Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2011, 20:00   #25
Kirholm
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Karczma „Gruby Panicz” nie wyglądała jak zwykły zajazd. W sumie gdyby ktoś w czasach pokoju nazwał tak ową gospodę, zostałby brutalnie zbesztany przez dumnego właściciela, którego tenże lokal był dorobkiem życiowym i wybornie prosperującym biznesem. Położony na szlaku handlowym, przy gościńcu wiodącym do stolicy Asparty przynosił olbrzymie zyski i był świadkiem niezliczonych wydarzeń, o których gawędzono jeszcze długo w całej okolicy. Teraz jednak, gdy już wszyscy wiedzieli, iż nieuchronnie barbarzyńska nawałnica ze wschodu się zbliża, całe podwórze tawerny otoczonej budującą się palisadą wypełnione było różnego koloru i wielkości namiotami. Gdy tylko do ludności wieści dotarły, jakoby horda dzikich maszerowała na kraj, natychmiast wyprzedane zostały wszystkie pokoje w gospodzie, jak również miejsca w magazynie tudzież stodole. Kilka setek głów bawiło obecnie w majątku imć Tomasza Hellera, a każdy dzień przynosił kolejne zabawne bądź mniej historyjki. Ano, przecie w obrębie wciąż rozbudowywanej palisady, ba, czasem i pod jednym dachem sypiali teraz przedstawiciele różnych ras, a także klas społecznych, bowiem schronienia szukali tu zarówno bogaci chłopi, rzezimieszki, kurtyzany, poszukiwacze przygód, jak i pyszne kupieckie karawany, wysoko postawieni duchowni, herbowi rycerze tudzież inne zacne persony.

Wewnątrz majątku panował nie do opisania gwar i szum. Zewsząd dochodziły odgłosy waśni, salwy śmiechów pijących mężczyzn oraz przemowy mocno podchmielonych paniczów. Jeszcze niedawno upojony karczemnym winem rycerz odseparował łeb poczciwego chłopiny od reszty jego ciała, oskarżając wieśniaka o włamanie się do jego namiotu. Bez przerwy oglądać można było bójki społeczeństwa o wodę ze studni lub dostęp do rozpalonych na zewnątrz budynków ognisk. Owej hulance towarzyszył nieustannie akompaniament instrumentów zebranych w majątku grajków oraz sprośne śpiewy zbójeckich band zagłuszające subtelne głosy bardów. Mimo iż nadciągały iście mroczne czasy, to atmosfera w „Grubym Paniczu” przypominała bardziej festyn bądź obchody jakiegoś narodowego bądź religijnego święta. Zapewne większość zebranych zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, aczkolwiek woleli na razie pokłócić się, popić, napełnić brzuchy wyśmienitym jadłem i pośmiać do rozpuku.

- Hańba! - krzyczał Heller stojąc na stole wewnątrz karczmy i machając energicznie jakimś wymiętym świstkiem papieru – Ten kurwa jego mać starosta nakazał ewakuację ludności do miasta! Ha! Myślą iż zlęknę się jakiejś armii jełopów i ucieknę zostawiając na pastwę losu mą gospodę! A niech licho ich porwie! Nigdzie się stąd nie ruszam! Ha! Mam tyle zapasów, że starczy by wyżywić Wasze głodne mordy przez miesiące drodzy biesiadnicy!

- Panie Tomaszu! – zaczął tłusty kupiec jednocześnie wpychając do ust wymoczoną w sosie grzybowym bułeczkę – Toż to jakaś nagonka na uczciwych obywateli jest! Ja tu węszę spisek! - nim wrócił do przemowy osuszył kufel piwa wlewając jego zawartość do gęby przy okazji zalewając elegancką flanelową koszulę – My wraz z naszą karawaną zostajemy tu do końca! Choćbyśmy mieli tu zginąć!

