Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2011, 09:12   #129
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
- Sprawdzę, co z naszym transportem - słowa wypowiedziane przez Ravere zabrzmiały głucho i niosły ze sobą... proroctwo? Żadne z Was nie wierzyło, że krasnoludzki wóz razem z właścicielem jeszcze będą tam, gdzie ich zostawiliście. Niemniej jednak trzeba było to sprawdzić. Może jednak bogowie mają Was w opiece? Nowy transport pewnie by się i znalazł ale bagaże? Ich szkoda najbardziej...

- Czekaj, idę z Tobą - Aglahad zaoferował swoje towarzystwo nieco zbyt nerwowo, głos zabrzmiał trochę piskliwie, za co chłopak skarcił się w duchu. Czego się bał? Na sam widok pary na wozie coś mu się ściskało w środku. To, że na jego oczach stracili kompana było tylko jedną stroną monety. Bardziej ściskało go w gardle na widok kobiety tulącej najwyraźniej dziecko... Trudno mu było opadnować burzę uczuć. Aglahad miał ochotę do niej podbiec, odłożyć to zawiniątko gdzieś na bok i przytulić się tak mocno, jak jeszcze nigdy do nikogo. To niesprawiedliwe, że jedne dzieci mają mamy a inne nie... a jakby tak zamienić się miejscami? Przerażony własnymi myślami chłopak potrząsnął głową. Musiał uporządkować zamęt w głowie i sercu, zanim się spotkają, a przechadzka przez las (zapewne bezcelowa) będzie do tego celu idealna.

Klucząc nieco mniej, niż poprzednio, ostrożnie między drzewami, nie odzywaliście się do siebie. Każdy z Was myślał o własnych sprawach, odbywał jeszcze raz walkę, przeżywał rozterki... wychodząc nagle spomiędzy drzew z zaskoczeniem stwierdziliście, że oto przed Wami droga... Szybciej zabiły serca, gdzy się rozglądaliście wokół, widząc... szlak. Spojrzeliście tylko po sobie z przygarbionymi ramionami, jakby ktoś nagle położył na nich ogromny ciężar. Krasnoludzkiego wozu nie było, znikąd nie dobiegały żadne odgłosy. Rozejrzeliście się jeszcze po zaroślach, czy może krasnolud nie wyrzucił z wozu Waszych bagaży, ale nie. Droga była pusta pustką absolutną. Pozostało tylko wrócić i oznajmić tę ciężką prawdę pozostałym...

***

Rav i Aglahad zagłębili się między drzewa i niepostrzeżenie zniknęli Wam z oczu. Zresztą i tak nie zwracaliście na nich uwagi. Podbiegliście szybko do ludzi tulących się do siebie na unieruchomionym wozie. Z początku jakby Was nie zauważyli, dopiero po chwili mężczyzna zerwał się i zeskoczył z wozu.

- Witajcie... jesteście tacy młodzi... - zamilkł na chwilę, zaskoczony - wybaczcie mi, spodziewałem się... znaczy... to, co zrobiliście i JAK zrobiliście... myślałem, że jesteście trochę starsi, ale to przecież nie ma znaczenia - wyraźnie nabrał rezonu - ale co ja mam za maniery, właśnie uratowaliście nam życie a ja tu o wieku mówię! Wybaczcie mi, jestem Tom. Na wozie jest moja żona, Sara z naszą córką. Jeszcze nie nadaliśmy jej imienia, urodziła się w drodze... wczoraj... Jechaliśmy do Haven, do rodziców Sary, żeby spokojnie urodziła, bo wiecie, jej matka ma dar, pomaga rodzącym. Ale dziecko przyszło na świat o miesiąc wcześniej, niż się spodziewaliśmy. Nijak było zawrócić, przez góry się przeprawiać raz jeszcze, bliżej nam do miasta. Zwłaszcza, że miód wieziemy na targ... Brat żony, Jarre, pszczoły hoduje... - tu mężczyzna przerwał nagle i rzucił się w wodę po lewej stronie wozu. Po chwili zobaczyliście, jak wyciąga na brzeg ciało drugiego mężczyzny, mocno poobijane i pokrwawione, no i najwyraźniej martwe.

Spojrzeliście z niepokojem w stronę wozu. Nagle zdaliście sobie sprawę, że kobieta ani razu się nie poruszyła, nie wydała też najcichszego dźwięku od momentu zakończenia walki. Siedziała na wozie zwrócona do Was plecami, więc nie widzieliście, co robi. Musiała słyszeć Waszą rozmowę, jednak nie dała tego po sobie poznać w żaden sposób. Jak na złość, Amil gdzieś przepadł i Degary nie wiedział dokładnie, gdzie. Jedyne, co do niego docierało, to radość ze spotkania i... duma? Podążając za Waszym spojrzeniem, Tom również zerknął na żonę, jednak nie wydawał się zaniepokojony.

W tym momencie dał się słyszeć świst i marna strzała z głuchym stukiem wbiła się w burtę wozu, kołysząc się jeszcze przez chwilę...

***

Zanim na dobre weszliście w las, wokół Waszych głów począł śmigać ognik. Wydawał się czymś ucieszony, jak zwykle zresztą, i pulsował szaleńczym rytmem to lecąc w las, to znów krążąc wokół Waszych głów... zupełnie jak pies, który próbuje coś pokazać. Ale o co chodzi temu szurniętemu świetlikowi?

- Amil, odczep się - burknął Aglahad, gdy świetlik niemal zderzył się z jego nosem. Ten jednak nie dawał za wygraną, ciągnąc Was nie do końca w stronę, z której przyszliście...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline