Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2011, 22:06   #54
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kto chciał i mógł, ten się schował - albo w Wysokim Pałacu, albo w jakiejś mysiej norce. Kto musiał - stał na murach, patrolował ulice miasta lub gasił resztki pożarów. A inni... Łazili po mieście sprawdzając, co się stało z ich bliskimi lub domami, szukali okazji do zarobku, szli na mury lub nad rzekę popatrzeć na hordy zielonoskórych napastników. Niektórymi nawet nie kierowała ciekawość...

Widok nie był najbardziej optymistyczny. Morze paskudnych mord po południowej stronie rzeki, dość mizernie przy nich wyglądające grupki obrońców po stronie jeszcze nie zdobytej. I od czasu do czasu mniejsza czy większa garść strzał przelatująca z jednej strony na drugą.
Teoretycznie przynajmniej każda strzała wypuszczona przez obrońców powinna trafić w któregoś z orków, znajdujących się w takiej liczbie, że trudno było im schować się za jakąś osłoną. Deszcz wystrzeliwanych przez napastników strzał również czynił pewne szkody wśród obrońców, czego jawnym dowodem był jakiś przedstawiciel rodziny kotowatych, przypominający w tej chwili poduszeczkę na szpilki.
Czarów leczących Tarin nie posiadał. Od dawna tego typu zabiegi pozostawiał w dłoniach kapłanów, a czego jak czego - świątyń w Silverymoon nie brakowało. Poza tym stało przy nim kilku wojaków i nie wyglądało na to, by pomocy musiał mu udzielić akurat Tarin...

Między licznymi obrońcami Silverymoon pojawił się całkiem zwyczajowy służący, niczym nie wyróżniając się z tłumu. Obserwował zaś zebranych przy rzece, wiodąc wzrokiem po poszczególnych twarzach, i najwyraźniej kogoś szukając...

- Hej, życie ci niemiłe? - spytał go Tarin i posyłając w stronę drugiego brzegu kulę ognia. Nie czekając na odpowiedź służącego czy ripostę orków schował się za załomem muru.
- O wilku mowa - powiedział mężczyzna podbiegając do zdziwionego Tarina - Szukałem cię panie!
- Mnie? - Tarin nieco się zdziwił. Nie sądził, by był w Silverymoon aż tak popularny, żeby ktoś miał go poszukiwać na (jakby nie było) polu walki. - Któż czegoś ode mnie potrzebuje? - spytał. - I gdzie jest ten ktoś?
- W Wysokim Pałacu. A kto, to się dowiesz na miejscu, teraz nie mogę o tym mówić
- odparł służący.
Wysoki Pałac oznaczał wysokie sfery. Najprawdopodobniej.I raczej nie wypadało odmówić, nawet gdyby miała to być najzwyklejsza rozmowa, dużo nudniejsza niż przekomarzanie się z orkami.
- Prowadź zatem - powiedział Tarin, wybierając taką drogę, by ewentualny ostrzał ze strony orków sprawił mu jak najmniej kłopotów.
- Chodźmy więc! - "Przewodnik Pałacowy" ruszył przodem, gnając prosto do Wielkiego Pałacu. Tam z kolei, po pokonaniu bram, już wewnątrz pałacu, wręczono niespodziewanie Tarinowi wisior, wyjaśniając iż umożliwia on poruszanie się właśnie w pewnych częściach rezydencji...

To było jeszcze ciekawsze, niż samo zaproszenie do Pałacu. Trudno było sądzić, że w takim akurat dniu, gdy Wielki Pałac był (zapewne) zatłoczony od piwnic po strychy, zaoferowano mu możliwość zwiedzenia kilku ciekawych miejsc, zwykle publice nie udostępnianych.
Mimo zrozumiałej ciekawości nie zamierzał jednak nikogo o nic wypytywać. W końcu prędzej czy później ktoś się do niego sam zwróci. A teraz - miał czas, by obejrzeć sobie to czy owo. A przy okazji dowiedzieć się, jeśli się uda, co dzieje się z Loradian.
 
Kerm jest offline