Kurt
Nijaki trzymał go pustym żołądku jeszcze ponad godzinę. Przez ten czas, jeśli nie liczyć jakiegoś chłystka, który wbiegł na kilka chwil do budynku i zaraz potem wybiegł, nic godnego uwagi się nie zdarzyło.
Ze dwadzieścia minut później dom opuścił, w końcu, nijaki. Szybkim krokiem skierował się w stronę rynku. Na jego twarzy malowała się coś jakby ulga jednocześnie z irytacją, o ile to było możliwe.
Ale mniejsza z tym. Doczekał się wreszcie swojej szansy. Nadszedł czas na działanie. Conor - Nijakiego Wydrwikufla nie znamy! – zapiszczał zbir, gdy Conor niecierpliwie poruszył sztyletem wbitym w jego łapę. – W życiu żem takiej ksywy nie słyszał!
- Kurwa. No ale kto prowadzi tutejszy kram to chyba wiesz?
- No! Znaczy, my robimy dla Lewusa…
- A on?
- Nie wiem.
- Gdzie go znajdę? No?
- Argh! W tawernie „Lubieżna harpia”!
- A reszta?
- Jaka reszta?
- Inne bandy, kretynie.
- Ja to tylko swojo znam…
- Teraz burdel.
- Jest taki… ugh! Ale tam tylko rajców wpuszczają i takich tam… Karczma
Otwartość i kordialność Conora w połączeniu z wrodzonym wdziękiem Ginnara, godnie reprezentującego swoją rasę, nie tworzyły najlepszej atmosfery przy stole.
Porównywanie penisów przerwała dziewka służebna, która zjawiła się przy ich stole. - Co ma być? – zapytała znudzony tonem, patrząc się gdzieś w powałę. Trzeba jej było przyznać, że idealnie dopasowała się do nastroju. Prawdziwa profesjonalistka. Morven
Radość z faktu pojawienia się przybyszy szybko zamieniła się w niepewność, czy aby dobrze zrobił, dosiadając się do nich.
Dopiero teraz dostrzegł, że z nich czterech każdy ma gębę paskudniejszą od drugiego. Każda zwiastowała też osobnika, którego długo nie trzeba namawiać do dania komuś w mordę. Ba!, wyglądali wręcz na takich, którzy aż się do tego rwą.
No, ale jak się już powiedziało A… Kim by był, gdyby dał się zbić z tropu taką drobnostką, jak niechęć tych zakapiorów?
Kimś całym i zdrowym, zapewnie. Gerfyn
Właściwie mógł w ciemno obstawić, że byli przyjezdni. Do tej pory nie widział bowiem w Yspaden ani jednego krasnoluda, o innych nieludziach nie wspominając.
Swoją drogą, ciekawa obserwacja – krasnoludy, jak się zdaje, miały chyba największą łatwość asymilacji w społeczeństwach Nordlingów. Na drugim końcu były zaś elfy.
Dla Nilfgaardczyków, którzy przecież garściami czerpali z elfiej kultury, właściwie rozwinęli z nimi więź niemal symbiotyczną, było to tak, jakby świat stanął na głowie.
I kolejna – niczym nieuzasadniony rasizm. Gerfyn, jednym uchem słuchając rozmowy toczącej się przy stole przybyszów, drugim wychwytywał natomiast rzucane jadowitym teatralnym szeptem uwagi w stylu: „Pewnie to bandyci, gęby takie mają…”, „… do dziewek się będą brać, chutliwe karły…” i „Przychodzą tacy, o i kradną uczciwym ludziom robotę…”.
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |