Powinni teraz odtańczyć taniec wojenny nad trupem leżącego wilka, a potem zabrać się za torturowanie jeńca. Albo dla samej przyjemności, albo ze względu na tradycję, albo też w celu uzyskania nowych informacji. Tak by zrobili prawdziwi Indianie (a może tylko filmowi... Nieważne), tak zapewne postąpiliby krwiożerczy Wikingowie. Oni jednak nie należeli do żadnego z tych narodów.
Mówi się, że dzieci są okrutne, Tomek jednak nie czuł skłonności do wyrywania muszkom skrzydełek, ani do cięcia związanego barbarzyńcy w plasterki, co przy użyciu scyzoryka o krótkim dość ostrzu trwałoby zapewne bardzo długo. Prawdę mówiąc było mu żal nawet wilka. Niechby sobie biegał gdzieś po lasach, byle tylko zostawił ich w spokoju. Ale nie... musiał przyleźć i prawie zabić Puśka. Jak już, to Tomek wolał ich psa niż wilka i gdyby miał wybierać... Dobrze że Meli tak się udało z tym gwizdkiem, szczególnie że Piotrek spartaczył sprawę. Ale może kamień był za mały.
- Chodźmy na bagna - zaproponował, gdy minęła pierwsza fala radości. - Zielarka nie tylko może udzielić nam pomocy czy wskazówek, ale i podleczyć Pusia. A naszego jeńca zabierzemy ze sobą. Pójdzie, nawet gdybym miał go kłuć w zadek przez całą drogę. |