Wątek: Byle Do Przodu!
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2011, 21:26   #35
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Od początku swojej drogi miał wiele imion. W dawnych czasach, gdy był jeszcze zwykłym, marnym człowiekiem dążącym jedynie do tego by odzyskać co prawnie mu się należało nazywał się Blacker. Później, po pójściu za radą ślepej wyroczni, gdy myślał że jego życie dobiega końca został ocalony przez demona stając się czymś mniej niż człowiekiem. Był opętańcem, sługą demona w zamierzeniu bezwolnym golemem a jednocześnie częścią eksperymentu mającego na celu stworzenie amuletu dusz. Wraz z dawną tożsamością przyszłu porzucić mu stare imię, nowe zostało mu nadane przez jego nowego pana - Legion. Tak nazywał się twór którego był częścią, gdyż już od tej chwili nigdy nie był sam w swoim ciele. Nawet teraz, gdy jego rola w kształtowaniu nowego porządku świata się zakończyła wciąż nie miał pewności czy naprawdę jest choć częściowo tym kim był wcześniej czy w rzeczywistości tożsamość prawdziwego Blackera została zniszczona i pochłonięta przez legion dusz mieszkający w jego ciele, a on sam był tylko fałszywą tożsamością wytworzoną przez wielojaźń tej najbardziej chyba tajemniczej siły we wszystkich sferach. Wolał jednak wierzyć że naprawdę udało mu się przetrwać te pierwsze lata zanim nie nauczył się słuchać głosów towarzyszących mu umarłych i dzięki własnej determinacji oraz współpracy z nimi nie odzyskał wolnej woli. Następnie, gdy jego zdrada miała się dopełnić poniósł klęskę i zginął, co w rzeczywistości było sposobem by z pomocą innego demona uwolnić się spod władzy poprzedniego pana. Wtedy to przyjął kolejne imię, Astaroth, co w języku demonów oznaczało pana dusz. Nie mógł wiedzieć, jak bardzo było to związane z jego przeznaczeniem, gdyż nie tylko był w stanie utrzymać się przy życiu i zniszczyć każdego kto stanął mu na drodze dzięki mocy legionu umarłych, to na dodatek na końcu swojej drogi został strażnikiem całego wymiaru dusz. Trzy imiona, wszystkie należały do z pozoru całkiem odmiennych osób, które jednak tworzyły jeden byt. Wypaczona istota, która na dobrą sprawę nie była ani człowiekiem ani demonem, nie znająca ograniczeń i nie potrafiąca z własnej woli zatrzymać destrukcji której stała się przyczyną, jednocześnie działająca w imieniu tego, co według niej było dobrem. Siał chaos i zniszczenie ale tak naprawdę nigdy nie miał złych intencji, po prostu nie potrafił wpasować się w porządek rzeczy więc postanowił samemu stworzyć sobie w nim miejsce. Nie było to jednak proste, wciąż pamiętał jak prawie wszyscy ci, z którymi podróżował w krytycznym momencie odwrócili się od niego. Był nazywany szaleńcem, wielokrotnie próbowano go zabić mimo wcześniejszych deklaracji przyjaźni. Pokonał jednak wszystkie przeszkody na swojej drodze, jego klęska nastąpiła dopiero wtedy gdy rzucił wyzwanie sile teoretycznie nie do pokonania, stwórczyni samego chaosu z którego teoretycznie czerpał siłę.

Wciąż pamiętał tą walkę. Oczy demonów są nieporównywalnie dokładniejsze niż ludzkie, zwłaszcza jeśli chodzi o rejestrowanie szybkości. Dlatego śmiertelnicy zwykle nie są nawet w stanie dostrzec ciosu zadanego przez demona zanim ten nie zakończy ich życia. W tym jednak wypadku nawet demoniczne oczy Astarotha nie nadążały za tym co działo się na polu bitwy. Polegał bardziej na instynkcie, który pozwalał mu unikać padających zewsząd ciosów wyprowadzając jednak kontry gdy tylko było to możliwe. Dwie istoty z których żadna tak naprawdę nie pragnęła korzyści płynących ze zwycięstwa. Walczyli dla samej istoty walki, dla radości jaka płynęła z tego tańca na skraju życia i śmierci tylko po to by zaspokoić własną ciekawość. Była to też pierwsza walka w której dawny opętaniec walczył bez wsparcia legionu. Nawet gdyby wygrał przy jego pomocy pozbawiłby się całej radości ze zwycięstwa. Najdoskonalsza ze wszystkich walk, pierwsza w której Astaroth tak naprawdę się bał. Jego lęk był jednak niezrozumiały dla każdej racjonalnie myślącej osoby, demon bał się bowiem że uda mu się wygrać. Nie oznaczało to, że się powstrzymywał, walczył ze wszystkich sił, jednak wygrana oznaczałaby że jest najpotężniejszy we wszystkich wymiarach. Gdzie w takim razie miałby szukać nowych wyzwać, do czego miałby dążyć? Jego istnienie straciłoby cel, dotąd bowiem kierowało nim pragnienie stania się silniejszym. Jednak przegrał i mógł w spokoju usunąć się w cień. Być może nadejdzie taki dzień w którym świadomie wyzwoli potęgę legionu by po raz kolejny wstrząsnąć wszystkimi światami i po raz kolejny rzucić wyzwanie. To była jednak odległa przyszłość...

Jak to się miało do teraźniejszości?

Teraz był po prostu wolny. Zniknęło wcześniejsze pragnienie zdobycia mocy, teraz w trakcie tego wyścigu uczestniczył na takich samych zasadach jak pozostali. Zamierzał dobrze się bawić, do tego stopnia że nie spytał nawet jaka jest nagroda w całej tej zabawie. Oczywiście nie zamierzał też traktować sobie tego lekko, mogłoby to bowiem uwłaczać pozostałym gdyby stosował jakąkolwiek taryfę ulgową. Da z siebie wszystko w takim stopniu, w jakim zrobiłby to dowolny śmiertelny. Dlatego teraz, gdy stał oko w oko z wyjątkowo nieposłusznym nosorożcem nie wykorzystał mocy chaosu. Nieba nie przecięły fioletowe błyskawice, mgły chaosu nie obwieściły swoim szeptem nadejścia legionu, nawet jego szable nie pokryły się fioletowym płomieniem świadczącym o przebudzeniu demonicznych mocy. Faktycznie, trudno było mu uniknąć pokusy wskoczenia na grzbiet zwierzęcia, odpalenia muzyki i wzorem Pruslasa (szerzej znanego pod imieniem Może) ruszenia przez miasto by siać chaos i zniszczenie. Zamiast tego Astaroth uśmiechnął się pod nosem i ruszył na poszukiwanie jakiegoś kubła w którym mógłby podać nosorożcowi jedzenie. Śmiać mu się chciało na myśl co powiedzieliby słudzy bieli uważający go za zło wcielone gdyby zobaczyli że zajmuje się karmieniem nosorożców. Gdy tylko nakarmi i napoi zwierzę podejmie kolejną próbę wyprowadzenia go na pastwisko
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline