Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2011, 13:32   #36
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Viltis przyglądał się smoczym wzrokiem dostrzeżonym stworom. Nie znał ich, nigdy wcześniej nie zetknął się z czymś takim. Niemniej doceniał ich uwagi o sposobie w jaki działają. Atakują kwasem, i to silnym. Chęć gryzienia i rozszarpywania zębami, jaką odczuwał do tej pory, nieco osłabła. Zdał sobie sprawę, że mógłby trafić na tą truciznę co z pewnością nie byłoby miłe, lecz z drugiej strony... Błędów nie popełnia tylko ten, co nic nie robi. A on zawsze miał drugą szansę. Trzecią i czwartą.... Już spiął się w sobie, by dokonać skoku w stronę najbliższego ze stworów, by pochwycić go i porwać gdzieś, gdzie mógłby uważnie mu się przyjrzeć. Niestety szybko zmienił zdanie, bowiem kryjące się za kurtynami stwory, był znacznie większe od niego. A potem poczuł niepokój. Nie, nie swój lecz Evelyn. Natychmiast ochłonął. Przypomniał sobie o hordach trupów oblegających świątynię. “Nie mielibyśmy gdzie uciec - naraziłbym tylko je na niebezpieczeństwo” zdał sobie sprawę i zaczął się wycofywać.
Evelyn przyglądając się stojącemu przed nimi mężczyźnie czuła coraz większy niepokój. Viltis przecież musiał go mijać, czemu więc go nie wyczuł, czemu nie zobaczył i czemu nie dał znać, że on tu jest? Pytanie goniło kolejne pytanie w jej głowie. Niepokoił ją też ten stoicki spokój tego osobnika, wszak słychać było dobijające się do drzwi świątyni umarlaki. I gdzie się podział Viltis? Nie mógł odejść dalej niż łącząca ich wieź, ale czemu nie wraca, czyżby go coś zatrzymało? Czarnowłosa miała dość pytań bez odpowiedzi, na niektóre wszak miała możliwość znalezienia odpowiedzi. Cały czas nie spuszczając wzroku z dziwnego mężczyzny skupiła się na przywołaniu smokowatego. Wolała go mieć przy sobie i usłyszeć co zobaczył podczas swojego rozpoznania terenu. Odetchnęła z ulgą czując jego obecność obok siebie, wiedziała że powinna go podleczyć, ale czy teraz była na to pora? Kolejne pytanie i kolejne podjęcie decyzji. Zrobiła niepostrzeżenie krok do tyłu i szepnęła do niego:
- Czemu nie dałeś znać, że on tu jest? - wiedziała, że Viltis nie potrzebuje więcej określeń o kogo jej chodzi, wszak tylko jeden “on” się tutaj znajdował. Przynajmniej taką miała nadzieję.

Smok nie miał pojęcia czemu nie dostrzegł dziwnego kapłana. Teraz również czuł dokładnie to samo co wcześniej na ulicach tego nawiedzonego miasta. Czyli nic. Bez zapachu, bez emocji, bez drgnienia. Tak jakby go nie było. Musiał koniecznie to sprawdzić, czy za tym co widzą jego oczy kryje się prawdziwe ciało. Poza tym stwory, które spotkał wcześniej pobudziły jego apetyt. - Na górze są jakieś istoty. Groźne. Atakują jadem. Nie można dać się im ugryźć - szepnął do Evelyn, po czym tak szybko jak tylko był w stanie skoczył do przodu, by chwycić kapłana w swoje ramiona.
Pojawienie się “smoka” niewątpliwie zaskoczyło kapłana, tym bardziej głoszone przez zwierzaczka Evelyn rewelacje.
Na atak zaś zareagował nadspodziewanie szybko, uspokając Viltisa grzmotnięciem buzdyganu w głowę. Nieco się zmieszał, ale nie odrzekł nic, czekając aż dziewczęta powiedzą coś do niego. Chrząknął dyplomatycznie, przypominając o swej obecności i zadanych pytaniach.
Uderzenie zabolało. Dopiero teraz, gdy na łuskowatej skórze zaczął rosnąc mu guz, zdał sobie sprawę jak jest osłabiony. Odebrał od Evelyn uspokajający przekaz i stracił zainteresowanie kapłanem. Starając się zachować jak najwięcej godności obrócił się plecami do buzdyganu i podszedł do swojej mistrzyni.
- Jak to się stało kapłanie, że żyjesz? - palnęła prosto z mostu Lialda. - za murami świątyni pełno nieumarłych, a twój spokój... jest wręcz nie na miejscu? Kim jesteś?
- Och... dzięki łasce Lathandera, uniknąłem klątwy która wypełzła z tutejszej gildii alchemicznej i zmieniła ludzi w te... abominacje. - odparł ojciec Matthias smutnym tonem głosu. Po czym dodał.-Świątynie są konsekrowane, co osłania je aurą świętości, tak więc nieumarli nie zapuszczają się do świątynnych sfer sacrum.

Evelyn w tym czasie przybliżyła się do Viltisa kładąc mu dłoń na głowie i słuchając tego o czym mówią półelfka i dziwny kapłan zaczęła go leczyć. Szepcząc przy tym:

Przez pakt zawiązany
mocą połączony
przeze mnie wezwany
bądź uzdrowiony

Po czym nachylając się szepnęła do ucha smoka:

Wróć do zdrowia Viltisie
Jeszcze dzisiaj przydasz mi się
Więc uleczę dziś twe rany
razem sobie radę damy

Ilmaryteryta spojrzał na półelfkę i skupiwszy na niej wzrok rzekł.- Jak już wspomniałem, jestem ostatnim kapłanem Ilmatera w tym mieście, nie przypominam jednak byście wspomniały o tym, kim wy... jesteście.
- Przybyłyśmy wraz z Purpurowymi Smokami... Wasze miasto nie odpowiadało na wezwania, postanowiono więc sprawdzić co się stało. Mam na imię Lialda, a moja towarzyszka to Evelyn. Dopiero przed chwilą dotarło do nas co stało się z mieszkańcami. Czy mógłbyś kapłanie opowiedzieć coś więcej o wydarzeniach w mieście?
-To się zaczęło przed miesiącem. Te ich eksperymenty? - odparł z lekką irytacją Matthias. Po czym dodał ze smutkiem.- Ale czy można ich winić. Magowie z natury są ciekawscy i dążą do nowych odkryć. Ci tu tutaj sięgnęli po najgorszą ze sztuk... nekromancję. I ta plaga ożywiająca zmarłych i przemieniająca żywych... zdziesiątkowała miasto.
Potarł brodę i uśmiechnął się delikatnie zamyślając się na moment.
- Przybyłyście z Purpurowymi Smokami? To gdzie są oni teraz i ilu ich jest?
- Nie mam pojęcia. Rozłączyliśmy się... miałyśmy zbadać okolicę, ale zaskoczyły nas truposze ... i inne dziwne wydarzenia. - Lialda nie ufała nieznajomemu. Ta świątynia była zbezczeszczona w jakiś sposób i obecność kapłana Ilmatera wydawała jej się conajmniej dziwna. - A co stało się z pozostałymi kapłanami i dlaczego jedynie ty uniknąłeś klątwy? I w jaki sposób można jej uniknąć?
-Nie wiem.- zafrapował się kapłan.- Może takaż była łaska Ilmatera? A może były i inne powody? Od kilkunastu dni próbuję odkryć przyczyny i być może sposób na odwrócenie klątwy. I...- nagle przerwał wypowiedź przeglądając kartki księgi.- … i być może jest taki. Potrzebne są jednak artefakty, pewien posążek wija, kryształowa czaszka i księga zwana “Liber vermis”. Wiem, że ta ostatnia znajduje się w pracowni alchemicznej, tutejszej gildii. Podobnie jak źródło złej mocy.
- Hmmm... jeśli istnieje jakaś szansa na odwrócenie klątwy dowódcy chętnie się o niej dowiedzą. Nie weź mi jednak kapłanie tego za złe, jeśli nie zaufam ci do końca. Za wiele już dziwnych rzeczy widziałam w tym mieście. - przez chwilę przyglądała mu się badawczo. - Skąd... jak odkryłeś tę możliwość? I czym jest to źródło złej mocy?
-Badałem księgi świątynne, wróżyłem z objawień... co innego mi zostało zrobić. Przecież nie mogę tych biedaków zostawić na łasce losu.- tu ręką wskazał na wrota do których dobijały się zombie.

Lialda obróciła głowę w kierunku wskazywanym przez Matthiasa i powiedziała:
- Czy oni... Czy jeśli uda się odwrócić klątwę to staną się na nowo... żywi? - nie wiedziała jak sprecyzować pytanie, ale ilość obecnych nieumarłych przerażała ją za każdym razem, kiedy wyobrażała sobie tłumy oblegające świątynię. Spojrzała na Evelyn, milczącą do tej pory...
- Jeżeli świątynia jest konsekrowana i otoczona aurą świętości to one nie wejdą do środka nawet jak otworzą wrota? - spytała czarnowłosa odrywając wzrok od Viltisa.
-Niezupełnie, gdyby konsekrować całą świątynię, wierni którzy niekoniecznie mają dobrą naturę nie mogliby przekroczyć jej progu. Konsekrowane są tylko ołtarze i miejsca przechowywania skarbów świątynnych oraz tabernakula w których trzymane są przedmioty używane w liturgii.- odpowiedział kapłan Evelyn, po czym rzekł do Lialdy.- Jeśli nawet nie wrócą do zdrowia i życia, to i tak zaznają spokoju wiecznego.
- To gdzie mówiłeś iż się ukrywałeś przed nimi i przed wpływem, który sprawił iż oni są tacy jacy są a tyś się uchował zdrów i cały? - dociekała dalej czarnowłosa.
-Tutaj w świątyni. Praktycznie nie wychodziłem z niej... jedynie do świątynnego skryptorium.- odparł Matthias.
- I one nie starały się wejść tutaj aby cię dopaść tak jak nas teraz chcą? - spytała Evelyn delikatnie trącając Viltisa by podszedł i bliżej kapłana, dając mu do zrozumienia by zrobił to spokojnie tym razem i nie dał się znów uderzyć. Ciekawiło ją bowiem czy smok wyczuje jakiś zapach od niego i z jakiej odległości.
W zasadzie to kapłan pachniał, grzybami i pleśnią. Jak wszystko tutaj dookoła, przez Viltisowi ciężko było wyczuć ów zapach spośród innych. Natomiast Matthias rzekł.-Wdzierały się, ale... nie mogły podejść do pewnych miejsc i tam się przed nimi kryłem. Nieumarli odejdą o świcie. Zawsze odchodzą.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 08-11-2011 o 14:06. Powód: wapdka z... Brzechwą :D
Vantro jest offline