Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2011, 11:16   #130
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Cholerny krasnolud... Obyś wyłysiał, kurduplu. Żeby ci broda sparszywiała...
Ślady na drodze były nieco zamazane, całkiem jakby coś jeszcze przejechało traktem. Czemu za nimi miałby jechać inny wóz, w dodatku tak blisko, tego Rav nie wiedział, za to widział aż za dokładnie, że krasnoluda po prostu nie ma. Goldkeeperowi zapewne udało się zawrócić. I pojechał sobie, nie zważając na to, że ma na wozie ich dobytek. No, część dobytku. Parę rzeczy mieli na grzbietach.
- Żeby ci koło odpadło a muła chwyciło wzdęcie. Oby ci piwo skwaśniało, za każdym razem, gdy za kufel chwycisz. Żeby cię kolka sparła, złodzieju przeklęty!
Lista życzeń i epitetów byłaby dużo dłuższa gdyby nie to, że Rav przypomniał sobie, iż występuje, tak jakby, w charakterze opiekuna Aglahada i że nie powinien dawać mu złego przykładu.
Oczywiście w pewnej mierze rozumiał ucieczkę Goldkeepera. Krasnolud nie miał w sobie bojowego ducha swej rasy. Był kupcem, który dbał o siebie i swoje interesy. Tylko czemu odbyło się to ich kosztem? A trudno było sądzić, że na goblinach zdobędą łup który zrekompensuje im straty... Nie mówiąc już o tym, że w górach nic nie kupią.
Spojrzał na Aglahada.
- Może wrócisz do reszty, a ja spróbuję go dogonić? W końcu aż tak daleko odjechać nie mógł - zaproponował.
W tym momencie, nie wiadomo skąd i jak, pojawiło się obok nich znane światełko.
- Amil! - ucieszył się Rav. - Może tak dogonisz tego... - zmełł w ustach obraźliwe określenie - ...tego krasnoluda i go zatrzymasz? Poświecisz mułom po oczach?
Świetlik był dużo, dużo szybszy od Rava. Dogonienie wozu było dla niego drobiazgiem, zaś zatrzymanie ciągnących wóz mułów powinno sprawić mu dużo radości. Podobnie jak robienie innych psikusów.

Młody mężczyzna przyglądał się z wielkim uśmiechem Rav'owi. Rozumiał jego zdenerwowanie, a obserwacja jak ten próbuje zachowywać się jak należy w towarzystwie Aglahada wywoływało ledwo kontrolowane spazmy śmiechu.
- Nie denerwuj się tak, spokojnie - zdołał wydukać między duszeniem się ze śmiechu a udawanym kaszlem.
- A pod czym będziesz spać? I co będziesz jeść? - spytał Rav, spoglądając na swego rozmówcę z widocznym brakiem zrozumienia. - Nasze zapasy pojechały sobie właśnie w siną dal, a my jesteśmy, jakbyś nie pamiętał, w górach. W środku gór.
Twarz chłopaka momentalnie spoważniała. Jak widać nie zdawał sobie sprawy z problemów, jakie mogą przysporzyć braki ekwipunku. Zwiesił głowę i nie odezwał się już ani słowem.
- Może jakoś pomogę? - dodał po chwili cicho.
- Może namówisz Amila, żeby zatrzymał Goldkeepera - mruknął Rav.
Świetlik ani myślał usłuchać prośby wojownika. Wyglądało raczej na to, że usiłuje zniechęcić ich do pogoni za kupcem-złodziejaszkiem.
- Czego ty chcesz, Amilu? Nasze rzeczy pojechały tam! - Rav pokazał kierunek. - A Degary jest nie tam, gdzie pokazujesz. Grzybów mamy szukać?
Świetlik wydawał się kompletnie ignorować polecenia chłopaka. Można by nawet się pokusić o stwierdzenie, że zaczyna się lekko irytować niedomyślnością ludzi (przecież wyraźnie im pokazuje, co mają robić!). W końcu ognik zmienił taktykę. Zastygł na chwilę przed oczami Aglahada, zmuszając go do skupienia na sobie wzroku. Odleciał w tym samym, co poprzednio, kierunku i wrócił przed oczy młodszego chłopaka pozostając w bezruchu na kilka sekund, mrugając tylko łagodnie. Po chwili zrobił to samo, jakby cierpliwie tłumaczył dziecku coś ważnego.

Jeszcze nigdy nie udało im się wygrać z uporem Amila. Nawet Degary nie dawał sobie z tym rady. Przeklinając w duchu i charakter świetlika, i sam fakt jego istnienia Rav w końcu machnął ręką na Golkeepera (chwilowo, jak miał nadzieję). Może Degary przekona Amila do jakiejś współpracy.
- No dobra, dobra - powiedział z entuzjazmem bliskim zeru. - Już idziemy.
Ruszył w kierunku wskazanym przez chowańca, na wszelki wypadek wyciągając miecz. Wszak nie było wiadomo, w co chce ich wciągnąć to świecące uosobienie ciekawości.
 
Kerm jest offline