Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2011, 22:05   #21
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Julia Darlington

Do posiadłości państwa Ethernigrtonów zostało pół godziny jazdy. Pół godziny jazdy nocą i w ulewie. Za dnia byłoby połowę tego. Tylko tyle dzieliło ich od rezydencji. Gdyby wyjechali wcześniej, lub jechali trochę szybciej mogliby nie wpaść na ten cały wypadek. Mogliby ostawić cioteczkę Viki do Oakspark i być już w Bath. Ale los chciał inaczej. Przemoknięci, z rannym w samochodzie zatrzymali się na podjeździe. Zrazu też pojawiła się służba, przynajmniej tyle dobrze. Szybko zabrali poszkodowanego woźnicę do domu. A Viktoria Kempe czując się jak u siebie w domu zarządziła by bagaże wszystkich zanieść do środka. Kłóciło się to z planami Julii i Jamesa, ale wyboru zbyt wielkiego nie mieli. Inspektor Hall nakazał im pozostać w posiadłości do czasu aż ich nie przesłucha. Czyli nie wiadomo na jak długo.
Co było trochę dziwne żadne z gospodarzy nie pojawiło się aby ich powitać. Pani Kempe zostawiła więc swoich towarzyszy w bibliotece, gdzie podano im coś ciepłego i gdzie mogli się uraczyć alkoholami, a sama poszła szukać państwa Etherington.
Ciepły posiłek dobrze im zrobił. Alkohol też. Przyjemnie rozgrzewało od środka. Koiło. Usypiało. Członki i głowa stawały się cięższe i bardziej ospałe. Nawet rozmawiać im się nie chciało. A gdy tylko skończyli pojawiła się cioteczka Viki. Zupełnie jakby stała pod drzwiami i wyczekiwała tego momentu. Oznajmiła im radośnie, że pokoje zaraz będą gotowe i że będą się mogli tam odświeżyć i przebrać. Przyjęli tę informację z pewnym nawet zadowoleniem.
Po kilku chwilach Julia już leżała w stylowej porcelanowej wannie na złoconych lwich łapach. Ciepło rozchodziło się po jej przemęczonym ciele. Było tak przyjemnie, tak błogo. Powieki same zamykał się. Wprawdzie co jakiś czas Julia z wielkim trudem otwierała to lewe to prawe oko, ale powieka opadała jej jeszcze szybciej niż się unosiła. A świat spod przymkniętych powiek był taki cudowny. Tak rozkosznie spokojny, że panna Darlington poddała się w końcu i pozwoliła by jej umysł odpłyną w krainę nicości.

- Julia!! - Gdzieś tam z oddali dochodził ją głos. - Julia!! - Znała go. Tak, znała ten głos. - Julia!! Jesteś tam??
Panna Darlington powoli wracała do rzeczywistości.
- Julia, jeżeli zaraz się nie odezwiesz wyważę drzwi. - To był głos jej brata. Teraz to do niej dotarło.
- James. - Odparła leniwie, tak od niechcenia trochę zła, że jej przeszkodził.
- Już myślałem, że się utopiłaś tam. Siedzisz tam z godzinę.
- Pół godziny. - Poprawiła go siostra. Dobrze wiedziała ile czasu spędziła drzemiąc w wannie.
Julia Darlington dobrze wiedziała, że w tym momencie jej brat bierze głęboki oddech i szykuje się na jakąś ciętą ripostę.
- Na czasie znam się lepiej. - Ziewnęła. I oczyma wyobraźni widziała jak uchodzi z niego powietrze. Na czasie ona rzeczywiście znała się lepiej.
- Już wychodzę braciszku. - Z markotną minął podniosła się z letniej już wody. Wytarła się w wielki, puszysty ręcznik i założywszy szlafrok otworzyła drzwi. - Tak wiem. - Pogładziła go po twarzy. - Inni też chcą się doświeżyć.
Julia powędrowała do swojego pokoju. Tam przebrała się i ruszyła ponownie do biblioteki. Było tam pusto i ciemno. Niczym dziecko zakradające się do kuchni po ciasteczka panna Darlington po cichutku, na paluszkach wślizgnęła się do pokoju. Zapaliła światło. Odnalazła butelkę i cygara leżące obok. Wzięła jedno do ręki. Obróciła w palcach w lewą stronę a następnie w prawą. Zaciągnęła się jego zapachem. Trynidady. Julia jeszcze raz wciągnęła powietrze do nosa. A następnie odcięła kapturek i zapaliła. Zaciągnęła się dymem. Wzięła do ręki wcześniej napełnioną szklanicę i rozsiadła się wygodnie w skórzanym fotelu. Znakomite miejsce na odprężenie.

Aoife O'Brian



Zadowolona z siebie Irlandka tanecznym krokiem ruszyła by świętować swoje zwycięstwo. Jakże to łatwe się okazało. Jakże proste. Aoife chyba po stokroć powinna niebiosom dziękować, że postawiły na jej drodze Natha Rao. Gdyby nie on, to O’Brian musiałby się nieźle nakombinować jak tu się dostać do Oakspark. A tak, poczciwy porucznik wojsk Jego Królewskiej Mości ułatwił jej zadanie.
Pochłonięta rozmyślaniami nad swoim geniuszem, bo trzeba przyznać, że sprytnie podeszła starego, O’Brian nie miała czasu nawet podziwiać wnętrz które przemierzała. Nie w głowie był jej zachwyt nad wspaniałą dębową tapicerką. Nie dostrzegała tych detali, nad którymi ktoś musiał się napracować. Nie zwróciła uwagi na ręcznie tkany dywan, po którym szła. Zresztą dla Irlandki byłby to dowody na snobizm gospodarzy, wyzysk biednych i puszenie się swoim bogactwem.
Ale Aoife nie myślała teraz o tym. Miała co świętować i właśnie o owym świętowaniu myślała. A czy można jakoś lepiej uczcić swoje zwycięstwo niźli napiwszy się dobrego alkoholu i to jeszcze będącego własnością pokonanego??
Szeleszcząc swoją kurewską suknią bękart kierowała się biblioteki. Tam zwykle te napuszone pawiany, te wrzody na dupie porządnych ludzi, trzymały napitki. I tam właśnie Irlandka miała zamiar odtańczyć swój taniec zwycięstwa.
Nawet nie zapukała. A po co pukać?? Wparowała do biblioteki, pewna, że nikogo tam nie będzie. Bo i po cóż jej towarzystwo innych takich wszy jak jej ojczulek?? Starczy jej jej własne towarzystwo no i może jeszcze Słodkiej Molly, o ile ta ostatnia przestanie biadolić i zrzędzić.
Aoife stanęła jak wryta. W bibliotece ktoś jednak był. Siedział wygodnie rozparty w fotelu, palił cygaro i pociągał ze szklaneczki.
~ Typowa rozrywka fircykowatych paniczyków. ~ Irlandka splunęła z odrazą. Już miała wyrzucić z siebie jakieś ociekający jadem i żółcią tekst, gdy mała Molly pociągnęła ją za rękaw i palcem wskazującym prawej ręki wytknęła siedzącą personę.
- Ale on ma cycki.
- Co?? - Aoife w pierwszym momencie nie zrozumiała.
- No cycki. - Zaczął tłumaczyć Avatra. - Wiesz kobiety mają...
- Tak wiem cycki. Obiekt pożądania mężczyzn. - Dokończyła O’Brian.
- I jakieś takie... - Molly zmrużyła oczy żeby lepiej widzieć. - To kobieta. - Wykrzyknęła do ucha swojemu Magowi. - Kobieta w męskim przebraniu. - Zapiszczała Molly. - Ja cię pierdziu. Ale. Nigdy jeszcze nie widziałam. Baba w męskim stroju. - Molly Malone klaskała w dłonie, skakała i śmiała się niczym mała dziewczynka na festynie.
Julia Darlington dopiero po chwili zorientowała się, że ktoś stoi w drzwiach i się na nią gapi. Zlustrowała nowoprzybyła od stóp do głów. I musiała przyznać, że owa kobieta miała ciekawy gust jeżeli chodzi o garderobę. Wyzywającym nazwać jej strój było niewykle łagodnym określeniem. Mocniejszym i zrazu cisnącym się na usta było rasowa kurwa. O tak. Kiecka z pewnością musiała należeć to panien wątpliwej reputacji.
~ Ciekawych gości miewają państwo Etherington. ~ Przebiegło przez myśl Kultystce, gdy tak przyglądała się kobiecie.
Aoife po chwili odzyskała swój animusz i wdzięcznym krokiem podeszła do barku. Nalała sobie... coś tam sobie nalała. Wyglądało ładnie. I musiało być mocne, gdyż sam zapach kręcił w nosie.



Sir Roger Attenborough

Inspektor Hall potrakotwał sir Attenborougha z góry. Owszem przyjął do wiadomości inforamcje o znalezisku. Owszem zanotował dokładnie, a w zasadzie jeden z jego ludzi to uczynił, gdzie odnaleziono ciało, a następnie kazał im wracać do domu.
- Policja się wszystkim zajmie. - Podkreślał na każdym kroku.
- A państwa zeznania zbierzemy później.
Nie było zatem innego wyjścia jak wsiąść na koń i ruszyć z powrotem do Oakspark.
W drodze powrotnej raczej milczeli. Bo i o czym tu prawić. Pojawiło się więcej pytań. A odpowiedzi żadnej. Nie znaleźli ani pana Telley ani jego syna. No chyba, że odkrycie sir Rogera było jednym z nich. Ale każdy w duchu modlił się aby tak nie było.
Roger jechał kolo Aishy. Z nią też nie rozmawiał, nie chciał w zasadzie. Z dużo świadków.
Droga powrotna zajęła im mniej czasu. Może dlatego, że pułkownik prowadził ich skrótami przez las?
Wszyscy się jednak cieszyli, że szybciej dotarli do ciepłego, suchego domu sir Etheringtona. Wszyscy zdążyli już doszczętnie przemoknąć i zimno dawało się im już we znaki. Wprawdzie nikt nie narzekał i mogliby jeszcze i drugie tylko być w tym lesie i szukać zaginionych, ale wizja
ciepełka cieszyła.
Sir Roger i Aisha oddawszy konie w ręce stajennych ruszyli do swoich komnat. Gdy już byli sami, Roger to dobrze sprawdził, chciał porozmawiać z nią zanim znikną w swoich pokojach by się przebrać. To co znaleźli wymagało jakiegoś omówienia. Ale Hinduska nie podzielała jego zdania.
- Roger, później. - Odparła tylko.
Była jakaś tak inna. Poddenerwowana. Przecież nie mógł tego spowodować widok tyk zwłok. Sir Attenborough stał przed przed chwilą zatrzaśniętymi mu przed nosem drzwiami swej asystentki i rozmyślał cóż też jej mogło się stać. Nigdy się tak nie zachowywała. Zupełnie jakby chciała się go pozbyć. Jakby on jej przeszkadzał.
-Aisha?? - Roger zastukał w drzwi jej pokoju. Brak reakcji. Zastukał raz jeszcze.
- Idź się najpierw przebierz. - Rzuciła mu zza zamkniętych drzwi.
- Zostanę z nią. - Wielki kot otarł się o nogi dyplomaty. Zwierzę wygięło grzbiet w łuk i zaczęło ostrzyć sobie pazury o przepiękny i z pewnością koszmarnie drogi dywan. Kawałki czerwonych nitek fruwały w powietrzu. Zaraz potem ofiarą potężnych pazurów padł dębowy parkiet. I on się nie oparł niszczycielskiej sile. Kot zamruczał z zadowolenia gdy skończył pielęgnację swych śmiercionośnych broni. Następnie językiem zaczął czyścić łapę, przestrzeń między każdym palcem. Dokładnie i starannie. Potem przyszła pora na pysk i uszy. Ravana dokładnie wyczesał wąsy. Ułożył je starannie. Potem przyszła pora na sierść. Gryzł, lizał i znowu gryzł. Wyczesywał. Aż każdy pojedynczy włos jego futra był ułożony właściwie.
Roger przyglądał się krytycznie tym zabiegom.
Siedząc na zadku i zajmując się swoim brzuchem Avatar dostrzegł zainteresowanie maga. W pół liźnięcia zatrzymał się spojrzał pytająco na Rogera.
- Coś... ci... nie... pasuje? - Kończył swoją toaletę i mówił jednocześnie.
- Nie. - Dyplomata pokręcił przecząco głową.
- To dobrze. - Odparł kot wypróbowując ostrość swych pazurów na nietkniętym kawałku podłogi. Były idealnie naostrzone.
Attemnorougt już miał odejść, gdy drzwi do pokoju Aishy się otworzyły.
- Znajdź doktora. Niech obejrzy twoją ranę. - I tyle ją widział.
Teraz Roger spojrzał na swoje ranię. Cały rękaw był zabrudzony krwią. Chcą nie chcąc posłuchał rady swojej asystentki. Ucisnąwszy ranę ręką udał się na poszukiwania Christophera Bennetta.
Miejsce pobytu doktora wskazała mu ochmistrzyni. W jadalni dla służby doktor Bennett, pani Twisleton i panna Abercrombie zajmowali się rannym woźnicom. No przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy Rogera.

Charlotte Diana Abercrombie i Margaret Twisleton


Panna Abercrombie jeszcze nie zdążyła wszystkiego spakować gdy dwóch mężczyzn wniosło do pomieszczenia trzeciego. Za nimi weszła Cioteczka Viki.
- Charlotte. - Jak zwykle zaczęła tym swoim protekcjonalnym tonem jakim dorośli się do dzieci zwracają. - Christopher prosił, żebyś się tym zajęła. To ponoć poważna rana.
Kobieta ostrożnie rozwinęła prowizoryczny opatrunek. Rana wcale nie była poważna. Ba, nawet jej prawie nie było po mimo tego, że bandaż był przesiąknięty krwią.
- Wiem, że zajmiesz się nim należycie. - Uśmiechnęła się starsza magini.
- Zostawcie nas. - Poleciła mężczyzn.ą, którzy z zaciekawieniem przyglądali się pracy młodzeszej z kobiet. Obaj posłusznie wyszli.
A gdy kobiety zostały same, cioteczka przysunęła się do młodej Euthanatos i zaczęła szeptać.
- Christopher musiał to zrobić inaczej biedak by nie przeżył. Zajmiecie się nim gdy on wróci. Ja mam jeszcze parę spraw do załatwieniu tutaj.
I wyszła.
Panna Abercrombie została sama z nieprzytomnym mężczyzną. Całe szczęście, że był nieprzytomny. Gdyby teraz wstał i zaczął chodzić mieliby nie lada problem. Sądząc po stanie odzieży to jednak rana musiała być naprawdę poważna, a doktor Bennett musiał użyć całkiem potężnego efektu. Kobieta miała nadziej, że Verbena jej wszystko wytłumaczy gdy wróci. Pytaniem było tylko “kiedy??”.
Przygotowując się do tego całego teatrzyku Charlotte nie miała zbytniego wyjścia jak zawezwać panią Twiesleton do pomocy.
Nakazała też przygotować gorącą wodę, więcej alkoholu, czyste prześcieradła. Wszystko żeby wyglądało na operację w prowizorycznych warunkach. Cóż za dramaturgia.

Margaret siedziała przy śpiącej spokojnie pani Telley. Kobieta oddychała już miarowo. I od czasu opuszczenia pokoju przez pannę Abercrombie nie obudziła się. Sen jej był potrzebny. Tak jak dobre informacje. I pani Twisleton miała nadzieję, że ktoś te dobre informacje w końcu przyniesie.
Pukanie do drzwi. Margaret ostrożnie odstawiła filiżankę z herbatą na stół. Chwilę później otworzyła drzwi.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale panna Abercrombie prosi, żeby pani zeszła do niej na dół. - Pani Guy rzuciła okiem na śpiącą i mówiła półszeptem. - Jest kolejny ranny. - Dodała, jak gdyby bała się, że Verbena nie zechce z nią pójść. - Adele zostanie tu. - Za ochmistrzyniom stała gruba, piegowata dziewczyna. Ukłoniła się gdy tylko wzrok pani Twisleton na nia padł.
Margaret pokiwała głową i ruszyła za panią Guy. I podobnie jak Charlotte wcześniej tak Margaret teraz musiała pokonać cały dom by dojść do tej części przeznaczonej dla służby. Tam w jadalni na stole leżał nieprzytomny mężczyzna w sile wieku. Panna Abercrombie stałą do nich tyłem. Coś robiła chyba przy ranie.
- Proszę przynieść nam więcej czystych prześcieradeł pani Guy. - Charlotta nawet się nie odwróciła gdy obie kobiety stanęły w drzwiach. A gdy ochmistrzyni tylko wyszła Charlotta odwróciła się do swej towarzyszki.
- Doktor Bennett już mu pomógł. - Mówiła cicho. - Ale będziemy musieli tu trochę pobyć. - Wzruszyła ramionami. - Swoją drogą jestem ciekawa co tam się tak naprawdę wydarzyło.
Na odpowiedź nie musiały długo. Bennett przyszedł ze swoją torbą. Zaczął się myć. Starannie szorując ręce aż po nadgarstki.
- Woźnica miał zmiażdżoną nogę. Musiałem to zrobić. - Zaczął się tłumaczyć.
A później nastąpiła dokładna relacja z tego co zastali. O uszkodzeniach powozu i o tym, że wyglądały jak ślady po wielkich pazurach. O znikającym trupie pod kołami. Szczęściem nikt jak na razie nie doniósł o tym policji.
Monolog Bennetta przerwało pojawienie się Rogera Attenborougha. Z ręką zaciśniętą na ramieniu chwilę obserwował jak troje ludzi stoi i o czymś debatuje nad ciałem rannego woźnicy.
- Jeżeli przeszkadzam, to przyjdę później. To tylko niegroźne draśnięcie. - Obficie zakrwawiony kawałek materiału wskazywał na coś zgoła innego.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 04-11-2011 o 10:01. Powód: drobne poprawki
Efcia jest offline