Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2011, 22:35   #26
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Co za idiota, myślał Hess, o przemówieniu Hellera, głupiec myśli, że razem z bandą upitych awanturników, zatrzyma falę barbarzyńców, na swojej gospodzie. Theodor w całej swojej potędze nie próbował by takiej sztuczki. Choć by może będzie do tego zmuszony.

Dokładnie tydzień temu dostał wiadomość, z Ligi Kolekcjonerów, że ma zjawić się w Grubym Paniczu, i czekać na instrukcje. Co było dziwne, to dokładnie napisali instrukcje, a nie wiadomość, zlecenie, czy kontakt. Mogło to znaczyć, że Liga ma dla niego zlecenie nie płatne. A to z kolei, sugerowało, że barbarzyńcy szkodzą jakimś interesom Kolekcjonerów, lub wręcz przeciwnie. Zastanawiał się, czy wiadomość dotrze. Wedle informacji z wiadomości powinien otrzymać “instrukcje” wczoraj, jednak czasy ostatnio niebezpieczne, więc i kurier może mieć opóźnienie.

Zresztą Theodor zamierzał pozostać tu jeszcze trochę. Nie był samobójca, i nie chciał zostawiać, aby bronić zajazdu do ostatniej kropli krwi, ale jeszcze dzień lub dwa nie zaszkodzą.

Hess wynajmował pokój na piętrze lokalu, w pokoju były trzy łóżka, ale odpowiednia ilość złota, zapewniła mu pokój dla siebie. oprócz łóżek, miał dużą szafę, dwa krzesła, stolik i półkę nad nim. Całość z dość dobrego drewna, i całkiem dobrej jakości, brakowało im tylko jednego. Przestrzeni.

Theodor miał kilka swoich rytuałów, których przestrzegał, kiedy tylko mógł, poza tym należy podsycać mity, o swojej osobie. To zapewniało sekundę zawahania u niejednego wroga.

Każdego ranka służąca z karczmy, dostarczała mu misę z wodą i świeży ręcznik, oraz zaostrzoną brzytwę. Jednym z jego dziwactw, było to, że nie korzystał z usług golibrodów, ani innych tym podobnych. Nie musiał zresztą, magia załatwiała większość z tych rzeczy za niego. Golić jednak lubił się sam, za pomocą brzytwy, jednak nie przeszkadzało mu, to w tym, aby magią ogrzewać wodę, i wypalać ostrze, przed goleniem.
Przejrzał się teraz w lustrze, jakby sprawdzał efekt. Zobaczył mężczyznę jak najbardziej wyglądającego na 60lat, około 190cm wzrostu, pociągłe i surowe rysy twarzy. Przepaska na lewym oku, wykonana u jednego najlepszego jubilerów w kraju. Siwe włosy krótko ścięte, wąsik i broda tego samego koloru. Każdy łatwo się domyśli, iż jest to obecnie jego naturalny kolor. Osoby, które znały Hessa, w latach młodości, albo jeszcze kilka lat temu, wiedziały, że miał bujną kruczoczarną fryzurę.
Strój także, był odpowiedni do jego wieku i stanu. Jedwabna bluzka z żabotem, czarne spodnie, buty oficerskie. Na barkach Czarnych dwurzędowy płaszcz nie nagannie skrojony w stylu oficerskim. Czarne grube skórzane rękawiczki dopełniają całości. Wszystko to kontrastuje z siwizną tego dojrzałego jegomościa. Podniósł ostatni element swojego przebrania, czarną laskę z ukrytym ostrzem. Laska była wykonana z polerowanego drewna, okutego w trzech miejscach, i na szpicu. Głownia wykonana z przezroczystego kryształu, szlifowanego na kształt głowy wilka. Założył na palec lewej ręki sygnet Ligi, srebrny szeroki pierścień, z srebrnym kamieniem, i szlifem oka, po czym ruszył do głównej sali na śniadanie.


Kolejnym jego dziwactwem, było jedzenie. Theodor uwielbiał dobre wina, zwłaszcza jeśli mógł je smakować w dobrym towarzystwie, ciszy i najlepiej kiedy miał dostęp do kilku rodzajów sera, aby odpowiednio pobudzać lub usypiać kubeczki smakowe.

Właściwie Grubego Panicza, jak na razie spełniał jego wymogi żywieniowe odpowiednio, nie tylko w kwestii win i serów, ale także mięsa, pieczywa, warzyw, co było kolejnym, choć mniejszym dziwactwem. Jedynym o co Heller nie umiał zadbać to cisza, ale cisza w tej gospodzie kosztowała by Hessa za dużo, toteż znosił hałas, często zagłębiając się w lekturze, starych ksiąg, których kilka zawsze miał z sobą.

Był w połowie, śniadania i rozdziału, kiedy wypatrzył w sali starego druha, i człowieka strapionego życiem, chyba bardziej niż ktokolwiek kto znał. Pytanie tylko co on tu robi, czy przybył przypadkiem wołany zewem nadchodzącej bitwy, czy ma inny cel. Warto by go obserwować.

Z sakiewki u pasa wyjął, kawałek pergaminu, pióro i kałamarz. Napisał krótką wiadomość.
“Masz tu jakiś cel Ebenhardzie? czy tylko szukasz sposobów uśpienia demona? Hess. ps zapraszam na kolację. Zapytaj wieczorem, i nie wcześniej barmana o mnie, a wskaże ci stolik.”


Dokończył śniadanie, i wychodząc, podszedł do Hellera, któremu przekazał karteczkę, wcześniej zalakowaną jego pieczęcią rodową, jako iż Ebenhard wiedział, jak wygląda herb Hessów. Polecił mu przekazać ją wojownikowi, za jakieś pół godziny i pod żadnym pozorem, nie mówić od kogo, dopiero przed kolacją może mu wskazać, przy którym stoliku siedzi.

Sam Hess, wyszedł, zabrał konia i zniknął na przejażdżkę, i zwiad, praktycznie na cały dzień. Właściwie to zdążył wrócić, wziąć kąpiel i pojawić się na kolacji, gdzie czekał już Ebenhard, jakiś jego towarzysz i kilku innych, którymi nie zamierzał się zbytnio przejmować, ot tło.
- Widzę, że patrzysz podejrzliwie na mnie Ebenhardzie, postarzałem się nieco, od kiedy ostatni raz się widzieliśmy. Ile to było lat 5? 6? Dla mnie czas był odrobinkę cięższy niż dla ciebie - mówił, lekko głos miał taki sam, i te same oczy, tych rzeczy zmieniał - ale to tylko drobna zmiana z tych widocznych. Nadal jestem tym samym Theodorem Hess’em, którego znałeś i który był ci przyjacielem. Ty za to się nie zmieniłeś, na zewnątrz, a w środku? - wyglądał jakby chciał coś jeszcze rzec, ale przerwał mu bajarz, co doprowadziło do ogólnej burdy.
- Weźcie wino i mięso, dokończymy u mnie na górze. Trzeci pokój po prawej - powiedział i wstał, aby poprowadzić Ebenharda i jego towarzysza, do swojego pokoju.


Idą musiał odepchnąć dwóch walczących, i uchylić się przed lecącym kuflem, ale po za tym, nie spotkało go nic gorszego. Dopiero na piętrze zobaczył, że trzech podpitych mężczyzn dobija się do jednych drzwi, z okrzykami, typu “nie zrobimy ci krzywdy”, “otwórz panienko, chcemy tylko się pobawić”

Hess wyprostował się, i jakby urósł. Złożył lewą rękę gest, przygotowując zaklęcie tarczy, a prawą przyciągnął do boku.
- Radzę wam zniknąć z korytarza zanim doliczę do trzech. Raz... -
- Eee, spieprzaj dzia... - zaczął pierwszy, ale spojrzał, na Theodora, na jego szaty i na sygnet, teraz dobrze widoczny. Nie speszył się jednak, widać alkohol silnie w nim działał, skoro zamierzał stanąć przeciw szlachcicowi i nie począł wycofywać się w korytarzu, toteż Hess powiedział szybko - Dwa, trzy. - i uwolnił zaklęcie telekinezy, które pchnęło nie tylko trzech pijaków, ale i zahuczało silnym podmuchem po ścianach i drzwiach, gasząc światło, które Hess po chwili przywołał w postaci kuli nad sobą. - Żebym was tu więcej nie widział. - powiedział do powalonych. Miał nadzieję, ze to kończy walkę, ale nie zamierzał, odpuścić, i miał gotowy dodatkowy atut, w postaci tarczy, na którą tamci by się nadziali, gdyby spróbowali go zaatakować.
 
deMaus jest offline