Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2011, 21:30   #246
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Gdy zobaczyła Antis schodzącą po schodach zmarszczyła brwi. Nie miała chwilowo siły się denerwować. Ale czy nie ustalili już, że nie będą się rozdzielać? Czyżby po tej szalonej akcji poszukiwawczej dyscyplina rozpadła się aż tak? Nic nie powiedziała jednak na jej twarz wypłynął wyraz zmęczonego zawodu. Żeby ukrócić to rozbicie posłała dziewczynę do Tamira mając szczerą nadzieje, że ten wpadł na to żeby zarzucić na goły grzbiet jeden z jednorazowych podkoszulków i nie świeci już gołym torsem na wszystkie strony.
Czasami ciężko było ukryć przeciągłe spojrzenia, cisnący się na usta uśmiech na widok ukochanej osoby. Prędzej czy później ktoś to zauważy. Oby później. Jak najpóźniej.
Zamyślona niemal tego nie zauważyła. Szybkiego ruchu w cieniu. W jednej chwili poczuła lodowaty chłód w żołądku. Odwróciła się wolno podnosząc wzrok. To było jak zły sen. Delikatny kształt skryty w cieniu. Czerwonookie widmo wpatrzone w dziewczynę upiornym wzrokiem. Jakby sięgało gdzieś głęboko w nią. Era zamarła na chwilę w pół ruchu przez kilka uderzeń serca samemu stając się rzeźbą człowieka wpatrzonego w własny strach.
Co można zrobić w takiej sytuacji? Co Jedi powinien zrobić?
Zadziałał trening. Nauki wryte w dziewczynę tak mocno, ze płynęły w jej żyłach razem z krwią. Dłoń zacisnęła się na rękojeści miecza. Poczuła znajome ciepło i paraliż minął. Ruszyła do przodu. Jedi nie ucieka przed własnym lękiem.
Cóż, tym razem to lek postanowił uciec. Postać oddzieliła się od cienia ostatecznie druzgocząc cichą nadzieję D’an że to mimo wszystko tylko projekcja jej strachów. Ruszyła wprost w okno i po chwili spadała już w chmarze drobnych kawałków szkła. Na nic zdała się próba przyciągnięcia jej do siebie Mocą. Widmo zniknęło gdzieś w gąszczu otaczającym posiadłość.
Dziwne. Owszem las był pełen różnorodnych zwierząt i roślin, ale aż tak błyskawiczne roztopienie się w nim nie było z pewnością rzeczą naturalną. Zwłaszcza, ze co jak co ale dziewczyna nie była już byle młodzikiem. Tymczasem, gdy tylko straciła z oczu tajemnicza postać przestała też czuć ją w Mocy. Dziwne. Gdyby nie potłuczone szkło nie byłaby tak naprawdę pewna czy coś w ogóle widziała.
Przez chwilę stała bezradnie patrząc w las.
Będą kłopoty. I to duże. Przemknęło jej przez myśl. I były.

***

W czasie gdy panowie przeszukiwali posiadłość i wraki w poszukiwaniu części do budowy nadajnika Era broniła się przed bezradnością tak jak umiała. Poprzez opiekę nad pacjentami. Przez chwilę patrzyła na wyniki prześwietlenia. Potem omiotła wzrokiem sprzęt, w jaki zaopatrzył ich mistrz Karnisz. Na sam koniec jej spojrzenie padło na jej trzy towarzyszki.
- Czy któraś z was asystowała już w operacji? – spytała spokojnie sięgając po niezbędny sprzęt. – A któraś ma ochotę?
Zamierzała usunąć to coś z ręki chłopaka. Gdyby dostał kolejnego ataku mógłby tego nie przeżyć. Nawet gdyby zdołali go znów unieruchomić jego organizm zwyczajnie nie wytrzymałby obciążenia. Moc raczy wiedzieć ile będą odcięci od świata. Nie zamierzała w tym czasie siedzieć i patrzyć jak umierał.
 
Lirymoor jest offline