Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2011, 23:29   #4
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Początek podróży był dla Ragnara napięty. Krasnolud jakby cały czas wyczekiwał bandy zbrojnych wybiegających cichcem spod pokładu aby rozprawić się z nim i jego znajomkami. Mimo iż znał ich krótko to ostatnie wydarzenia bardzo mocno ich do siebie zbliżyły. Nie żeby brodacz nagle zrobił się wylewny czy przychylny ich propozycjom. Po prostu wiedział, że nie ważne co się stanie nie może mięknąć. Nie może sobie pozwolić na psychiczne wytchnienie. Nie po to latami, a nawet dekadami pracował na miano twardego, nieustraszonego i konkretnego wojownika aby teraz nagle stać się sentymentalną, długobrodą babą. Druga doba podziałała na brodacza kojąco i pobudziła jego uśpione od paru dni szare komórki. Jego rogaty hełm był bardzo mocno uszkodzony. Parę wgnieceń, spora szrama i złamany róg były skargami blaszanego przedmiotu na piekielnie niebezpieczne wydarzenia zeszłego tygodnia. Ragnar postanowił zmienić nakrycie głowy i w końcu znalazł marynarza, który za trochę złota i jego stary hełm dał mu całkiem nowe, solidne nakrycie głowy. To nie tylko wyglądało kozacko, ale i pasowało młodemu Miszkunowi krojem...


Otaczająca statek tafla wody była idealną wymówką aby się poobijać. Aby pomyśleć nad tym co robić dalej. Aby zastanowić się nad sobą. Nad tym czy jest się tym kim było się tydzień temu. Czy stanęło się po właściwej stronie? Wniosek był tylko jeden. Tam nie było stron! Tam nie było wyboru! Wybierał albo nieświadomą śmierć albo zarobienie dość złota aby nie narzekać na tę parę dni ciężkiej, skąpanej w posoce złoczyńców roboty. Żadne z stronnictw biorących udział w tej bitwie nie było mu bliskie. Mógł wybrać dowoli. Po głębszym zastanowieniu wiedział, że dokonał słusznej decyzji. Teraz nie tylko ma pełną sakwę, ale i załatwioną dobrze płatną robotę. Nic tylko się cieszyć...

W czasie, gdy inni grali i chlali Ragnar robił dokładnie to samo. Nie siedział z boku, nie zapieprzał po krypie, bo nie jego to obowiązek. Grał w kości i pił grog. W końcu mógł nieco odpocząć. Ginnar widząc jego nowy nabytek ze zdziwieniem pokiwał nieco podchmieloną głową. Pewnie dziwił się skąd tu takie cudo pobratymiec znalazł, ale Ragnar sam był rad ze swego szczęścia. Na lądzie może już nie mieć czasu na zakup sprzętu.

Jakoś pod koniec wyprawy morskiej do Yspaden Miszkun usłyszał rozmowę jednego z marynarzy z kapitanem. Rozbawiła ona Ragnara i nieco zaciekawiła. Nie byle kim musi być człowiek tak mówiący do kapitana. "Może warto z nim wymienić parę kwestii" pomyślał brodacz, cmoknął i powolnym, żołnierskim krokiem ruszył ku przyszłemu rozmówcy. Rozmowa z nim będzie idealną odmianą dla nudy panującej na statku od kilku dni.

- Nieźle rześ mu dogadał człowiecze. - rzucił basem brodacz. - Wysiadasz w Yspaden? Też mam taki zamiar. Ja i część moich znajomych. Jak chcesz mogę Cię wkręcić w interes. Ostatnio paru ludzi nam odpadło i przyda się świeża krew. - dodał z niezbadanym grymasem i zaśmiał się wesoło.

Thjodmar spojrzał na krasnoluda i rzekł:

- Ah... wiesz musiałem w końcu wyrzucić co mi na sercu leży. Każdy co pływał na drakkarze z kamratami ze Skellige wie, że kapitan musi mieć coś więcej niż tylko statek i sakwę złota na opłacenie wycieczki. Jestem Thjodmar. Właśnie jakoś od miesiąca się włóczę bez celu to nająłem się na te beznadziejną łajbę. Jeśli masz jakiś interes to chętnie skorzystam z twojej oferty. - wyjął zza pazuchy grog. - Trzymaj, na zdrowie. - nachylił się do krasnoluda i szepnął. - No jak tak dalej pójdzie... że kapitanem jest ten bęcwał to ja wysiadam w pierwszym lepszym porcie... Jutro dobijemy do Yspaden. - uśmiechnął się do rozmówcy.

- Dzięki. - brodaty wojownik łyknął zdrowo alkoholu. - Mów mi Ragnar. - po czym dodał ciszej. - Jak będziemy wysiadać zakręć się koło naszej ekipy a załatwię Ci robótkę. - rzekłszy to odszedł w kierunku drugiego z krasnoludów.

Koło Modiego stała akurat cała ekipa wypadowa Kompanii Delty Pontaru więc Miszkun się nieco przysłuchał rozmowie. Z tego co zrozumiał Bert, Shimko oraz leśnik zamierzają się zabierać w jedynie sobie znanych kierunkach. Brodacz pokiwał z powagą owłosioną czaszką.

- W takim razie miło było poznać tak krótkobrode i nie wpadające w tłum osoby. Może żaden z nas nie był idealny, ale postarajcie się kiedyś wspomnieć tego krótkonogiego ogiera z rajtuzom na ryju. I nie dajcie się zabić. Łamcie ryje zanim wam je połamią... - Miszkun zdawał się mówić całkiem normalnie, z delikatnym uśmiechem.

- Też schodzę na ląd mości Storm. Ginnar co ty na to? Mam już ugadaną przynajmniej jedną konkretną osobę, która wspomoże naszą ekipę. I tak nie wiedzą ile liczyła początkowo drużyna a jak tak to możemy dobrać sobie minimalnie trójkę ludzi. - dodał wojownik patrząc na swego pobratymca i Conora.

Coś Ragnarowi mówiło, że to może być początek kolejnej cholernie niebezpiecznej przygody…
 
Lechu jest offline