Kolejna wypowiedź została skwitowana gromkim aplauzem, a biesiadnicy korzystając z okazji ponownie napełnili swoje naczynia napojem. Dzisiejsza biesiada miała być zaiste wyborna, bowiem przywieziono kolejne zapasy, które karczmarz zamawiał teraz jak dla legionów królewskiej armii.

Obecnie izba główna tawerny wypełniona była niemalże po brzegi. Największy stolik, położony co prawda najdalej paleniska, zajmowali chłopi oraz wszelkiego rodzaju margines społeczny dysponujący grubymi sakiewkami. Pili najwięcej, wydzierając się na całą salę i rzucając sprośne komentarze kobietom roznoszącym jadło i napój. Jeden z wieśniaków zarzucił temat polityki, powiadając iż może powinni jednak udać się do miasta bowiem tamtejsze mury od wieków odpierają wojska nieprzyjaciela, atoli mężczyzna ów szybko wylądował poza lokalem z rozbitym na głowie glinianym kuflem.

Po drugiej stronie izby stołowali się zjednoczeni kupcy, grając w karty o pokaźne stawki i konsumując pieczone mięsiwo o niezwykle aromatycznym zapachu. Dyskutowali o obecnej sytuacji państwa, problemach jakie mogą napotkać ich gildie jeśli konflikt się przedłuży i kreując najczarniejsze scenariusze dotyczące rozwiązania wojny. Zapewne gdyby przeciwnikiem Asparty nie była barbarzyńska horda próbowaliby wkupić się w łaski napastnika, jednakże doskonale zdawali sobie sprawę, iż po pierwsze trudno było na chwilę obecną ocenić szanse poszczególnych stron konfliktu, a po drugie dzicy byli zdradzieckim ludem, z którym żadne pertraktacje i układy nie wchodziły w grę. Najgorsze było to, iż chaos jaki zapanował w państwie niezwykle utrudnił komunikację i kontakt z szefostwem gildii przez co kupcy najprawdopodobniej póki co byli skazani na pozostanie w tawernie, o ile skazaniem można nazwać nieustanną wieczerzę.

Godzinami można by było się rozwodzić na temat atmosfery panującej w tawernie. Ewidentnie to co działo się w owym gospodarstwie zaiste interesującym procesem społecznym było, rzadko bowiem w jednym miejscu ujrzeć można było reprezentantów niemalże wszystkich szczebli drabiny społecznej w jednym miejscu, ba, często przy jednym stole. W „Paniczu” liczyła się grubość sakiewki tudzież ewentualna przydatność przy obronie zajazdu przed napastnikiem.

Theodor Hess, Eberhard von Shoengarth, Ivo

Panowie przy stole wraz z kilkoma innymi podróżnikami siedzieli wśród których wymienić należało wychudzonego włóczykija o nieobecnym spojrzeniu, dwóch pysznie uzbrojonych najemników tudzież starego bajarza o twarzy posiekanej zmarszczkami oraz nosie zakrzywionym niczym u pustynnego sępa. Na stole leżały półmiski z pieczonym mięsiwem, zaś gliniane antałki z winem co i raz uzupełniała hojnie przez niebiosa obdarzona córa gospodarza. Gdy raz przyniósłszy kilka kufli piwa, odwróciła się w stronę paleniska, jeden z wojaków klepnął ją w pośladki, ta zaś bez najmniejszego zastanowienia chlasnęła go z plaska w twarz. Ha! Rzadko kiedy spotkać można było tak hardą kobitę w gospodzie!

- Pan jesteś Hess? - wybełkotał bajarz wycierając nadgarstkiem strużki wina ściekające mu po posiwiałej brodzie – No błagam, w takie bajeczki to żem wierzył jako gołowąs, gdy ma świętej pamięci babka usypiała mnie wymyślając takie bzdury nad siennikiem. Hess ponoć teraz wraz z innymi – mężczyzna wymownie splunął pod stół – czarodziejami szykuje coś by zatrzymać dzikusów. Znając życie miast działać to obmyślają śćwane skurwysyny jak tu najbardziej się obłowić na tej całej wojence. Powiadam Wam, drodzy biesiadnicy, ta wojna to istna farsa. Słyszałem, że tak naprawdę to owych barbarzyńców nie więcej niż kilka tysięcy jest i ponoć już zaczęły się rokowania. Za tydzień, no, góra dwa, ich armia opuści granice Asparty. Ojciec gadał mi często, że Silgrad to przetrwał ataki setek tysięcy wojów, dlatego taka zgraja dzikusów to może jedynie spalić kilka wiosek. Ot co!

- Wiesz co ci powiem, dziadzie? - spytał jeden z osiłków poprawiając skórzane rękawice.

- Nie mam pojęcia.

Niestety. Najemnik widocznie nie miał ochoty na pogawędki, bowiem przewracając pieniek na którym siedział uprzednio spożywając mięsiwo wstał natychmiast i potężnym lewym sierpowym zwalił z nóg poczciwego bajarza. Atoli nie był to koniec szarpaniny, bowiem starzec wpadł na niosącego gin w kubku żołnierza, który bardzo mocno już podchmielony w kilku susach dopadł najemnika i rozbił mu kubek na czerepie. Nie minęło kilka minut, gdy cała izba główna pogrążyła się w chaosie. Większość mężczyzn poczęła tłuc się na pięści przy okazji miotając naczyniami i fragmentami pokarmu w przeciwników, przystojny bard i żona rycerza wreszcie natrafili na okazję by na sianku za karczmą dać upust swoim fantazjom, paru złodziejaszków podkradało mieszki leżącym biesiadnikom, narąbany duchowny błogosławił walczących i machał świętą księgą wspiąwszy się na stolik. Dawno w „Grubym Paniczu” nie oglądano takiej burdy.

Maria, Pandora

Kompania okazała się nie być trwałym tworem. Napotkawszy pierwsze poważne trudności więzy między członkami drużyny natychmiast się rozerwały, a wszyscy rozeszli się we własne strony. Lisander ruszył z powrotem na Północ, Ventruil którejś nocy bez słowa opuścił obozowisko drużyny, Ryanna zaś pozostała w Silgradzie. Po upojnej nocy z miejscowym bożyszczem zauważyła dziwne brunatne plamki na swojej skórze, zaś po wizycie u medyka dowiedziała się, iż jest to jakaś paskudna choroba weneryczna, dlatego młoda dziewczyna aresztowana przez straż miejską wylądowała w getcie biedoty.

Tak jakoś wyszło, że Maria i Pandora wyruszyli razem. Postanowili, iż póki co zatrzymają się w karczmie „Gruby Panicz”. Co prawda ich kompania nie wykonała zleconego im zadania, aczkolwiek Evazar popełnił samobójstwo zostawiając im sporo mamony. Mieli wystarczającą sumę złociszy, aby przeczekać kilka tygodni chaosu w tawernie, jednakże raczej nie zamierzali aż tyle bawić w gospodarstwie pana Hellera. Do majątku przybyli jeszcze przed dotarciem wieści o inwazji barbarzyńców, dlatego zarezerwowali sobie przytulny, czysty i przestronny pokoik z widokiem na las. Jedynym mankamentem był fakt, iż musieli spać w jednym łóżku, bowiem wszystkie podwójne zostały już zajęte.

Właśnie siedzieli sobie w ich izbie gawędząc i popijając wino, gdy ciszę przerwało walenie pięściami w ich drzwi. Po bełkocie, tonie oraz wypowiadanych słowach natychmiast zorientowali się, iż banda nachlanych i napalonych na piękne ciało Marii mężczyzn próbuje dostać się do pokoju. Szczęśliwie, uprzednio Pandora zamknął drzwi na klucz, dlatego mieli trochę czasu nim rośli panowie mieli spróbować je wyważyć.
 
Kirholm jest offline