Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2011, 23:54   #21
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
- Głupia ruda dziwka – powiedział Mustafi rozkładając się po królewsku na łóżku.

- W sumie fajna z niej babeczka była – rzucił jeden z towarzyszy mężczyzny ocierając o siebie cholewy butów w celu oczyszczenia ich z zaschłego błota – Wziąłbym ją na siano.

- Głupiś – warknął Świeży osuszając butelkę piwa i wyrzucając ją przez okno – Przeto jakaś podstawiona kobita była. Zapewne chciała okraść nas z mamony, świat na psy spada, teraz nawet kurwie ufać nie można. Płacisz jej, a tu niespodzianka. Dodatkowa opłata, o której nie wiadomo ci nic. I budzisz się, nie dość że z kacem po biesiadzie to jeszcze z pustą sakiewką. Dlatego preferuję mężczyzn. Jesteśmy bardziej przewidywalni w swoich działaniach. Nie wyobrażam sobie okradania swego partnera. Owszem, zwędzić mieszek ze złotem zawsze można, ale nie komuś, z kim się stosunek odbywa.

- Może i racja, ale jak dla mnie to paskudne. I nienaturalne. Seks miał pierwotnie prowadzić do rozrostu społeczeństwa, a gdyby wszyscy nagle zaczęli się bałamucić w obrębie swej płci to by gatunek wymarł!

- Janko, ty jesteś tępy jak troll... nie będę z tobą dyskutował, bowiem mózg ci wyparuje, a akurat taki mężczyzna jak ty, potrzebny mi jest do machania szablą, a nie przyrodzeniem. Jasne?

- T...

Drzwi rozwarły się z hukiem, a w progu pojawił się dzierżący nagie ostrze Rębacz, u którego boku dumnie prezentował się złodziej Bjorn, mocno ściskający dwa sztylety. Panowie w izbie zupełnie nie spodziewali się takowej wizyty, dlatego ujrzawszy nieproszonych gości, jeden z karków zachłysnął się piwem.

- Co wy odpierdalacie? - warknął Mustafi podnosząc się z miejsca.

W tym momencie do pokoju wpadł Ventruil, który z gracją przeszedł po parapecie i wparował do środka bez chwili zawahania przebijając jednego z mięśniaków swym nożem. Mężczyzna zawył paskudnie, jednakże precyzyjne pchnięcie nie dało mu szans na przetrwanie dlatego z hukiem zwalił się na drewnianą posadzkę. Mustafi wraz z kompanią złapał za broń, jednakże w tym momencie ciśnięty przez Bjorna sztylety utknął w oku drugiego ochroniarza. Pozostali jednak, mimo iż zdezorientowani i przerażeni śmiercią druhów dobyli broni. Atoli, walka, nie trwała długo. Ventruil bez problemu uniknął ciosu pijanego przeciwnika i uprzednio kopiąc wojaka kolanem w brzuch, chlasnął go nożem rozrywając aortę. Jucha wystrzeliła w powietrze, niczym wino z dziurawej beczki pryskając na ściany izby tudzież znajdujących się w niej mężów. Ostatni z mięśniaków, w akcie desperacji cisnął swym nożem w stronę Ventruila, jednakże z marnym skutkiem, cztery wypite piwa tudzież dwa kubki gorzałki dały o sobie znać i ostrze wbiło się w ścianę. Okazję wykorzystał Rębacz zamaszystym ciosem pozbawiając przeciwnika głowy.

- Co się tu kurwa dzieje? – w progu stanął jeden z klientów burdelu, wściekły iż dzikie odgłosy zza ściany przeszkadzały mu w igraszkach. Nim jednak zdążył wybełkotać choć jedno słowo, stracił przytomność spotkawszy się z potężną pięścią Rębacza.

Mustafi rzucił swój nóż na glebę unosząc ręce do góry w geście poddania się napastnikom. Twarz jego, częściowo pokryta krwią druhów, przybrała teraz żałosny wyraz. Miał w głębokim poważaniu los swoich ludzi, zginęli, nic im życia nie przewróci, w chwili obecnej martwił się głównie o swoje portki. Lisander, który jak dotąd nie mógł się wykazać, bowiem partnerzy szybciej niż on użyli swej broni, z impetem uderzył Świeżego głownią ostrza w potylicę. Nieprzytomny Mustafi gruchnął o drewnianą posadzkę.

Gdyby ktoś w tym momencie postanowił odwiedzić zamtuz, a ściślej feralną izbę, w której ku swemu nieszczęściu przesiadywał i odpoczywał po wieczerzy Al Mustafi, zapewne na długo zapamiętałby obraz, który dane mu by było obejrzeć. Na posadzce leżało pięć nieruchomych ciał, z czego cztery należały do martwych osiłków, zalanych krwią, która wciąż wypływała z ich jeszcze ciepłych ciał. Białe pościele pokryte były plamami szkarłatnej posoki, a na ścianach ujrzeć można było przedziwne malowidła, powstałe po kilku obfitych krwawych opryskach. Atoli, ów widz, małe miałby szanse by spotkać w izbie napastników odpowiedzialnych za całą zawieruchę, bowiem ci złapawszy nieprzytomnego Świeżego chyżo pomknęli ku wyjściu.

Gdy biesiadujący oraz flirtujący z dziwkami mężczyźni ujrzeli na schodach czterech wojaków, pokrytych krwią i dzierżących w dłoniach ostrza ociekające szkarłatną posoką, początkowo nie mogli uwierzyć własnym oczom. Większość zapewne uznała, iż to jedynie zjawy, które sami sobie wyobrażają nawdychawszy się narkotyzujących oparów oraz wypiwszy sporo alkoholu. Atoli, gdy wszystkie oczy na sali zwróciły się ku napastnikom, biesiadnicy zrozumieli iż w ich obecności, na górnym piętrze doszło do istnej kaźni.

Kompania opuszczała już burdel, gdy w pewnym momencie od stołu wstał szczupły mężczyzna o twarzy oszpeconej głęboką blizną.
Mordercy! Brać ich!

Początkowo niewielu mężów poparło pomysł samosądu, aczkolwiek w końcu kilku śmiałków chwyciło za broń.
- Ventruilu! Lisanderze! Zabierzcie Świeżego i uciekajcie razem z resztą! Jesteście szybsi od nas i sprawniej przetransportujecie tego gnoja! Ja z Bjornem powstrzymamy tych skurwieli!

Gdy elfy, Pandora i Mustafi gnali ku kryjówce, Bjorn i Rębacz z nagimi ostrzami stawili opór przeciwnikom. Banda rzezimieszków, w pijackim amoku, rzuciła się na nich wrzeszcząc przy tym niczym barbarzyńska horda. Rębacz powalił jednego z pierwszych wojaków wybornym cięciem, atoli szybko dwójka kompanów musiała uznać wyższość przeciwników. Nie mogli wygrać tej batalii. Niczym zarżnięte świnie leżeli po chwili w kałuży krwi, a nawet gdy ich dusze odeszły do zaświatów, ich ciała były jeszcze przez dobrą godzinę bezczeszczone przez nachlaną zgraję.

Reszta drużyny już bez problemów dotarła do kryjówki, w której czekał na nich Evazar wraz z Naną. Najwyraźniej ich misja się powiodła bowiem w kącie leżał stary tłuścioch, miotający się po podłodze.

- Wróciliście! - rzekł rozradowany gospodarz domu rozkładając ręce. Jednakże gdy ujrzał jak nieliczna jest drużyna, zasmucił się nie na żarty. Może i bardziej niż na życiu wykonawców zlecenia zależało mu na uwolnieniu towarzysza, jednakże wolałby ów przygodę zakończyć w komplecie. - Dlaczegoż tak nieliczni z Was wrócili? Co się stało? Opowiadajcie!

Po tych słowach gestem dłoni zaprosił wszystkich do stolika po czym wyciągnął z kubka dwie butelki gorzałki tudzież kubki.
 
Kirholm jest offline  
Stary 28-08-2011, 17:39   #22
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Masakra. Tak jednym słowem można było opisać to, co wydarzyło się w burdelu. Nigdy wcześniej nie mieli jakichkolwiek problemów, nigdy nikt poważnie nie ucierpiał w starciu. Aż do teraz. Do tej pory działali jak jeden organizm, uzupełniając się i rozumiejąc bez słów. Tym razem coś poszło nie tak. Coś pękło i polała się krew. Rębacz i Bjorn, ich główna siła uderzeniowa, już nigdy nie staną z nimi do walki. Ich ciała, porąbane i zmasakrowane zostały w feralnym burdelu.

Może jednak nie byli aż tacy dobrzy, zastanawiał się Ventruil podczas powrotu do kryjówki Evazara. W końcu byli zaledwie ludźmi. Gdyby na ich miejscu byli osobnicy jego pokroju, z jego rasy, z pewnością wszystko wyglądałoby inaczej. Byłoby znacznie więcej ofiar, z tą różnicą, że po przeciwnej stronie. Burdel utonąłby w krwi niewinnych. Ściany i podłoga skąpane zostałyby w szkarłacie, a porąbane członki zaścielałyby każdy wolny zakątek...

Na miejsce dotarli, o dziwo bez przeszkód. Jedynie Świeży stanowił pewną zawadę w szybkim poruszaniu się, stawiając od czasu do czasu opór. Opór, który okazał się bezsensowny i nieskuteczny. Ventruil kilkoma silnymi ciosami doprowadził twarz jeńca do stanu, w którym nawet jego rodzona matka miałaby problemy z jego rozpoznaniem. A wyszeptane do naderwanego ucha więźnia groźby, w których kryło się szaleństwo, spowodowały, że Świeży dalej szedł bez oporu.

Al Mustafi został przekazany Evazarowi i jego los przestał obchodzić Ventruila. Popatrzył z zaciekawieniem na leżącego w kącie, związanego mężczyznę. Mógłby zapytać o to kim jest i dlaczego tu się znalazł, ale uznał, że byłoby to nietaktem. Skoro Evazar nie powiedział, to widocznie nie było to istotne.
- Bogowie się odwrócili od naszych towarzyszy, którzy teraz gryzą glebę – odpowiedział beznamiętnie pracodawcy. – Ale nic się nie bój. Nadal jesteśmy gotowi wykonać zadanie. W każdym bądź razie ja...

Elf usiadł przy stole i sięgnął po kubek. Nie przepadał za wódką, uważał, że to napój dla pozbawionych gustu moczymord. Wolałby napić się wina, ale skoro gospodarz częstował, to nie wypadało odmówić. Wychylił jeden kubek, skrzywił się i postawił naczynie na stole, dnem do góry. Nie chciał pić więcej. Gorzki, palący alkohol osłabiał zmysły i zaburzał wyuczone przez lata reakcje. Tego Ventruil wolał uniknąć, gdyż mógłby skończyć jak Bjorn i Rębacz.

Cały kolejny dzień miał zamiar spędzić w mieszkaniu. Nic nie miał do roboty. A może Evazar będzie potrzebował kogoś do pomocy przy przesłuchiwaniu więźniów? W takim wypadku Ventruil miałby jakieś sensowne zajęcie, które zapewniłoby mu nieco przyjemności.
 
xeper jest offline  
Stary 29-08-2011, 13:34   #23
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Gdy Maria, wdzięcznym krokiem się poruszając, sunęła przez karczmę, przykuła uwagę niejednego opryszka. Liczne pary ślepiów ku niej były teraz zwrócone, a dostrzegła nawet kilka zboczonych gestów zapewne adresowanych ku niej.
- Zenon, patrz jaka cipuszka przybyła, dopiję browara i szturmuję!

- Chłopie, nie licz na nią. To pewnie jakaś dziwka, co mamony chce i jeszcze z kosztowności okradnie. Zapomniałem. Ty nie masz kosztowności. Ale nie masz też mamony, chyba że ta dziewoja w wybrakowanym uzębieniu gustuje, wtedy szanse masz.

Gdy stanęła przy stoliku, przy którym stołował się i pił Świeży, siedzący przy swym herszcie mięśniacy szyderczo się uśmiechnęli.

- Mogłabym się przysiąść? – zapytała obniżonym głosem spoglądając na pozostałych mężczyzn, po czym bawiąc się wisiorkiem na dekolcie wróciła wzrokiem do Ala.

- Jasne dosiądź się, królewno - odparł Mustafi paskudnie szczerząc się do swej ferajny - Czego szuka tak piękna kobieta, w tak zaplutej dzielnicy, wśród takich szumowin jak my?


Maria uśmiechnęła się kusząco po czym usiadła delikatnie na oparciu fotela Świeżego.
- Mogłabym zapytać o to samo - przywołała jedną z dziewczyn robiących za kelnerki - czego szukają panowie wśród takich szumowin jak oni - rozejrzała się po sali. - Wino. Oby słodkie - powiedziała gdy dziewczyna zbliżyła się na wystarczającą odległość.

My jesteśmy proste gady... -
odrzekł Świeży szczerząc wybrakowane zęby i gładząc się po wąsie - Czego więc szukasz?

Po chwili na stole prezentował się już brudny kubek, zawartością którego było białe wino, a raczej wyrób winopodobny.

Upiła porządny łyk nie zwracając uwagi na brud kubka. Musiała się nieco rozluźnić.
- A ja po prostu pracuje - znów uniosła kubek do ust.

- A jaką to profesją się parasz, piękna? -
Świeży był wyraźnie rozbawiony.

- To chyba nietrudno wywnioskować - nachyliła się minimalnie w jego stronę - chociażby z uwagi na miejsce w jakim jesteśmy.

Mężczyzna zmrużył oczy i przybrał wyraz twarzy zastanawiającego się człowieka. Spojrzał po swoich kompanach i po chwili wstał od stołu.

- Panowie idziemy na górę. Zabierasz się kobitko?


- Czemu nie -
uśmiechnęła się delikatnie. - Pójdę jeszcze do baru po wino. Gdzie pana znajdę? - zapytała zeskakując lekko z fotela.

- Będę z moimi ludźmi w izbie, pierwszej od lewej w korytarzu na górnym piętrze. Ja, że tak powiem, w kobietach nie gustuję, aczkolwiek chłopcom też coś się należy, a wyraźnie im się spodobałaś. Bywaj więc.

Maria skinęła delikatnie głową i ruszyła w kierunku baru. Po drodze spojrzała na Lisandera przywołującym spojrzeniem mając nadzieję, że zrozumie i podejdzie.

Gdy Maria przywoływała wzrokiem swego towarzysza poczuła na ramieniu mocny uścisk, a gdy odwróciła się ujrzała grubą, cycatą burdelmamę. Miała nałożony paskudny fioletowy makijaż oraz zieloną szminkę na ustach, jednym słowem wyglądała ohydnie. Ponadto chyba zbyt mocno spryskała się tanimi perfumami, bowiem ciągnąca się za nią słodka woń mogła przyprawić o wymioty.

- Ty mała, w kulki lecisz? - odezwała się niskim głosem kobieta - To prywatny lokal. Swoje biznesy załatwiaj sobie na ulicy!

- Słuchaj pani - zaczęła stanowczym, acz miłym głosem. - Klientów zabierać waszym dziewczynom nie mam zamiaru. Może sama przyszłam tu jako gość, hę? Gdzie to napisane, że to lokal dla panów tylko?

- Widziałam jak żeś pana Mustafiego omotać chciała! Na szczęście ów panicz nie zwykł sypiać z kobietami. Ma u nas mężczyznę, z którym może się zrelaksować. Dopij wino i opuść lokal.

- Omotać? A z resztą nieważne. Dopiję, pożegnam się i lokal opuszczę. Może tak być?

- Byle szybko! - gruba zmarszczyła brwi i ruszyła czyścić kufle brudną ścierką.

- Tak to mniej więcej wyglądało z mojej strony - skończyła opowiadać. - Ciąg dalszy może wam Lisander streści - powiedziała rozbawiona - ja tymczasem muszę przebrać się w coś mniej... w coś normalnego.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 29-08-2011, 21:24   #24
 
Zuki's Avatar
 
Reputacja: 0 Zuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicachZuki nie jest zbyt sławny w tych okolicach
Rudowłosa oplotła żołnierza swym udem w miłosnym uścisku. Leżeli nadzy na łożu z baldachimem. Kobieta rysując palcem kółka wokół brodawki partnera powiedziała
- Szczerze spodziewałam się od ciebie więcej
Nie odpowiedział, leżał tylko nieruchomo wpatrując się w szczyt zasłony.
- Rozmówny też nie jesteś, co?- Erona wstała z łoża, odsłaniając nagiego mężczyznę. Chwilę przyglądała się jego penisowi, zatrzymanym w półwzwodzie. Znudzona widokiem odwróciła się i nakryła swoje nagie ciało cienką, jedwabną opończą. Okrycie było dopasowane idealnie, przylegając ciasno do talii i ud kobiety i nadajać biustowi jędrności. Przez jedwab przebijały się jej nabrzmiałe sutki. Kobieta głośno westchnęła. Niespodziewanie pomieszczenie zatrzęsło się. Kryształowe żyrandole z hukiem spadły na podłogę i rozbiły się na kawałeczki. Wyimaginowana postac żołnierza rozpłynęła się, zostawiając po sobie powolnie gasnące światło.
”Rozwścieczyła się...” pomyślała rudowłosa i pobiegła w stronę wyjścia.

- Nie mam zbyt dużo do opowiadania. Wszystko wydawało mi się snem - wydukał nieśmiało Pandora gdy usłyszał pytania od gospodarza. Zdyszany usiadł na ziemi przy drzwiach, nie miał sił wybrać innego miejsca. Nie miał ochoty na gorzałkę, od alkoholu kiełbi się we łbie, a w jego głowie jest już wystarczająco duży burdel. W głębi siebie czuł niepokój. Uczucie to nie było wywołane ostatnimi wydarzeniami, Keath wiedział, że to sprawka kogoś z wewnątrz.
Nie trzeba było czekać długo, żeby wykończony chłopak zasnął.

Krzyk. Chłopiec nic nie widział, do jego uszu dochodziły jakieś dalekie dźwięki.
- Zawiedliście mnie... Miejsce upadku...
Chłopiec słyszał słowa coraz wyraźniej.
- Wybacz... myślałam... służne.
- Co służnego jest w prowadzenu się z bandą oprychów? Powinnam wszystkich was ukarać!
- Błagam nie! Ja.. ja mam plan. Nad wszystkim panuję, na prawdę!
- Plan mówisz? dobrze. Udam, że ci wierzę, ale wiedz, że jeśli zawiedziesz mnie jeszcze raz, nie będę marnować czasu na rozmowy, usunę cię, niczym niepotrzebne wspomnienie.
- Nie zawiodę obiecuję!
- I oby tak było, jeśli chcesz kiedykolwiek wrócić do swojego nędznego życia.
Cisza. Tej nocy Keath już nic nie śnił.
 
__________________
"Czuję się, jakbym był przywiązany do dachu żóltej ciężarówki obładowanej nawozem i wypełnionej ropą zepchniętej z klifu przez myszkę Miki samobójcę."
frag. piosenki Over the Moon z musicalu The rent w przeł. na jęz. polski.

Ostatnio edytowane przez Zuki : 01-09-2011 o 16:37.
Zuki jest offline  
Stary 25-10-2011, 20:00   #25
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Karczma „Gruby Panicz” nie wyglądała jak zwykły zajazd. W sumie gdyby ktoś w czasach pokoju nazwał tak ową gospodę, zostałby brutalnie zbesztany przez dumnego właściciela, którego tenże lokal był dorobkiem życiowym i wybornie prosperującym biznesem. Położony na szlaku handlowym, przy gościńcu wiodącym do stolicy Asparty przynosił olbrzymie zyski i był świadkiem niezliczonych wydarzeń, o których gawędzono jeszcze długo w całej okolicy. Teraz jednak, gdy już wszyscy wiedzieli, iż nieuchronnie barbarzyńska nawałnica ze wschodu się zbliża, całe podwórze tawerny otoczonej budującą się palisadą wypełnione było różnego koloru i wielkości namiotami. Gdy tylko do ludności wieści dotarły, jakoby horda dzikich maszerowała na kraj, natychmiast wyprzedane zostały wszystkie pokoje w gospodzie, jak również miejsca w magazynie tudzież stodole. Kilka setek głów bawiło obecnie w majątku imć Tomasza Hellera, a każdy dzień przynosił kolejne zabawne bądź mniej historyjki. Ano, przecie w obrębie wciąż rozbudowywanej palisady, ba, czasem i pod jednym dachem sypiali teraz przedstawiciele różnych ras, a także klas społecznych, bowiem schronienia szukali tu zarówno bogaci chłopi, rzezimieszki, kurtyzany, poszukiwacze przygód, jak i pyszne kupieckie karawany, wysoko postawieni duchowni, herbowi rycerze tudzież inne zacne persony.

Wewnątrz majątku panował nie do opisania gwar i szum. Zewsząd dochodziły odgłosy waśni, salwy śmiechów pijących mężczyzn oraz przemowy mocno podchmielonych paniczów. Jeszcze niedawno upojony karczemnym winem rycerz odseparował łeb poczciwego chłopiny od reszty jego ciała, oskarżając wieśniaka o włamanie się do jego namiotu. Bez przerwy oglądać można było bójki społeczeństwa o wodę ze studni lub dostęp do rozpalonych na zewnątrz budynków ognisk. Owej hulance towarzyszył nieustannie akompaniament instrumentów zebranych w majątku grajków oraz sprośne śpiewy zbójeckich band zagłuszające subtelne głosy bardów. Mimo iż nadciągały iście mroczne czasy, to atmosfera w „Grubym Paniczu” przypominała bardziej festyn bądź obchody jakiegoś narodowego bądź religijnego święta. Zapewne większość zebranych zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, aczkolwiek woleli na razie pokłócić się, popić, napełnić brzuchy wyśmienitym jadłem i pośmiać do rozpuku.

