Chciałem przez moment stanąć i podrapać się po łysej głowie, nie bardzo wiedziałem o co chodzi, ale nie czas jest na to! Jak zawsze mam ze sobą swoją czarną powierzchnię z uchwytem, którą targam na wypadek kłopotów różnego typu. No i właśnie tego typu kłopoty się napatoczyły! Zeskoczyłem z konia i w trakcie zamachu czarną powierzchnia przypomniał mi się dowcip:
Szedł z jednej strony Chopin, a z drugiej Mozart i... Bach! To ja tego stwora bach przez łeb! A on znów skacze i zanim go trafiam to próbuje mnie ugryźć gadzina jedna. Czy mu się udaje? Ugryziony czy nie w końcu go trafiam. A jak już zamroczyło go to chwyciłem bestię za ogon i zacząłem się z nim kręcić jak przy rzucie młotem. W końcu go puściłem:
Poleciał w przestworza, a ja zacząłem się śmiać. Kolejna świetnie przeprowadzona akcja w moim wykonaniu. Jak tak dalej pójdzie to wygram ten konkurs. No to teraz czas wsiąść na konia i jechać dalej. Ale zanim to zrobiłem skonsultowałem się z mapą. To jest dobra droga. Gdzie zatem jest reszta? Zgubili się, czy co? A zresztą nieważne. Komu w drogę temu czas. Jadę do następnego punktu podróży w tym konkursie. Wygrana sama nie przyjdzie - trzeba do niej się wybrać.