Rachel zatrzymała się w pół kroku, gdy usłyszała głos jakiejś starszej kobiety, która zarzekała się, że nigdzie nie idzie. Młoda lekarka chciała jakoś jej wyperswadować z głowy pozostanie w mieszkaniu, lecz ktoś nagle na nią wpadł i popchnął ją dalej. A może wcale nikt jej nie potrącił? Może tak naprawdę starała się usprawiedliwić samą siebie, tworząc wyimaginowaną sytuację. Alibi. Przecież wcale nie znała tej kobiety. Co o niej wiedziała? Nic. Tak naprawdę, to prócz Franka nie kojarzyła prawie nikogo, kto mieszkał w tym bloku. Rzadko bywała w domu. Jeśli starucha postanowiła pozostać w mieszkaniu i zginąć, jej sprawa...
- Ach, niech to szlag! - Rachel zawróciła, przeklinając głęboko w sercu swoją chęć niesienia pomocy. - Proszę pani! Powinna pani pójść razem ze wszystkimi - oznajmiła, wyciągając rękę ku kobiecie.
__________________ Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska. |