Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2011, 21:33   #245
Gekido
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
D’an była zdenerwowana, czuła napięcie w każdym centymetrze ciała, przenikało ją na wskroś. Mimo wszystko starała się panować nad nerwami. Patrząc po zebranych szukała jakiś wyraźniejszych oznak zdenerwowania.
- Wszyscy są? Wszyscy cali?
Tamir był ciekaw powodu zebrania, które zarządziła Era. Czyżby stało się coś nieprzewidzianego, kiedy razem z Antis pilnowali wciąż nieprzytomnego Alerqa? Wyraz twarzy i zdenerwowanie, które odczuwał u ukochanej, szybko upewniły go w przekonaniu, że musiało stać się coś złego.
- Co się stało? - zapytał ściągając brwi.
Ziew, nawet dla niewprawnych do odczytywania wyrazu jego twarzy oczu, wyglądał, jakby przed chwilą wyrwano go z głębokiego snu, co zresztą było prawdą. W odróżnieniu od swojego towarzysza był zbyt zmęczony po nie przespanej nocy, żeby wykazywać choćby śladowe zainteresowanie zebraniem. Właściwie jedyną rzeczą, na której się koncentrował, była walka z sennością. Patrzył półprzytomnym wzrokiem na organizatorkę tego spotkania, nie rozumiejąc co mogło się stać. I nawet zgodził się w myślach z pytaniem swojego poprzednika.
- Widziałam kogoś na korytarzu... - zaczeła Era z ciężkim westchnieniem. - ...konsola komunikacyjna jest zniszczona.
Krótko, zwięźle i na temat.
O ile pierwsza rewelacja nie zrobiła specjalnego wrażenia na padawanie, bo nie było niczym dziwnym zobaczenie kogoś na korytarzu, o tyle druga spowodowała, że otrzeźwiał. Czułki poruszyły się niespokojnie, a wzrok nabrał ostrości.
>>Jak? Kiedy? Kogo?<<
W przekazie nie było już śladu senności.
- Nie wiem kogo, postać w czarnej szacie. Szłam do pokoju mistrza Karnisha. Uciekła mi oknem do lasu - odpowiedziała dziewczyna.
- Nie ma sensu gonić włamywacza. - zadecydował Torn. - Ale skoro bez trudu wszedł tutaj i go nie wyczuliśmy, musi podążać ścieżkami Mocy. A to znaczy, że nie możemy go lekceważyć. I tak mamy już wystarczająco dużo problemów na głowie. Proponuję, żebyśmy się zawsze trzymali razem. Ani jedna osoba nie porusza się bez eskorty przynajmniej dwóch innych, a najlepiej jak wszyscy będzie wszędzie ze sobą chodzić. Nazwijcie mnie paranoikiem jeśli chcecie, ale to już drugie włamanie, którego nie wykryliśmy w porę. Na razie mamy tylko zniszczoną konsolę komunikacyjną, ale co będzie dalej? Ktoś ewidentnie chce nas odciąć od reszty Galaktyki. -
Era spojrzała na niego i pokiwała tylko głową. Przez chwilę w gardle dusiła ją potrzeba by wyciągnąć rękę i po prostu chwycić go za dłoń. Taki prosty, w sumie nic nie znaczący gest ale w chwilach gdy czuła się zmęczona i bezradna urastał do rangi podstawowej potrzeby życiowej.
- Popieram - powiedziała tylko ledwie powstrzymując się od łagodnego uśmiechu. “Popieram. I niech mnie Moc ukarze jeśli jeszcze kiedyś w ciebie zwątpię.”
>>Zgoda<<
Takie bezczynne oczekiwanie na następne wydarzenia nie do końca podobały się verpinowi, ale nie miał lepszego pomysłu, bo i nie było żadnego sensownego punktu zaczepienia. A miotanie się bez sensu w poszukiwaniu … nieznajomego mogło doprowadzić jedynie do większego zamieszania i być może poważniejszych problemów. Mogli więc jedynie czekać na rozwój wypadków i zająć się w międzyczasie innymi sprawami.
>> Co z Alerquiem?<<
Zmienił temat, bo był ciekaw, co się dzieje z ich towarzyszem.
>>Coś udało się ustalić?<<

Posiadłością wstrząsnęła eksplozja. Wszyscy biorący udział w zebraniu, spojrzeli po sobie niepewnie. Gdy kolejne huki eksplozji, które każdy znał doskonale z pól bitew, dobiegły do ich uszu, pozostający w budynku Jedi ruszyli na zewnątrz...

Zabrak otarł pot z czoła wierzchem dłoni, gdy tylko udało im się zakończyć gaszenie pożaru. Wyprostował się i ogarnął wzrokiem cały teren. Metalowe szczątki różnych rozmiarów, powyginane pod wpływem eksplozji i temperatury, leżały rozrzucone we wszystkie strony. Chyba tylko dzięki Mocy budynek nie ucierpiał.
Rycerz upewnił się też, czy wszyscy są cali. Każdy z Jedi biorący udział w gaszeniu pożaru był brudny i osmolony. Jednak wszyscy byli cali, a to było najważniejsze. Nikogo nie stracili, nikt nie ucierpiał. Zostali “tylko” odcięci od reszty Galaktyki... Musieli się zebrać i naradzić. Skoro wcześniej ustalili, że poruszają się grupami, to grupami mieli poruszać się wszędzie, także na kolejne zebranie. A skoro do grupy zaliczali się wszyscy, to Zabrak zarządził zebranie w pokoju z nieprzytomnym Alerqiem. Na szczęście, podczas gdy oni gasili pożar, padawan się nie obudził i nikt nie włamał się, by go porwać.
- Sytuacja zrobiła się naprawdę poważna. - stwierdził, siadając na ziemi, gdzie skrzyżował nogi i oparł się o ścianę.
Był zmęczony, jak oni wszyscy, a może nawet bardziej. Bolało go całe ciało i chciał po prostu położyć się i zasnąć. Na razie jednak mógł sobie pozwolić tylko na oczyszczający oddech. Na sen w końcu znajdzie się czas.
- O ile wcześniej miałem jakieś wątpliwości, co do robienia wszystkiego w grupie, o tyle teraz zniknęły całkowicie. Zostaliśmy całkiem odcięci, jesteśmy skazani na siebie i mamy przeciwnika, z którym musimy się liczyć. Wcześniejsze postanowienie, dotyczące pozostania w domu, także jest aktualne. Nie wychodzimy stąd. Jeżeli przyjdzie nam się bronić, to tu zrobimy to najlepiej, bo znamy ten budynek lepiej niż teren na zewnątrz. -
Rycerz westchnął. Naprawdę chciałby mieć teraz przy boku Yalare albo Karnisha. Oni wiedzieliby co zrobić.
Era przysiadła przy łózku rannego patrząc uważnie na zebranych. “To ktoś z nas.” - myśl kołacząca się jej w głowie od pierwszego włamania wreszcie znalazła ujście. “Ktoś z nas ma z tym coś wspólnego i trzeba go zidentyfikować zanim zginiemy”.
- Kiedy zniknął Arleq, kto widział go ostatni? Gdzie go zgubił i co wtedy robił każdy z was. - zapytała cicho, z pełną powagą.

Ziew popatrzył na przyjaciółkę, jakby była obcą osobą. I wszyscy odczuli jego zdziwienie, które natychmiast zniknęło, gdy odzyskał kontrolę nad przekazem. Spał jedynie dwie godziny, gdy został obudzony na "zebranie", które zostało przerwane eksplozją na lądowisku. Później przez kilka godzin walczyli, żeby pożar nie rozprzestrzenił się na okoliczny las. Gdy w końcu udało im się pokonać żywioł, młody Verpine marzył jedynie o chwili odpoczynku. A teraz miał sobie przypomnieć, co robił poprzedniego dnia przed południem. Tyle się od tej pory zdarzyło, że nie był w stanie stwierdzić, czy najpierw medytował, a później ćwiczył walkę, czy na odwrót. I kogo w międzyczasie widział, spotkał, z kim rozmawiał. I nawet niewiele go obchodziło, że ich życie jest zagrożone. Ktoś za tym stał, ale nadal to był jedynie tajemniczy "ktoś". Era widziała "kogoś" w czarnej szacie, która mogła być równie dobrze w innym, ciemnym kolorze, jako że na korytarzach posiadłości zazwyczaj panował lekki półmrok. Widział, że Alerq nadal jest nieprzytomny, ale nie wiedział, czy badania cokolwiek wykryły. A jeśli tak, to co. Nie miał żadnych śladów, poszlak ani wskazówek. Nie wiedzieli, czy ów tajemniczy przeciwnik jest spoza planety, czy może to jakiś lokalny, zajadły wróg rodu Karnishów postanowił wykorzystać okazję, żeby trochę się na nich zemścić. Nie wiedzieli nic, poza tym, że istnieje i jest blisko. Więc nic nie mogli zrobić poza paniczną ucieczką, bezsensownym miotaniem się w celu znalezienia jakiegokolwiek śladu albo … po prostu czekaniem. I padawan tym razem wybierał to ostatnie. Wziął więc przykład z zabraka i usiadł pod ścianą, gdzie skoncentrował się na Mocy, aby przy jej pomocy zregenerować trochę siły, uspokoić myśli i uporządkować wspomnienia. Miał nadzieję, że zanim przesłuchanie dotrze do niego, będzie na tyle przytomny, żeby opowiedzieć coś z sensem.

- Nikt go nie widział - Ijan odpowiedział na pytanie Ery. - Albo raczej wszyscy, w trakcie kolacji. W końcu Alerq zniknął w nocy, gdy pozostali smacznie spali.
- Nie znalazłem go w jego pokoju, gdy przyszedłem go obudzić by dołączył do mnie - wtrącił Terr-Nyl. - Teraz myślę, że to nawet dobrze, bo korzystając z zaskoczenia pewnie przeciąłby mnie na pół nim zdążyłbym pomyśleć o sięgnięciu po broń. Mnie obudziła Rila, która razem z Antis miała poprzednią zmianę. Potem poszła do siebie, a ja do pokoju, w którym powinien spać Aleqr. Zastałem jednak tylko Tamira i Tropulla. Po przeszukaniu piętra obudziłem mistrza Salditha.
- My z pewnością nie widzieliśmy Alerqa - dodała jakby na usprawiedliwienie Antis.

We wzmiance Terr-Nyla brakowało w sumie położenia pięciu osób. Dwóm z nich, Tamirowi i Ziewowi ufała. Trzeci był Saldith i on ze względu na swój stan był wykluczony. Została tylko Lira i Ijan. Niezbyt krzepiące. Była jeszcze Rilla na którą sam Saldith zwrócił uwagę. Trzy niepewne osoby.
Potrząsnęła głową.
To było bez sensu. Takie rozważania, takie myśli. Bo niby co z tą wiedzą teraz zrobić? Byla niemal pewna, że w sprawę jest zamieszany ktoś z grupy. Jednak gdyby powiedziała to na głos natychmiast wybuchłby koncert wzajemnych oskarżeń. Trudniej byłoby utrzymać padawanów razem. A jeśli nie powie, ktoś komuś może wbić nóż w plecy. To nie było dobre wyjście. W sumie żadne nie było dobre.
- Poruszamy się od teraz trójkami. I trzymamy razem cały czas. Tak to jest sugestia żeby panowie nauczyli się damskim zwyczajem grupowych wycieczek do toalety. - uśmiechnęła się krzywo. - Trzeba przeszukać dom, znaleźć jakieś części, podzespoły i spróbować sklecić nadajnik. Musimy wezwać pomoc. A to chyba jedyne co możemy zrobić. - Spojrzała na Tamira. - Wiem, że mieliśmy chodzić wszędzie razem, ale w tym czasie ktoś musi być przy rannych. Musimy się podzielić na minimum dwie grupy.
- Ja bym powiedział, że na maksimum dwie grupy, jeśli już musimy się dzielić. - odezwał się Zabrak. - Możemy sprawdzić nadajnik, czy da się z niego w ogóle coś poskładać. Odpowiednie części znajdowały się na każdym ze statków, ale teraz... - Jedi westchnął wymownie. - Szczerze wątpię, by z tych szczątków udało się coś skleić. No, ale moje umiejętności techniczne, choć wysokie, nie dorównują tych posiadanym przez Ziewa, więc to on ostatecznie oceni. -
Tamir podniósł się z ziemi. Miecz świetlny zsunął się z ud i zawisł luźno u pasa. Zabrak przeciągnął się, a gdy poczuł chłód, uświadomił sobie, że nadal biega nagi od pasa w górę. Do zmroku zostało jeszcze trochę czasu, ale jeśli mają przeszukiwać to, co zostało ze statków, to na pewno zajmie im to wystarczająco dużo czasu, by zdążyło się ściemnić. A wieczory na Thyton bywały chłodne.
- Zrobimy dość oczywisty podział. Panowie, idziecie ze mną. Panie, wy zostajecie z Erą. I proszę was, NIKT NIGDZIE nie rusza się SAM. I NIKT też sam NIE ZOSTAJE. To są niezbędne środki ostrożności, jeśli chcemy doczekać powrotu Mistrza Karnisha albo przylotu kogokolwiek po nas. Bo na razie utknęliśmy na Thyton, czy tego chcemy czy nie. - Zabrak ruszył w kierunku drzwi. - Ruszamy chłopaki. Im szybciej zaczniemy się ruszać, tym szybciej coś sensownego damy radę zrobić. -

Verpine jedynie smętnie pokiwał głową, wstając z podłogi i ruszając za ich przewodnikiem. Krótka medytacja pomogła trochę zregenerować siły, ale to nie mogło się równać normalnemu odpoczynkowi. A teraz znów musiał się maksymalnie skoncentrować, żeby umożliwić im kontakt z Republiką.
 
Gekido jest offline