Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2011, 12:34   #58
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Czhy th phanhią bholhało? – mały zombie wpatrywał się w nią z typową dziecięcą ciekawością.
CG przez moment nie mogła wydobyć z siebie głosu. To już była lekka przesada. Najpierw robi się przezroczysta, później staje w płomieniach jak pochodnia. Co się stanie następnym razem? Jest w połowie drogi żeby przerobić listę superzdolności Fantastycznej Czwórki...

Przykucnęła nad dzieciakiem i zmierzwiła dłonią jego skołtunione włosy. Nigdy nie umiała dogadywać się z dziećmi ale uznała, że ten gest stawia ją w lepszym świetle. Taki manifest pod tytułem: hej, patrz jak lubię was gówniarzy.
- Nie, nie bolało. Zrobisz coś dla mnie mały?
- Niee - pokręcił głową. - Bhohem shie chiebie.
- Świetnie... - CG groźnie zmrużyła oczy. Plan przyjaciółka wszystkich bachorów świata właśnie wziął w łeb. No ale jeśli nie po dobroci to trzeba inaczej.
- Nie chcesz żeby ci się stało coś złego, prawda? - nawet nie musiała się wysilać żeby jej ton zabrzmiał groźnie. Z reguły mówiła rzeczowo bez nadmiernego ciepła w głosie czy szczerzenia się. - Żeby ta zła pani, która czasem staje w płomieniach cię skrzywdziła, co?
- Nhie - zombiak zaczął niezgrabnie kusztykać, byle dalej od Cg. Najwyraźniej niewiele potrzebował, by spanikować.
CG złapała gnojka za ramię.
- Posłuchaj... Zachowaj dla siebie to co tu widziałeś, rozumiesz? Albo znajdę cię i uwierz mi, śmierć będzie najmniejszym z twoich problemów.
Wystraszony dzieciak - zombie pokiwał z takim zapamiętaniem głową, że prawie mu odpadła.

Dobra CG, włąsnie dostałaś nominację na sukę sezonu.
Nie była z siebie dumna. Ale nadmiernych wyrzutów sumienia też nie miała. Jeśli nie chciał się zgodzić po dobroci musiała uciec się do drastyczniejszych środków. Stawka była zbyt wysoka aby ryzykować... Kto wie, jeśli nawet MR by chłystka przesłuchiwał to istniała teraz spora szansa, że nie puści pary z ust. Cel uświęca środki, jak mówią.

Do wieczora miała jeszcze sporo czasu i nie bardzo wiedziała jak go spożytkować. Znała sporo osób w tym mieście, przyszedł czas aby wykorzystać kontakty.
Zrobiła sobie pół godzinny spacerek aż dotarła w znajome rejony zapuszczonego mrocznego Londynu. Wokół roiło się od bezdomnych, ubranych w cuchnące puchowe kurtki mimo potwornego upału. Niektórym chyba zawsze jest zimno. Albo wszystko jedno.

Wybrała zejście do metra i przeczesała kilka podziemnych korytarzy.
Odnalazła wreszcie znajomą twarz. Pewne rzeczy się nie zmieniają. Czternaście miesięcy później chudy staruszek dalej tkwił na swoim stanowisku niby budda pod drzewem figowym.
CG ukucnęła na piętach przed mężczyzną i złożyła mu głęboki ukłon w pokornym azjatyckim stylu.
- Mistrzu Po.
Kiedy uniosła czoło zobaczyła jego uśmiechniętą, pomarszczoną jak rodzynek twarz.

- CG Lawrence - poklepał ją po dłoni i poczekał aż przysiądzie się obok oparłszy plecami o ścianę. - Słyszałem, że nie żyjesz.
- Dobrze słyszałeś mistrzu Po.

Nie spieszyła się. Staruszek potrafił słuchać i opowiedziała mu wszystko z detalami. O przegranym zakładzie, o swojej śmierci i niedawnym powrocie. I wreszcie o wszystkich tych dziwnych rzeczach, które zaczęły ją dotykać.
Nie przyszła tu bez powodu. Mistrz Po był jednym z najpotężniejszych osób jakie poznała. Jego metafizyczna moc przelewała się w nim jak dzikie fale w oceanie. Miał jej niemal bezmiar. MR próbował kilkakrotnie go zwerbować. Totalnie bezskutecznie. Staruszek nie był zainteresowany światem zewnętrznym. Większość życia spędzał na kontemplacji siebie i chyba istotnie miał coś z buddy. Był mądry, oderwany od rzeczywistości i zdawał się wiedzieć rzeczy, których inni nie pojmowali. CG bliżej poznała się z nim kiedy odkryto jej chorobę. Przychodziła do niego gdy ból robił się nie do zniesienia i nawet garść pigułek nie przynosiła ulgi. Ale dłonie mistrza Po nałożone na głowę owszem. Czasem podejrzewała, że on nie jest człowiekiem.
- Czego ode mnie oczekujesz? - zapytał dziadek uśmiechając się zaraźliwie.
- Myślałam, że coś mi poradzisz. Podpowiesz. Jestem zagubiona mistrzu Po. Nie wiem co się ze mną dzieje. Boję się, że to wszystko wymyka mi się spod kontroli. Że w końcu to obróci się przeciwko mnie. Powiedz, czy wiesz co mi dolega?
- Życie. Dolega ci życie - przemawiał do niej jak do dziecka poklepując pokrzepiająco po dłoni. - Ten dziwny stan, który nie jest śmiercią. Nie można wrócić z Krain Zmarłych. Bez konsekwencji. Sądzę, że to są właśnie konsekwencje.
Westchnął cicho.
- Loup garou, kanji, kitsune - wszytskie zapłaciły cenę za powrót. Ty ją rownież zapłaciłaś. to oczywiste. Tylko, w odróżnieniu od ciebie, oni ją znają.
- Czy mogę nauczyć się to kontrolować? Cena brzmi jak negatywne konsekwencje. Czy nie mogę obrócić je na atuty?
-Yin, Yang. Światło i ciemność. Oczywiśie, że możesz. Ale czy dasz radę? Podstawą jest zrozumienie tego, czym się stalaś. Bo człowiekiem na pewno nie jesteś. Emanujesz. Jak Umarli. Tylko mniej intensywnie. Mniej zauważalnie. A aby kontolować porzeba zrozumieć. Ty rozumiesz?
- Nie - odparła zgodnie z prawdą. - Ale dlatego tu jestem. Podziel się ze mną swoją mądrością mistrzu Po - pochyliła głowę w geście niższości. - Wiesz czym jestem?
- Jeśli ty nie wiesz, to jak ja mogę wiedzieć? Wiedza płynie z wewnątrz. Jaźń określa naszą świadomość. Dusza. Ona zostaje niezmieniona. Zapytam więc raz jeszcze. Kim jesteś?
- Jestem tym kim byłam - wzruszyła ramionami. - Co zabawne nawet fakt, że zginęłam nie sprawia że czuję się inaczej. Gdyby nie te... efekty uboczne nie zaprzątałabym sobie tym głowy. Ale ja nawet nie wiem czy nie jestem niebezpieczna dla otoczenia. Dziś, kiedy moje ciało zmieniło się w płomień, wiesz jakie pytanie sobie zadałam? Czy gdybym spała w łóżku nie puściłabym z dynem całej kamienicy? Włącznie z jej mieszkańcami?
- A czy ten ogień cokolwiek zapalił? Bo nie wydaje mi się, z tego co opisałaś? To raczej emanacja. Czy groźna? Nie wiem.
- Nie, nic nie płonęło. To znaczy poza mną. Chociaż i ja tego nie czułam. Masz rację mistrzu, za bardzo roztrząsam sprawę. Będzie co ma być. Nie żyję - uśmiechnęła się krzywo. - Gorzej już przecież nie będzie. Trzeba robić swoje i nie myśleć o rzeczach na które nie mamy wpływu.
- Zen. Prawie.
- Słucham? - nie do końca pojęła słowa mistrza. - Radzisz mi medytację?
- Nie zaszkodzi.

Spędziła w obskurnym tunelu metra trochę czasu. Siedziała na skrzyżowanych nogach i próbowała odszukać wewnętrzną pustkę, miejsce gdzie kończy się ona sama i zaczyna wielkie nic. Mistrz Po dał jej najpierw kilka wytycznych. Wskazówek, które bardziej przypominały filozoficzne formuły niż instrukcję obsługi sprzętu AGD. Niemniej CG starała się wcielić je w życie.
Pozostało
jeszcze trochę czasu przed umówionym spotkaniem na Covent Garden. Zresztą, miała dość łażenia cały dzień piechotą w pełnym słońcu. Bolały ją nogi, nie było jej stać na gówniane metro albo taksówkę. Postanowiła złapać okazję w stronę centrum.

 

Ostatnio edytowane przez liliel : 31-01-2012 o 10:28.
liliel jest offline