- Hańba! - krzyczał Heller stojąc na stole wewnątrz karczmy i machając energicznie jakimś wymiętym świstkiem papieru – Ten kurwa jego mać starosta nakazał ewakuację ludności do miasta! Ha! Myślą iż zlęknę się jakiejś armii jełopów i ucieknę zostawiając na pastwę losu mą gospodę! A niech licho ich porwie! Nigdzie się stąd nie ruszam! Ha! Mam tyle zapasów, że starczy by wyżywić Wasze głodne mordy przez miesiące drodzy biesiadnicy!

- Panie Tomaszu! – zaczął tłusty kupiec jednocześnie wpychając do ust wymoczoną w sosie grzybowym bułeczkę – Toż to jakaś nagonka na uczciwych obywateli jest! Ja tu węszę spisek! - nim wrócił do przemowy osuszył kufel piwa wlewając jego zawartość do gęby przy okazji zalewając elegancką flanelową koszulę – My wraz z naszą karawaną zostajemy tu do końca! Choćbyśmy mieli tu zginąć!

Kolejna wypowiedź została skwitowana gromkim aplauzem, a biesiadnicy korzystając z okazji ponownie napełnili swoje naczynia napojem. Dzisiejsza biesiada miała być zaiste wyborna, bowiem przywieziono kolejne zapasy, które karczmarz zamawiał teraz jak dla legionów królewskiej armii.

Obecnie izba główna tawerny wypełniona była niemalże po brzegi. Największy stolik, położony co prawda najdalej paleniska, zajmowali chłopi oraz wszelkiego rodzaju margines społeczny dysponujący grubymi sakiewkami. Pili najwięcej, wydzierając się na całą salę i rzucając sprośne komentarze kobietom roznoszącym jadło i napój. Jeden z wieśniaków zarzucił temat polityki, powiadając iż może powinni jednak udać się do miasta bowiem tamtejsze mury od wieków odpierają wojska nieprzyjaciela, atoli mężczyzna ów szybko wylądował poza lokalem z rozbitym na głowie glinianym kuflem.

Po drugiej stronie izby stołowali się zjednoczeni kupcy, grając w karty o pokaźne stawki i konsumując pieczone mięsiwo o niezwykle aromatycznym zapachu. Dyskutowali o obecnej sytuacji państwa, problemach jakie mogą napotkać ich gildie jeśli konflikt się przedłuży i kreując najczarniejsze scenariusze dotyczące rozwiązania wojny. Zapewne gdyby przeciwnikiem Asparty nie była barbarzyńska horda próbowaliby wkupić się w łaski napastnika, jednakże doskonale zdawali sobie sprawę, iż po pierwsze trudno było na chwilę obecną ocenić szanse poszczególnych stron konfliktu, a po drugie dzicy byli zdradzieckim ludem, z którym żadne pertraktacje i układy nie wchodziły w grę. Najgorsze było to, iż chaos jaki zapanował w państwie niezwykle utrudnił komunikację i kontakt z szefostwem gildii przez co kupcy najprawdopodobniej póki co byli skazani na pozostanie w tawernie, o ile skazaniem można nazwać nieustanną wieczerzę.

Godzinami można by było się rozwodzić na temat atmosfery panującej w tawernie. Ewidentnie to co działo się w owym gospodarstwie zaiste interesującym procesem społecznym było, rzadko bowiem w jednym miejscu ujrzeć można było reprezentantów niemalże wszystkich szczebli drabiny społecznej w jednym miejscu, ba, często przy jednym stole. W „Paniczu” liczyła się grubość sakiewki tudzież ewentualna przydatność przy obronie zajazdu przed napastnikiem.

Theodor Hess, Eberhard von Shoengarth, Ivo

Panowie przy stole wraz z kilkoma innymi podróżnikami siedzieli wśród których wymienić należało wychudzonego włóczykija o nieobecnym spojrzeniu, dwóch pysznie uzbrojonych najemników tudzież starego bajarza o twarzy posiekanej zmarszczkami oraz nosie zakrzywionym niczym u pustynnego sępa. Na stole leżały półmiski z pieczonym mięsiwem, zaś gliniane antałki z winem co i raz uzupełniała hojnie przez niebiosa obdarzona córa gospodarza. Gdy raz przyniósłszy kilka kufli piwa, odwróciła się w stronę paleniska, jeden z wojaków klepnął ją w pośladki, ta zaś bez najmniejszego zastanowienia chlasnęła go z plaska w twarz. Ha! Rzadko kiedy spotkać można było tak hardą kobitę w gospodzie!

- Pan jesteś Hess? - wybełkotał bajarz wycierając nadgarstkiem strużki wina ściekające mu po posiwiałej brodzie – No błagam, w takie bajeczki to żem wierzył jako gołowąs, gdy ma świętej pamięci babka usypiała mnie wymyślając takie bzdury nad siennikiem. Hess ponoć teraz wraz z innymi – mężczyzna wymownie splunął pod stół – czarodziejami szykuje coś by zatrzymać dzikusów. Znając życie miast działać to obmyślają śćwane skurwysyny jak tu najbardziej się obłowić na tej całej wojence. Powiadam Wam, drodzy biesiadnicy, ta wojna to istna farsa. Słyszałem, że tak naprawdę to owych barbarzyńców nie więcej niż kilka tysięcy jest i ponoć już zaczęły się rokowania. Za tydzień, no, góra dwa, ich armia opuści granice Asparty. Ojciec gadał mi często, że Silgrad to przetrwał ataki setek tysięcy wojów, dlatego taka zgraja dzikusów to może jedynie spalić kilka wiosek. Ot co!

- Wiesz co ci powiem, dziadzie? - spytał jeden z osiłków poprawiając skórzane rękawice.

- Nie mam pojęcia.

Niestety. Najemnik widocznie nie miał ochoty na pogawędki, bowiem przewracając pieniek na którym siedział uprzednio spożywając mięsiwo wstał natychmiast i potężnym lewym sierpowym zwalił z nóg poczciwego bajarza. Atoli nie był to koniec szarpaniny, bowiem starzec wpadł na niosącego gin w kubku żołnierza, który bardzo mocno już podchmielony w kilku susach dopadł najemnika i rozbił mu kubek na czerepie. Nie minęło kilka minut, gdy cała izba główna pogrążyła się w chaosie. Większość mężczyzn poczęła tłuc się na pięści przy okazji miotając naczyniami i fragmentami pokarmu w przeciwników, przystojny bard i żona rycerza wreszcie natrafili na okazję by na sianku za karczmą dać upust swoim fantazjom, paru złodziejaszków podkradało mieszki leżącym biesiadnikom, narąbany duchowny błogosławił walczących i machał świętą księgą wspiąwszy się na stolik. Dawno w „Grubym Paniczu” nie oglądano takiej burdy.

Maria, Pandora

Kompania okazała się nie być trwałym tworem. Napotkawszy pierwsze poważne trudności więzy między członkami drużyny natychmiast się rozerwały, a wszyscy rozeszli się we własne strony. Lisander ruszył z powrotem na Północ, Ventruil którejś nocy bez słowa opuścił obozowisko drużyny, Ryanna zaś pozostała w Silgradzie. Po upojnej nocy z miejscowym bożyszczem zauważyła dziwne brunatne plamki na swojej skórze, zaś po wizycie u medyka dowiedziała się, iż jest to jakaś paskudna choroba weneryczna, dlatego młoda dziewczyna aresztowana przez straż miejską wylądowała w getcie biedoty.

Tak jakoś wyszło, że Maria i Pandora wyruszyli razem. Postanowili, iż póki co zatrzymają się w karczmie „Gruby Panicz”. Co prawda ich kompania nie wykonała zleconego im zadania, aczkolwiek Evazar popełnił samobójstwo zostawiając im sporo mamony. Mieli wystarczającą sumę złociszy, aby przeczekać kilka tygodni chaosu w tawernie, jednakże raczej nie zamierzali aż tyle bawić w gospodarstwie pana Hellera. Do majątku przybyli jeszcze przed dotarciem wieści o inwazji barbarzyńców, dlatego zarezerwowali sobie przytulny, czysty i przestronny pokoik z widokiem na las. Jedynym mankamentem był fakt, iż musieli spać w jednym łóżku, bowiem wszystkie podwójne zostały już zajęte.

Właśnie siedzieli sobie w ich izbie gawędząc i popijając wino, gdy ciszę przerwało walenie pięściami w ich drzwi. Po bełkocie, tonie oraz wypowiadanych słowach natychmiast zorientowali się, iż banda nachlanych i napalonych na piękne ciało Marii mężczyzn próbuje dostać się do pokoju. Szczęśliwie, uprzednio Pandora zamknął drzwi na klucz, dlatego mieli trochę czasu nim rośli panowie mieli spróbować je wyważyć.
 
Kirholm jest offline  
Stary 26-10-2011, 22:35   #26
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Co za idiota, myślał Hess, o przemówieniu Hellera, głupiec myśli, że razem z bandą upitych awanturników, zatrzyma falę barbarzyńców, na swojej gospodzie. Theodor w całej swojej potędze nie próbował by takiej sztuczki. Choć by może będzie do tego zmuszony.

Dokładnie tydzień temu dostał wiadomość, z Ligi Kolekcjonerów, że ma zjawić się w Grubym Paniczu, i czekać na instrukcje. Co było dziwne, to dokładnie napisali instrukcje, a nie wiadomość, zlecenie, czy kontakt. Mogło to znaczyć, że Liga ma dla niego zlecenie nie płatne. A to z kolei, sugerowało, że barbarzyńcy szkodzą jakimś interesom Kolekcjonerów, lub wręcz przeciwnie. Zastanawiał się, czy wiadomość dotrze. Wedle informacji z wiadomości powinien otrzymać “instrukcje” wczoraj, jednak czasy ostatnio niebezpieczne, więc i kurier może mieć opóźnienie.

Zresztą Theodor zamierzał pozostać tu jeszcze trochę. Nie był samobójca, i nie chciał zostawiać, aby bronić zajazdu do ostatniej kropli krwi, ale jeszcze dzień lub dwa nie zaszkodzą.

Hess wynajmował pokój na piętrze lokalu, w pokoju były trzy łóżka, ale odpowiednia ilość złota, zapewniła mu pokój dla siebie. oprócz łóżek, miał dużą szafę, dwa krzesła, stolik i półkę nad nim. Całość z dość dobrego drewna, i całkiem dobrej jakości, brakowało im tylko jednego. Przestrzeni.

Theodor miał kilka swoich rytuałów, których przestrzegał, kiedy tylko mógł, poza tym należy podsycać mity, o swojej osobie. To zapewniało sekundę zawahania u niejednego wroga.

Każdego ranka służąca z karczmy, dostarczała mu misę z wodą i świeży ręcznik, oraz zaostrzoną brzytwę. Jednym z jego dziwactw, było to, że nie korzystał z usług golibrodów, ani innych tym podobnych. Nie musiał zresztą, magia załatwiała większość z tych rzeczy za niego. Golić jednak lubił się sam, za pomocą brzytwy, jednak nie przeszkadzało mu, to w tym, aby magią ogrzewać wodę, i wypalać ostrze, przed goleniem.
Przejrzał się teraz w lustrze, jakby sprawdzał efekt. Zobaczył mężczyznę jak najbardziej wyglądającego na 60lat, około 190cm wzrostu, pociągłe i surowe rysy twarzy. Przepaska na lewym oku, wykonana u jednego najlepszego jubilerów w kraju. Siwe włosy krótko ścięte, wąsik i broda tego samego koloru. Każdy łatwo się domyśli, iż jest to obecnie jego naturalny kolor. Osoby, które znały Hessa, w latach młodości, albo jeszcze kilka lat temu, wiedziały, że miał bujną kruczoczarną fryzurę.
Strój także, był odpowiedni do jego wieku i stanu. Jedwabna bluzka z żabotem, czarne spodnie, buty oficerskie. Na barkach Czarnych dwurzędowy płaszcz nie nagannie skrojony w stylu oficerskim. Czarne grube skórzane rękawiczki dopełniają całości. Wszystko to kontrastuje z siwizną tego dojrzałego jegomościa. Podniósł ostatni element swojego przebrania, czarną laskę z ukrytym ostrzem. Laska była wykonana z polerowanego drewna, okutego w trzech miejscach, i na szpicu. Głownia wykonana z przezroczystego kryształu, szlifowanego na kształt głowy wilka. Założył na palec lewej ręki sygnet Ligi, srebrny szeroki pierścień, z srebrnym kamieniem, i szlifem oka, po czym ruszył do głównej sali na śniadanie.


Kolejnym jego dziwactwem, było jedzenie. Theodor uwielbiał dobre wina, zwłaszcza jeśli mógł je smakować w dobrym towarzystwie, ciszy i najlepiej kiedy miał dostęp do kilku rodzajów sera, aby odpowiednio pobudzać lub usypiać kubeczki smakowe.

Właściwie Grubego Panicza, jak na razie spełniał jego wymogi żywieniowe odpowiednio, nie tylko w kwestii win i serów, ale także mięsa, pieczywa, warzyw, co było kolejnym, choć mniejszym dziwactwem. Jedynym o co Heller nie umiał zadbać to cisza, ale cisza w tej gospodzie kosztowała by Hessa za dużo, toteż znosił hałas, często zagłębiając się w lekturze, starych ksiąg, których kilka zawsze miał z sobą.

Był w połowie, śniadania i rozdziału, kiedy wypatrzył w sali starego druha, i człowieka strapionego życiem, chyba bardziej niż ktokolwiek kto znał. Pytanie tylko co on tu robi, czy przybył przypadkiem wołany zewem nadchodzącej bitwy, czy ma inny cel. Warto by go obserwować.

Z sakiewki u pasa wyjął, kawałek pergaminu, pióro i kałamarz. Napisał krótką wiadomość.
“Masz tu jakiś cel Ebenhardzie? czy tylko szukasz sposobów uśpienia demona? Hess. ps zapraszam na kolację. Zapytaj wieczorem, i nie wcześniej barmana o mnie, a wskaże ci stolik.”


Dokończył śniadanie, i wychodząc, podszedł do Hellera, któremu przekazał karteczkę, wcześniej zalakowaną jego pieczęcią rodową, jako iż Ebenhard wiedział, jak wygląda herb Hessów. Polecił mu przekazać ją wojownikowi, za jakieś pół godziny i pod żadnym pozorem, nie mówić od kogo, dopiero przed kolacją może mu wskazać, przy którym stoliku siedzi.

Sam Hess, wyszedł, zabrał konia i zniknął na przejażdżkę, i zwiad, praktycznie na cały dzień. Właściwie to zdążył wrócić, wziąć kąpiel i pojawić się na kolacji, gdzie czekał już Ebenhard, jakiś jego towarzysz i kilku innych, którymi nie zamierzał się zbytnio przejmować, ot tło.
- Widzę, że patrzysz podejrzliwie na mnie Ebenhardzie, postarzałem się nieco, od kiedy ostatni raz się widzieliśmy. Ile to było lat 5? 6? Dla mnie czas był odrobinkę cięższy niż dla ciebie - mówił, lekko głos miał taki sam, i te same oczy, tych rzeczy zmieniał - ale to tylko drobna zmiana z tych widocznych. Nadal jestem tym samym Theodorem Hess’em, którego znałeś i który był ci przyjacielem. Ty za to się nie zmieniłeś, na zewnątrz, a w środku? - wyglądał jakby chciał coś jeszcze rzec, ale przerwał mu bajarz, co doprowadziło do ogólnej burdy.
- Weźcie wino i mięso, dokończymy u mnie na górze. Trzeci pokój po prawej - powiedział i wstał, aby poprowadzić Ebenharda i jego towarzysza, do swojego pokoju.


Idą musiał odepchnąć dwóch walczących, i uchylić się przed lecącym kuflem, ale po za tym, nie spotkało go nic gorszego. Dopiero na piętrze zobaczył, że trzech podpitych mężczyzn dobija się do jednych drzwi, z okrzykami, typu “nie zrobimy ci krzywdy”, “otwórz panienko, chcemy tylko się pobawić”

Hess wyprostował się, i jakby urósł. Złożył lewą rękę gest, przygotowując zaklęcie tarczy, a prawą przyciągnął do boku.
- Radzę wam zniknąć z korytarza zanim doliczę do trzech. Raz... -
- Eee, spieprzaj dzia... - zaczął pierwszy, ale spojrzał, na Theodora, na jego szaty i na sygnet, teraz dobrze widoczny. Nie speszył się jednak, widać alkohol silnie w nim działał, skoro zamierzał stanąć przeciw szlachcicowi i nie począł wycofywać się w korytarzu, toteż Hess powiedział szybko - Dwa, trzy. - i uwolnił zaklęcie telekinezy, które pchnęło nie tylko trzech pijaków, ale i zahuczało silnym podmuchem po ścianach i drzwiach, gasząc światło, które Hess po chwili przywołał w postaci kuli nad sobą. - Żebym was tu więcej nie widział. - powiedział do powalonych. Miał nadzieję, ze to kończy walkę, ale nie zamierzał, odpuścić, i miał gotowy dodatkowy atut, w postaci tarczy, na którą tamci by się nadziali, gdyby spróbowali go zaatakować.
 
deMaus jest offline  
Stary 30-10-2011, 16:23   #27
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
...gospoda powoli wynurzała się zza zakrętu w całej swej okazałości. Oczywiście, odgłosy dobiegające z okalającego ją obozu słychać było już dawno, a zapach atakował nozdrza już od paru dobrych chwil, czyli za długo.

Co prawda w chłopskiej chacie gdzie nocowali zeszłej nocy nie pachniało dużo lepiej. Cóż, przynajmniej skorzystał z dostępu do wody i obmył się trochę. Był niemal mile widzianym gościem, biorąc pod uwagę, jak wielu ostatnio przetaczało się przez okolice zabijaków, którzy nieraz najpierw coś palili, zabijali, rabowali i gwałcili (rożne były tu warianty kolejności, w zależności od gustu), zanim zapytali, o ile w ogóle mieli jakieś pytania. A on nawet zapłacił, a samą obecnością zniechęcił jakąś pomniejszą grupkę... Baby na wszelki wypadek i tak zamknięto w drugiej izbie.

Nalegał na ten nocleg, choć w sumie mogliby dopaść Gospody już wczoraj, chciał jednak mieć czas na przygotowania. Nie chciał zajeżdżać na to spotkanie ubrany niby pierwszy z brzegu cham błotny, śmierdzący krowim łajnem - poza faktem, że lubił czasem zadbać o wygląd, mogło to mieć pewne znaczenie w tym przypadku.

Podróż przebiegała w milczeniu - co wynikało w pewnej mierze z tego, że od dłuższego czasu przebiegała spokojnie. Parę nieprzespanych nocy dało już o mu się już we znaki, a Ivo, o ile silił się na rozmowy, otrzymywał dość skąpe i szorstkie odpowiedzi. Cóż, powinien się już przyzwyczaić, a cel podroży omówili już wcześniej.

Dlaczego Gruby Panicz? Otóż raz, że znajdował się po drodze na wschód, a tam teraz zaczynało być niejako ciekawie. Miejsce w sam raz, by zebrać dokładniejsze informacje i ruszyć, czy to dzikim naprzeciw, czy podwinąwszy ogon zwiewać ku zachodnim, bezpieczniejszym ziemiom. Dwa, że Eberhard poinformowany w swoim czasie o ludziach, którzy mogli być świadomi aktualnego miejsca pobytu pewnego starego znajomego, wykorzystał jeden z tych kontaktów. Trop wiódł wprost tutaj. Tak, to była osoba która mogła mieć szersze spojrzenie na aktualną sytuację.

Rozdzielili się u drzwi gospody. Cóż, wiedział że Ivo lepiej poradzi sobie ze zdobywaniem pokoju (szczególnie doposażony w porządnego, brzęczącego zaskórniaka), on zaś mógł w tym czasie zająć się końmi - a swoim rumakiem Incitatusem musiał zająć się sam - dla stajennego próba opieki nad tym koniem mogła skończyć się niezdrowo, bowiem zwierze ułożone było pod walkę, tak więc zwykło odgryzać palce i łamać kości każdemu poza właścicielem.
Stajnie były również zatłoczone, tak więc znalazł miejsce dopiero uszczupliwszy kiesę po raz kolejny ( i przeklinając cicho pod nosem, albowiem niewiele już takich uszczupleń mógł dokonać nie opróżniając sakiewki do cna).

Postać, którą ujrzał Hess, była ubrana bogato, choć w kontraście w tym stały uwalane końskim gównem buty i spory ładunek rzeczy, które ze sobą dźwigała. Strój jednak był wspaniały - bogato zdobiony, nacinany wams, i pludry, wysokie czarne buty, krótki kolisty płaszcz i szeroki beret z długim pawim piórem. Był uzbrojony w zawieszony niemal poziomo na pendencie miecz, zaś powróciwszy po zrzuceniu bagażu wyposażony był w używany w charakterze laski ozdobny obuszek. Wysoki, dobrze zbudowany, epatował jednocześnie i siłą, i zmęczeniem. Jakaś niewypowiedziana groźba czaiła się w spojrzeniu - a może tylko był to tylko efekt wzbudzany przez oczy w różnych kolorach, jedno płonące bursztynem, drugie tchnące mroźnym błękitem.


Nie dojrzał Hess'a, tak więc wiadomość od niego uspokoiła go. Przekazawszy ją Ivo, schował się w wynajętej izbie i doczekał tam wieczora.

...przysiadłszy we wskazanym miejscu, czekał. Tłum zgromadzony w budynku, całe to wrzaskliwe, pewne siebie towarzystwo drażnił go i budził uczucia, które dawno już nauczył się rozpoznawać jako obce. Wiedział, że nie powinien iść za tymi podszeptami... Ręka drżała lekko pod stołem, zaciśnięta na głowicy obuszka. Przybycie Theodora powitał z malującą się na twarzy ulgą. Otwierał już usta by mu odpowiedzieć, gdy wybuchła burda. Skinął więc tylko głową na potwierdzenie i zgarnąwszy ze stołu nerwowymi ruchami trochę jadła, ruszył za Theodorem. Przypilnował, by ręce mieć zajęte. Coś w nim wrzało, chciało przyłączyć się do walki, wskazywało despekt jaki mu uczyniono przerywając wieczerzę... i żądało flaków. Najlepiej świeżych, wyprutych przed sekundą z czyjegoś żołądka. I to pragnienie sprawiło, że ruszył za Hess'em szybkim krokiem, gnany strachem przed samym sobą.

I byli blisko spokoju, gdyby tylko nie Ci przeklęci matkojebcy, zarżnąć by ich, poćwiartować ciała i nakarmić szczątkami ich własne rodziny, powiesić karczmarza za to, że ich przyjął i spa... Spokojnie... Ufał zdolnościom maga, bowiem widywał go już wcześniej w akcji, tak więc uczynił krok do tyłu i pozwolił mu zająć się sprawą.
 
__________________
Cogito ergo argh...!
Someirhle jest offline  
Stary 02-11-2011, 22:07   #28
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Gruby Panicz, ponoć najlepsza karczma po tej stronie traktu prowadzącego do stolicy. Ivo nie bardzo miał ochotę się tam zatrzymywać, ale, że przyjaciela spotkał w drodze parę dni temu to nagiął swój plan podróży tak by jak najdłużej przebywać z ludźmi których znał. Sam Ivo wyglądał bardzo niepozornie, długi płaszcz, proste spodnie i lniana koszula, oprócz tego medyk miał jeszcze swoją torbę, która kryła w sobie zarówno medykamenty, jak i specyfiki mogące wywołać mniej przychylne organizmowi ludzkiemu, oraz miecz przy pasie, było to najzwyklejsze na świecie ostrze, jednak medyk potrafił nim, wcale nieźle wywijać. Z twarzy Ivo wyglądał na lekko zmęczonego życiem człowieka, wygląd jego włosów daleki był od jakichkolwiek norm.

Ivo przekroczył próg karczmy, został wyposażony przez swojego przyjaciela w mieszek by móc wynająć pokój, nie sprawiło mu to nawet większego problemu, oprócz tego zamówił dwa piwa. Lekarz był przyzwyczajony do wyglądu takich karczm, niby klientela z wyższej półki, bo głównie podróżujący w kierunku stolicy, ale jednak całkiem łatwo było stracić zęby nie zdążywszy uniknąć lecącego kufla. Ivo nie zbyt lubił też jak kończyły się jego wizyty w tego rodzaju lokalach, często bowiem kończył z głową otwierającą drzwi.

Ivo nie bez powodu miał się za genialnego lekarza, w karczmie bowiem znalazło się parę osób z niewielką gorączką, jaka nieraz po podróżach występuje, oprócz tego niektórzy tyłki sobie o siodła poobcierali, dlatego całkiem szybko medyk podreperował swój budżet sprzedając zioła osłabiające gorączkę i chorobę która ją powodowała, oraz maścią na bazie sadła zwierzęcego, która to maść kupcom w podróży na ból zadka pomóc mogła. Lekarz zwykle zamiast pieniędzy przyjmował towary bardziej przydatne, jak jedzenie lub, alkohole. Miał jednak przeczucie, że będzie bardzo potrzebował pieniędzy.

Ivo pierwszy raz w życiu widział Hessa, wyszedł jednak z założenia, że przyjaciel jego przyjaciela to także przyjaciel. Nawet mimo tego, że najwidoczniej był magiem, a trzeba zauważyć, że medyk za czarodziejami za bardzo nie przepadał, zbyt często bowiem byli tak zapatrzeni we własne sprawy, że chorych którym mogliby pomóc nie zauważali. Jednak nie każdy musiał być taki sam, w końcu i o lekarzach niezbyt przychylne opinie można usłyszeć dosyć często.

Medyk podniósł się razem z Ebenhardem i poszedł za Hessem. W międzyczasie ogłuszył jednego czy dwóch awanturników uderzając jednego z nich pustym kuflem, drugiego natomiast zdzielił pięścią w twarz, zrobił to jednak tak by niczego mu nie złamać, ani nie uszkodzić.

Ivo obserwował to jak mag radzi sobie z trzema pijaczkami. Medyk przezornie rzekł jeszcze do Hessa:

-Jak byś mógł to postaraj się nie zrobić im krzywdy, jestem lekko pijany i nie mam najmniejszej ochoty składać ich do kupy z kilku krwawiących kawałków.

Powiedziawszy to Ivo przezornie cofnął się o krok w tył, tak by w razie czego nic mu się stało, ale gdyby trzeba było mógł pomóc Hessowi, lub komuś kto potrzebowałby pomocy doktora.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 03-11-2011, 20:20   #29
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Drużyna rozpadła się tak szybko jak powstała. Pierwsze niepowodzenie pokazało na ile trwały jest twór składający się z przypadkowych, nieznajomych praktycznie osób. Jedni przeceniając swoje możliwości padli zarżnięci jak prosiaki, inni zniknęli, uciekli bez słowa. Po zleceniodawcy tego feralnego zadania została kupa złociszy i taka sama ilość żalu i rozdrażnienia.
Życie Marii zmieniało się po raz kolejny. Po raz kolejny też nie wiedziała na czym stoi i co dalej powinna robić. Już od kilku dnia siedziała w ciasnym pokoiku z Pandorą - jedyną osobą z drużyny, która została podobnie jak Maria nie wiedząc pewnie co dalej czynić. Chcąc nie chcąc zostali więc razem.
Kolejny nużący wieczór, kolejna butelka wina, kolejna rozmowa o niczym. Tak miało to zapewne wyglądać i wyglądałoby gdyby nie głośna burda, która rozpętała się niespodziewanie w karczmie "Gruby Panicz".

- Co do cholery? - powiedziała bardziej do siebie niż towarzysza, gdy głosy dochodzące z dołu przestały przypominać zwyczajną, codzienną, awanturę kilku podchmielonych jegomościów.
Nie czekała długo na odpowiedź. Ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Za chwilą padły słowa jednoznacznie mówiące o tym, któż to i po co przychodzi.

- Psia mać! - zaklęła głośno, pociągnęła zdrowy łyk trunku - jak ja nienawidzę tych zachlanych mord, które myślą, że każda baba w okolicy marzy tylko by być ich. - Otóż nie! - wrzasnęła niemal na bogu ducha winnego Pandorę na którego twarzy malowało się coś miedzy zdziwieniem, zdezorientowaniem a strachem.
- Ja już te sabaki dobrych manier nauczę! Psia mać! - wyjęła z cholewki buta długi nóż i ruszyła ku drzwiom.

