Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2011, 22:12   #66
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Panna von Strom była młodą damą pełną zalet.
Niestety wśród nich nie było cierpliwości, ni umiejętności znoszenia odmowy. Panna von Strom zawsze stawiała na swoim. Nawet jeśli oznaczało to przejście do celu po trupach... lub w tym wypadku, po gruzach.
Mała niespodzianka młodej arystokratki spowodowała olbrzymią eksplozję.

Która całkowicie rozerwała drzwi do budynku parlamentu. Niemniej był to budynek parlamentu. Jeden z najważniejszych budynków na całym świecie. Tu zapadały decyzje zmieniające oblicze Imperium. Więc ucierpiały tylko drzwi, ale włączył się alarm.
Dorożkarz nie czekał na rozwój sytuacji, tylko uciekł od razu. I pozostawił trzy panny samym sobie. Katie zemdlała i obecnie była podtrzymywana przez służkę Victorii. Bardziej przyzwyczajoną do takich sytuacji Bella, patrzyła z paniką w spojrzeniu na swoją panią.
A deus ex machina parlamentu przeszła na tryb bojowy. Drzwi i okna zasłoniły grube metalowe płyty. Także i w miejscu gdzie pojawiła się wyrwa, momentalnie wysunęła się metalowa ściana. Z wnęk ściennych budynku wysunęły się lampki alarmowe i syreny. Oraz lufy...
-Budynek został zaatakowany. Przejście w tryb alarmowy. Proszę wszystkich o zachowanie spokoju.-ryczały głośno syreny budynku, a lufy skierowały się w kierunku kobiet.-Podejrzane o akt terrorystyczny, proszę o spokojne czekanie na przybycie funkcjonariuszy Scotlandyardu. Nie podporządkowanie się tej procedurze grozi atakiem bez strzałów ostrzegawczych. Powtarzam. Podejrzane o akt terrorystyczny, proszę o spokojne czekanie na przybycie funkcjonariuszy Scotlandyardu. Nie podporządkowanie się tej procedurze grozi atakiem bez strzałów ostrzegawczych...

Vicky pochyliła się nad nieprzytomną Katie i przytknęła jej palce do szyi, wyczuwając słaby puls, zaczęła grzebać w swojej torbie w poszukiwaniu soli trzeźwiących. Nie zwracała przy tym uwagi na komunikaty, które wykrzykiwał w jej stronę budynek. Grzebiąc za solami trzeźwiącymi patrzyła smętnie do środka torby i spojrzała z wyrzutem na Bellę mówiąc:
- Grzebałaś w mej torbie?
-Nie grzebałam. Panienko, powinnyśmy uciekać.- w głosie służącej była panika. Dużo paniki.
- To czemu nie mam w niej już żadnych swoich wynalazków? Tylko same nic niewarte szpargały? - westchnęła smętnie Vicky - I czemu mamy uciekać? Przecież nic nie zrobiłyśmy.
-Żeby nas nie zamknięto. I jak to, nic zrobiłyśmy? Panienka wysadziła drzwi!-krzyknęła niemalże Bella.
- Jaaaaaaa???! Coś ci się pokićkało, nie mam nic wspólnego z tymi wysadzonymi drzwiami i lepiej będzie jak sobie to ZAPAMIĘTASZ. - odrzekła jej na to Vicky szczególnie podkreślając ostatnie słowo i wyciągając rękę w której trzymała buteleczkę z solami trzeźwiącymi. Odkorkowała ją i podsunęła pod nos omdlałej Katie.
-Co się stało?-Katie wymruczała coś niewyraźnie. A Bella zaś kiwnąwszy jedynie głową dodała.-Lepiej stąd uciekajmy panienko, bo mogą panienkę niesprawiedliwie oskarżyć o napaść na parlament. Tylko te strzelby, co im lufy wystają.
- Nic nie mam na sumieniu to wiać nie będę. To pewnie ci terroryści co ciągle nas napadają i tym razem maczali w tym palce. - odrzekła jej na to Vicky i pochylając się nad Katie spytała - Jak się czujesz?
-Ale to do nas celują lufy strzelb!- rzekła spanikowana Bella, jakoś nie wierząc słowom Victorii. Zaś Katie wstając niemrawo, rzekła.-Lepiej?
- Podejrzane o akt terrorystyczny, proszę o spokojne czekanie na przybycie funkcjonariuszy Scotlandyardu. Nie podporządkowanie się tej procedurze grozi atakiem bez strzałów ostrzegawczych. -mówiła deus ex machina.-Odradza się wykonywanie gwałtownych ruchów, pod groźbą kontrataku.
- Bella nie ruszaj się lepiej, bo cię ustrzelą jak kaczkę. - rzekła Vicky próbując się nie roześmiać. Po czym ponownie spytała Katie - Jak się czujesz? Jak na dziewczynę pracującą w swoim zawodzie masz strasznie słabe nerwy.
-W moim zawodzie... nie ma eksplozji.- jęknęła Katie, a Bella dodała.-A w moim zawodzie od groma i zazwyczaj z winy panienki Victorii. Widzisz, nie nadawałabyś na osobistą służącą.
- Ciekawe czemu chcieli wysadzić ten parlament. Pewnie ich ta bezduszna maszyna wkurzyła. A ty Bello lepiej trzymaj jęzor za zębami, bo jak nic będziesz lochy zwiedzać jako mieszkaniec zamiast zwiedzający. - mruknęła Vicky dając kuksańca swojej służce.
-Zapewne razem z panienką.- odparł Bella i załamana rzekła.-Jestem zbyt młoda i zbyt piękna żeby mnie zamykano. I nie właziłam do łóżka ukochanego tak często jak panienka... to niesprawiedliwe.
- To nic nie gadaj jeno potwierdź to, że od samego domu ścigają nas jakieś zbiry, a dziś nawet Katie pobił jeden. I za nic w świecie się nie wyrywaj z informacją o moich wybuchowych zabawkach, a nadal będziesz młoda i z nadzieją na łóżko ukochanego. - pouczyła ją Vicky. - Pamiętajcie przyszłyśmy tu poinformować lorda o wypadku jego syna, toć biedak ma poparzone klejnoty rodzinne. I jak już odchodziłyśmy i byłyśmy z dala od tych drzwi to wybuchło coś i to nas zatrzymało bo Katie straciła przytomność, bo ma słabe nerwy. I nic więcej gadać nie musicie, resztę ja wyjaśniać będę.
-Poparzone, zupką co mu panienka na spodnie wylała.- mruknęła cichutko Bella.
- Ale poparzone więc nie oszukujemy, nie musimy wnikać w to jak się to biedakowi przydarzyło - mruknęła jej na to Vicky robiąc groźną minę.
Na siły policyjne dziewczęta długo nie musiały czekać. Pierwsze do nich dotarły mechaniczne psy tropiące . Chude czteronogie automatony, przypominające bardziej żelazne psie szkielety iskrzące energią elektryczną, niż puchate pieski. Stwory osaczyły trójkę dziewcząt ze wszystkich stron, warcząc.
Potem pojawiły się królewskie automatony wojenne. Obecnie rzadziej spotykane, bowiem zastąpiły je w wojsku nowe, ulepszone wersje.


Niemniej te które nie zostały zezłomowane, trafiły do sił porządkowych, choć używano je bardzo rzadko. Były bowiem stanowczo, za ofensywnie uzbrojone jak na codzienne działania policyjne.
Oczywiście kilka chwil i po pojawieniu się automatonów, przybyli sami policjanci ze Scotlandyardu.


Bowiem te automatony nie bardzo radziły sobie z sytuacjami, które ich zaskakiwały. I dlatego musiały być nadzorowane przez ludzi. Trzej policjanci wydali komendy do automatonów, po czym najstarszy z nich, z siwiejącymi wąsami, podszedł do trójki dziewcząt.
Przedstawił się mówiąc.- Aspirant James Warwick. Tak więc... co tu się stało? Dostaliśmy alarmową informację o ataku.
Podczas gdy najstarszy przeprowadzał rozmowę z dziewczętami, najmłodszy poszedł porozmawiać z deus ex machiną parlamentu.
Vicky widząc miła twarz pochylającą się nad nimi spojrzała do góry a jej oczy zalśniły od łez. Zaczęła chlipać i wyrzucać z siebie słowa jak z automatu:
- Przyjechałyśmy powiadomić lorda Stanforda.... <chlip>, że jego syn miał wypadek i jest poparzony, a tu najpierw ta machineria.... <chlip> nie chciała nas wpuścić, potem... <chlip> kazała nam czekać <chlip>, a biedak zapewne cierpi i chciałby by ojciec dowiedział się jak najszybciej o jego wypadku. Jak postanowiłyśmy pojechać do niego, bo zostawiłyśmy tu wiadomość to odchodząc usłyszałyśmy huk i tyle dymu... Ktoś nas chciał zabić... <chlip> to pe... pe... pe.... <chlip>, pewnie te typy co dziś nas już napadły i Katie pobiły... - chlipiąc rzuciła się w stronę policjanta siorbiąc przy tym nosem. - Proszę... <chlip> proszę nam pomóc i nie opuszczać nas aż lord Stanford przejmie nad nami opiekę, te miasto jest straaaaaaaaaaaszne dla samotnych kobiet... <chlip> takie niebezpieczne, takie... takie... <chlip>.
-Eeehhhhmmmm... może panienka zacznie po kolei, mówić o wydarzeniach, które się tu... wydarzyły.- “napadnięty” przez chlipiące dziewczę policjant zupełnie stracił rezon. Tym bardziej, że niewiele z jej tłumaczeń zrozumiał.
Vicky jeszcze głośniej zachlipała i zaczęła od nowa:
- Przyjechałyśmy powiadomić lorda Stanforda.... <chlip>, że jego syn miał wypadek i jest poparzony, a tu najpierw ta machineria.... <chlip> nie chciała nas wpuścić, potem... <chlip> kazała nam czekać <chlip>, a biedak zapewne cierpi i chciałby by ojciec dowiedział się jak najszybciej o jego wypadku. Jak postanowiłyśmy pojechać do niego, bo zostawiłyśmy tu wiadomość to odchodząc usłyszałyśmy huk i tyle dymu... Ktoś nas chciał zabić... <chlip> to pe... pe... pe.... <chlip>, pewnie te typy co dziś nas już napadły i Katie pobiły... - i znów zaczęła płakać rozdzierająco od czasu do czasu przerywając by dodać: - A on ją tak bił.. <chlip> i bił i bił, a ona... <chlip> upadała.... <chlip> niech pan sam zobaczy jej poobijaną buzię...<chlip> i oni.... <chlip> nawet tutaj chcieli nas zabić... tylko pewnie nie trafili, bo odeszłyśmy od drzwiiiiiiiii....<chlip>.
-Panie...nko.- mężczyzna zwrócił uwagę na strój Katie, świadczący o uprawianej przezeń, profesji.-Co właściwie wydarzyło się tutaj? Skąd ten wybuch? I o co chodzi z tym pobiciem?
- A skąd ja mam wiedzieć skąd ten wybuuuuuuuuuuuch. -rozpłakała się jeszcze bardziej Vicky aż jej z nosa zaczęło cieknąć i nie omieszkała temu zaradzić mając niedaleko mankiet policjanta. - Przecież... <chlip> rzekłam iż odeszłyśmy, szłyśmy do dorożki a tu nagle huk i ta maszyna mówiąca, że... <chlip>, że.... <chlip>, że nas zastrzeeeeeeeeeeeeeeeeli. - tym razem ostatnie słowa przypominały bardziej zawodzenie niż płacz.

Młody policjant podszedł do starszego, na którym uwiesiła się Victoria, a który błagalnie patrzył na pozostałe dziewczęta, milczące jak im panna von Strom nakazała.
-I co ustaliliście posterunkowy?- spytał młodziana. Ten kiwnął głową i zaczął odczytywać z notesika.-Atak nastąpił u wejścia, wybuch zniszczył drzwi. Co uruchomiło procedury awaryjne. Nikogo poza tymi o to pannami tu nie było. I to one dobijały się do wejścia. Dlatego... deus ex machina uznała je za terrorystki. Nie stwierdzono, żadnego podejrzanego pakunku.
-Wygląda na to, że panny będą musiały się udać z nami na komisariat.
- Najpierw proszę sprowadzić lorda Stanforda. On z nami niech pojedzie, tu... tu... nie ma żadnej sprawiedliwości, jak chcecie nas panowie zabrać, a terroryści i zbóje co pobili Katie i nas chcieli zabić w biały dzień pod drzwiami tak szacownego budynku sobie łażą gdzie chcą. - pomiędzy kolejnymi chlipami zażądała płaczliwie Vicky.
-Nie ma powodu by niepokoić lorda Stanforda, nie związanymi z nim sprawami.-stwierdził policjant po chwili zastanowienia.
- Jest!!! Bez niego nigdzie nie pójdę! Jestem córką lorda von Stroma, jak nie przyjdzie lord von Stanford to się mu poskarżę na was. Nawet ten dorożkarz co odjechał musiał być z nimi w zmowie, bo czemu uciekł? - spytała nagle Vicky policjanta.
-Więc jako szlachcianka, wie panienka co to jest obywatelski obowiązek i jego spełnianie? Nie jest panienka o nic oskarżona.- rzekł w odpowiedzi Warwick.-Acz uchylanie się od obywatelskiego obowiązku, może być podejrzane. W zasadzie panienki pojadą, by ktoś odpowiedni wysłuchał waszych zeznań w sprawie zamachu.
- Ja sie booooooję <chliiiiiiiiiiip>... ja chcę by wujcio Stanford ze mną pojechał na ten obowiązek. Nie ma pan dzieci? Nie ma pan serca, chciałby pan by ktoś je zastraszal tak jak pan mnie? Proszę przyprowadzić wujcia i pojedziemy. - i ponownie wybuchnęła płaczem tym razem zawodząc głośno.
-Proszę sie wziąc w garśc, nie ma pani pięciu latek. Gdzie panienki godność?- obruszył się policjant.
- To nie pana napadnięto, nie pana pobito, nie pana chciano zabić jakimś wybuchem i nie w pana celowała broń sztucznej machinerii. Proszę by pan przyprowadził mego wujcia i wtenczas zobaczymy czy tak samo będzie pan mi kazał się brać w garść. - rzekła Vicky zadzierając podbródek do góry ale nie przestając beczeć.
-Jakoś nie widać śladów pobicia u panienki, ani śladów po wybuchu.-stwierdził Warwick i rzekł do zastępcy.-Wilson, podstawiaj powóz, niech się nimi w Scotlandyardzie zajmą. Boże. Tyle płaczu z powodu zeznań.- po czym dodał.-Z nami i w Scotlandyardzie jest panienka bezpieczna.
Posterunkowy Wilson, zaś pogonił po powóz.
- Może tam i jestem, ale będę musiała stamtąd wyjść. Bez wuja nie jadę, a przy najmniej dopóki mu nie powiem gdzie ma po mnie przyjechać. To szczęście moje iż Katie pobił po twarzy a nie mnie, drugi raz mogę takiego nie mieć. Jak mnie zabije to wtenczas będzie Waść zadowolony? Czekam na wuja, jak pan chce, proszę poczekać ze mną. -rzekła Vicky siadając na trawniku i smętnie opierając głowę o kolana. Ramiona jej zaś raz po raz wstrząsał spazm płaczu.
Wóz podjechał, dwa kare konie i opancerzona buda. Policjanci spojrzeli z zakłopotaniem, na “rozpaczającą” Vicky stawiającą bierny opór władzy. Po czym naradzali się cicho przez chwilę.
Wreszcie dwóch z nich, chwyciło Victorię pod pachy i uniosło w górę.
- Raaaaaatunku! Policja, a używa siły do niewinnej dziewiętnastolatki! Ciekawe czy lord Stanford to pochawli? Proszę mnie natychmiast puścić! Sam pan rzekł że tylko chce pan przesłuchać to czemu mnie siła ciągniecie? - jeszcze żałośniej się rozpłakała dziewczyna z całej siły zapierając nogami i szarpnęła się do tyłu.
Niestety to, że dookoła policjantów krążyły automatony, oraz fakt, że owa przemoc wobec Victorii była wyjątkowo mizerna sprawiły, że nikt z przechodniów nie kwapił się z bohaterskim rzuceniem do pomocy. Victoria wylądowała w wozie, posadzona wyjątkowo delikatnie. A po chwili także Bella i Katie. Które zresztą wolały wejść, na własnych nogach. Drzwiczki zostały zamknięte i cała grupka dziewcząt, ruszyła do Scotlandyardu. A przynajmniej tak im się wydawało.
Vicky spojrzała na dziewczęta i szepnęła do nich:
- Nie ważcie się powiedzieć ani słowa, dopóki nie przyjedzie lord Stanford... chyba, że chcecie siedzieć z bandziorami w więzieniu. Nie jesteśmy podejrzane jak rzekł ten policjant, więc zmuszając nas do pojechania z nimi naruszyli nasze prawo do wolnego decydowania czy chcemy jechać czy nie i lord Stanford zapewne im tego nie daruje.
-Nie przypominam sobie takiego prawa panienko.- mruknęła Bella, po czym obie się zgodziły milczeć jak grób.
Podróż wydawała się nudna, ale Katie chyba była przyzwyczajona do wożenia w takich pojazdów, bo była bardzo spokojna. Natomiast Bella była w o wiele bardziej nerwowym nastroju.

Huk wystrzału!
Najpierw jeden, potem drugi.
Potem nastapił kolejny wybuch, który wstrząsnął powozem wywracając go na bok, razem z dziewczętami. Bella wylądowała na Vickty. Panna von Strom machając nóżkami i prezentując fikuśną bielizną (żadne tam pantalony, a co!), wylądowała brzuchem na podłodze, przyciśnięcia Bellą do podłoża. Katie zaś pleckami obok niej.
Tyle że podłoga, pełniła przed chwilą rolę ściany powozu, a drzwi dotąd zamknięte, podczas upadku rozwaliły się.
I tak trójka dziewcząt mogła ze zdziwieniem wyjrzeć ostrożnie z przewróconego wozu, na zewnątrz. A tam się działy sceny dantejskie.

Huk minidział, krzyki kobiet, uciekająca w panice gawiedź. Psy atakujące szarżujące automatony obcego pochodzenia. Duże patyczkowate maszyny, strzelające do policyjnych robotów.


Chuderlawe roboty uzbrojone były w szybkostrzelne karabiny, którymi ostrzeliwały policjantów i królewskie automatony bojowe. Psy musiały polegać na swej szybkości, bowiem nie były uzbrojone w broń palną. Zaciskając paszcze na metalowych kończynach uruchamiały prądnice. Zwykły ładunek mógł jedynie porazić człowieka nie czyniąc mu krzywdy, ale policjanci wydali polecenie, by roboty mogły użyć pełni mocy. I rozgrzane do czerwoności korpusy psów produkowały dość energii, by kły psów raziły prądem przepalającym obwody i niszczącym maszyny. Niemniej kule wrogi automatonów, przebijały pancerze i rozwalały czaszki policyjnych robotów.
Walka toczyła się zaciekła, ale chaotycznie.
Do tego jeszcze... huk wystrzału tak głośny, że przebijał się przez huk armatek królewskich automatonów.
Jeden z kryjących się za wozem policjantów, padł z przestrzeloną głową. Jego dwaj towarzysze krzyknęli do automatonów, by obrały nowy cel. Snajperkę skrywającą się na dachu starego budynku.
Pierwszy który się obrócił w tamtym kierunku i wycelował armatę, oberwał w głowę i zdezaktywowany osunął się na ziemię.
A Vicky... rozpoznała tą snajperkę.


Była to ta blond zdzira, która podrywała Douglasa w zajeździe “Pod wesołym automatonem”!
Teraz ubrana w bordowy mundur i bez agresywnego makijażu, ale panna von Storm nigdy nie zapominała konkurencji.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-10-2011 o 22:15.
abishai jest offline