niego oczekiwać. Ta sprawa to nie żadna prywata, to..."
"To... T-to znak zakonu, panie?" – sołtys poczuł, jak na stepach jego czoła objawia się rosa.
"Tak. Chodzi o sprawę, o której wiele mówić nie będę, a i wy nie powinniście. Musimy znaleźć tego, kto miał się spotkać z naszym kompanem, więc powiecie nam dokładnie o miejscowych i wszystkich, o których wiecie, że byli tu w ostatnich dniach" – Drake starannie zasznurował koszulę skrywając zrabowany zabitemu niegdyś inkwizytorowi znak pod kołnierzem.
"Wszystkich?" – sołtys czuł, że mokre ma już nie tylko czoło.
"Wszystkich. Kiedy idzie o sprawy Chaosu nie możemy być niedokładni. Nie pozwalamy sobie na błędy. Cenimy pomoc" – twarz blondyna stężała jak galaretka na mrozie – "I surowo karzemy tych, którzy wspierają wrogów Imperium".
 
Panicz jest offline