Kirryk
przygladam sie w milczeniu...po chwili wahania dodaje-tak...to by tlumaczylo dlaczego zgodzilem sie na wyprawe o ktorej nic nie wiedzialem...-zamyslam sie-no nic...w koncu co to by byla za praca bez posmaczku zagrozenia?-usmiecham sie i mrugam do towarzyszy-ale zapytam o to samo ,o co pytala nas nasza Dama... czy ktos rezygnuje? bo ja na pewno nie...zostalem o tego wynajety...i nie mam zamiaru zrywac danego slowa-patrze powaznie na reszte podroznikow-jesli decydujecie sie pozostac...dobrze byloby sie poznac,w koncu musimy sobie zaufac...-spogladam na czarodzieja-to sie tyczy nas wszystkich-siadam przy ognisku i wyciagam z jednego ze skozanych mieszkow ktore nosze przy sobie kawalek suszonego miesa...gdy koncze przekaske,wstaje i podchodze do moich rzeczy,ktore wiozl kon. Wyciagam jaka torbe i garniec...robie maly ruszt z grybych galezi nad ogniskiem,tak by moc powiesic na nich garniec...przygotuje nam cos do jedzenia...moze cos da sie tez upichcic z tych krolikow ktore podarowal nam nasz przyjaciel...ale musze isc nabrac wody,a do tego potrzebny jest strumien...zna ktos te okolice?-spogladam na innych...w koncu zdaje sobie sprawe ,ze wszyscy jestesmy tu po raz pierwszy...albo nikt nie wykazal zapalu pojscia ze mna-no coz...moze jednak ktos pojdzie ze mna w poszukiwaniu czystej wody? |