Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2011, 22:44   #47
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Mniszka przemierzając okolice pałacu władczyni Silverymoon rozglądała się za potencjalnymi zagrożeniami i możliwością ich wyeliminowania przez swoją osobę. W końcu nie miała zamiaru uciekać do podziemi “Wysokiego Pałacu” i siedzieć tam gdzieś w kącie jak inne roztrzęsione kury domowe...

Natrafiła w trakcie swej małej wędrówki na niewielki gaik, który tknięta dziwnym przeczuciem postanowiła obejrzeć dokładniej. W nim zaś, poza marmurowanymi ławeczkami i fikuśnymi fontannami, zauważyła po chwili coś, co w tej chwili nie bardzo pasowało do całej reszty. Bowiem w środku nocy, w trakcie ataku Orków na miasto, przebywała tam na niewielkiej polance samotna kobieta. Cicho podchodząc krok za krokiem Mniszka w końcu zrozumiała, że owa nieznajoma odprawiała jakieś modły.


Po chwili zaś, na trawie, na której lśnił złowieszczo wyglądający krąg z magicznych run, zaczęła formować się jakaś kreatura, stając się coraz bardziej materialną, i coraz większą. Stwór owy z całą pewnością przybywał właśnie z innego wymiaru, i coś się Cerre zdawało, iż owa przyzywająca go panna, jak i same stworzenie nie są tu by nieść pomoc.


Pająkopodobne świństwo spojrzało w końcu swymi ślepiami na czarnowłosą, ta zaś odezwała się do niego, potwierdzając obawy Mniszki:
- Idź i niszcz!. Idź i zabijaj!. Nie oszczędzaj nikogo!.

“O kurwa”, stwierdziła w myślach Cerre podglądając tą panienkę z... cholera wie skąd. W każdym bądź razie przydałoby się ją cichcem ukatrupić, zanim wezwie jeszcze inne stwory do zabawy zwanej rozjebanka wszystkiego, co stoi albo się rusza.
Postanowiła przeczekać chwilkę, by zlustrować kobietę, czy poza magią posiada inne jeszcze badassy w rękawie. Bo przynajmniej jednego już wyczarowała i posłała w siną... miasta. Bo jeśli tak, to nie będzie mogła tak pewnie do niej podejść jak do dwójki drani. Może ta kreatura przy okazji sobie wszama po drodze tych kretynów, z którymi Cerre była zmuszona się bić? A może ta kreatura stwierdzi sobie, że po co będzie ścigała dwójkę mięśniaków, jak jedno mięsko wałęsa się w pobliżu? Cerre nie mogła się w tym przypadku ot tak ujawniać - byłoby to nierozsądne, a niebezpieczne już z pewnością.
Cerre zaczekała na moment, kiedy stwór się bardzo oddali. Wtedy to, po sprawdzeniu dokładniejszym na oko ekwipunku kobiety, przymierzyła się do szybkiego ataku ze sztyletem.

Mniszka w ekspresowym tempie wyskoczyła z krzaczków na polankę, po czym pokonała ją z prędkością geparda, skacząc ku nieznajomej ze sztyletem w dłoni. Kobieta zdążyła jedynie pisnąć “Co do?!” i już została cięta w prawą dłoń, która starała się desperacko osłonić przed niewielkim ostrzem.
- Jak śmiesz? - Fuknęła nieznajoma, po czym odstąpiła krok w tył, jednocześnie wypowiadając jakieś niezrozumiałe dla Mniszki słowa, i jednocześnie unikając kolejnego ciosu sztyletem. Z palców czarnowłosej wystrzeliła “Błyskawica”, skierowana prosto w twarz Cerre... która w ostatniej chwili uchyliła głowę w bok, czując na uchu gorąco przelatującego tuż obok wyładowania elektrycznego.
- Tak samo, jak ty śmiesz sprowadzać taki zwierzyniec do miasta i kazać mu wszystko rozpierdalać - zacmokała Cerre, upuściła sztylet, i ponownie zaatakowała kobietę. Tym razem w ruch poszły pięści, “grad pięści”....

Pierwszy cios wyprowadzony przez Mniszkę został skierowany w twarz nieznajomej pannicy, ta jednak jakimś cudem uniknęła pięści skierowanej w jej nos. Cerre wyprowadziła więc szybko kopa w lewą nogę, który okazał się wyjątkowo skuteczny (był krytyk!), trafiła bowiem w kolano krzyczącej z bólu czarnowłosej. Następny raz, skierowany w tą samą nogę, podobnie jak i próba trzaśnięcia jej po prawej dłoni, okazały się jednak fiaskiem. Mniszka wkładała bowiem zbyt wiele siły w ataki, tracąc tym samym cenny czas na zamach...
- Zdzira! - Krzyknęła czarnowłosa, po czym wyraźnie kulejąc, znowu odsunęła się minimalnie w tył od Cerre, inkantując kolejne zaklęcie, w którym i tym razem Mniszka nie zdołała jej przeszkodzić. I nagle...puf!. Przeciwniczka po prostu zniknęła, zostawiając rudowłosą samą na polance.

Mimo że przeciwniczka zniknęła z pola widzenia, może też z gaiku, Cerre przeczuwała, że to jeszcze nie koniec. Może choć w pewnym stopniu dopiekła wiedźmie, ale coś jej mówiło, że kłopoty wręcz dopiero się zaczynają. Toteż miała zamiar szybko odejść z tego miejsca, zabierając sztylet. Rozglądała się na boki, wyostrzyła czujność. Ciągle miała wrażenie, że jakieś oczy ją śledzą, ale nie wiadomo z jakiego miejsca. Wciąż była gotowa do walki, cóż, prawie wciąż. Z pajęczakiem, który już poszedł siać zniszczenie, sama zapewnie nie miałaby szans, ale... sama...
W tle słychać było spanikowaną ludność, wrzaski agonii, trzaski, chrzęsty, w które Cerre nie wsłuchiwała się zbyt dogłębnie. Rozejrzała się, po czym zrobiła dwa kroki, chcąc opuścić polankę, i nagle usłyszała świsty, i poczuła siedem - tak, dokładnie siedem - łupnięć w plecy, które bolały wyjątkowo cholernie, zupełnie jakby owe razy wnikały głęboko w jej ciało, aż do kości, do samych wnętrzności. Została zaatakowana w plecy jakąś najpewniej magią, od której aż ją skręciło, zupełnie wprost proporcjonalnie do narastającej wściekłości.


Gdzieś na polance rozległ się durnowaty, kobiecy chichot.

Tak, przeczucia ją nie myliły, tak zupełnie.
Parszywy tchórz, ale czego można było spodziewać się od, prawdopodobnie, typka od Cyrusia. Cerre próbowała zlokalizować źródło tego przebrzydłego, żabiego skrzeczenia, i przywalić porządnie. Wołanie “Gdzie jesteś” nie miałoby z pewnością ani krztyny sensu - koleżanka miała ochotę na zabawy w kotka i myszkę, chowanego, a także “Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?”.
Odnalezienie niewidzialnego przeciwnika było dosyć trudnym zadaniem, jeśli nie posiadało się i samemu jakiś zdolności magicznych. Cerre zaś ich nie posiadała... nie pozostało jej więc nic innego, jak próba “wysłuchania” lokalizacji cholernej czarnowłosej. Problem jednak polegał w tym, że jak na złość wroga kobieta zachowywała się wyjątkowo cicho, nie zdradzając swego położenia. Do czasu. Ale wtedy było ponownie dla Mniszki za późno. Kolejna, magiczna formułka co prawda zdradziła “wiedźmę”, na diabliczkę pędziły jednak znowu pociski ukształtowane z magii. Postanowiła odskoczyć w bok, chcąc uniknąć owego ataku, i wielce się zdziwiła. Pociski owe bowiem również skręciły, pakując się prosto na nią, i raniąc dla odmiany po brzuchu i piersiach. Mniszce wyrwało się z tego powodu to i owo...
Trzeba było się powoli wycofywać z pola walki. Może nie było to zbyt honorowe, ale z pewnością nie można było w tym miejscu popisywać się etykietą ani innymi podobnie śmiesznymi rzeczami. Trzeba było się bronić, trzeba było atakować.Na rozterki nie było czasu. W odległości około dziesięciu kroków pojawiło się źródło magii, rozpoczynające istnienie “Magicznych pocisków”. Cerre postanowiła ją zaatakować tak samo jak przedtem - szybko i boleśnie. Sądziła bowiem, że tam znajduje się wiedźma. Tym razem jednak postanowiła rzucić sztyletem.

Diabliczka rzuciła więc małym ostrzem, które przeleciał parę metrów, po czym... przeleciało znowu kilka, by w końcu wbić się w jakieś drzewko. Czarnowłosej już tam nie było. Pojawiły się za to znowu “Magiczne pociski”, powołane do istnienia jakieś pięć metrów od miejsca, które Mniszka obrała przed chwilą za atak. A więc wiedźma przemieściła tuż po nim... znów zabolał ją cały tors, a wredna pita ponownie się zaśmiała gdzieś na polance.

Co robić??.

Zrobić niespodziankę.
Zdawało się, że koleżanka lubiła się bawić w chowanego, ale Cerre preferowała raczej zabawy w kotka i myszkę; “kotek” teraz - miast ścigać źródło pocisków - zaczął gnać w kierunku skrzeczącej ropuchy łażącej na dwóch nogach. Doskoczyła na nieco zaskoczoną czarodziejkę, od której odwróciła się rola oprawcy - wiedźma już nie była taka niewidzialna. Skołowana padła na trawkę od kopniaka, a że Cerre niestety, najwyraźniej nie należała do litościwych przeciwników, to nie za bardzo łagodnie obeszła się ze swoją obecną ofiarą.
- Koniec zabawy, mała - i brutalnie szarpnęła czarownicę za szatę. Mniszka wcale nie wyglądała na skorą do żartów, a jej spojrzenie jakby mówiło “Drgnij chociaż palcem, to do piachu polecisz”. Ręka mniszki poszła już na jedną dłoń wiedźmy, ażeby ją skręcić, w razie potrzeby. I nie zamierzała jej puścić. - Teraz wyjaśnisz mi, co tutaj robisz, kto cię przysłał, co planowałaś tutaj zrobić, skąd te wojska orków się tutaj wzięły i kto zaplanował tą całą rozpierduchę. Nie udzielisz mi odpowiedzi na pytanie, to ręce ci połamię i do końca życia nią nie ruszysz. Zaczniesz sobie żarty stroić, to tak samo zrobię - głos Cerre zachrypł nieprzyjemnie, po chwili warknęła na kobietę. - Zrozumiałaś, suko?!
Skołowana po ciosie kobieta spojrzała półprzytomnym wzrokiem na Mniszkę, starając się skupić na niej swoją uwagę, co nie przyszło jej zbyt łatwo... w końcu jednak potrząsnęła głową, zamrugała oczami, po czym spojrzała na Cerre równie nienawistnym wzrokiem co ona na nią.
- Nic ci nie powiem!. Nic! - Zaczęła się szarpać.
Ale szarpanie przeciwniczce nic nie dało, a tylko pogorszyło jej sytuację, bo Cerre zgodnie z tym co powiedziała, wykręciła dłoń, a raczej tak wygięła, że palce czarownicy dotknęły nadgarstka... co zakończyło się niespodziewanym chrupnięciem.
- To zacznij gadać, bo wyrwę ci tą kończynę i wsadzę ci ją do dupy!
- Aaaaaaaaaaa!! - To było wszystko, co w tej chwili powiedziała nieznajoma ze złamanym nadgarstkiem, z krzyku przechodząc w płacz wywołany bólem uszkodzonej ręki.
Jednak płacz kobiety wcale nie wzruszył Cerre, wręcz ją tylko zirytował i zdenerwował. Ostrzegała ją, to po pierwsze, po drugie sama kobieta chciała chyba komuś zaszkodzić, więc tak naprawdę sama sobie była winna. Zamiast tak trywialnie zgrywać dumną królewnę z drewna, mogła odpowiedzieć na kilka pytań - cóż z tego mogłaby być za tajemnica. Cerre nie czuła się ani odrobinę winna, ani odrobinę winna... Nie, nic nie miała sobie do zarzucenia, jej sumienie było tak czyste jak łza! Tylko że raczej nie jak łzy tej kobiety. Cerre spojrzała z wyraźnym obrzydzeniem na kobietę.
- Żałosna pizda - prychnęła pogardliwie Cerre.- Marna amatorka pospolitej rozpierduchy. Nie umiesz nawet odpowiedzieć na kilka pytań, ale zgrywać upartą, głupią kurewnę to tak. Pora na drugą rękę - mniszka bezpardonowo chwyciła drugą dłoń wiedźmy, żeby i ją złamać. - Druga szansa. Nie odpowiadasz, to będzie po drugiej łapie! - ostrzegła ją, choć Cerre i tak twiedziła, że kobieta jest taka głupia, że nie dotrze do niej to, że mniszka wcale nie żartuje z tymi torturami.
- Nieeeeeeeee!! - Wrzasnęła kobieta, aż Mniszce zadzwoniło w uszach - Zostaw mnie!!. Pomocy!!.

I niespodziewanie, zjawiła się pomoc.

- Co tu się wyprawia? - Rozległ się na polance męski głos, a spoglądająca w tamtą stronę Cerre ujrzała trzech wojaków, podejrzanie przyglądających się całej sytuacji jaką zastali. Jeden z nich ściskał w dłoniach włócznię, drugi był uzbrojony w miecz i tarczę, a ostatni celował nawet z kuszy prosto w Mniszkę.
- Mordują! - Krzyknęła czarnowłosa - Pomóżcie mi!!
"Pomóżcie miiii! Muszę zdążyć zniszczyć choć część tego zadupia do świtu!" - przedrzeźniała ją w myślach rogata.
Na te wyjątkowo perfidne słowa złowrogi wzrok trzech mężczyzn wbił się w twarz diabliczki.
- Zostaw ją - Warknął jeden.
- I to już - Dodał jego towarzysz.
Rogata jednak wcale kobiety nie zamierzała puścić ani nawet w krztynie jej nie uwolniła, mimo że jej grożono orężem miotanym. Zbyt dobrze wiedziała, co robi i czym by groziło puszczenie samopas wiedźmy.
- Zostawienie tej... kobiety, panowie - Cerre nie przejęła się specjalnie rozkazami mężczyzn. - nie byłoby zbyt bezpieczne ani rozsądne - w jej głosie dał się poznawać chłód, ale i pewność tego, co mówi. - ta kobieta nasłała na miasto potwora - Cerre wypaliła tą odpowiedź niemal automatycznie. - Precyzując, wielgachnego pająka. Wielkości wieśniackiej chaty. Widzieli go może panowie? W pobliżu się wałęsał, chwilę temu.
- To wcale nie tak, to nie tak! - Broniła się “wiedźma”.
“Nie, nie, wcale nieee!” kpiła Cerre. - “Ja chciałam tylko rozpierduchę zrobić, nasłać maszkarona na dzielnicę, żeby wszystko zniszczył i flaki powypruwał, nic więcej, naprawdę!”
- Wielgachny pająk powiadasz? - Powtórzył jeden z nich - Widzieliśmy to bydlę!. I to jej sprawka?.
- Pójdzesz z nami... - Odezwał się kusznik, nie celując już bezpośrednio w Cerre, lecz gdzieś pomiędzy obie kobiety - ...Właściwie to pójdziecie obie, i wyjaśnimy to wszystko w pałacu!.
Cerre spojrzała krzywo i z obrzydzeniem na maginię. “Czy to naprawdę jest konieczne?” - wyrażało spojrzenie skierowane do straży. I dlaczego kogoś tak niebezpiecznego jak ta czarująca [sic] kobieta prowadzić do zamku? Nie lepiej do lochów? Zimnych, brudnych, wilgornych lochów, pełnego węży, szczurów i pająków lochów? Albo nie - lepiej bez tego zwierzyńca. Cerre miała go aż zanadto dosyć. Jeden pajęczak wielkości chaty wieśniaczej za całość wystarczał.
- Skoro zachodzi taka potrzeba... - mniszka wzruszyła ramionami. Nie zamierzała prać się z wojakami w takiej sytuacji.
Jeden z gwardzistów, nie mając nic konkretniejszego pod ręką, odwiązał jeden z rzemieni, jakie nosił na przedramieniu, po czym związał nim ręce czarnowłosej, łaskawie krępując zdrowy nadgarstek nie do złamanego, lecz do knykcia kobiety. Mogli więc ruszyć do wspomnianego miejsca?
Diablica ruszyła z tym korowodem, choć niezbyt chętnie. Miała zbyt wiele spraw na głowie, żeby jej jakąś durną idiotką, ogromnym, futrzastym, ośmionogim “pieszczochem” oraz trzema pajacami zawracać sobie głowę. Zamiast gdzieś się schronić, albo nie daj Lordzie, zwalczyć choć parę zagrożeń dla Silverymoon, Cerre musiała się akurat udawać z takim burdelem do zamku.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline