Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2011, 15:16   #59
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
- Jestem Cameron. Pogadamy.
Eureka normalnie. Przedstawił mi się koleś z zdjęciem którego biegałem po parku i o niego pytałem. W życiu bym nie zgadł. Do tego łak jak to łak nawet gadać nie potrafił i nie opanował typu pytajacego. Albo nie łapał która to strona ma prawo do rozkazów. Bym mu to wytknął gdyby łeb mnie tak nie nawalał. A może własnie dlatego chciałem mu to wytknąć. Zamiast tego wyciągnąłem rękę, którą mi uścisnął.
- Grosvenor Dusty. Z przyjemnością.
Poszedłem za nim pod drzewko i czekałem aż się odezwie.
- Więc? Co chce ode mnie MR?
- MR nic. Ja chciałem prosić o pomoc w sprawie czterech zabójstw. Nie wiem czy słyszałeś to może Ci opowiem. Trzech skurwieli z małymi fiutami postanowiło się odegrać na pewnym bezdomnym. Łatwy cel bo oprócz tego, że bezdomny to jeszcze zombi. Obaj wiemy, że zombi przez postępujący rozkład nie są silni. Pech chciał, że za zombiakiem ktoś się ujął. I w szale zabił tych skurwieli a potem uciekł na teren tego parku. Był to łak. Tak ja to widzę. A teraz powiem Ci jak to widzi większość z MRu. Trzech zagubionych młodzieńców wpadło na głupi ale nieszkodliwy pomysł zniszczenia ciała. Mała szkodliwość społeczna. Mieli pecha trafić na bestie, która ich brutalnie zamordowała. Nie koloryzuje, większość MRu naprawdę tak to widzi. Już rozumiesz czemu chciałem się spotkać z Tobą zanim moi partnerzy to zrobią? Bo jeden z nich widzi wszystko tak jak mu dowództwo każe. Pogadamy jak Twego kumpla z tego wyciągnąć?

- Ale z ciebie gaduła - westchnął ciężko łak. - Fajnie gadasz. Mądrze. Przekonująco. Ale co te całe gadanie ma, kurwa, ze mną wspólnego? Jak park jest pod nosem, to pewnie ktoś z tutejszych łaków? Proste myślenie. Brak dowodów. Może przyjezdny zmiennoksztaltny? Może wyjątkowo brutalny wampir? Może szaleniec z piłą mechaniczną i taaakim hakiem? Dlaczego ktoś z mojej ferajny? To myslenie od dupy strony. Po mojemu, wiesz. tak sprawa się ma.
Wolnym, nieprowokujacym ruchem wyciągnąłem papierosy i wyciągnąłem do niego.
- Palisz?
- Jedynie głupa przy laseczkach.

Zaśmiałem się i wyciągnąłem sobie szluga.
- Ale ja sobie zapalę, okey?
Spojrzał na mnie jak na idiotę, no tak łak nie był przyzwyczajony do kurtuazji. W końcu wzruszył ramionami.
- Rak płuc mi nie grozi, więc pal na zdrowie. W ciąży też nie jestem.
- Dowody... Dowodów nie zbierałem. Bo nie chce przyjść tu z nakazem. A przed nim zbieram dowody. Ja chcę tę sprawę załatwić sprawiedliwie co nie zawsze równa się zgodnie z prawem. Ale już Ci mówię czemu najprawdopodobniej był to łak z Twego parku. Do zabójstw doszło zaraz po morderstwie Johna. John był bezdomnym z Twego parku. Nie oszukujmy się, nikt kto by go nie znał nie naraziłby się atakując trzech karków. No może prawie nikt. Na pewno nie przyjezdny łak czy szaleniec z piłą mechaniczną. Więc dlatego przyszedłem do Ciebie pogadać zamaist szukać socjopatów czy przyjezdnych.

- Aha. I jaki masz plan, Sherloku?
Ledwo opanowałem śmiech, skończyło się na uśmiechu. Tak na mnie na początku wołała Emma.
- Wybacz, ten zwrot mi coś przypomniał. Kogoś z dawnych znajomych kto zmarł. Jaki mam plan? Wykorzystać wszystkie przepisy prawne i swoje wtyki by ten Twój kumpel zamiast nakazu dostał coś mniej ostatecznego. Już raz coś takiego robiłem a sprawa byla bardziej poważna bo łaczka zaatakowała regulatora na służbie. Robię to bo kurwica mnie trafia gdy każą MRowcom latać za kimś kto zrobił... właściwą rzecz a każe chronić skurwieli. Ale będę chciał coś za to. Informacje. Będę chciał by ten który zabił tamtą trójkę opisał mi dokładnie i szczerze swój stan. Co czuł gdy stracił kontrolę, czy było coś dziwnego przed tym. I chcę by to zrobił szczerze. A potem żebyś mi powiedział czy to poprostu zwierz przejął nad nim kontrolę czy to coś z zewnątrz. Znowu się rozgadałem. Co o tym sądzisz?
- Niby fajnie, ale widzę małe ale.
- Słucham.
- To nikt stąd. Serio.

Lubiłem Camerona, znaczy tak jak mogłem lubić łaka, powinien pójść do odstrzału jako jeden z ostatnich. Szanowałem go, że chroni swoich ale... mógłby się nauczyć kłamać. Bez tego nawet ja mogłem go wciągnąć nosem nie mówiąc już o takich rekinach intryg jak Lynch. Udałem zasępienie i zaciągnąłem się fajkiem.
- To chujowo. Bo w MRze myślą że stąd. Sprawa jest polityczna więc jeżeli do jutra nie załatwie tego po swojemu to zrobią pokazówkę. Ręczyłem za to swoją reputacją. Cóż... Tak nie moge Ci pomóc. Uważajcie na siebie, będzie trzeba to w tym wypadku dowody i sfabrykują. Ktoś od Was poleci. Niewinny. No ale dzięki za rozmowę. Trzymaj się i pilnuj swoich. Widać, że na nich Ci zależy, potrzebują takiego lidera.
Skinąłem mu głową z szacunkiem ale i zmartwieniem następnie odwracając się w stronę samochodu. Nie musiałem być jasnowidzem jak Harry by wiedzieć co nastąpi.
- Zaczekaj.
W głosie łaka było słychać wahanie.
- Ręczysz słowem, że nic się temu komuś nie stanie? Że go wybielisz?
I miałem go w garści. Wystarczyło przytaknąć, przysiąc na tysiąc różnych rzeczy i zapakować winnego do samochodu a potem odstrzelić. Tak powinien zrobić Regulator. Wspominałem, że nie uważam się za niego? Miałem zamiar z tej sprawy wyciągnąć wszystko, dlatego zagrałem inaczej. Wziąłem ciężki oddech, odwróciłem się i grałem dalej.
- Nie. Ręczę, że albo go wybielę albo nigdy go nie spotkałem i poprostu nie znalazłem tropu. Wtedy będzie ktoś inny dowodził ta sprawą. Ale ręczę słowem, że nie zaprowadzę go na egzekucje.
- Dobra. Popytam ludzi. Dowiem się kto to zrobił i … wpadnij tu o szóstej wieczorem.
- Dzięki, uruchomie moje wtyki i zacznę działać. Jakby przypdkiem to był ktoś od Was.
- Mała szansa -
łak opuścił głowę. - Ale sprawdzę. Upewnię się.
- Upewnij się. Mogę być z dwoma kumplami są wtedy ze mną. Jakby ktoś się czaił i obserwował Was z ukrycia to... To nie są moi wtedy.
- Wali nas to szczerze mówiąc. Póki ktoś z giwerą się nie czai, to może tu być. To publiczny park, przecież. Ludzie przychodzą tu z dziećmi, robić dzieci, na wypoczynek i picie piwka pod chmurką.
- Do zobaczenia wieczorem Cameron.

Ballif skinął głową, spojrzał hardo i ruszył, lekko zgarbiony, w kierunku, gdzie w parku było zlokalizowane było boisko. Tygrys lub lew. Stawiałem na to drugie. Czyli był cholernie stary, jak tylko zaczął się ten bajzel wielkie zwierzęta z zoo poszły na pierwszy ogień. Jeśli tak było to Cameron był naprawdę twardym sukinsyna do zabicia. Niektóre starsze łaki wchodziły w jakąś dziwną symbiozę z swoimi nosicielami. Ponoć potrafiły kontrolować przemianę w bestie i aż tak skutecznie nie działało na nich srebro. Co prawda i tak miałem parę różnych pomysłów jak go wykończyć. Nie żebym to planował ale każdy miał swoje hobby. Ruszyłem do samochodu i pojechałem do MRu.

***

Zapukałem drzwi do tego całego Irola i po zaproszeniu wszedłem do środka.
- Koordynatorze Brendanus.
- No?

Zamknąłem drzwi i stanąłem w czymś co dla laika było na baczność. Ot żeby wyrazić szacunek ale nie zbytni.
- Jak rozumiem w sprawie mamy wziąć bardziej niż sprawiedliwość pod uwagę aspekt polityczny? Żeby skini i łaki były wdzięczne nam za rozwiązanie tej sprawy po ichniemu?
- Nie wiem jak w Liverpool, ale u nas, w Londynie, liczy się sukces. A co nim będzie, sam zdecydujesz.
- W Liverpool liczyło się coś trochę innego. Sukces ale inny, no ale sytuacja była inna. Powiem wprost. Mam plan jak zrobić to na lewo tak, że łaki i skini będą dla MRu jedli z ręki. Potrzebuję tylko pewnych środków. Mówić dalej? Czy przyprowadzić tu łaka w srebrnych obrączkach przez co cała ich wataha będzie wkurwiona?
- Środków. Jakich. Straciłeś Hartmana. To normalne w Londynie.Zastrzelil go Firebridge. To już mniej normalna sytuacja. Masz nowego w zespole. Dogadacie się. Też jest z Liveropoolu.

Zamarłem. Hartman. Prawie go nie znałem, naprawdę. Rozmawiałem z nim dwa razy w życiu. Ale był tam. Walczyliśmy ramię w ramię. Nieznałem go ale lubiłem, nie jak na łaka, jak na człowieka. Ale uczucie pojawiło się i znikło zastąpione przez obojętność, ból i wściekłość. Czym jestem? Minę miałem jednak jak z kamienia.
- Nie wiedziałem o tym. Co z Xarafem? Co do środków to potrzebuję głowy łaka. Jakiegokolwiek zabitego na akcji. A skini i łaki będą nam jedli z ręki. Ten Cameron to chyba szycha u nich, przydałby się nam taki zwolennik MRu.
- Głowę łaka? A czym będzie się różniła od dajmy na to psiej?

O Boże z kim ja rozmawiam?! Stażystą czy koordynatorem?!
- Zawirowaniami śmierci, całunu czy jak to tam zwał. Ja tam tego nie czuje ale wiem, że po “śmierci” Zdechlaka zostaje. Jeżeli jest dzisiaj jakiś łak do odstrzału to wolałbym żeby jego głowa się zgubiła. Nigdy nie wiadomo czy nie szarpnął się na diagnozę albo nie mają u siebie kogoś uzdolnionego.
- Weźmiesz łeb po nosicieli Hartmana.
- Tak jest. Dziękuję. Raport złożę jutro z rana a potem coś z tego spisze. Gdzie teraz znajdę moich współpracowników?
- Jechali do ciebie do parku.

Odmeldowałem się i ruszyłem szybkim krokiem na dół. Musiałem się śpieszyć, niewiadomo co nowy z Xarafem odwali. Na całe szczęście znałem nieźle Londyn i miałem tendencje do ignorowania znaków drogowych. Może zdąrze. A swoją drogą muszę skończyć szybko tę sprawę zanim nowy mnie zdekonspiruje.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 09-12-2011 o 20:32.
Szarlej jest offline