- Jak wino kocham - krzyknęła gdy tylko klucz w zamku przekręciła - klnę się, że jeszcze raz któryś w drzwi mi będzie walił to nie ręczę za siebie! - wymachiwała ostrzem przed grupką parszywych mord! - Strzały wam w dupy wpakuje psia mać i skończy się raz a dobrze na figle z obcymi babami ochota! - skończyła stanowczo i splunęła ze złością pod nogi "gości".
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 06-11-2011, 20:49   #30
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Mężczyźni byli zbyt nachlani by zmiarkować czy powinni stawiać opór potężnemu czarodziejowi. Gdy tylko usłyszeli jego głos w korytarzu, odwrócili się szczerząc swe paskudne, wybrakowane zęby i na Hessa z gołymi pięściami ruszyli. Mag jakby od niechcenia skupił w sobie energię, wykonał prosty ruch dłońmi, a banda pijaczyn, odepchnięta skondensowanym powietrzem jak jeden mąż gruchnęła plecami o wyłożoną drewnianymi deskami ścianę z siłą tak wielką, iż na głowę jednego z nich spadł obraz przedstawiający bodaj kogoś z rodziny gospodarza. W tym samym momencie drzwi otworzyły się z hukiem, a w progu stanęła jak zwykle czarująca Maria dzierżąca nóż i krzycząca na przybyszów znajdujących się w korytarzu. Dopiero po chwili zorientowała się, iż swą złość wyładowuje na niewłaściwych ludziach, a mężczyźni, którzy jeszcze niedawno dobijali się do jej izby leżą nieprzytomni u jej stóp.

***

Kolejny dzień zapowiadał się dosyć licho. Za oknami panowała szarobura pogoda, słońce schowało się za kłębami ciemnych chmur, powietrze było nieprzyjemnie wilgotne, a co i raz spacerujących na zewnątrz o dreszcze przyprawiał mroźny wiatr. Gospodarz wraz z rodziną ogarniał bajzel pozostawiony przez biesiadników po ostatniej wieczerzy, a przyznać trzeba, iż miał sporo roboty. Na podłodze leżały porozbijane kufle, miski, gary, noże, puste sakiewki, czyjeś zęby, list gończy, powyrywane kartki Świętej Księgi, a nawet drewniane sztuczne oko. Zewsząd cuchnęło spoconym mężczyznom oraz rzygowinami, dlatego większość ludzi okupowało podwórze, najczęściej leżąc gdzieś w krzakach bądź walcząc o wodę ze studni.

Z każdą chwilą coraz bardziej wydawało się, iż zapowiada się deszczowy tydzień. Obawy rychło okazały się słuszne, bowiem już po chwili z nieba spadły pierwsze krople. Stali rezydenci podwórza udali się do swoich namiotów, reszta zaś ferajny zmuszona była koczować pod drzewami okalającego gospodarstwo lasu, bowiem karczmarz nie wpuścił nikogo do środka, tłumacząc że absolutnie musi teraz sprzątać oraz przygotować posiłki na wieczór, a wszelkie burdy mile widziane nie są. Cóż więc mieli biesiadnicy począć? Po ostatniej hulance nikt wojować nie zamierzał, a każdy kto odezwał się choć trochę głośniej natychmiast słyszał bluzgi kierowane w stronę jego, jego rodziny oraz psa. Dlatego wokół panowała przygnębiająca cisza przerywana jedynie przez świst wiatru, stukot kropel deszczu uderzających o dachy i parapety oraz odgłosy otwieranych bukłaków z wodą.




***

- Wstajemy! Wstajemy! - ciszę przerwały krzyki jakiegoś doniosłego głosu, natychmiast oczom wszystkich rezydentów lokalu ukazało się czterech mężczyzn dosiadających wybornie prezentujących się wierzchowców. Ubrani byli w eleganckie stroje, jakie nosili szlachcice na polowaniach, na głowach zaś nosili śmieszne czapeczki z piórami. Wjechali oni na teren gospodarstwa mijając przysypiającego stróża przy bramie, który również nie skąpił sobie wczorajszej nocy napoju. Jeden z jeźdźców, dzierżył w dłoni szablę i machał nią w powietrzu jakby zarzynając wyimaginowanych wrogów. - Ludzie! I nieludzie – dodał prędko zauważając rudego krasnoluda załatwiającego swe potrzeby fizjologiczne pod płotem – Wiadomości mam nader interesujące! Ja wraz z moją skromną acz waleczną kompanią – ściągnął cugle rumaka, który szarpał się jakby prawdziwego czorta na własne ślepia ujrzał – pragniemy namówić Was do czynu iście godnego podziwu. Otóż, przemierzając ziemie tej zacnej krainy, pozostawiwszy swe majątki żonom i dzieciom, natknęliśmy się nad rzeką na obozowisko barbarzyńców, którzy plugawią nasze ziemie swoją obecnością! - mężczyzna spojrzał po podwórzu i upewniając się, iż niemal wszyscy zebrani tu ludzie słuchają go z zaciekawieniem kontynuował przemowę – W szuwarach nad rzeką dzicy wojownicy rozstawili kilka namiotów i zapewne mają jakieś plany! Z dala rozejrzeliśmy się dość skrupulatnie i wiemy już, iż nie znajduje się tam więcej niż setka wojów! Proponujemy więc Wam, zacni towarzysze, abyśmy chyżo ruszyli na wroga i z zaskoczenia zadali mu cios prosto w serce. To mały oddział, jedynie kropla w oceanie tej inwazji, aczkolwiek jeśli możemy zrobić coś dla ojczyzny to winniśmy chwycić za broń! Nie widzieli nas, więc myślą iż są bezpieczni! Na pewno nie spodziewają się ataku, a być może ich obecność to część jakiegoś planu, który może być bardzo niebezpieczny dla nas wszystkich. Chodźcie więc z nami! Chwyćmy za broń i wygońmy stąd tę bandę kurwich synów!

Można było przypuszczać, iż jeźdźcy wybrali najgorszy moment na przybycie do gospody. Biesiadnicy byli wymęczeni po hulance, a pogoda osłabiała jeszcze bardziej. Tym dziwniejszy był fakt iż zdecydowana większość obozujących głośnym krzykiem wyraziła aprobatę dla planów przybyszy. Natychmiast rozpoczęły się przygotowania do wymarszu. Chłopi, wściekli iż przez najazd barbarzyńców królewska armia skonfiskowała ich plony natychmiast złapali za siekiery, łopaty i wszystko inne co mieli pod ręką by dać upust swoim emocjom i wyrżnąć w pień choćby mały oddział barbarzyńców. Karczmarz Heller, który od razu wybiegł z gospody widząc jeźdźców, natychmiast skoczył do domu przyodziać pancerz i złapać za miecz. Przed bramą do majątku zebrali się także awanturniczy podróżnicy, wojskowi, najemnicy, a także kilku kapłanów. W środku zostało tak naprawdę tylko kilku otyłych kupców, paru śpiących jeszcze po wieczerzy mężczyzn oraz dzieci i kobiety. Czy Maria, Hess, Eberhard, Ivo i Pandora wyruszą na spontaniczny bój z dzikimi?

 
Kirholm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172