Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2011, 11:30   #142
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Gaudimedeus


Stopy Manuela połykały przestrzeń, stopy Manuela deptały ziemię i kamienie posadzki i zdawały mu się, że wzniecają miriady iskier, że ciągnie się za nim w biegu migotliwy ogon niczym za kometą.

Biegł, a równie szybko jak jego stopy pędziły jego myśli. Okręt otoczony przez inne gwiazdy, Węża Morskiego, którym powodował Obcy, Wilcza Armia z dwoma dowódcami, poprzedzana przez Rękę Boga. Zatrzymany czas, zamarli w pół ruchu z grymasem na twarzach przeciwnicy... Co się stanie, jesli któregoś zabraknie, czy Okręt wymknie się z pułapki i ruszy ku innym wodom?

Te myśli jednak uciekały, rozmywały się w długie pasma pajęczyny i umykały gdzies w mrok za jego plecami. Przed nim snuła się woń perfum Graziany, tak wyraźna, że niemal namacalna, tak mocna, że zdawało mu się, iż mógłby biec za nią jak Tezeusz w labiryncie za nicią Ariadny... lub owinąć ją wokół dłoni i przyciągnąć Grazianę do siebie, wyrwać ją z rąk Hamilkara.

Czyż nie pokazywała od zawsze, że jest jej bardziej od wszystkich drogi? Czyż nie broniła go przed Eugeniem, łagodząc spory, cofając twarde i niesprawiedliwe nakazy przełożonego? Myśli Manuela stanęły w ogniu, jakże innym niż ten, które je dotychczas trawił. W tej pogoni, w tym biegu jakże krótkim zdążył obrócić po tysiąckroć każde słowo, uśmiech i gest swej nauczycielki i nowe im nadać znaczenie. Biegł i rosła w nim pewność, że nie tylko kocha, ale i jest kochany.


Jeśli zaś ktoś zechce mu to odebrać... Dłoń Manuela skoczyła ku zimnej stali sztyletu, a oczy zalała mu czerwień krwi, co go dusiło za gardło, coś mu pochwyciło w imadła płuca i zdało mu się, że to krew Bajjaha mu zaszkodziła, że oto umiera... nim pojął, że to pierwsza od dziesięcioleci wściekłość.

Giordano


Korytarzem poniósł się ni to jęk, ni szloch, zwierzęcy okrzyk bólu bez słów. Cykada zdjęła rękawiczki i cisnęła je pod ścianę.
- Ruszaj. Ty przodem.
Popchnęła go delikatnie palcem w plecy.
- Boisz się? - zdążył jeszcze zapytać.
- Oczywiście - odszepnęła ledwie słyszalnie. - Ze wszystkich uczuć strach umiera ostatni. Kiedy się już nie boisz, to znak, że nie zostało nic z człowieka i jesteś potworem.
- Mówiłaś, że jesteś potworem...
Milczała przez chwilę.
- Tak. Kłamałam. Ale nic już z tym nie zrobisz, słodki Giordano.


Chciał zaprotestować, ale powstrzymał go przed tym gniewny grymas jej twarzy i uniesiona dłoń. Kiedy ruszył przed siebie ku miejscu, skąd dobiegał go głos ojca, nie jego się lękał. Może wyzbył się tego strachu już wcześniej, może uodpornił sie na niego, bo zbyt wszechobecny był i przemożny.

A być może wyparł go strach potężniejszy, bo zrodzony ze słów tej, która była najdroższa jego sercu.

W czym jeszcze? W czym jeszcze skłamałaś?

Drgnął, gdy światło pochodni wydobyło z ciemności zwalistą postać Hamilkara. Rosły, barczysty, o potężnych ramionach i siwiejących włosach oplatajacych surową twarz o wąskich ustach i prostym, cienkim nosie. Już nie w sile wieku, ale jeszcze nie starzec, już siwiejacy, oczy otoczone siatką zmarszczek, ale ciągle prosty i gibki, dumny i pełen godności jak król z dawnych czasów, którym przecież... był.

Graziana Mendoza leżała u jego stóp bezradnie wodząc rękami po posadzce, kurz i pajęczyny czepiły się jej sukni, rozplecione i potargane włosy skrywały pół twarzy, w oczach miała bezmiar bólu i strachu, wokół ust - krew.

Szkarłatne plamy wykwitły również na rękawach Hamilkara i Giordano z dreszczem pojął, iż to nie była figura retoryczna, że jego rodzic naprawdę wyrwał wiedźmie język.

Na surowej twarzy Hamilkara nie pojawił się choćby i ślad zdumienia, jakby to spotkanie planował i czekał na nie od dawna. Powiódł spojrzeniem od Włocha do postępującej za nim Cykady.

- Witaj, Giordano - powiedział, jakby widzieli się ledwie wczoraj, a jego rozwarte usta zdały się Zelocie uchylonymi wrotami piekieł. Graziana zabełkotała coś niewyraźnie, kopnął ją w twarz, nie odrywając spojrzenia od twarzy Włocha.

W tej pełnej napięcia chwili do uszu Giordana dobiegł dźwięk, którego się nie spodziewał. Śmiech. Cykada śmiała się za jego plecami, serdecznym, głośnym śmiechem. Potem poczuł silny cios pod kolanami, zachwiało nim, musiał przyklęknąć i wtedy wyrwała mu broń. Cisnęła oręż pod ścianę, okręciła dłoń wokół jego włosów, zmusiła do odsłonięcia gardła wbijając kolano między łopatki. Hamilkar postąpił krok do przodu, z ust wysunęły się zęby, co pani Zwierząt skwitowała kolejnym wybuchem śmiechu.

- Patrz, co tu mam, Hamilkarze. Puść wiedźmę, to ci go oddam.

Gaudimedeus


Manuel w końcu zgubiłby drogę, gdyby nie natknął się w podziemiach na sługę Nosferatów, okrwawionego, przerażonego do granic szaleństwa. I przeraziło go, że jego ręka sama wymierzyła prostaczkowi policzek, przeraził go głos zadający pytania, wydobywający się z jego ust, ale nie jego, władczy i bezlitosny.

Czy miało to jednak jakiekolwiek znaczenie? Poznał drogę, a potem poprowadził go śmiech Cykady. Węża morskiego. Nawet nie zdziwił się, że tu była. Czyż nie powinna tu być?

Jasne włosy Gangrelki bielały w ciemności, pochodnie rozpalały na nich długie błyski. Obok niej stało dwoje Zwierząt, przed nią klęczał ktoś, kogo twarzy nie widział, kogo przytrzymywała za włosy.

- Puść wiedźmę...

Gdzieś zza nich dobiegł go na pół zwierzęcy szloch i Manuel rozpoznał w nim nie bez trudu głos Graziany. Zanim sięgnął po sztylety, przemknęła mu zadziwiająco trzeźwa i wolna od gniewu myśl.

Ty wiesz - jest światło w ciemności - powiedziała mu Hajat przy pustelni na drodze do Oka Zachodu, a w jej głosie nie było nic prócz niewzruszonej pewności i wiary. W jego. W Manuela.

Czy naprawdę wiedział? Obrączka była zimna i martwa.
 
Asenat jest offline