Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2011, 03:06   #41
Libertine
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Szok.

Moment w życiu człowieka, w którym serce wydaję się nam stać w miejscu, kiedy mózg tętni duszą posyłając nam niezmierzone ilości informacji.Pomysły tłuką się w poszukiwaniu odpowiedzi, podejmowane są trudne decyzje. Mogą uratować danego osobnika lub spowodować jego śmierć.

Ryzyko staję się ważnym źródłem szans. Kontrola emocji zszokowanych w zależności od genów jest różna - jednym niesie spokój wiekuistego mnicha, innym podsuwa durne pomysły. Robert czuł się dziwnie, czuł się jak naćpany, porządnie naćpany. Kotłowało mu się w głowie, więc co do spokoju miał wątpliwości, jednak prędkość z jaką poruszały się jego obrazy w głowie sprawiły, że czas jakby zastygł w miejscu.

Ten właśnie szok sprawił, że nie pamiętając ani chwili leżał już z pistoletem w dłoni podejmując być może najistotniejszą rzecz w życiu. Decyzję po między chwałą, męskością, honorem, a po między brakiem chlubą, słabością, a bezprawiem – i to nie byle jakim – wiecznym. Czemu mężczyźni byli na tyle głupi, żeby podejmować z pozoru jednoznaczną decyzje? Czasem tknęło ich piękno życia, piękno tego co przeżyli, co kochali i co zapychało ich codzienne zasrane życie, jak hot dog wciskany do ust oglądającemu amerykańskich gladiatorów grubasowi.

- Kopać takich dziwko!-

Wrzasnął któryś. Miał nadzieję, że to nie ten z pod kół, bo rzeczywiście, każda kolejna chwili przynosiła mu coraz mniej rzeczywistości. Prowadziła go w dalekie krainy Hadesu. W tym świecie pozostał jeszcze jego honor.
Miał szanse, minimalne.

Chyba! Że! No nie! No nie! Oczom wierzyć nie chciał.

-Andrzej! – krzyknął Robert na ile było to możliwe z ust obcokrajowca. Z kim jak kim, ale z nim miał kontakty nieziemskie. Przynajmniej tak mu się wydawało…

-Robert?- z dziwnym, nagle ludzkim grymasem rzekł człowiek- Co tu robisz? Znowu mojej małej życie psujesz?

Dziwne. Ale ludzie, których się kiedyś poznało, w innych, często lepszych czasach są w stanie zachować charakter tego, co kiedyś znaczyła ich znajomość. Przeżywają ten dziwny stan, że za to kim się stali ktoś inny może z nich zakpić, ocenić ich. Tak się poczuł Andrzej. Matkę miał polkę, wyruszyła po porodzie, zaś ojca wspólnego z wspomnianą bliżej byłą kochanką Kathy, nazywała go braciszkiem. Dla niego wyglądał jak polarnego misa. Chłopacy na jego tyłach wydali się niecierpliwić czemu tak długo działa.

- Nie daj się już im śmiać Ci w plecy! Dojebmy tym skurwielom! Dawaj!

Coś najwidoczniej przekonało Andrzeja to zrobienia tej głupiej decyzji. Zapewne przez jego genetyczne działanie odporności na szok. Albo przez to, że niektórzy rodzą się jako zarządcy. A niektórzy jako wierni słudzy o których zawsze zapominamy. Robert najwidoczniej czegoś się ostatnio w tej kwestii nauczył. Wysuwając się przez bark w dwóch dalszych wiele ryzykował. Andrzej zdarzyłby skosić najbliższych dwóch, zanimby cokolwiek ogarnęli, co w ich stanie było nie łatwe. Jednego Robert miał na muszce, jednak z racji ciężkiej pozycji zajęło mu to dużo czasu, ale ostatecznie zabił szykującego się do strzału przeciwnika. Czwarty okazał się jednak najbardziej trzeźwy i zanim którykolwiek z nich zareagował wsadził cały magazynek w ciało Andrzeja.

Tamci dwaj też pakowali. Śmieszne jak bardzo psychologia działała na ludzi. On miał tych dwóch na idealnej pozycji. Wymierzył i strzelił, wymierzył i strzelił, nowo poznany stan spokoju i agresja zadziałały. Co do Andrzeja

-Good.

Rzekł głosem niczym Bill Hicks. Jednego cieniasa mniej! Dobrze mu… zadawał się z psycholami!

Teraz przyszła na czwartego. Rozejrzał się dookoła. Czwartego nie było, musiał czmychnąć z kupą w gaciach jak jego fałszywe poczucie wartości spowodowane podążaniem za bandą psycholi. Mógł też pobiec przestraszony masakrą po wsparcie. Spojrzał na kobietę, przypomniała mu się twarzyczka Kathy. Taka bezradna, opętana w jego pajęczą sieć jego brudnych kłam wsuwanych pod dywan. Teraz miał ratować jej życie? Musiał być księciem w świecie, który miażdży nawet nawet najtwardszych?. Nie będzie przekładał swoich życiowych porażek na życie najbliższych. Nigdy.

Taki był nowy on. Nie ratował, nie zabijał. Zostawiał, bo nie obiecał, bo nigdy jej nie mógł dać tego czego chciała. Wykorzystał ją, nie był z tego dumny, ale kobiety robiły tak z nim setki razy. Teraz potrzeba po prostu takich środków. W tym dziwnym, obcym, zimnym świecie wszystko zdawało się atakować go na każdym korku.. On, jednak szedł, uciekał szybkim korkiem, jak chłopak z osiedla, kiedy nie jest na swojej dzielnicy. Obserwując mapę doszedł do wniosku, że do Mellow Valley jest w stanie dojść na piechotę. Co prawda, nie będzie to łatwa wędrówka i musi zdarzyć przed nocą... Poczuł ciarki na plecach, które dodały mu sił i odwagi.
 
Libertine jest offline