Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2011, 20:17   #575
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
- Witajcie Szpiczastouszy - Francesca poprawiła włosy i podeszła do nich.- Wasza Pani chwilę będzie musiała po przygotowywać eliksir, macie jakiś pomysł, aby miło zająć mój cenny czas...
-Szczerze mówiąc Nieznajoma, kazano nam mieć po prostu na ciebie oko - odparł ten z tatuażami. -Ale nie widzę przeszkód w tym, abyśmy porozmawiali.
-Stanowicie straż Lionory, czy bronicie granic? Sądząc po waszych posturach - tutaj przesunęła jednemu dłoń po torsie - jesteście jednymi z najlepszych.
-A czy powinniśmy się ciebie obawiać Beanna? Powinni cię pilnować najlepsi? - zapytał z uśmiechem. Jego towarzysz jedynie cicho się przyglądał.
-Myślę, że tak. Wiecie, jestem bardzo niebezpieczna... - podeszła do tego co się nie odzywał - moje pocałunki sprawiają... - wyszeptała mu do ucha i musnęła policzek - sprawiają bardzo wiele przyjemności...
-Pocałunki Beanna? - spytał dotychczas milczący elf. W przeciwieństwie do swojego towarzysza, jego twarz nie była wytatuowana, za to przez lewy policzek przebiegała mu blizna. -Pocałunków nie trzeba się bać.
-Też tak myślę. To nic złego... a ty co myślisz o pocałunkach? - zwróciła się do drugiego.
-Nie ma w nich nic złego. To d'hoine doszukują się w nim czegoś niestosownego, nie my - odpowiedział bez wahania.
- Dlatego wole elfów... jesteście tacy niesamowici... - ponownie zmieniła obiekt i podeszła do tego z tatuażami. -Jestem Francesca, a ty? Co oznaczają te tatuaże? - dotknęła dłonią jego twarzy i pogładziła lekko.
-Nazywam się Galarr - powiedział śpiewnie, jak tylko elfy potrafią. Dotyk przyjmował zupełnie spokojnie, jakby taki kontakt był naturalny. -Znaczą wiele rzeczy. Mój ród, mój dawny dom, moje powinności - powiedział krótko, jakby to wszystko tłumaczyło.
-Masz wytatuowane całe ciało? - musnęła dłonią po jego torsie.
-Tylko twarz - odparł.
-Niesamowite. Znałam kiedyś mężczyznę, który wytatuowane miał całe ciało... całe sprawdziłam - mrugnęła znacząco.
-Naprawdę? Nie wiedziałem, że d'hoine też się tatuują- zdziwił się. Zdawał się nie zauważać flirtu Francesci. Za to jego towarzysz, Vanadain jak zapamiętała, wodził za nią wzrokiem. -Czy jego tatuaże coś znaczyły?
-Tak znaczyły... - wampirzyca spojrzała na drugiego i posłała mu uśmiech. - A jak brzmi twoje imię pięknooki?
-Nazywają mnie Vanadain, ale możesz mi mówić Van, Beanna - odpowiedział, odwzajemniając uśmiech.
-Van... skąd masz tą bliznę? Musiało chyba bardzo boleć prawda? - pogładziła ręką po jego twarzy. Miała ochotę teraz rzucić na nich dwóch zauroczenie i umilić sobie z nimi te długie godziny, jednak nie chciała rozgniewać Lionory.
-To... nieprzyjemna historia Beanna, wolałbym do niej nie wracać - odparł, a w jego głosie pobrzmiewał smutek. Szybko jednak się z niego otrząsnął i zmienił temat - czy wśród ludzi panuje teraz taka moda? - zapytał wskazując na dość frywolny strój Francesci. - Pamiętam, że d'hoine wolą zakrywać ciało jak najszczelniej.
-Mam taką swoją modę, nie lubię ukrywać swoich walorów. Uważam, że nie powinno się ukrywać piękna. Większość mężczyzn bez koszuli jest bardziej atrakcyjnych. Choć w waszych przypadkach ciężko mi jest to stwierdzić.
-Cóż, słuszna uwaga - zaśmiał się Van. -Ale leśne ostępy, gałęzie i krzaki nakłaniają jednak do pewnej ochrony. Z drugiej strony, skoro i tak tu tylko czekamy i nigdzie nie idziemy - Vanadain był wyraźnie bardziej chętny do podłapywania sugestii Liska. Futrzany... szal, kołnierz? trudno było rozeznać się w elfich ubiorach, szybko został przez niego odpięty, a zielony kubrak z wysoką stójką rozsznurowany, odsłaniając zupełnie gładki tors. -Tak, tak jest zdecydowanie chłodniej.
-To pozwól, że ogrzeję cię, nie chce, abyś przeze mnie marzł, choć takiemu mężczyźnie to pewnie nie przeszkadza podeszła do niego i się przytuliła - będzie mi łatwiej cię ogrzać, jeśli zrobię to swoim ciałem, pomożesz mi z gorsetem?
-Z prawdziwą przyjemnością Beanna - zapewnił elf, nie marnując czasu. Wampirzyca poczuła jak smukłe palce wślizgują się pod wiązania. -Nie uważasz jednak, że z pomocą poszłoby szybciej? Strasznie dużo tu sznurków, a Galarr dobrze zna się na węzłach - zaproponował żartobliwie.
-Tak, możesz zając się sznurkami, a Galarr spódniczką... - zaproponowała i musnęła wargami jego tors - jaki ciepły, może się przyłączysz Galarrze chciałabym upewnić się czy, aby na pewno masz tylko na twarzy tatuaże...

Elfy, przez niektórych ludzkich kapłanów, uznawane były za rozpustne i amoralne, ale wszystko pewnie rozbijało się o zwykłe różnice kulturowe. I szczerze mówiąc, de Riue te różnice się podobały. Galarr bowiem najwyraźniej nie miał oporów przed udzieleniem jej pomocy, a i sytuacja nie wydawała mu się być krępująca. Zbliżając się do Liska rozsupłał swój pas, ściskający skórzaną zbroję przy jego skórze. Nie zdążył jednak zająć się jej zapięciami na ramionach, bowiem jego dłonie spoczęły na talii kobiety, szukając rzemyków trzymających sukienkę Francesci na miejscu. -Zapewniam, że nie mam żadnych. Ale możesz zaspokoić później swoją nieufność.
Van tymczasem nie próżnował, z każdą chwilą rozluźniając coraz bardziej gorset rudowłosej, aż ten zaczął się osuwać i odsłaniać jej biust.
Wtedy kobieta zabrała się do spodni Vana. Skoro ona zaraz miała stracić spódniczkę, to czemu niby on miał tkwić bezsensownie w spodniach? Nie miała z tym najmniejszych problemów, zaraz jej oczom dał się zobaczyć elfi kwiat rozkoszy, który właśnie rozkwitał na jej oczach. W czasie, kiedy Galarr nie mógł sobie poradzić z zapięciami, Francesca odwróciła się i założyła mu dłonie na ramiona. Po czym przybliżyła się i szepnęła do ucha - są z przodu - zaczęła całować jego szyje i gładzić tors. Następnie zajęła się skórznią, kryjącą wymodelowane ramiona, które trzeba było przywitać pocałunkami. Nie chcąc być dłużna zaczęła ściągać spodnie i jemu.



Wytatuowanemu Aen Seidhe nie trzeba było powtarzać dwa razy. Jego palce szybko znalazły zapięcie, sprawiając, że spódniczka osunęła się po kształtnych udach w dół, odsłaniając bieliznę. Vanadain rozwiązał zaś ostatnie sznurki gorsetu, oswabadzając kobietę w górnej części ubioru. Elfie usta zaczęły całować jej nagie plecy.
Galarr zaś, korzystając z pomocy Liska, zrzucił z siebie skórznię, odsłaniając umięśniony, równie gładki co u jego kompana tors. Mimo typowej dla jego rasy, smukłej sylwetki, pod jego skórą prężyły się węzły mięśni.
Francesca pieszcząc językiem tors Galarra powoli pozbawiała go spodni. Czując ciepło drugiego elfa za plecami coraz bardziej zatapiała się w błogości. Delikatna skóra elfów podrażniała jej zmysły. Szczegółowo badała palcami każdy centymetr. Spodnie opadły, kobieta podniosła głowę i złożyła mu na ustach namiętny pocałunek.
Elfy, jak nietrudno się domyślić, różniły się anatomicznie od ludzi. Postura i uszy od razu rzucały się w oczy, ale były i inne różnice. Miały bardzo równe, drobne zęby, pozbawione kłów. Ich języki były też węższe niż ludzkie, ale Francesca z radością przyjmowała ich zwinność; miękkość warg. Ciemnowłosy Galarr szybko zsunął swe spodnie do kostek, odsłaniając jak bardzo ciało Liska na niego działało.
Wampirzyca oddawała się przyjemności - pocałunkom składanym na jej twarzy, łopatkach, ramionach; dłoniom pieszczącym piersi, brzuch, pośladki; ciepłu męskich ciał.
Odwróciła się do Vana. Dotknęła jego blizny i przeciągnęła delikatnie dłonią sondując każdy szczegół, po czym zaczęła go całować. Najpierw delikatnie, potem coraz bardziej łapczywie. Jej dłonie pieściły drobne ciało. Plecy, kości kręgosłupa, łopatki, wodziły chłonąc ciepło. Czuła dłonie wytatuowanego Aen Seidhe na piersiach. Jego ciepło przenikało je, masowało i pieściło. Usta natomiast świdrowały szyje.
Galarrowi wyraźnie podobały się krągłości Francesci, poświęcał im bowiem bardzo dużo uwagi. Możliwe, że i to było spowodowane różnicami rasowymi. Elfki nie były tak hojnie obdarzone przez naturę.
W sylwetce Vana było coś z napiętej struny. Jego mięśnie nie były tak wyrzeźbione, ale pod palcami Lisek czuła sprężystość jego ciała, giętkość. Tylko ta jedna blizna była martwa, szorstka, tak silnie kontrastująca z całą resztą.
Kobieta czuła ich narastające ciepło. Wiedziała, że nie będzie mieć problemu z ich rozgrzaniem. Tak otulona pośród obu mężczyzn, niemal czuła, że sama potrafi wytworzyć ciepło. Zmysły szalały, odbierały i odsyłały. Dokładnie wyczuwała wzburzona krew, krwi, więcej niż zwykle. Ale gdyby upiła z nich obu? Jakże wtedy byłoby cudownie, musiałaby mieć rożne smaki. To na pewno różne, ale tak samo słodkie i kuszące. Jej usta mimowolnie znalazły się na szyki Vana, język zaczął pieścić każde zagłębienie. Dłonie zniżyły się na poziom ud i krążyły tam drażniąc i pobudzając najczulsze miejsca. Jej bielizna mimowolnie zsunęła się z krągłych ud. Dłonie Galarra gładziły jędre pośladki, badały każdy szczegół jedwabistej skóry. Van natomiast zajął się jej krągłościami na górze, lecz wolał robić to językiem. Francesca lekko przechyliła się w stronę torsu wytatuowanego elfa, czując swoim ciałem każdy jego oddech. Ten przytrzymał ją dłonią aby nie straciła równowagi. Kobieta korzystając z okazji oparła głowę o jego ramię, po czym namiętnymi pocałunkami w szyję spowodowała przyśpieszenie jego oddechu. Wtedy to poczuła zapach kwiatów, miała wrażenie, że właśnie znajduję się na wielkiej kwiecistej łące, a ona sama zapada się wśród różnobarwnych kwieci.


Galarr trzymał ją mocniej sapiąc cicho, kobieta pieściła jego szyję ustami, natomiast dłońmi drażniła plecy Vana. W końcu Lisek poczuła, jak wolna dłoń Galarra zaczyna prześlizgiwać między pośladki, między uda, ku jej najwrażliwszemu miejscu. Dotyk wywołał przyjemne dreszcze, wzmagał podniecenie. Sam elf podniecony był na pewno, bowiem miernik tego podniecenia wyraźnie wbijał się w udo wampirzycy. Vanadain z pewnością mu nie ustępował, lecz ograniczał się do składania na przemian pocałunków na kształtnych, kobiecych półkulach, trącając od czasu do czasu nabrzmiałe sutki. Po kilku chwilach i elf z blizną chciał pokazać co potrafi, złapał ją silnie za biodra po czym przysunął ją do siebie. Jego mięśnie napięły się, ale nie wyglądało, aby kosztowało go to wiele wysiłku. Kobieta poczuła szorstkie wyżłobienie na jego policzku, kiedy ten całował jej szyje. Jego dłonie spoczęły na jej pośladkach, chwilę się nimi zajęły, po czym delikatnym, aczkolwiek znaczącym uszczypnięciem przybliżył jej biodra ku swoich. Kobieta aż sapnęła i ugryzła go delikatnie w ucho. W tym czasie Galarr trochę osamotniony zajął się plecami wampirzycy, masując je i rozluźniając mięśnie, jego wytatuowana twarz zbliżyła się do jej twarzy i złożyła rozkoszny pocałunek.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline