Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-10-2011, 00:19   #241
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy już wszyscy ranni zostali już opatrzeni i leżeli w zaciszu ambulatorium, podpięci pod maszyny odmierzające ich życia jakby były czymś namacalnym, co można było dzielić lub zatrzymać wedle woli. Kiedy raban wokół ich pojawienia się ucichł a korytarze domu rodu Karnishów wypełniła ciężka cisza. Kiedy opadł szok po nieoczekiwanym starciu i do zmęczonych wojowników zaczęły docierać trudne pytania, ukryte gdzieś w uciekających na bok spojrzeniach.
Kiedy Era D’an wreszcie oderwała się od opatrunków by wreszcie spojrzeć na pełnie tego bałaganu…

Dziewczyna spojrzała na zbiornik z Ithoraninem nagle uderzyła ją świadomość, że znów cały ten bałagan spoczywa na jej głowie. Przeniosła wzrok na kozetkę. Arleq był skrępowany, jego ręce, tors i nogi oplatały stalowe obręcze, jak ponure pierścienie zaręczynowe, jednak wątpiła by dały jej więcej niż kilka bezcennych sekund przewagi, gdyby znów wpadł w szał.
Dotknęła czoła chłopaka. Spał. Spał przez cały czas. Nawet, gdy walczyli, jego oczy były wywrócone bo spał. A ona nie wiedziała, dlaczego. Jak to się stało? Kiedy to się stało? I… kto następny?

Nagle poczuła jak kolana się pod nią uginają. Żołądek skręca się w supeł a przed oczami przetaczają się chaotyczne obrazy ostatnich kilku godzin.

Zabrak nie odstępował Ery na krok. Na medycynie i leczeniu znał się jak Rancor na pilotowaniu myśliwca, ale każda para rąk jakoś jej ulży w pracy. Zawsze przecież mógł coś podać. Oczywiście po wcześniejszym opisaniu przez dziewczynę, jak to coś ma wyglądać, bo fachowe nazwy nic Zabrakowi nie mówiły. Ale kolor fiolki, czy charakterystyczny zapach opisany przez Erę już tak.
Nie był to jednak jedyny powód, dla którego Tamir pomagał dziewczynie. Właściwie to główny powód jego obecności leżał przykuty do łóżka, nieprzytomny i w tej chwili bezbronny. Alerq stanowił realne zagrożenie. Nawet jeśli uderzenie kamieniem pozbawiło go przytomności, to mógł się rzucić na wszystkich, gdy znów się ocknie. A Tamir nie mógł pozwolić, by jego ukochanej coś się stało. Nie miał nawet czasu iść coś na siebie ubrać, odmówił nawet posiłku.
- Wszystko dobrze? - zapytał podchodząc bliżej dziewczyny, gdy wyczuł niepokojącą zmianę w Mocy, która jej dotyczyła.

- Nie – odpowiedziała krótko opierając się o ścianę i zamykając oczy. Próbowała jakoś opanować nagły atak bezradnej paniki. – Chwilowo wszystko jest cholernie źle…

- Tak myślisz? - zapytał łagodnie. - Nikt nie zginął. Niczyje życie nie jest bezpośrednio zagrożone. Patrząc z tej strony, nie jest aż tak źle.

- Do następnego razu… – szepnęła. – Albo jeszcze następnego… do chwili gdy skończy się nam szczęście…
Była zmęczona i przybita całą tą sytuacją.

- Szczęście? - zapytał unosząc brwi. Jeszcze bardziej zmniejszył dystans pomiędzy nimi i położył jej dłoń na ramieniu. - Ero, dobrze wiesz, że szczęście nie istnieje. A przynajmniej nie dla Jedi. A z tego co mi wiadomo, to nie zostałaś nagle przemytniczką. - uśmiechnął się delikatnie, próbując rozładować napięcie

Wdech, wydech, narzucony siłą woli spokój powoli oddawał jej kontrole nad ciałem. Podniosła rękę i nakryła nią dłoń Zabraka. Splotła z nim swoje palce i nagle poczuła się mniej zmęczona.
Kilka miesięcy temu w lesie, kiedy zwierzyła mu się ze swoich obaw powiedział, że wszystko będzie dobrze, że sobie poradzą. I rzeczywiście od tamtego dnia był jakiś inny, pewniejszy, silniejszy. Kiedy jej powiedział o tym co się z nim stało na Tatooine starała się go nie oceniać, nie potępiać, ale bała się. Panicznie się bała, że kiedy przyjdzie następny kryzys Tamir się załamie. Tymczasem stał przy niej. I trzymał się dumnie, kiedy ona trzęsła się ze strachu.
Może jednak to szaleństwo miało jakiś cel, było wolą Mocy.
Podniosła wzrok na Torna, był ciepły choć jej twarz pozostała poważna.
- To zaatakuje znowu. Byłoby głupie gdyby tego nie zrobiło. Jesteśmy osłabieni i rozbici na małe grupy – mówiła już spokojniej. – Trzeba zebrać resztę. Musze też zawiadomić Radę o tym co się stało.

- Musimy się dowiedzieć, czym jest to coś. - zadecydował Tamir. - Jedno jest pewne. Alerq nie może zostać tutaj sam. I nikt nie może zostać z nim sam na sam nawet na chwilę. Nie wiemy, czy nie ma w sobie jakiegoś dziwnego pasożyta, czy istoty, która go kontroluje i która może wykorzystać go jak statek desantowy. -
Zabrak zamyślił się. Opuścił nieznacznie głowę i ściągnął brwi. Coś mu zaczęło świtać.
- Może teraz, gdy Alerq jest nieprzytomny, Ziew potrafiłby dostać się do jego umysłu? - zapytał z nadzieją. - Może tak odkryjemy, co stało się z naszym młodym przyjacielem? -
Młodym przyjacielem... tak jakby Tamir był przynajmniej w wieku Mistrza Windu, heh.

Skinęła głową.
- Ale najpierw Rada i noga Terr-Nyla. Nie możemy go zostawić bezbronnego. Potem… – Wskazała ruchem głowy leżącego na łóżku padawana. – …chce mu prześwietlić i dokładniej zbadać tą ranę. Wiesz kto go ostatni widział i… – zawahała się na chwilę. – …kto w dniu włamania do pokoju mistrza Karnisha widział Rillę?

Tamir odwrócił głowę w kierunku Alerqa. Wpatrywał się w nieprzytomnego padawana, z którym jeszcze tak niedawno stoczył pojedynek na śmierć i życie, z którego mógł nie wyjść cało.
- Nie. - pokręcił głową. - Nie mam pojęcia. A przynajmniej sobie nie przypominam, a nie chciałbym rzucać nazwiskami na prawo i lewo. Sama rozumiesz...

Skinęła głową.
- Trzeba to ustalić… – jeśli. – …kiedy wrócą pozostali.
Westchnęła.
- Pójdę się zameldować Radzie. Popilnujesz ich? – spytała odklejając się wreszcie od ściany i postępując krok w stronę Zabraka.

Tamir skinął głową. Wolną dłonią, ujął delikatnie rękę Ery.
- Niedługo wrócą. Nic im nie będzie. - przesunął kciukiem, po wierzchu jej dłoni. - Jeśli możesz, przyślij do mnie jakiegoś padawana. Skoro powiedziałem, że nikt nie może zostać z Alerqiem sam na sam, to nie mogę wyjść na hipokrytę robiącego za twardogłowego narwańca, prawda? - uśmiechnął się do dziewczyny raz jeszcze.

Uśmiechnęła się i sam ten gest zdjął jej wiele z serca.
- Nie możesz – przyznała.
Zrobiła jeszcze jeden krok i upewniwszy się, że drzwi są szczelnie zamknięte objęła ukochanego. Przez chwilę stała tak z głową na jego ramieniu rozkoszując się ciepłym ciałem, znajomym zapachem i skóra pod policzkiem.
- Wspaniale się dziś spisałeś – powiedziała szczerze, pocałowała go w policzek i niechętnie się odsunęła. – Ubierz się, bo będę zazdrosna – zagroziła żartobliwym tonem i ruszyła do drzwi.

Otworzyła drzwi i zerknęła jeszcze na niego i uśmiechnęła się do siebie. Gdyby nie śmiertelna powaga sytuacji pewnie próbowałaby się zaszyć gdzieś z ukochanym. Tak niewiele mieli ostatnio czasu tylko we dwoje. Spojrzała na spocony tors Tamira i poczuła przypływ gorąca.
Szybko rozproszyła uczucie i udała się do konsoli komunikacyjnej w pokoju Mistrza Karnisha. Prześladowało ją jedno wspomnienie.

***

Był środek cichej, ciemnej nocy na Tythonie. Drzewa szumiały łagodnie za oknami wiekowej posiadłości Karnishów. Moc wypełniała korytarze statecznym pewnym rytmem wieków. Era czuła się trochę jak niszczyciel przemykając się korytarzem. O tej porze wszyscy normalni mieszkańcu domu już spali. Dlatego długo wahała się nim zastukała do drzwi pokoju zabraka.
- Tamir… śpisz? – Taaak to było bardzo inteligentne pytanie.

Zabrak leżał rozłożony na swoim łóżku. Obudził się jakieś pół godziny temu i nie potrafił zasnąć. Miał za sobą męczący dzień treningu, który zmusił go do snu tuż po obiedzie, dlatego organizm uznał, że tej nocy młodemu Jedi wystarczy już snu.
Jego zielone oczy przeszywały ciemność pokoju, wpatrując się w jasne punkciki gwiazd za oknem. To była piękna noc, w sam raz na wyprawę do lasu. Tylko, że jeżeli skończyłaby się spotkaniem jakiegoś drapieżnika i Tamir wróciłby podrapany, to Era dokończyłaby dzieła. Samo wspomnienie wywołało szczery uśmiech na twarzy Zabraka. I chyba wywołało Krayta z jaskini, bo po cichym stukaniu do drzwi, po drugiej stronie usłyszał jej głos.
Marszcząc brwi, przeniósł wzrok z okna na drzwi. Przez chwilę zastanawiał się, czy to mu się nie wydawało, ale wyraźnie wyczuwał za drzwiami obecność Ery. Zsunął się z łóżka, ściągając ze stołka płaszcz Jedi. Nasunął go na siebie, jak szlafrok, zakrywając nagi tors i bokserki, w których spał.
- Też masz problemy ze snem? - zapytał zaraz po tym, jak otwarł dziewczynie drzwi, prezentując się w złotych lotach luźno opadających na ramiona i plecy.

Uśmiechnęła się blado. Wyglądała trochę jak duch w półmroku, który uwydatniał jeszcze kontrast białej cery i czarnych włosów.
- Można to tak nazwać… miałam niezbyt przyjemny sen. – odpowiedziała cicho. – I zastawiałam się czy… – wszystko u ciebie w porządku. – …czy nie masz ochoty na chwilę pogawędki… albo spacer… albo … – westchnęła. – Mogę po prostu wejść?

- Oczywiście, że tak. - odparł, odsuwając się na bok, robiąc dziewczynie miejsce. Kiedy weszła, zamknął drzwi i wszedł za nią w głąb pokoju.
- Usiądź. - zaproponował, delikatnie ujmując jej dłoń, samemu siadając na łóżku. - Co ci się śniło?

D’an przycupnęła obok opatulona swoim pledem.
- Wiesz jak to jest spadać… w coś ciemnego i pustego. Lecieć wolno i długo z własnym krzykiem dźwięczącym w uszach, rezonującym z pustki. Opadać aż wszystko straci znaczenie, zastanawiając się kiedy w końcu uderzysz w ziemię? – spytała cicho ściskając jego dłoń.

Zabrak przyglądał się jej przez chwilę, po czym pokręcił głową przecząco.
- To tylko sen, Ero. - wyszeptał, gładząc kciukiem wierzch jej dłoni. - Zły sen, ale tylko sen. Już dobrze. - powiedział czule, przysuwając się bliżej niej, obejmując ramieniem.
- Nigdy nie pozwoliłbym ci spaść. Zawsze możesz szukać we mnie oparcia, kochanie.

Kiedy on był obok wszystko było dobrze. Nie czuła tego strachu. Tak jakby na wzburzonym morzu następowała pogodna cisza. Dziewczyna wtuliła się w ramie Zabraka, szukając znajomego spokoju. Dlaczego nie był już tak pełny jak za tych pierwszych dni? Czemu teraz czuła się nie tyle zdrowa, co ostro na haju, uzależniona.
- A co jak stoczymy się razem?

- Jeśli stoczymy się razem... - zaczął, składając na jej czole delikatny pocałunek. -...to gdziekolwiek się nie znajdziemy, będziemy tam razem. - wyszeptał, przytulając ją do siebie.
Oparł ostrożnie, delikatnie policzek o jej głowę. Był spokojny i opanowany. Emanował tym w Mocy, roztaczał taką aurę wokół siebie, którą otulał Erę. Chciał, by czuła się bezpieczna.

Dziewczyna ujęła jego twarz w dłonie przesuwając palcami wolno po policzkach Zabraka. Lubiła fakturę jego skóry, włosy pod palcami.
- Razem na zawszę? Razem już wszędzie? – spytała cicho.

Dłoń Zabraka delikatnie spoczęła na policzku Ery. Czule pogładził jej skórę kciukiem. Patrzył w jej niesamowite oczy, w których się zakochał bez pamięci. Patrzył i nie wiedział co powiedzieć. Nie chciał niczego obiecywać. Nie wszystko zależało od niego. Ale w tym, co zależało był pewny, że tak.
- Razem. - odparł

Razem. Słowo przemknęło przez myśl dziewczyny. To było dobre słowo i dziwne słowo zarazem. Idą razem, pytanie tylko gdzie? Coś jej mówiło, ze ten kierunek jest bardzo istotny. Jednak po chwili nie mogła już o nim myśleć. Zanurzyła palce w złocistych lokach. Tamir był jak płomień świecy do którego leciała jak ćma, żeby spłonąć, przestać istnieć.
Pocałowała do nagle zupełnie się zapadła. Tyle, ze tym razem ten upadek jej nie przerażał. W tej chwili było jej wszystko jedno.

Nagły pocałunek był zaskoczeniem. Miłym zaskoczeniem, które Tamir przyjął, uśmiechając się w myślach. Dochodząc szybko do siebie, Zabrak odwzajemnił pocałunek Ery, poddając się rytmowi jej warg. Zatracając się we wspólnym oddechu, wsłuchując w rytm serc, który stawał się jednym. Rozchylił wargi, zapraszając Erę.

Tym razem w ciemności było miękko i przyjemnie. Wraz z pogłębieniem się pocałunku dziewczyna wtuliła się mocniej w ukochanego. Był jak błysk. Ciepły, jasny, obezwładniający.

***

Tańczyli na wibroostrzu. Ktoś w końcu zauważy te spojrzenia, lub jej nocne ucieczki z sypialni Zabraka, od czasu pamiętnej demolki i spania grupowego zaniechane. Jednak wieczorami często myślała o tym, żeby ten dziwny impas już się skończył. Żeby znów uszczknąć chwilę sam na sam. Znów się zapaść w cieple własnych ciał.
Zaufała mu. I wszystko wskazywało, że dobrze zrobiła. Czas to ostatecznie zweryfikuje.

Potrząsnęła głowa skupiając się na swoim zadaniu. Musiała szybko zameldować się Radzie a potem dokładnie przebadać tajemnicze nacięcie na skórze pod kontem im plantów.
 
Lirymoor jest offline  
Stary 07-10-2011, 17:57   #242
 
Gekido's Avatar
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Z uśmiechem na twarzy pożegnał znikającą za drzwiami Erę. Była jak dotyk promieni słońca na skórze, po długim okresie ulew i burz. Łagodziła wszystko. Była jego ucieczką od trudów wojny. Najlepszą przyjaciółką, kochanką i istotą, którą kochał najbardziej w całej Galaktyce. Dla której byłby gotów oddać życie, które bez niej i tak nie było nic warte.
Przeniósł wzrok z zamkniętych drzwi na Alerqa, z którym został sam na sam. Patrząc na nieprzytomnego padawana, westchnął ciężko. Tak trudno było ostatnio żyć. Paradoksalnie trudniej niż wtedy, gdy wyruszali na misje by walczyć u boku klonów, czy działać po cichu z Mistrzem Karnishem. Z jednej strony żyli sobie spokojnie. Normalnie. Jak rodzina. Z drugiej, tak naprawdę nie wiedzieli co na nich mogło czekać. A starcie z Alerqiem było tego najlepszym dowodem. Tamir raz jeszcze zatęsknił za czymś, czego doświadczył dawno temu, a co przypomniało mu pewną rozmowę...

***

Tamir otarł rękawem pot z czoła. Wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze, próbując uregulować oddech. Zgasił swój miecz świetlny i spojrzał na Karnisha. Mistrz Irton dał mu właśnie kolejną lekcję walki na miecze świetlne. Kolejną cenną lekcję, jakich udzielił mu już kilku. Nie tylko w tej dziedzinie.
- Mistrzu... - zagadnął Zabrak, przypinając miecz do pasa. - wiesz coś może na temat wizji Mocy? -
- Wizji? To raczej dość rozległy temat, co więcej niezgłębiony zbyt dobrze. Czemu cię to interesuje?
- Jakiś czas temu, bardzo odległy, chyba jeszcze na Elom, widziałem bitwę o Kamino. Że brałem w niej udział, wiedziałem gdzie będę walczył i z kim u boku, nim w ogóle było wiadomo, że taka bitwa będzie miała miejsce. Widziałem też śmierć Mistrzyni Kossex. - zaczął i zamyślił się. - Od dawna jednak żadnej nie miałem. Zastanawia mnie dlaczego? Nie jestem już tak otwarty na Moc? -
- A przed tą wizją miewałeś jakieś?
- Nie przypominam sobie... - powiedział, drapiąc się po podbródku.
- Moc bywa kapryśna i nie poznasz jej zamiarów. Czasami podaruje ci jakąś wizję. Co prawda są Jedi szczególnie na to uczuleni, ale to nie oznacza, że są bardziej lub mniej otwarci na Moc. Ja to widzę raczej tak, że wszyscy błądzimy w ciemności od czasu do czasu trafiając na jakieś ziarno czyli wizje. Ale kiedy to się stanie i czego będzie dotyczyć taka wizja to już leży w gestii Mocy. Nie masz się czym martwić. Niektórzy Jedi nie doświadczają wizji przez całe swoje życie, inni tylko raz czy dwa razy.
- Rozumiem. - odparł, przytakując. - Po pierwszej, sądziłem, że Moc będzie mnie nimi obdarowywać co jakiś czas. Że to będzie mój talent. Spojrzeć w otwierającą się przede mną przyszłość. - uniósł nieznacznie rękę. - Wiem, że przyszłość jest w ciągłym ruchu, ale mimo wszystko nadzieję miałem. -
- Może pewnego dnia jeszcze jakiejś doświadczysz. Ale lepiej na to nie licz. Skup się na teraźniejszości i na tym co się dzieje teraz.
- Teraz moje serce próbuje wyskoczyć mi z klatki piersiowej. - zaśmiał się.
- Cóż, póki nie wyskoczy jakoś to będzie
- Jak wyskoczy, ominie mnie moja kolejka w kuchni przy garach. A i wam odejdzie jedna osoba do wykarmienia. - wzruszył ramionami. - Zawsze należy dostrzegać jasne strony, mistrzu. - uśmiechnął się łobuzersko do Karnisha.
- Ale ktoś będzie musiał iść do lasu po drewno na stos, a to mi się nie uśmiecha Tamirze
- Mogę pójść mistrzowi na rękę i zrzec się tradycyjnego pochówku na rzecz zjedzenia przez zwierzątka. Zjednoczę się z Mocą karmiąc sobą inne jej dzieci. - Zabrak zamyślił się. - Coś cię trapi, mistrzu? -
- Mnie? Czemu tak uważasz?
- Jesteś jakiś bardziej poważny niż zwykle, mistrzu. Sądziłem, że czymś się martwisz. -
- Czyli zazwyczaj sypie kawałami częściej niż dzisiaj? Wybacz, będę musiał zakupić nową edycję 100 żartobliwych powiedzonek i się ich wyuczyć.
- Tylko 100? Najbardziej ponury Hutt zna więcej. - stwierdził Tamir. - Ale nie martw się, mistrzu, podszkolimy cię w tej dziedzinie. No, a przynajmniej spróbujemy. - zaśmiał się, ruszając w kierunku wyjścia z sali treningowej.
- Więc i ja skorzystam na naszej znajomości. To dobrze - zaśmiał się Karnish.
- No proszę, jakieś postępy są. - Tamir uśmiechnął się, szczerząc zęby. - Chodźmy, zobaczymy co Era przygotowała na kolację. -
- Zgoda

***

Skup się na teraźniejszości i na tym, co się dzieje teraz , powtórzył w myślach Tamir.
- Teraz mamy poważny problem i wszyscy chcielibyśmy mieć cię w pobliżu, Mistrzu. -
Zabrak raz jeszcze ciężko westchnął. Z założonymi na klatce piersiowej rękami, nie ruszał się ze swojego miejsca. Nie chciał niepotrzebnie ryzykować, podchodząc zbyt blisko Alerqa. Pozostawało mu czekać na przyjście któregoś z padawanów lub powrót Ery. W tym czasie, mógł się zastanowić nad tym, jakie działania powinni podjąć.
 
Gekido jest offline  
Stary 14-10-2011, 08:01   #243
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Złe przeczucia Ziewa nie zniknęły wraz z zakończeniem walki. Trzymał w ręku miecz świetlny Alerq'a i zastanawiał się czy te wszystkie wydarzenia, które ostatnio się rozgrywały, to tylko przypadek, czy też coś więcej. Najpierw włamanie do pokoju jego Mistrza, a wciąż uważał, że nie mógł to być nikt z zewnątrz, a teraz to dziwne zachowanie ich towarzysza. A najgorsze było to, że nawet mistrz, który był z nimi, nie pomógł. Dodatkowo jego drużyna znajdowała się kilka kilometrów od miejsca walki. Dlaczego się rozdzielili? I co one robiły tak daleko od nich, kiedy mistrz był z nimi? To wymagało wyjaśnienia. Ale wszystko musiało być zrobione po kolei. Verpine przypiął do pasa zdobyczną broń i zebrał skrupulatnie resztki odciętej protezy czarnoskórego padawana, żeby coś spróbować jeszcze z nią zrobić. Cięcie mieczem świetlnym było czyste i proste, więc łatwiej było naprawić tymczasowo zniszczony implant, niż tworzyć coś nowego.

***

Po powrocie do posiadłości od razu zabrał się do pracy nad przywróceniem przynajmniej częściowej sprawności koledze. Ponieważ pozostała część protezy pozostała przy nodze, więc Terr-Nyll był niezbędny do przeprowadzenia prac naprawczych, przez co przez dłuższy czas byli po prostu skazani na swoje towarzystwo.

>>Włamanie … Walka … Dziwne …<<

Zaczął ostrożnie Ziew, sprawdzając kompletność przyniesionych części i badając pozostałości przy nodze, żeby w jakiś sposób je połączyć.

>>Co o tym myślisz?<<

Przedłużający się brak odpowiedzi sprowokował Verpina do sprawdzenia, co się dzieje z jego "pacjentem". Jakież było zdumienie, gdy zauważył pochrapującego lekko człowieka. Pełen wrażeń dzień i utrata protezy najwyraźniej zbyt zmęczyły młodego padawana, który zapadł w końcu w sen. Lekki grymas uśmiechu przemknął przez twarz insektoida. Natychmiast jednak spoważniał i w pełnym skupieniu kontynuował naprawianie kończyny, co zabrało mu całą noc. Kiedy w końcu nad ranem zakończył łączenie wszystkich części, był tak wykończony, że nie mógł myśleć o niczym innym jak odpoczynku. Pytania o stan zdrowia Ithorianina i Alerq'a, powody rozdzielenia się grupy Mistrza, czy w końcu dodatkowe badania ogłuszonego kamieniem człowieka musiały poczekać, aż zregeneruje siły. Po krótkiej chwili spał już snem sprawiedliwego na swoim posłaniu, podczas gdy posiadłość budziła się powoli do życia ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 15-10-2011 o 11:28.
Smoqu jest offline  
Stary 15-10-2011, 11:11   #244
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Ziewowi nie było dane pospać zbyt długo. Zdawało mu się, że zaledwie przymknął oczy, a już ktoś szarpał go za ramiona. Był to Terr-Nyl, coś do niego mówił, ale do Verpine'a nie docierało ani jedno słowo. Dopiero po chwili rozbudził się zupełnie i wówczas czarnoskóry padawan powtórzył mu raz jeszcze, że wszyscy mają się spotkać przed pokojem medycznym. Mimo niepewności całej sytuacji Ziew poczuł zadowolenie i pewnego rodzaju dumę, gdy zobaczył jak sprawnie działa skonstruowana przez niego proteza podczas marszu w wyznaczone miejsce. Żaden z nich jednak nie wiedział dlaczego zwołano to nagłe zebranie.

Powód poznali dopiero, gdy dotarli w wyznaczone miejsce, gdzie zebrali się już pozostali, również Shalulira i Rila, które w nocy wróciły do posiadłości. Wówczas okazało się, że pomysłodawcą spotkania jest Era, która miała coś ważnego do zakomunikowania. Z poważną miną zaczęła opowiadać co się przed chwilą wydarzyło.

* * * * *

Era wyszła z pokoju medycznego, w którym zostawiła Tamira i skierowała się do schodów prowadzących na piętro. Przez okna zaczęły już wpadać pierwsze promienie słońca i posiadłość zaczęła się budzić do życia. U dołu schodów spotkała Antis, którą poprosiła by przez chwilę posiedziała z Zabrakiem przy Alerqu, na co ta przystała bez sprzeciwu czy marudzenia. D'an tymczasem ruszyła na górę.

Gdy wchodziła na ostatni stopień kątem oka dostrzegła jakiś ruch w głębi korytarza. Nie wydało jej się to niczym dziwnym, w końcu padawani budzili się o tej porze i „zaludniali” korytarze. Mimowolnie dziewczyna spojrzała w tamtym kierunku i ujrzała postać w czarnej szacie z kapturem na głowie.

Postać stała w cieniu i dlatego dziewczyna nie mogła zobaczyć jej wyraźnie. Może pomyślałaby nawet, że to tylko przewidzenie spowodowane całonocną pracą, gdyby nie czerwone światełko znajdujące się na wysokości twarzy przybysza. Było tak wyraźne, że nie mogło być tylko marą. Przypominało oko, uważnie przypatrujące się dziewczynie.

Jedi i tajemniczy przybysz patrzyli na siebie przez krótką chwilę, aż Era oprzytomniawszy chwyciła za rękojeść swojego miecza i ruszyła do przodu. Postać cofnęła się tylko i zaczęła uciekać, a na końcu wyskoczyła przez zamknięte okno roztrzaskując szybę na wiele kawałków. Gdy D'an dobiegła do okna ta znikała już między drzewami wtapiając się jednocześnie w Mocy w ten wielki organizm jaki stanowiła przyroda na Tython. Pościg był zbyteczny. To dziwne, ale dziewczynie wydawało się, że skądś zna te wibracje, które czuła od przybysza. Nie wiedziała jednak skąd, ale nie kojarzyły jej się z niczym dobrym.

Po chwili koło niej znaleźli się zbudzeni trzaskiem Tropull i Rila. Era poleciła im by zebrali resztę koło pokoju medycznego podczas gdy sama udała się do pokoju mistrza Karnisha by połączyć się z Coruscant. Jakie było jej zdziwienie, gdy transmiter okazał się być roztrzaskany o ścianę.

* * * * *

Nie był to jednak koniec złych wiadomości. W trakcie, gdy Jedi debatowali nad problemem tajemniczego przybysza uszu ich doszedł ogromny huk, aż zatrzęsła się cała posiadłość. Gdy wyszli na zewnątrz dostrzegli ogromny pożar jaki wybuchł na placu, na którym stały ich myśliwce. Szczęściem znajdował się on w pewnej odległości od posiadłości i eksplozja nie uczyniła budynkowi żadnej szkody poza kilkoma zbitymi szybami.

Jedi długo gasili pożar, ale zdołali go opanować nim ten rzucił się na okoliczne drzewa. Przy przeszukiwaniu pogorzeliska natknęli się na niewielkie kawałki metalu, które nie mogły pochodzić z ich myśliwców jak zauważył Ziew. Podejrzewał, że nie były niczym innym jak resztkami bomb. Ktoś chciał odciąć posiadłość Karnishów od reszty galaktyki i udało mu się to.

Dziwne, ale po całym tym zamieszaniu Era znalazła jeszcze czas i siłę by przyjrzeć się ranie Alerqa. Prześwietliła mu rękę i choć nie znalazła żadnych implantów to jednak natknęła się na coś dziwnego. Pomiędzy kością łokciową i promieniową tkwił jakiś obcy obiekt o kształcie trójkąta. Na zdjęciu nie można jednak było dostrzec z czego jest wykonany.
 
Col Frost jest offline  
Stary 30-10-2011, 21:33   #245
 
Gekido's Avatar
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
D’an była zdenerwowana, czuła napięcie w każdym centymetrze ciała, przenikało ją na wskroś. Mimo wszystko starała się panować nad nerwami. Patrząc po zebranych szukała jakiś wyraźniejszych oznak zdenerwowania.
- Wszyscy są? Wszyscy cali?
Tamir był ciekaw powodu zebrania, które zarządziła Era. Czyżby stało się coś nieprzewidzianego, kiedy razem z Antis pilnowali wciąż nieprzytomnego Alerqa? Wyraz twarzy i zdenerwowanie, które odczuwał u ukochanej, szybko upewniły go w przekonaniu, że musiało stać się coś złego.
- Co się stało? - zapytał ściągając brwi.
Ziew, nawet dla niewprawnych do odczytywania wyrazu jego twarzy oczu, wyglądał, jakby przed chwilą wyrwano go z głębokiego snu, co zresztą było prawdą. W odróżnieniu od swojego towarzysza był zbyt zmęczony po nie przespanej nocy, żeby wykazywać choćby śladowe zainteresowanie zebraniem. Właściwie jedyną rzeczą, na której się koncentrował, była walka z sennością. Patrzył półprzytomnym wzrokiem na organizatorkę tego spotkania, nie rozumiejąc co mogło się stać. I nawet zgodził się w myślach z pytaniem swojego poprzednika.
- Widziałam kogoś na korytarzu... - zaczeła Era z ciężkim westchnieniem. - ...konsola komunikacyjna jest zniszczona.
Krótko, zwięźle i na temat.
O ile pierwsza rewelacja nie zrobiła specjalnego wrażenia na padawanie, bo nie było niczym dziwnym zobaczenie kogoś na korytarzu, o tyle druga spowodowała, że otrzeźwiał. Czułki poruszyły się niespokojnie, a wzrok nabrał ostrości.
>>Jak? Kiedy? Kogo?<<
W przekazie nie było już śladu senności.
- Nie wiem kogo, postać w czarnej szacie. Szłam do pokoju mistrza Karnisha. Uciekła mi oknem do lasu - odpowiedziała dziewczyna.
- Nie ma sensu gonić włamywacza. - zadecydował Torn. - Ale skoro bez trudu wszedł tutaj i go nie wyczuliśmy, musi podążać ścieżkami Mocy. A to znaczy, że nie możemy go lekceważyć. I tak mamy już wystarczająco dużo problemów na głowie. Proponuję, żebyśmy się zawsze trzymali razem. Ani jedna osoba nie porusza się bez eskorty przynajmniej dwóch innych, a najlepiej jak wszyscy będzie wszędzie ze sobą chodzić. Nazwijcie mnie paranoikiem jeśli chcecie, ale to już drugie włamanie, którego nie wykryliśmy w porę. Na razie mamy tylko zniszczoną konsolę komunikacyjną, ale co będzie dalej? Ktoś ewidentnie chce nas odciąć od reszty Galaktyki. -
Era spojrzała na niego i pokiwała tylko głową. Przez chwilę w gardle dusiła ją potrzeba by wyciągnąć rękę i po prostu chwycić go za dłoń. Taki prosty, w sumie nic nie znaczący gest ale w chwilach gdy czuła się zmęczona i bezradna urastał do rangi podstawowej potrzeby życiowej.
- Popieram - powiedziała tylko ledwie powstrzymując się od łagodnego uśmiechu. “Popieram. I niech mnie Moc ukarze jeśli jeszcze kiedyś w ciebie zwątpię.”
>>Zgoda<<
Takie bezczynne oczekiwanie na następne wydarzenia nie do końca podobały się verpinowi, ale nie miał lepszego pomysłu, bo i nie było żadnego sensownego punktu zaczepienia. A miotanie się bez sensu w poszukiwaniu … nieznajomego mogło doprowadzić jedynie do większego zamieszania i być może poważniejszych problemów. Mogli więc jedynie czekać na rozwój wypadków i zająć się w międzyczasie innymi sprawami.
>> Co z Alerquiem?<<
Zmienił temat, bo był ciekaw, co się dzieje z ich towarzyszem.
>>Coś udało się ustalić?<<

Posiadłością wstrząsnęła eksplozja. Wszyscy biorący udział w zebraniu, spojrzeli po sobie niepewnie. Gdy kolejne huki eksplozji, które każdy znał doskonale z pól bitew, dobiegły do ich uszu, pozostający w budynku Jedi ruszyli na zewnątrz...

Zabrak otarł pot z czoła wierzchem dłoni, gdy tylko udało im się zakończyć gaszenie pożaru. Wyprostował się i ogarnął wzrokiem cały teren. Metalowe szczątki różnych rozmiarów, powyginane pod wpływem eksplozji i temperatury, leżały rozrzucone we wszystkie strony. Chyba tylko dzięki Mocy budynek nie ucierpiał.
Rycerz upewnił się też, czy wszyscy są cali. Każdy z Jedi biorący udział w gaszeniu pożaru był brudny i osmolony. Jednak wszyscy byli cali, a to było najważniejsze. Nikogo nie stracili, nikt nie ucierpiał. Zostali “tylko” odcięci od reszty Galaktyki... Musieli się zebrać i naradzić. Skoro wcześniej ustalili, że poruszają się grupami, to grupami mieli poruszać się wszędzie, także na kolejne zebranie. A skoro do grupy zaliczali się wszyscy, to Zabrak zarządził zebranie w pokoju z nieprzytomnym Alerqiem. Na szczęście, podczas gdy oni gasili pożar, padawan się nie obudził i nikt nie włamał się, by go porwać.
- Sytuacja zrobiła się naprawdę poważna. - stwierdził, siadając na ziemi, gdzie skrzyżował nogi i oparł się o ścianę.
Był zmęczony, jak oni wszyscy, a może nawet bardziej. Bolało go całe ciało i chciał po prostu położyć się i zasnąć. Na razie jednak mógł sobie pozwolić tylko na oczyszczający oddech. Na sen w końcu znajdzie się czas.
- O ile wcześniej miałem jakieś wątpliwości, co do robienia wszystkiego w grupie, o tyle teraz zniknęły całkowicie. Zostaliśmy całkiem odcięci, jesteśmy skazani na siebie i mamy przeciwnika, z którym musimy się liczyć. Wcześniejsze postanowienie, dotyczące pozostania w domu, także jest aktualne. Nie wychodzimy stąd. Jeżeli przyjdzie nam się bronić, to tu zrobimy to najlepiej, bo znamy ten budynek lepiej niż teren na zewnątrz. -
Rycerz westchnął. Naprawdę chciałby mieć teraz przy boku Yalare albo Karnisha. Oni wiedzieliby co zrobić.
Era przysiadła przy łózku rannego patrząc uważnie na zebranych. “To ktoś z nas.” - myśl kołacząca się jej w głowie od pierwszego włamania wreszcie znalazła ujście. “Ktoś z nas ma z tym coś wspólnego i trzeba go zidentyfikować zanim zginiemy”.
- Kiedy zniknął Arleq, kto widział go ostatni? Gdzie go zgubił i co wtedy robił każdy z was. - zapytała cicho, z pełną powagą.

Ziew popatrzył na przyjaciółkę, jakby była obcą osobą. I wszyscy odczuli jego zdziwienie, które natychmiast zniknęło, gdy odzyskał kontrolę nad przekazem. Spał jedynie dwie godziny, gdy został obudzony na "zebranie", które zostało przerwane eksplozją na lądowisku. Później przez kilka godzin walczyli, żeby pożar nie rozprzestrzenił się na okoliczny las. Gdy w końcu udało im się pokonać żywioł, młody Verpine marzył jedynie o chwili odpoczynku. A teraz miał sobie przypomnieć, co robił poprzedniego dnia przed południem. Tyle się od tej pory zdarzyło, że nie był w stanie stwierdzić, czy najpierw medytował, a później ćwiczył walkę, czy na odwrót. I kogo w międzyczasie widział, spotkał, z kim rozmawiał. I nawet niewiele go obchodziło, że ich życie jest zagrożone. Ktoś za tym stał, ale nadal to był jedynie tajemniczy "ktoś". Era widziała "kogoś" w czarnej szacie, która mogła być równie dobrze w innym, ciemnym kolorze, jako że na korytarzach posiadłości zazwyczaj panował lekki półmrok. Widział, że Alerq nadal jest nieprzytomny, ale nie wiedział, czy badania cokolwiek wykryły. A jeśli tak, to co. Nie miał żadnych śladów, poszlak ani wskazówek. Nie wiedzieli, czy ów tajemniczy przeciwnik jest spoza planety, czy może to jakiś lokalny, zajadły wróg rodu Karnishów postanowił wykorzystać okazję, żeby trochę się na nich zemścić. Nie wiedzieli nic, poza tym, że istnieje i jest blisko. Więc nic nie mogli zrobić poza paniczną ucieczką, bezsensownym miotaniem się w celu znalezienia jakiegokolwiek śladu albo … po prostu czekaniem. I padawan tym razem wybierał to ostatnie. Wziął więc przykład z zabraka i usiadł pod ścianą, gdzie skoncentrował się na Mocy, aby przy jej pomocy zregenerować trochę siły, uspokoić myśli i uporządkować wspomnienia. Miał nadzieję, że zanim przesłuchanie dotrze do niego, będzie na tyle przytomny, żeby opowiedzieć coś z sensem.

- Nikt go nie widział - Ijan odpowiedział na pytanie Ery. - Albo raczej wszyscy, w trakcie kolacji. W końcu Alerq zniknął w nocy, gdy pozostali smacznie spali.
- Nie znalazłem go w jego pokoju, gdy przyszedłem go obudzić by dołączył do mnie - wtrącił Terr-Nyl. - Teraz myślę, że to nawet dobrze, bo korzystając z zaskoczenia pewnie przeciąłby mnie na pół nim zdążyłbym pomyśleć o sięgnięciu po broń. Mnie obudziła Rila, która razem z Antis miała poprzednią zmianę. Potem poszła do siebie, a ja do pokoju, w którym powinien spać Aleqr. Zastałem jednak tylko Tamira i Tropulla. Po przeszukaniu piętra obudziłem mistrza Salditha.
- My z pewnością nie widzieliśmy Alerqa - dodała jakby na usprawiedliwienie Antis.

We wzmiance Terr-Nyla brakowało w sumie położenia pięciu osób. Dwóm z nich, Tamirowi i Ziewowi ufała. Trzeci był Saldith i on ze względu na swój stan był wykluczony. Została tylko Lira i Ijan. Niezbyt krzepiące. Była jeszcze Rilla na którą sam Saldith zwrócił uwagę. Trzy niepewne osoby.
Potrząsnęła głową.
To było bez sensu. Takie rozważania, takie myśli. Bo niby co z tą wiedzą teraz zrobić? Byla niemal pewna, że w sprawę jest zamieszany ktoś z grupy. Jednak gdyby powiedziała to na głos natychmiast wybuchłby koncert wzajemnych oskarżeń. Trudniej byłoby utrzymać padawanów razem. A jeśli nie powie, ktoś komuś może wbić nóż w plecy. To nie było dobre wyjście. W sumie żadne nie było dobre.
- Poruszamy się od teraz trójkami. I trzymamy razem cały czas. Tak to jest sugestia żeby panowie nauczyli się damskim zwyczajem grupowych wycieczek do toalety. - uśmiechnęła się krzywo. - Trzeba przeszukać dom, znaleźć jakieś części, podzespoły i spróbować sklecić nadajnik. Musimy wezwać pomoc. A to chyba jedyne co możemy zrobić. - Spojrzała na Tamira. - Wiem, że mieliśmy chodzić wszędzie razem, ale w tym czasie ktoś musi być przy rannych. Musimy się podzielić na minimum dwie grupy.
- Ja bym powiedział, że na maksimum dwie grupy, jeśli już musimy się dzielić. - odezwał się Zabrak. - Możemy sprawdzić nadajnik, czy da się z niego w ogóle coś poskładać. Odpowiednie części znajdowały się na każdym ze statków, ale teraz... - Jedi westchnął wymownie. - Szczerze wątpię, by z tych szczątków udało się coś skleić. No, ale moje umiejętności techniczne, choć wysokie, nie dorównują tych posiadanym przez Ziewa, więc to on ostatecznie oceni. -
Tamir podniósł się z ziemi. Miecz świetlny zsunął się z ud i zawisł luźno u pasa. Zabrak przeciągnął się, a gdy poczuł chłód, uświadomił sobie, że nadal biega nagi od pasa w górę. Do zmroku zostało jeszcze trochę czasu, ale jeśli mają przeszukiwać to, co zostało ze statków, to na pewno zajmie im to wystarczająco dużo czasu, by zdążyło się ściemnić. A wieczory na Thyton bywały chłodne.
- Zrobimy dość oczywisty podział. Panowie, idziecie ze mną. Panie, wy zostajecie z Erą. I proszę was, NIKT NIGDZIE nie rusza się SAM. I NIKT też sam NIE ZOSTAJE. To są niezbędne środki ostrożności, jeśli chcemy doczekać powrotu Mistrza Karnisha albo przylotu kogokolwiek po nas. Bo na razie utknęliśmy na Thyton, czy tego chcemy czy nie. - Zabrak ruszył w kierunku drzwi. - Ruszamy chłopaki. Im szybciej zaczniemy się ruszać, tym szybciej coś sensownego damy radę zrobić. -

Verpine jedynie smętnie pokiwał głową, wstając z podłogi i ruszając za ich przewodnikiem. Krótka medytacja pomogła trochę zregenerować siły, ale to nie mogło się równać normalnemu odpoczynkowi. A teraz znów musiał się maksymalnie skoncentrować, żeby umożliwić im kontakt z Republiką.
 
Gekido jest offline  
Stary 02-11-2011, 21:30   #246
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Gdy zobaczyła Antis schodzącą po schodach zmarszczyła brwi. Nie miała chwilowo siły się denerwować. Ale czy nie ustalili już, że nie będą się rozdzielać? Czyżby po tej szalonej akcji poszukiwawczej dyscyplina rozpadła się aż tak? Nic nie powiedziała jednak na jej twarz wypłynął wyraz zmęczonego zawodu. Żeby ukrócić to rozbicie posłała dziewczynę do Tamira mając szczerą nadzieje, że ten wpadł na to żeby zarzucić na goły grzbiet jeden z jednorazowych podkoszulków i nie świeci już gołym torsem na wszystkie strony.
Czasami ciężko było ukryć przeciągłe spojrzenia, cisnący się na usta uśmiech na widok ukochanej osoby. Prędzej czy później ktoś to zauważy. Oby później. Jak najpóźniej.
Zamyślona niemal tego nie zauważyła. Szybkiego ruchu w cieniu. W jednej chwili poczuła lodowaty chłód w żołądku. Odwróciła się wolno podnosząc wzrok. To było jak zły sen. Delikatny kształt skryty w cieniu. Czerwonookie widmo wpatrzone w dziewczynę upiornym wzrokiem. Jakby sięgało gdzieś głęboko w nią. Era zamarła na chwilę w pół ruchu przez kilka uderzeń serca samemu stając się rzeźbą człowieka wpatrzonego w własny strach.
Co można zrobić w takiej sytuacji? Co Jedi powinien zrobić?
Zadziałał trening. Nauki wryte w dziewczynę tak mocno, ze płynęły w jej żyłach razem z krwią. Dłoń zacisnęła się na rękojeści miecza. Poczuła znajome ciepło i paraliż minął. Ruszyła do przodu. Jedi nie ucieka przed własnym lękiem.
Cóż, tym razem to lek postanowił uciec. Postać oddzieliła się od cienia ostatecznie druzgocząc cichą nadzieję D’an że to mimo wszystko tylko projekcja jej strachów. Ruszyła wprost w okno i po chwili spadała już w chmarze drobnych kawałków szkła. Na nic zdała się próba przyciągnięcia jej do siebie Mocą. Widmo zniknęło gdzieś w gąszczu otaczającym posiadłość.
Dziwne. Owszem las był pełen różnorodnych zwierząt i roślin, ale aż tak błyskawiczne roztopienie się w nim nie było z pewnością rzeczą naturalną. Zwłaszcza, ze co jak co ale dziewczyna nie była już byle młodzikiem. Tymczasem, gdy tylko straciła z oczu tajemnicza postać przestała też czuć ją w Mocy. Dziwne. Gdyby nie potłuczone szkło nie byłaby tak naprawdę pewna czy coś w ogóle widziała.
Przez chwilę stała bezradnie patrząc w las.
Będą kłopoty. I to duże. Przemknęło jej przez myśl. I były.

***

W czasie gdy panowie przeszukiwali posiadłość i wraki w poszukiwaniu części do budowy nadajnika Era broniła się przed bezradnością tak jak umiała. Poprzez opiekę nad pacjentami. Przez chwilę patrzyła na wyniki prześwietlenia. Potem omiotła wzrokiem sprzęt, w jaki zaopatrzył ich mistrz Karnisz. Na sam koniec jej spojrzenie padło na jej trzy towarzyszki.
- Czy któraś z was asystowała już w operacji? – spytała spokojnie sięgając po niezbędny sprzęt. – A któraś ma ochotę?
Zamierzała usunąć to coś z ręki chłopaka. Gdyby dostał kolejnego ataku mógłby tego nie przeżyć. Nawet gdyby zdołali go znów unieruchomić jego organizm zwyczajnie nie wytrzymałby obciążenia. Moc raczy wiedzieć ile będą odcięci od świata. Nie zamierzała w tym czasie siedzieć i patrzyć jak umierał.
 
Lirymoor jest offline  
Stary 14-11-2011, 20:25   #247
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Poszukiwanie przydatnych części wśród wraków statków na niewiele się zdało. Nawet jeśli młodym Jedi wpadł w ręce przyrząd nienadpalony, zazwyczaj okazał się potłuczony po długim locie spowodowanym falą uderzeniową eksplozji. Chociaż adepci Mocy chodzili po niedawnym lądowisku do zmroku nie znaleźli zbyt wiele.

Ziew, który już ledwo trzymał się na nogach, chciał od razu zabrać się do pracy nad nadajnikiem, ale Ijan stanowczo się temu sprzeciwił powołując się na jego stan.

- Spójrz na siebie. Przez napuchnięte oczy ledwie mnie widzisz, a przecież stoję obok ciebie. A jak dopiero dostrzeżesz drobne części nadajnika? Nic się nie stanie jeśli zabierzesz się do tego rano, po solidnej drzemce - mówił, a inni z czasem przyznali mu rację. Po kilku próbach symbolicznego oporu Verpine również zgodził się z tym stanowiskiem i nie bez ulgi położył się do łóżka.

Tymczasem Era znalazła ochotniczkę na asystentkę w postaci Antis, która mimo zdawkowego entuzjazmu z góry zaznaczyła, że zna się na medycynie w takim samym stopniu jak na zwyczajach godowych Huttów, czyli nijak.

Mimo tej przeszkody w stopniu dostatecznym pomogła D'an w wyjęciu ciała obcego z ręki Alerqa, które okazało się być nieforemnym czworościanem. Był on niemal płaski, a za podstawę służył mu trójkąt, który posiadał dwa boki zdecydowanie dłuższe od trzeciego.

Tworzywo, z którego był wykonany, było Erze doskonale znany i dlatego też stanowiło tak wielkie zaskoczenie. Dziewczyna z łatwością rozpoznała materiał, z którego konstruowano holokrony. Po bliższym przyjrzeniu się odłamkowi dostrzegła na jego podstawie fragmenty jakichś ślaczków, które mogły być wyrytym pismem, jednak na takim skrawku nie była w stanie ich odczytać.

Zdziwił ją także kolor czworościanu. Jedi konstruowali zwykle białe lub jasnoniebieskie holokrony, względnie używając innego jasnego koloru. Tymczasem ten był krwisto czerwony, a wyryte na nim napisy bądź znaki zalane czarną farbą tak, że tworzyły idealnie gładką powierzchnię.

Najbardziej zadziwiającym i jednocześnie radosnym odkryciem była jednak sama osoba Alerqa. Gdy tylko tajemniczy obiekt został usunięty z jego ręki wszyscy obecni natychmiast wyczuli obecność Squita. Wcześniej był tylko białą plamą, poza tym, że żył nie można było niczego o nim powiedzieć, teraz było jak dawniej. Świadomość, uczucia, myśli, wszystko zdawało się wracać na swoje miejsce.

Era wyczuła nawet jego stan zdrowia, który wskazywał na skrajne wycieńczenie co potwierdzało wyniki wykonanych przez nią wcześniej badań. Gdy rozchyliła powieki blondyna dostrzegła źrenice, te same, które widywała dawniej, gdy spoglądała chłopakowi prosto w oczy.

* * * * *

Ranek dnia następnego był chłodny. Gęsta mgła nie chciała ustąpić niemal do samego południa. Dopiero później słońce oświeciło posiadłość Karnishów i jej okolice porządnie i można było wyjść na zewnątrz z letnim ubraniem na sobie.

Mężczyźni, jako że położyli się wcześniej od kobiet, które czekały na koniec operacji Alerqa, wstali również przed nimi. Dlatego też tym razem zorganizowano aż dwa śniadania, każde dla innej grupy. Jedynie Shalulira odmówiła posiłku stwierdzając, że poczeka do obiadu do którego nie zostało znowu tak wiele czasu.

Ziew zaraz po jedzeniu zabrał się do próby naprawienia, a właściwie rekonstrukcji nadajnika, gdyż o jego naprawie nie było już mowy. Zabrało mu to kilka godzin i mnóstwo wysiłku, ale udało mu się zbudować niemal identyczny. Jakież było rozczarowanie grupy mu towarzyszącej, gdy okazało się, że mimo pozornie poprawnego funkcjonowania nie są w stanie skontaktować się z Coruscant ani nikim innym. Dopiero po następnych kilku godzinach Verpine odkrył, że nadajnik ma za krótki zasięg i nie ma możliwości by go znacznie zwiększyć.

W tym samym czasie Era, Shalulira, Antis i Rila znajdowały się w pomieszczeniu medycznym. Pierwsza z nich obserwowała stan Alerqa, który jednak wcale się nie zmieniał, pozostałe nie robiły właściwie nic, a Rila wręcz się nudziła i wcale tego nie ukrywała. W pewnym momencie do pomieszczenia weszli Ijan i Tropull. Rycerz poprosił D'an o rozmowę w cztery oczy, na co ona przystała nie bez zdziwienia.

Dane jej było jednak przeżyć prawdziwy szok, gdy młody Jedi wyjawił powód swojej wizyty w ambulatorium. Okazało się, że Bath wie o związku Ery z Tamirem i oczekuje wyjaśnień. Nie zdradził jedynie skąd ma takie informacje. Czyżby oboje byli aż tak nieostrożni by się zdradzić? Dziewczynie nie przyszło do głowy by o to spytać.

Jej wyjaśnienia najwyraźniej nie zadowoliły Ijana, bo w pewnym momencie po prostu wyszedł z pomieszczenia, w którym rozmawiali. Era po chwili zrobiła to samo i oboje znaleźli się w korytarzu. Młodzieniec szedł kilka kroków przed nią. Również zdążał do pomieszczenia medycznego, gdy nagle D'an poczuła obecność tam jednej osoby więcej niż zostawili przy Alerqu. Sama nie wiedziała dlaczego, ale w jakiś sposób była pewna, że to znowu ten tajemniczy włamywacz.

Ijan musiał poczuć to samo, gdyż stanął jak wryty, odwrócił się z szeroko otwartymi oczami w stronę Ery, po czym sięgnął po swój miecz i ruszył biegiem. Do pokoju nie było daleko, a drzwi były otwarte. Oboje wpadli do środka i ujrzeli jak postać w czarnym płaszczu tłucze leżącego Tropulla jakimś kamieniem po głowie, z której po podłodze spływa strużka krwi. Shalulira i Rila stoją patrząc na tę scenę obojętnie, a Antis siedzi oparta o ścianę ze łzami na policzkach i szerzącą się czerwoną plamą na brzuchu.

Gdy Jedi weszli tajemnicza postać zostawiła Rodianina w spokoju i odwróciła się w ich stronę. Spod kaptura znów błysło czerwone światełko, ale tym razem Era dostrzegła również wyraźny, szeroki uśmiech maniaka na ukrytej w twarzy cieniu. Zdawało jej się również, że na policzku włamywacza znajduje się niewielki prostokąt, jakby metalowa płytka. Nie wiedziała jeszcze kogo, ale straszliwy uśmiech wydawał jej się dziwnie znajomy.

- Uważaj, one są w jego mocy – ostrzegł Erę Ijan wskazując na dwie stojące dziewczyny. I rzeczywiście wystarczył krótki rzut oka na Rilę by się przekonać, że jej źrenice zniknęły. Shalulira z kolei skrywała oczy za długą od jakiegoś czasu grzywką, ale nie ulegało wątpliwości po czyjej jest stronie.
 
Col Frost jest offline  
Stary 19-11-2011, 01:34   #248
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Operacja się udała. Jednak rzecz na plus, choć Era miała w duchu wiele obaw przed cięciem chłopaka. Miejsce co prawda nie było newralgiczne, jednak bała się, że przedmiot może być jakoś powiązany z układem nerwowym, lub wydzielać toksyny, które zabiją Arlequa przy próbie usunięcia. Jednak wszystko przebiegło gładko, nawet pomimo pomocnicy która wyglądała jakby miała zemdleć na widok krwi.
Niestety próby zbudowania nadajnika spełzły na niczym. Dziewczyna w sumie nawet się nie zdziwiła. Od samego początku tej sytuacji w sumie nie mogli nic zrobić jak trzeba. Walka z Arlequiem udowodniła jak bardzo są bezsilni. Czegokolwiek by nie robili, na jaki pomysł by nie wpadli wszystko było nie tak. Teraz pozostawało im czekać aż wróg zaatakuje znowu. Swoją drogą dziwiło ją czemu tyle czekał. Mógł ich wszystkich wybić już dawno temu.
Tymczasem czas mijał i pewnego dnia w ambulatorium zjawił się Ilian.
- Możemy porozmawiać w cztery oczy? – zapytał.
Jego powaga nie spodobała się dziewczynie.
- Gdzie zgubiliście Ziewa, Tamira i Terr-Nyla? - spytała zaniepokojona.
- Spokojnie, Ziew pracuje nad nadajnikiem, reszta jest z nim. Ja muszę z tobą pogadać więc poprosiłem Tropulla by mi towarzyszył skoro mamy samemu nie łazić.
Skinęła głową.
- Niedługo wrócimy dziewczyny. Monitorujcie ich. - wskazała na rannych.
Skinęła na Ijana.
- Prowadź.
Ijan nie poprowadził Ery daleko, nie było takiej potrzeby. Zaledwie wyszli na korytarz rycerz już otwierał najbliższe drzwi i przepuszczał towarzyszkę do środka. Pomieszczenie okazało się zupełnie puste. Nie brakowało takich w dużej posiadłości Karnishów. Nikt, może z wyjątkiem samego Karnisha, nie mieszkał tu od bardzo dawna i wiele pokoi straciło rację bytu zamieniając się w graciarnie lub puste cztery ściany. Ijan zamknął drzwi i zaczął:
- Żeby nie było żadnych wątpliwości, nikogo o nic nie oskarżam, nic nie zakładam, ale sama musisz przyznać, że nawet zbytnia ostrożność nie zawadzi. Wybacz, że spytam wprost: Dawno jesteście razem?
Era nie odpowiedziała cisząc się z zalet swoje prawie białej skóry, nie było widać kiedy bladła. Uniosła tylko pytająco brew.
- Słucham?
- Przecież dobrze wiesz o czym mówię.
- Nie jestem prorokiem Ijanie ani nie czytam ci w myślach
- odpowiedziała starając się żeby jej głos brzmiał łagodnie i spokojnie.
Ijan pokiwał głową ze zrezygnowaniem.
- No dobrze, skoro chcesz żebym ci to wszystko powiedział prosto w twarz. Chciałbym dowiedzieć się o czym myślałaś łamiąc jedną z głównych zasad Kodeksu wiążąc się z kimś i to jeszcze rycerzem Jedi?
- Słucham?
- powtórzyła zupełnie osłupiała.
- Od kiedy jesteś z Tamirem?
Westchnęła starając się odzyskać spokój.
- Długo. Jakie to ma znaczenie?
- Jakie to ma znaczenie? Przecież łamiecie Kodeks, sprzeciwiacie się zasadom, które wielcy Jedi wprowadzili tysiące lat temu. Wystawiacie się na działanie Ciemnej Strony. Może nawet już się jej oddaliście?
- Ijan przemawiał surowym tonem, ale jednak Era wyczuła u niego dziwny smutek, jakby do ostatniej chwili trzymał się nadziei, że dziewczyna wszystkiemu zaprzeczy.
Przyglądała mu się uważnie.
- "Nie ma pasji, jest pogoda ducha"... - westchnęła cytując dobrze znane słowa. – Tylko gdzie kończy się pasja a gdzie pogoda ducha? To nie jest zbrodnia czuć. Przecież ciągle coś czujemy. Mamy padawnów i mistrzów o których życie drżymy, przyjaciół za których moglibyśmy dać się pokroić na drobne kawałki. Są w zakonie a nawet w radzie Jedi którzy mają żony i dzieci. - Przerwała na chwilę. – Wiem, że wiele osób mnie potępi. Rada na pewno to zrobić. Ale według mnie jestem Jedi póki moja służba innym istotom żywym jest najważniejsza. I możesz mi wierzyć wciąż jest. Zawsze była.
Milczała patrząc na chłopaka.
- Tamir jest mi drogi, tak jak jest mi droga moja mistrzyni, Ziew, mistrz Karnish, Antis, ty i wszyscy w tym domu których chciałabym nazywać przyjaciółmi. Ale już będąc padawanem nauczyłam się podejmować decyzję pomimo dławiącego strachu o bliskie osoby.
- Piękne to słowa, szkoda że nie czuć w nich prawdy. Przywiązanie to słabość, która prowadzi ku Ciemnej Stronie. Życie Jedi to poświecenie, nie ma w nim miejsca na przyjemności i myślenie o sobie. Mimo to jestem w stanie ci zaufać, ale musisz mi coś zagwarantować. Możesz mi zaręczyć, że jeżeli Tamir zginie nie będziesz po nim rozpaczać, powiesz sobie "stało się" i będziesz żyć dalej? Możesz mi zaręczyć to samo za niego?
- Jeśli ktokolwiek z was zginie będę rozpaczać.
- odpowiedziała stanowczo i zgodnie z prawdą. – Będę rozpaczać jeśli zginie Ziew bo lubię tego chłopaka i czuje się za niego odpowiedzialna, to samo tyczy się Terr-Nyla i Tropula. Jeśli stracimy Rillę będzie mi smutno ponieważ nie zdołałam pomóc jej uporać się z jej uporem. Antis... Antis stało się coś złego i ciężko byłoby mi się pogodzić, że odeszła wciąż się z tym zmagając. Arelq... z tym co się mu stało już trudno mi się pogodzić, to samo tyczy się Mistrza Saditha. Nie zdołałam przejrzeć tej sytuacji na czas, nie zdołałam ich ocalić przed tym co się stało i cały czas drżę ze strachu, że nie zdołam ich otrzymać przy życiu przed nadejściem pomocy. Lira jest zawsze taka cicha, wyobcowana, zatopiona we własnym sosie. A ty... - uśmiechnęła się łagodnie. – ...zawsze dobrze było z tobą porozmawiać. Oderwać się od tych wszystkich zmartwień chociaż na warcie po środku ciemności.
Patrzyła na niego długo i uważnie.
- Jesteśmy istotami żywymi. Żywe istoty czują. To nie jest zbrodnia. Akceptacja tego faktu też nią nie jest. Dopiero kiedy stajemy się marionetkami tych emocji robi się niebezpiecznie. Gdybym straciła kogoś z was i skwitowałaby to wzruszeniem ramionami: "Stało się" nie byłabym warta splunięcia. To, że będę odczuwać ból nie znaczy jednak, że zrobię przez ten ból coś złego.
- Nie jesteśmy zwykłymi żywymi istotami, jesteśmy Jedi i powinniśmy dawać odchodzić temu co umiera. Jeśli myślisz inaczej już jesteś stracona. Ciężko mi uwierzyć byś to ty pomagała temu tajemniczemu włamywaczowi, ale lojalnie cię uprzedzam, że będę miał na was oko, na ciebie i Tamira. Jeśli wyjdziemy z tego żywi odejdź z Zakonu, zapomnij o Mocy, żyj własnym życiem. Stanowisz niebezpieczeństwo dla wszystkich, którzy cię otaczają
- to rzekłszy Ijan po prostu wyszedł.
- Dać odejść to nie znaczy nie czuć. - powiedziała bardziej do siebie niż do chłopaka po czym westchnęła i ruszyła za chłopakiem.
Nie uszła jednak daleko, zakłócenie w Mocy. Pokój medyczny znajdował się w opłakanym stanie.
Nie mamy szans – zrozumiała to w jednej chwili. Pamiętała ile zachodu kosztowała ich walka z Arlequiem kiedy był pod kontrolą tajemniczego napastnika. Z całą trójką zwyczajnie nie mieli szans. Jednak ucieczka była równie bezsensowna co walka. Nie uszliby daleko. Poza tym Era nie wyobrażała sobie pozostawienia rannych samym sobie. Co więc mogła zrobić?
Skupiła się i wysłała w Mocy sygnał do Tamira. Coś na kształt ostrzeżenia połączonego z pożegnaniem. Bo wątpiła by przeżyła następny etap swojego planu.
- Płytka na jego policzku – powiedziała cicho do Ijana. Była niemal pewna, że to właśnie ta rzecz kontroluje Rillę i Lirę. Gdyby zdołała ją zabrać lub zedrzeć z twarzy tajemniczej postaci może zdjęłaby im z głowy, choć część kłopotu. Zaciskając dłoń na rękojeści swojego miecza zaatakowała.
 
Lirymoor jest offline  
Stary 22-11-2011, 19:50   #249
 
Gekido's Avatar
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Tamir tego dnia, a w tej chwili zwłaszcza, nie przypominał Jedi. Nie miał na sobie szat charakterystycznych dla członków Zakonu, których szorstkość, niezauważana po latach noszenia, drażniła każdego, kto pierwszy raz je ubrał. Zabrak miał na sobie luźne spodnie, w których czasem biegał po lesie, czy trenował szermierkę. Na to miał narzuconą koszulkę z długimi rękawami. Strój balansował w odcieniach beżu, współgrając z kolorem skóry i włosów Rycerza.
Blond loki, opadały luźno na ramiona i plecy Torna. Ubrudzone dłonie i ślad brudu na policzku były ostatnimi szlifami, które skutecznie zacierały przynależność Zabraka. Jedynie miecz świetlny, który luźno zwisał u jego pasa, obijając się teraz o jego biodro, zdradzał to, czym Tamir się zajmował. Kim był i jaką rolę pełnił.
- Nie damy rady... - stwierdził, kiedy klapnął na tyłek.
Wbijał wzrok w skrzynkę, nad którą pracowali z Ziewem i pozostałymi od poprzedniego wieczora. Właściwie to pracował głównie on i Verpine, z czego to Padawan odwalał większość roboty. Ale zdawało mu się to nie przeszkadzać, a i Tamir to szanował. Sam potrafił pogrzebać w kilku rzeczach, był dobrym mechanikiem, ale na Thyton nikt nie znał się na mechanizmach tak, jak Ziew. Dlatego Torn ograniczył się do roli pomocnika/asystenta dla Verpine'a.
- Z tych części, które zostały po statkach nie da się nic więcej zrobić. Potrzebne komponenty nie spadną nam nagle z nieba. Ech... gdzie są Jawowie, gdy ich potrzeba? - zapytał kręcąc głową. - Na Tatooine wystarczy, że na moment odwrócisz od nich wzrok, a już masz rozebrane pół speedera, a kiedy są naprawdę potrzebni to... -
Należało jakoś rozluźnić atmosferę, która była wystarczająco zepsuta. Przydałyby się jakieś dobre wieści. Może Era będzie jakieś miała? W końcu Zabrakowi wydawało się jakiś czas temu, że ponownie wyczuł w Mocy Alerqa, więc może jednak usłyszą dzisiaj coś, co ich pokrzepi?
- Ziew, a gdybyśmy tak spróbować zamienić po... -
Tamir nagle zamilkł w pół zdania. Zamarł z otwartymi ustami, gdy odebrał przekaz od młodej Jedi z parteru. Ostrzeżenie? Pożegnanie? Serce zabiło mu mocniej raz, po czym zerwało się do dzikiego galopu, przy jednoczesnym skurczu żołądka.
Nie, proszę... , przeszło mu przez myśl, gdy zrywał się na nogi z chłodną determinacją.
- Ruszamy wszyscy na dół, już! - zadecydował, gdy miecz pojawił się w jego dłoni. Na razie nieaktywny. - Nie jesteśmy sami! - krzyknął jeszcze do pozostałych, gdy dobiegał do drzwi.
Proszę, niech nie będzie za późno..., pomyślał, ściskając dłoń na zimnej rękojeści.
 
Gekido jest offline  
Stary 19-12-2011, 20:47   #250
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Era i Ijan stali z włączonymi mieczami, gotowi do walki. Ich największym problemem nie była jednak konieczność pokonania włamywacza, lecz zrobienie tego szybko zanim Tropull i Antis się wykrwawią. A jakby tego było mało naprzeciw nich stanęła dwójka ich towarzyszek. Nie było wątpliwości, że zakapturzona postać wyręczy się nimi.

I rzeczywiście Rila jako pierwsza ruszyła naprzód, a z rękojeści jej broni wysunęła się żółta klinga. Po chwili dwa ostrza tej samej barwy zabrzęczały za jej plecami. To Shalulira włączyła swój podwójny miecz. Era nigdy nie zdążyła się z nią naprawdę zaprzyjaźnić, lecz wiedziała, że stać ją na wiele. Wiedziała również, że Ijan jest niezłym wojownikiem i jednocześnie żałowała, że nie może tego powiedzieć o sobie. Jedynym pocieszeniem w tym momencie był fakt, że Rila jest tylko padawanką, ale czy z Alerqiem było inaczej?

Rila zaatakowała jako pierwsza. Silnie odbiła klingę Ery, tak że dziewczyna aż się zachwiała lecz atakująca nie mogła zadać ciosu mając po swojej lewej stronie Ijana. Dlatego też zwróciła się w jego kierunku, a na D'an uderzyła Qua'ire. Tym razem Era sparowała cios i sama zaatakowała, ale przeciwniczka odpowiedziała jej tym samym. Tylko kątem oka dziewczyna dostrzegała mieszaninę żółtej i niebieskiej barwy gdzieś po prawej, gdzie paradoksalnie walczyła dwójka jej przyjaciół. Sama skoncentrowała się na swojej oponentce.

Wtem do pomieszczenia wbiegli Tamir, Ziew i Terr-Nyl. Komunikat wysłany do Zabraka dotarł do adresata i pomoc przybyła na szczęście szybko. Chłopak rzucił się od razu by pomóc swej ukochanej, podczas gdy dwójka padawanów wspomogła Ijana. Torn już dobiegał do Ery, gdy coś czerwonego świsnęło mu przed twarzą.

Jedi zatrzymał się niemal w miejscu. Był to czerwony miecz świetlny. Należał do nikogo innego jak tajemniczego włamywacza, przez którego mieli tyle kłopotów. Napastnik stanął przed nim blokując mu dostęp do Ery. Spod kaptura błysnęło złowieszczo czerwone światełko znajdujące się gdzieś na wysokości, na której powinno znajdować się oko tego kogoś.

Nie było innego wyjścia i Tamir musiał podjąć walkę by w ogóle myśleć o pomaganiu komukolwiek. Przeciwnik był jednak silny w Mocy i nawet tego nie ukrywał. W jego aurze było jednak coś znajomego, choć Zabrak nie wiedział co.

Dwa ostrza skrzyżowały się wydając charakterystyczny dźwięk i rozpalając się niemal do białości. Zakapturzony osobnik był szybki i zwinny oraz dziwnie spokojny, a nawet szczęśliwy. Pojedynek z Tamirem musiał sprawiać mu wyjątkową radość, ale ciężko było stwierdzić dlaczego. Zabrak radził sobie bardzo dobrze. Trening odbyty pod okiem mistrza Karnisha przynosił wyraźne efekty. Walczył z tym Mrocznym Jedi, Sithem czy kimkolwiek on był, jak równy z równym.

Tymczasem Ijan, Ziew i Terr-Nyl otoczyli Rilę obchodząc ją z trzech stron. Młoda padawanka zareagowała na to wyraźnym zwiększeniem szybkości i mimo liczebnej przewagi jej przeciwników była w stanie nie tylko skutecznie się bronić, ale nawet atakować. Jedno z jej cięć o włos tylko minęło głowę Verpine'a, pewne pchnięcie mogło pozbawić życia Ijana, a Terr-Nyl już odniósł niewielkie oparzenie lewej ręki, gdy żółta klinga musnęła jego ramię.

Sytuacja wydawała się kiepska, tym bardziej, że Jedi nie chcieli skrzywdzić swojej towarzyszki. Jednak trzeba było działać szybko. Ijan dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Pomocy potrzebowali ranni Tropull i Antis, wesprzeć trzeba było również Erę i Tamira. Jedi nie mogli sobie pozwolić na to by jedna Rila wiązała w walce aż trzech z nich. Podjął szybką i głupią decyzję.

Gdy stanął w takim miejscu by Rila i wyjście znalazły się z nim w jednej linii, upewniwszy się, że walczący z nim padawani stoją z boku, użył całej swej siły by pchnąć Mocą przeciwniczkę. Plan częściowo się powiódł, gdyż dziewczyna zajęta pojedynkiem z Ziewem „odleciała” w kierunku drzwi, jednak zdołała się złapać framugi i została w pomieszczeniu. Wówczas Ijan skoczył ku niej i wpadł na nią przy pełnej prędkości wyrzucając ją na korytarz. Następnie Mocą sięgnął do konsoli od drzwi i zamknął je. Gdy Ziew podbiegł by je otworzyć okazało się to niemożliwe. Młody Jedi musiał zniszczyć konsolę na korytarzu przez co wydostanie się z pomieszczenia medycznego bez użycia miecz świetlnego było niemożliwe. Zza drzwi można było usłyszeć jego krzyk: „Pomóżcie reszcie! Ja się nią zajmę przez jakiś czas!” oraz oddalający się odgłos walki.

Ziew i Terr-Nyl skoczyli więc do Ery, która radziła sobie gorzej, ale drogę im zaszedł, tak jak poprzednio Tamirowi, właściciel czerwonego miecza. Odskoczył on bowiem od swojego dotychczasowego przeciwnika i rzucił się na padawanów. Jednego uderzył w twarz, drugiego podciął nogą, ale już za nim pojawił się Zabrak, który wykorzystując nieuwagę wroga ciął go straszliwie w plecy.

Nieznajomy zdołał rozpocząć unik, ale za późno i Torn trafił go mimo to. Jakież było zdziwienie Jedi, gdy odwróciwszy się ujrzał swego przeciwnika całego i głupio się szczerzącego. Ten uśmiech też wydawał mu się znajomy. Linia ust wykrzywiona jak u jakiegoś maniaka, jednak ciężko było dostrzec jakiś szczegół, gdyż wszystko skrywał cień kaptura. Tylko to czerwone światełko...

Era choć broniła się dzielnie została właśnie przyparta do muru. Z ust Shaluliry wydobył się krótki okrzyk radości, który przypominał też głośne sapnięcie. Niekontrolująca się Jedi przygniotła właśnie swoją towarzyszkę do ściany i tylko iskry wydobywające się ze skrzyżowanych mieczy trwały w ruchu, a obie postaci zamarły siłując się bezgłośnie.

I właśnie wtedy Era spojrzała Shalulirze prosto w oczy. Jej złote źrenice pałały wręcz rządzą mordu, a w jej aurze czuć było nieprzebraną złość. Wargi wykrzywiły się we wściekłym grymasie i D'an nie mogła mieć wątpliwości jaki jest cel jej przeciwniczki.

Tamir widząc kątem oka kłopoty swej ukochanej rzucił się na swojego oponenta jednocześnie krzycząc by Ziew i Terr-Nyl ruszyli Erze z pomocą. Ten odbił jego cięcie, a lewą ręką wyprowadził cios prosto w twarz Zabraka. Jedi zachwiał się od rozpędu, którego nabrał i zanim zdołał odzyskać równowagę poczuł ból brzucha, aż zabrakło mu tchu. To zakapturzony mężczyzna wyprowadził silne kopnięcie. Jakby tego było pchnął jeszcze Torna wprost na ścianę. Gdy obaj padawani ruszyli by pomóc Erze nikt nie mógł mu w tym przeszkodzić.

Tamira w momencie uderzenia oślepił błysk białego światła. Nie wiedział co to, czyżby jakaś eksplozja? Ale jeśli byłby to wybuch, to czy nie powinien go usłyszeć? Czy nie powinien czuć jego ciepła? A może już nie żyje?

* * * * *

Tamir stał w jakimś pomieszczeniu. Jednak panował w nim taki mrok, że jego wzrok nie mógł się przez niego przebić. Nagle rozbłysło jasne, kolorowe światło. To były świetlne miecze. Torn nie musiał ich liczyć by wiedzieć, że jest ich dwanaście. Stał pośrodku komnaty Rady, ale nie stał tam sam.

Po jego lewej stronie stał około dwudziestoletni chłopak z kruczoczarnymi włosami. Na jego twarzy malowało się zadowolenie, wręcz duma. Usta wykrzywione były w delikatnym, łobuzerskim uśmieszku. Spojrzał na Tamira i puścił mu oczko.

Jeden z mistrzów Rady wystąpił naprzód. Zabrak go nie znał. Był to mężczyzna w średnim wieku, z czarną kozią bródką. Jego miecz był koloru zielonego. Dla Tamira stało się jasne, że to ceremonia pasowania nowych rycerzy. Mistrz rzekł śpiewnym głosem:

- Klęknijcie - Torn poczuł jak nogi same się pod nim uginają. Chłopak po lewej stronie również klęknął. Mistrz podszedł najpierw do niego. - Irtonie Karnishu. Z ramienia Wysokiej Rady i z woli Mocy, czynię cię Jedi, rycerzem Republiki.

Blask zasłonił wszystko, a gdy Zabrak znów mógł widzieć ujrzał już zupełnie inną scenerię. Stał na moście linowym z włączonym pomarańczowym mieczem świetlnym. Przed nim, jeden za drugim, stało kilkudziesięciu opryszków z wycelowanymi w niego blasterami. Czuł też, że opiera się o coś plecami. To „coś” wkrótce przemówiło.

- Chyba wpadliśmy – z łatwością rozpoznał głos Karnisha, choć brzmiał nieco inaczej. - Jesteśmy otoczeni.

- Mów za siebie – odpowiedział Tamir nie swoim głosem. Następnie podniósł wysoko miecz i przeciął nim linę podtrzymującą most. Cała konstrukcja rozpadła się i wszyscy runęli w dół. Ciemność na dnie wielkiej rozpadliny zbliżała się z zawrotną prędkością.

Z kolejnej eksplozji światła wyłonił się wielki, zielony stwór stojący przed Zabrakiem. Ten znów miał włączony pomarańczowy miecz. Bestia w pewnym momencie natarła, a Tamir robiąc szybki unik przeciął ją niemal na pół. Stwór padł na ziemię z wywróconymi ślepiami. Chłopak spojrzał w dół w okolicę swojej prawej nogi. Ujrzał małą, czarnowłosą dziewczynkę z bladą cerą.

Dziewczynka o dziwo nie była przerażona. Wręcz przeciwnie, była zachwycona. Jej oczy świeciły się, gdy wpatrywała się w twarz Zabraka. Jedi nic nie powiedział. Zgasił swój miecz, wziął ją za rękę i poprowadził przez gęsty las, w którym się znajdowali. Po jakimś czasie doszli na skraj wioski, albo małego miasteczka. Wówczas Tamir mimowolnie zwrócił się do swojej towarzyszki:

- Jeśli obiecasz, że będziesz mnie słuchać nawet jeśli każę ci za sobą nie iść to zabiorę cię ze sobą... do akademii – dziewczynka aż pisnęła z radości na co i Tamir zaśmiał się śmiechem jakże niepodobnym do swojego. - Jak masz na imię?

- Shalulira.

Kolejny biały błysk i Tamir stał z czerwonym mieczem w dłoni naprzeciw mistrza Karnisha i Ziewa. Był to już Irton jakiego znał. Mężczyzna w średnim wieku z przebijającą się już powoli na skroniach siwizną. Ziew również wyglądał tak jak go Zabrak zapamiętał.

- Poddaj się dla swojego własnego dobra – rzekł Karnish.

- Śnisz Karnish – głos Tamira stał się szorstki, bardzo nieprzyjemny.

- Nie chciałem uwierzyć, gdy mi o tym powiedziano, ale ty naprawdę dołączyłeś do Dooku.

- Zostawiliście mnie samego na arenie Geonosis! Myślisz, że po czymś takim wrócę do świątyni i będę się kłaniał tym wszystkim mistrzom w pas? Byłem ciężko ranny, mogłem umrzeć!

- Wszyscy mogliśmy. Byliśmy otoczeni, ledwo uszliśmy...

- Wy uszliście! Mnie zostawiliście na pastwę droidów. Nawet ty, podobno mój przyjaciel.

- Myślałem, że nie żyjesz.

- Och, żyłem. Ale skoro nie potrafisz rozróżnić życia od śmierci to nie poczujesz żadnej różnicy, gdy wbiję ci klingę mego miecza między żebra.

Tamir skoczył do przodu, ale wówczas znów rozbłysło białe światło, a gdy zniknęło Zabrak stał z wyciągniętymi do góry rękoma, a nad nim unosił się Ambasador. Nagle jego rampa się otworzyła i zbiegł po niej Kastar Induro. Jedi rzucił się na Tamira, ale ten złapał go rękoma za gardło. Do uszu Torna doszło wołanie mistrza Karnisha: „Wracaj Kastarze!”. Również Induro poruszał wargami, a z jego ust wydobyły się ciche słowa: „Za to co mi zrobiliście”.

Białe światło raz jeszcze zasłoniło scenę odsłaniając zupełnie nową. Tym razem Zabrak ujrzał sufit jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Jedna tylko lampa rozświetlała pokój, a na dodatek ściany były czarne jak gdyby ktoś chciał spotęgować panujący tu mrok. Nad Tamirem pochylał się droid medyczny, ale co ciekawe mimo że gmerał przy różnych częściach ciała Zabraka, ten w ogóle nie odczuwał bólu.

Pojawiła się też jakaś postać, w której Torn po chwili rozpoznał Artela Darca. Nachylił się on nad leżącym z drugiej strony i spojrzał na niego. Jego oczy były zimne. Jedi nie dojrzał w nich najmniejszej oznaki emocji czy uczuć.

- Nieźle cię załatwił ten smarkacz. Kto by się spodziewał, że nasze własne dzieło obróci się przeciw nam? Na domiar złego nie możemy śledzić Karnisha i jego grupy przez nadajnik w ciele klona. Dobrze, że przynajmniej załatwiliśmy dwóch z tych śmieci. A ty się nie martw, wyjdziesz z tego. Wystarczy, że straciliśmy tego durnia Korela – Darc zaśmiał się cicho. - Głupiec myślał, że jest potężnym Mrocznym Jedi, a tu załatwił go jakiś chłoptaś i to nawet nie człowiek. Zresztą ten bałwan też był obcym. No, mój przyjacielu, nie będziesz wyglądał jak dawniej. Sporo żelastwa na ciebie pójdzie...

* * * * *

Tamir ocknął się jakby ze snu. Siedział na podłodze, oparty o ścianę w pomieszczeniu medycznym w posiadłości Karnishów. Nad nim stała zakapturzona postać z włączonym mieczem. Wyglądało na to, że wizja nawiedziła Zabraka tylko przez ułamek sekundy. Era, Ziew i Terr-Nyl nadal walczyli, a sam Tamir wciąż żył. Powoli stanął na nogi...
 
Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172