Erick Mead - o bogowie Olimpu raczcie swą skroń w tą stronę skierować- wydeklamował scenicznie wyciągając słuchawki z uszu i ruszając tanecznym krokiem w stronę pary
-i wam intymne igraszki ciał nie obce wszak są- rozkładając ręce obrócił sie wolno dookoła lustrując okolice czy nikt nazbyt się im nie przyglądał, po czym dopadł do parki dziwnie patrzących na niego zza mglistych oparów swych oczu - ot i bachantka cudna swym ciałem kusić poczęła satyra radosnego- rzucił uśmiechając się do dziewczyny i opierając się o drzewo po czym nagle przerzucił wzrok i gwałtownie skierował twarz na chłopaka - który w czaszy swego cała igraszkom rozpustnym podsycon nektarem... - urwał gdy chłopak bełkotał coś na styl " Ty czubie wypier.."
- spójrz mi w oczy i chodź za mną - szepnął przekrzywiając głowę i nawiązując bezpośredni kontakt wzrokowy z napalonym samcem ... jakże łatwo było go zdominować....
Następnie spojrzał w oczy dziewczynie również szepcząc słowa rozkazu. Po chwili ruszył na przód ku ciemniejszemu zaułkowi i bramie starej kamienicy. Rozpuścił włosy by spływały mu na twarz i idąc - udawał równie mocno pijanego co poruszająca się za nim para - wprowadził ich w czeluść odrzwi... - dziś nic lepszego mi znaleźć widzę nie będzie dane- nakazał chłopakowi stanąć w bramie i krzyczeć gdy ktoś się zbliży sam zaciągnął dziewczynę głębiej w cień.
Przechylił delikatnie jej głowę opuszkami palców delikatnie przejeżdżając z linii szczęki na jej szyje - słyszał jej oddech, czuł jej tętno pod palcami, życiodajną krew, każdy jego atom drżał w oczekiwaniu na zbliżający się dar jej życia... - tylko by zaspokoić głód nie więcej i tak z Ciebie mi marny pożytek ...- wgryzł się...
Starając sie opanować ekstatyczne uniesienie spił z niej jak najmniej - byle tylko zaspokoić ciut pragnienie - po czym oderwał sie od niej i delikatnie pieszcząc wargami i językiem oczyścił ranę - śpij słodko Julio Twój Romeo zaraz Cie utuli a demon zniknie- szeptał trzymając obiema dłońmi jej twarz i patrząc wprost w jej zamglone oczy...
Nakazał chłopakowi powrót do dziewczyny zostawionej w bramie i pijackim krokiem oddalił sie w stronę ukochanych desek swego małego teatru...
Przyspieszył kroku dopiero kilka przecznic dalej. Mijając rozwrzeszczane tłumy wrócił do swojej ukochanej muzyki i tak płynąc falą ciał i emocji cudzych zalewany stanął na progu swych marzeń... Witaj Londynie zwycięski w swej płaczący żałobie. Spójrzcie: jak okręt, który wyprzedawszy Towary, wraca z bezcennym ładunkiem Do tej przystani, gdzie podniósł kotwicę, Tak Erick wraca uwieńczony Liściem laurowym, aby znów pozdrowić Łzami ojczyznę; najszczerszymi łzami- znów parafrazując mistrza przywitał swą trupę - swego przyjaciela którego zwał Horacjem, kilku śmiertelnych aktorów z trupy jego ojca i wampira który prawie jak on kochał Shakespearea. Wszyscy już w biel odziani czekali na swego Otella czarnego. Uśmiechnął się do swoich myśli.
Spojrzał na wnoszony ostatni kawałek dekoracji - ścianę budynku wzorowaną na styl gotycki "upiększoną" biomechaniką Gigera.
Ściągnął płaszcz i przypasał miecz gotując się do występu. Każdą myśl kierował do swego wampirzego ojca - to dla Ciebie Theodorze - szepnął w stronę sceny - dla Ciebie dziś damy z siebie wszystko...
__________________ Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure. |