Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2011, 23:29   #20
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Maura&Delta&kanna

Lady Marina pozwoliła sobie pomóc wsiąść na konia i rozejrzała po zebranych. Nie dostrzegła nigdzie Gwenith, siostry Garetha, co ja zasmuciło. Lubiła jej towarzystwo. Uśmiechnęła się do Garetha, skłoniła sir Ebittonowi, w którego obecności zwykle czuła się nieco... nieswojo przytłoczona emanującą z niego pobożnością. Kolejnego z możnych – sir Daligara znała właściwie tylko z opowieści i plotek. Przejechała spojrzeniem po sylwetce sir Ospreya, ten jednak wydawał się nie odrywać oczu od jakiejś młódki w granatowej sukni.

- Witam. - uśmiechnęła się do niej dziewczyna, poprawiając pasek kołczanu - Jestem Kay Orville, pani...Polujemy razem?
- Marina.
- opowiedziała przypatrując się twarzy dziewczyny „Mój Boże.. – pomyślała – kiedy ja byłam taka.. młoda - Pamiętam cię, Kay. Ile to już lat.. chyba z pięć. Byłaś uroczym dzieckiem i sporo wyrosłaś od czasu, jak cię widywałam na zamku diuka..
- Byłam chudym i brzydkim kaczątkiem, pani.
.- Kay zaśmiała się, ściągając wodze.- Ale twoja uroda rozkwitła jeszcze bardziej, podczas gdy ja jestem po prostu mniej chuda..to wszystko. Bierzesz udział w polowaniu?
- Zaokrągliłaś się tam, gdzie pannie przystoi i nauczyłaś się też używać dworskiego języka, jak widzę
. – Marina uśmiechnęła się do dziewczyny, licząc szybko w myśli. Mała nie mogła być od niej młodsza więcej niż 3, no może 4 lata, a kobieta czuła, że dzieli je przepaść – Kiedyś bąkałaś głównie „Tak, psze pani” i „Nie, psze pani”. To chyba jasne, że biorę udział w polowaniu, prawda? – wskazała na swoją lnianą, uszlachetnioną jedwabiem suknię, przeznaczoną do jazdy konnej.
- Ale...masz na myśli na pewno polowanie na jelenie i dziki, pani? – dziewczyna usłyszała czyjes wołania i odjechała, pomachawszy dłonią.- Do zobaczenia więc, pani...na łowach....

Marina uśmiechnęła się lekko. Język też się wyraźnie Kay wyostrzył, skonstatowała. W sumie dziewczyna miała rację: nie było tajemnicą, że lady Marina nie używa ani łuku, ani oszczepu. Gandawika znosiła sterty plotek na temat tego co (i z kim) lady Marina miała wyczyniać na polowaniach.
- Mogli by mi chociaż rozważniej dobierać mi adoratorów – rzuciła kiedyś niezadowolona służącej, kiedy ta opowiadała jej o olbrzymim afekcie, którym Marina miała płonąć do pewnego hrabiego – Przecież on nawet konia sam dosiąść nie potrafi…

Taak.. zaprawdę niewiele osób wiedziało, co Marinę poruszało w polowaniach. Gwenith najlepiej to pojmowała. Pewnie dlatego, że tamta też uwielbiała ten pęd wciskający w grzbiet konia. Poczucie wolności, swobody i szaloną ekscytację płynącą z ominięcia konwenansów, tak podobną do tej, której kobieta zaznać mogła tylko w ramionach tancerza lub kochanka.

Gareth też znał upodobania Mariny i dlatego poprowadził konie ku bardziej otwartej przestrzeni, gdzie zbita gęstwina drzew nie hamowała będzie galopu. Kiedy rycerz krzyknął przeciągle Marina nie wahała się ani sekundy – puściła wodze i jej ogier skoczył do przodu. Tyle razy na wspólnych polowaniach z Garethem przeprowadzali ten manewr zaganiania, że nawet nie musieli na siebie patrzeć – każde z nich dokładnie wiedziało, gdzie za chwile znajdzie się partner.

Adrenalina buzowała w żyłach kobiety, kiedy szarak po raz kolejny odbił się prawie od kopyt jej konia. Skręciła ostro, niemalże pod kątem prostym, unikając zderzenia z drzewem. Ostry gwizd – i Kree spadła jak kamień z nieba. Zając zginał, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. I wtedy... Marina to poczuła. Najpierw wrażenie, że zdarzy się coś… niepokojącego; wstrzymała konia starając się zidentyfikować źródło dziwnego odczucia. Dopiero potem zobaczyła mgłę zasnuwającą polanę. Pojawiała się szybko, zbyt szybko, napełniając umysł i serce kobiety niepokojem. Ale nie bała się – Marina rzadko czuła lęk. Widok Herna – pana drzew - zaskoczył ją. A jego słowa jeszcze bardziej.

- Też go widziałeś? – upewniła się spoglądając na Garetha, który z obnażonym mieczem ustawił sie pomiędzy nią a Hernem. Rycerz skinął powoli głową, Marina widziała jego konsternację. Nie zdziwiło jej to – sama miała swobodny stosunek do religii i nie do końca wierzyła w to, czego była świadkiem. Gareth natomiast poważnie traktował pogańskie wierzenia, czego jasno dowodził medalion, który wiele razy miała okazje oglądać na jego szyi.
- Bardziej niepokoją mnie jego słowa. - odpowiedział cicho mężczyzna, spoglądając w stronę gdzie zniknęła mara. - Jeżeli to był naprawdę on...
- Gareth
- Marina podjechała do sokolnika i spojrzała mu w twarz. Z bliska wydawał się jeszcze bardziej poruszony - Gareth - powtórzyła zmuszając mężczyznę, żeby skupił na niej wzrok. - Nie wiemy, czy to na pewno był On. Czy po prostu ktoś - z jakiegoś powodu - postanowił nas zwieść. I opóźnić chwilę spotkania z orszakiem.
- W takim razie wybrał dość wyrafinowaną formę oszustwa... - Rycerz spróbował się zaśmiać, chociaż wyjątkowo zabrzmiało to nieszczerze i z wymuszeniem. Spojrzał na kobietę, po czym z powrotem na miejsce, w którym zniknęła postać, milknąc na kilka sekund. Uniósł rękę do szyi, bezwiednie muskając jeden ze swoich wisiorków, ten przedstawiający leśne bóstwo polowań. - A mgła? I to zniknięcie?
- Nie wiem
- Marina pokręciła głową. - Nie potrafię tego wytłumaczyć. Ale łatwiej mi uwierzyć w mistyfikację, niż w Herna, pana drzew, ostrzegającego nas przed niebezpieczeństwem. Chociaż z drugiej strony - ściągnęła nerwowo wodze, aż koń parsknął na nią, urażony - widziałam kruka na oknie mojej komnaty. Nie uciekał.

Gareth przywołał swoje wspomnienia z dzieciństwa, mające tłumaczyć jego wiarę. Kobieta słuchała z szacunkiem, doceniając jego otwartość i zaufanie. Czarny kruk - zły omen. Taak... Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk dzwonków. - Jedźmy, Kree się niepokoi.
Sokolnik spiął swoja karą piętami, podjeżdżając do miejsca gdzie w trawie czekała Kree i zsunął się z siodła na ziemię. Sokół niechętnie zostawił upolowanego zająca, gdy rycerz krótkim gwizdem przywołał ją z powrotem na rękawicę.
- Gdy wspomnimy pozostałym o tym wydarzeniu, mogą nam nie uwierzyć - zauważył cicho, przyklękając przy martwym szaraku.
- Pozostawmy więc wspomnienie tego spotkania dla nas - zaproponowała, obserwując jak zręcznie oprawia zające. Zajęcie to wydawało się go uspokajać – poruszenie wywołane niespodziewanym spotkaniem gdzieś się ulotniło – albo zdołał je stłumić. Przyjemnie było patrzeć na jego pewne ruchy i mocno zarysowaną linię pleców. - Choć chętnie posłuchała bym twojej wymiany zdań z sir Ebbitonem - dodała, lekko się uśmiechając.
- Już drugi raz dzisiejszego dnia słyszę sugestię, że rozmowa z sir Erikiem mogłaby mieć interesujący przebieg. Świat musi mieć okropną opinię, albo o nim, albo o mnie - odparł półżartem Gareth, przywiązał szaraka i wspiął się na siodło. - Nie omieszkam z nim porozmawiać, gdy już znajdziemy się w drodze powrotnej.
- Dyskusja dwóch wielkich mężów zawsze jest warta uwagi.
- Marina zarównała konia z klaczką Garetha. Wyciągnęła dłoń i złapała rzemień ogłowia klaczy, stopując zwierzę.
- Ale pozwól, że to ja podzielę się z sir Erikiem trwogą zalewającą od chwili spotkania Herna me niewinne niewieście serce. - Zrobiła przestraszoną minę, rozchyliła lekko usta i przycisnęła dłoń do, gwałtownie unoszącego się i opadającego w rytmie przyśpieszonego oddechu, biustu. - Sir Eriku - powiedziała drżącym głosem rzucając Garethowi spłoszone spojrzenie - chyba tylko z wami, jako mężem pobożnym i błyskotliwym, podzielić się mogę moja obawą. I poprosić was o radę. Bo czuję, żem bliska jest obłędu.
Puściła rzemień.
- Wam dyskusja albo na teologię, albo spór zejdzie.

Gareth przez chwilę nic nie mówił, po czym pokręcił głową z mimowolnym uśmiechem.
- Niewinne, acz wyjątkowo przebiegłe niewieście serce. Przypomnij mi lady, żebym nigdy, ale to przenigdy, nie stanął przeciwko twojej osobie, bo marny mój los - odparł, kiwnąwszy po chwili przyzwalająco. - Zostawiam więc sir Erika tobie.
Marina uśmiechnęła się, doceniając komplet.
- Ja nigdy nie stanęła bym przeciwko tobie, mój panie. Czemuż więc tobie miałoby się to zdarzyć?
Spięła lekko konia i podążyła w stronę reszty towarzystwa.

Dołączyli do pozostałych, Marina spostrzegła bladość na twarzy Kay, ale nie zdążyła dopytać dziewczyny o powód poruszenia? strachu? "Może polowanie przebiegła bardziej krwawo, niż dzieczyna się spodziewała?" – przemknęło jej przez myśl, ale w tej samej chwili zauważyła na horyzoncie ludzi z orszaku hrabiego Oswalda i skierowała konia w ich stronę.

Radość z rychłego spotkania z Ericiem i Cyne przepełniała jej serce, usuwając w cień wspomnienie zdarzeń z polany.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline