- T... Tak...- urwał tylko Michael i zdecydowanym ruchem przekręcił kluczyk w stacyjce. Czas jechać znowu w niewiadomą, znowu do kolejnej osoby...
Obie patrzyły przez okno. Brak słów, brak myśli godnych ich ujawnienia, jedynie śnieg. Tak piękne płatki śniegu, tak ślicznie wyglądały upadając powoli na ziemię. Spadały z nieba, miejsca spokojnego, ku podróży swojego życia. I zawsze kończyły w błotnistej kałuży... Właśnie tak czuły się obie kobiety...
Radio cicho grało, jakiś bluesowy kawałek. Coś o człowieku szukającym siebie, jak zwykle niewiele treści, ale pięknie dopełniało obrazu. W wozie było już dość ciepło, za oknem powstawała kolejna zamieć śnieżna. Matka z najwyżej pięcioletnią córeczką biegła ile sił w nogach na powoli odjeżdżający autobus- gdy już wpadły pod daszek przystanku i zwróciły się ku drzwiom, te zamknęły się i odjechał. Kolejny dołujący widok, czy ten dzień nie może ich oszczędzić?
Obie czuÅ‚y coÅ› w sobie, w sercu, ale nie fizycznie- w tym sercu, które odpowiada za tworzenie uczuć, nie pompowanie krwi. Ból i strach, coÅ› siÄ™ dziaÅ‚o… Ból, ból w różnych częściach ciaÅ‚a, od gÅ‚owy po żebra, narastaÅ‚ i malaÅ‚, jakby z kimÅ› go dzieliÅ‚y. I każde uczucie- strach, później gniew, obojÄ™tność, odrobina nadziei, furia i to uczucie przegranej, bezsilnoÅ›ci- najgorsze z nich wszystkich.
Nawet sÅ‚ynna „wiecznie za maÅ‚a” ulica WolnoÅ›ci Stanów Zjednoczonych Ameryki byÅ‚a wyjÄ…tkowo pusta, ludzie dopiero zbierali siÄ™ do powrotu z pracy. ByÅ‚a równo 15.13, przynajmniej wedÅ‚ug zegarka w wozie. Od rana, od dziewiÄ…tej, minęło ledwie sześć godzin Å›wiÄ™ta każdej z nich… Czy ten dzieÅ„ nie byÅ‚ już najdÅ‚uższym koszmarem?
I jeszcze ta cisza… Cisza najbardziej bolaÅ‚a… Trzeba jÄ… byÅ‚o jakoÅ› przerwać.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |