Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2011, 22:31   #178
Fenris
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Od momentu pamiętnego spotkania z Dorlakiem, Cadarn był poddenerwowany jeszcze bardziej niż zwykle. Na jakiekolwiek zaczepki ze strony Gondorczyków, choć były to głównie słowa uznania, reagował otwartą agresją, więc szybko przekonali się, że lepiej nie podchodzić kiedy ma tak podły humor. W oczekiwaniu na powrót dunlandzkich zwiadowców, których wysłał za Dorlakiem, próbował zająć myśli ćwiczeniami i treningami walki, jednak to przynosiło jedynie krótkotrwałą ulgę jego myślom. Chciał też rozpocząć organizowanie uwięzionych Dunlandczyków, ale i tu napotkał na barierę, której nie mógł pokonać w prosty sposób. Wiedział, że wielu zgodzi się do niego dołączyć, ale też zdawał sobie sprawę, że będą to ludzie, którzy przy pierwszej okazji zabiją go we śnie, albo po prostu uciekną. To nie byli wojownicy, lecz zwykli mordercy i tchórze. Potrzebował weteranów, a ci zdawali się gromadzić wokół potężnego Dunlandczyka, który otwarcie okazywał mu pogardę...

Nigdy nie uważał się za głupiego, ale miał wrażenie, że sytuacja powoli zaczyna go przerastać. I pomyśleć, że chciał jedynie prostego życia wypełnionego walką. Ha! Jego życie nadal było pełne walki, owszem, ale teraz, fizyczny kontakt z przeciwnikiem zmienił się w słowne gierki z podludźmi z Gondoru. Na szczęście zauważył, że wystarczy mówić to co chcą usłyszeć, żeby dali mu święty spokój. Czuł się zagubiony, w imię zemsty oddał najcenniejszą rzecz, która mu pozostała po klęsce Dunlandu, a teraz nawet to chcieli mu odebrać. Czuł, że traci wszystko kim był. A wszystko przez Dorlaka...nie mógł sobie wybaczyć, że nie zabił zdrajcy kiedy miał okazję, jednak jeśli był choć cień szansy na to, żeby mógł odkupić swe winy i poprowadzić lud wojny do zwycięstwa, to kim był, żeby nie spróbować!? Był Cadarnem Ursem, synem Amrotha z klanu wron, "Tym który przynosi ciemność", najgwałtowniejszym z ludzi! Jeśli ktoś mógł tego dokonać to tylko on. To jednak wymagało od niego kolejnych wyrzeczeń, nie dość, że oddał honor, teraz musiał oddać, a przynajmniej oddalić zemstę. W imię czego? Nadziei?!? Sam nie mógł uwierzyć, że bierze to pod uwagę...Jakiejkolwiek drogi by jednak nie wybrał, przede wszystkim musiał zjednoczyć pobratymców, a żeby tego dokonać musiał przekonać Wulfa, bez tego, od razu powinien przejchać sobie nożem po gardle i skrócić swoje męki. Nie wiedział jednak co ma mu powiedzieć, dlatego odkładał ten moment tak długo jak było to możliwe.

Po kilku, wydawać się mogło najdłuższych, dniach, powrócił jeden z wysłanych zwiadowców. To wydarło Cadarna z odrętwienia. Od razu skierował się na miejsce spotkania z Dunlandczykiem, roztrącając ludzi, którzy akurat mieli pecha stanąć mu na drodze. Cadarn znał tego człowieka z dawnych lat, był złodziejem bydła, żaden z niego wojownik, ale zwiadowcą był całkiem niezłym. Przynajmniej nie przeszkadzała mu hańba Cadarna, jako, że sam od zawsze był wyklęty. Kiedy Geth, bo tak miał na imię ocalalały zwiadowca, wszedł do pokoju wyglądał jak wrak człowieka. Umorusany we krwi i brudzie wyglądał jak wcielenie koszmaru, jednak, jak na prawdziwego górala przystało, nie skarzył się na zmęczenie czy ból. Cadarn przeszedł więc od razu do rzeczy aby czym prędzej dać odpocząć zwiadowcy.

- Mów. Powiedział krótko Cadarn, skinąwszy głową na znak, że czeka kiedy tamten będzie gotowy.

- Szpieg podróżuje z dwoma ludźmi. A raczej jednym. Drugi to chyba półork. Nie mogłem isć ich tropem do końca. W Fangornie ledwo uszedłem z zyciem. - powiedział poważnie Dunlandczyk. - Uruk-hai.

- Powiedz mi ze szczegółami co widziałeś w okolicy Fangornu.

- Musieli mnie zwietrzyć po drodze. W lesie czekali. Widziałem jak rozprawili się z moim kompanem. Uruk-hai. Pierw tną mieczem, potem zadają pytania... Uciekłem. Ludzie tego w czerni musieli nasz podchód odkryć. Myślę, że specjalnie dali mi wrócić. Mieli okazję ze mną skończyć. Gdyby chcieli. Pogonili. Szybki jestem, ale nie uszedłbym po dwóch dniach tropienia wypoczętym orkom...

- Dobrze się spisałeś. Teraz wiesz czego się możesz spodziewać po służbie pod moimi rozkazami, sprawdziłeś się więc będę miał dla ciebie miejsce w oddziale. - Cadarn pokiwał głową z uznaniem. - Teraz odpocznij, w kantynie powołaj się na mnie, a dostaniesz godny posiłek. - To powiedziawszy wskazał ręką na drzwi dając znak, że spotkanie skończone. - Acha i jeszcze jedno - rzucił, kiedy tamten dotarł do drzwi. - Pamiętaj! Odpowiadasz tylko przede mną! Zrób coś przeciw mnie, a zgniesz. - Odczekał chwilę dla podkreślenia powagi sytuacji. - Rozumiesz?

Geth skniął twierdząco głową i wyszedł, zostawiając potężnego górala sam na sam ze swoimi myślami. Więc jednak, Dorlak, nawet jeśli kłamał, w dlaszym ciągu miał do czynienia z orkami, a one na pewno nie słuchały jego rozkazów. To znaczyło, że w tym co mówił było ziarno prawdy. Siedząc w ciemnościach wyszczerzył zęby w uśmiechu, który bardziej przypominał grymas mogący wpędzić do grobu kogoś o słabym sercu, wiedział już wystarczająco dużo, żeby podjąć decyzję. W końcu był gotowy na rozmowę z Wulfem. Gdy szedł do swojego ogniska, złowieszczy grymas nie opuszczał jego twarzy. Cadarn ponownie odnalazł swoją drogę. Tej nocy, pierwszy raz od kilku dni, spał spokojnie. W snach widział siebie na czele armii, która była jakby rozmazana na tyle, żeby nie móc rozpoznać żadnej z postaci. Obok niego stał ojciec, którego twarz wyrażała rozczarowanie, co gniewało Cadarna, a świat wokół niego i jego armii płonął. Obudził się zlany potem, ale wypoczęty. Potrząsnął głową jakby chciał pozbyć się resztek wizji, o ile to w ogóle była wizja...ostatnio wątpił w swoje zdrowe zmysły. Postanowił zignorować te myśli, ubrał się i wyszedł na spotkanie z rzeczywistością.

Wulfa odnalazł w pobliskich kamieniołomach, pracował razem z innymi jeńcami w pocie czoła. Słyszał w oddali, że część z nich nie złamała się w niewoli i nadal przerzucali się żartami w ich ojczystym języku. Kiedy go jednak zobaczyli wszyscy jak jeden mąż ucichli. Cadarn warknął w gniewie i postanowił jednak porozmawiać z Wulfem na osobności, wiedział jak działa presja otoczenia. Odczekał kiedy tamtem udawał się pod eskortą do dołu kloacznego, przegonił żołnierza, który nawet próbował oponować, ale wyraz twarzy Cadarna wybił mu z głowy kłótnie. Byli na tyle daleko od innych Dunlandczyków, aby tamci w żaden sposób ich nie słyszeli, jednak na tyle blisko, aby było ich widać rozmawiających w oddali.

- Wiesz kim jestem i co zrobiłem. Nie wiesz jednak dlaczego. Wysłuchaj mnie a potem decyduj. - Powiedział Cadarn patrząc w oczy pobratymcowi.

- Yhym... - mruknął Wulf patrząc z ukosa.

- Zemsta! - Cadarn wypowiedział to słowo z zajadłością. - Dunland został oszukany, zostaliśmy użyci jak kobieta podczas najazdu i co z tego mamy?!? Niewolę, jesteśmy niewolnikami... - Wulf, nie dał po sobie poznać, że dociera do niego to co mówił Cadarn, cały czas patrzył mu w oczy z mieszaniną pogardy i wrogości. Cadarn więc kontynuował:

- Ja wybrałem drogę zemsty. Zemsty na fałszywych doradcach Herumora i na nim samym jeśli tylko trafi się okazja. Zemsty na Gondorczykach i Rohańczykach, - Tu Cadarn wyraźnie ściszył głos i rozejrzał się, czy nikt nie podsłuchuje. Po chwili odetchnął głęboko i rzekł: - Nie ważne, przecież nie obchodzą cię moje powody... - machnął ręką. - To co mogę dać tobie i naszym braciom...

- To już nie są Twoi bracia - Wulf przerwał Cadarnowi w pół słowa i splunął mu pod nogi, na co ten zareagował odruchowo unosząć pięść, jakby chciał złamać szczękę stojącemu przed nim wojownikowi, jednak w porę się opanował.

- Mogę dać wam wojnę, mogę wyrwać was z tej niewoli i pozwolić na obronę waszych kobiet! Dwa razy już jednoczyliśmy się z orkami, i dwa razy zostaliśmy rozbici. Teraz Uruk Hai gwałcą i wpierdalają ze smakiem wasze kobiety i dzieci, podczas gdy wy tkwicie tu, żeby pracować dla wrogów. - Cadarn znowu podniósł głos. - Jedyna różnica między nami jest taka, że ja nie noszę kajdanów. Na pewno słyszałeś co się teraz dzieje w górach...Nie dam ci drogi honoru, nauczyłem się, że prawdziwy mężczyzna czasem musi porzucić nawet to, żeby osiągnąć cel. Moim jest zemsta i wojna. Skoro musiałem poświęcić honor, niech tak będzie. Jest jeszcze coś... - Cadarn zawiesił na chwilę głos. - Był u mnie człowiek Gorthaka. - Teraz Cadarn zauważył błysk zainteresowania w oku rodaka. - Zdaje się, że chcą zabić Herumora i zająć jego miejsce. Chce żebym był jego szpiegiem w obozie wroga, za co ponownie obiecał nam powstanie Wielkiego Dunlandu. Jeszcze nie podjąłem decyzji. Najpierw muszę stać się użyteczny, a żeby to osiągnąć potrzebny mi oddział, który będzie mi w pełni lojalny. Dlatego wybieraj, wolisz zachować honor i umrzeć w kajdanach? Czy wolisz złożyć mi przysięgę krwi i wierności? - Mówiąc to, położył rękę na ramieniu Wulfowi i popatrzył mu głęboko w oczy. Tamen wzgdrygnął się, ale nie zrzucił ręki wielkiego górala. Patrzył na Cadarna spode łba,przez dłuższą chwilę nie odpowiadając, w końcu odtechnął głęboko i powiedział:

- Zgoda!

Następnych kilka dni zajęła Cadarnowi organizacja oddziału. W dużej mierze byli to jeńcy Dunlandcy, jednak okazję wyczuli również wszelkiej maści złodzieje, mordercy, czy gwałciciele, którzy akurat byli przetrzymywani w Isengardzie. Wśród całej tej zbieraniny było raptem kilku prawdziwych wojowników i to ich Cadarn wyznaczył na dowódców mniejszych drużyn. Wulfa tak jak obiecał uczynił swoją prawą ręką, a pod nim znalazł się jeszcze znajomy sierżant z oddziału Aldrica. Getha z kolei postawił na czele zwiadowców, wśród których znalazł się również jeden z żołnieży Gondoru. Cadarn dobrze wiedział, że spora część tych ludzi podda się raptem po kilku dniach ćwiczeń, które dla nich zaplanował, a jeszcze większa, ucieknie jak tylko wyczują pierwszą, ku temu, możliwość. Ci, którzy zostaną będą mieli szansę stać się prawdziwymi wojownikami, to jednak musiało potrwać. W końcu jednak miał się czym zająć. Dzień rozpoczynali od pobudki o świcie i kilkukilometrowego biegu po górach, później chwila na śniadanie i odpoczynek, tylko po to by rozpocząć treningi walki, które zajmowały większą część dnia z kilkoma raptem, krótkimi przerwami. Wieczorem cały jego oddział był tak zmęczony, że większość padała tam gdzie stała po zluzowaniu. Nie obyło się też bez pokazowych egzekucji. Cadarn znał się na morale, przewodzenie bandom dunlandzkim wcale nie różniło się tak bardzo od tego co robił tutaj. Wiedział też, że musi przekonać tych ludzi, że ich jedyną szansą na przeżycie jest pozostanie w oddziale.

Pierwszej nocy pod gołym niebem, kiedy, w ramach ćwiczeń obozowali na wzgórzach wokół twierdzy, specjalnie tak rozstawił warty, aby pozwolić uciec kilku ludziom. Złapał ich z pomocą niewielkiego oddziału żołnieży gondorskich, ale nie ukarał ich od razu. Wiedział, jak działa nadzieja...Następnego dnia prowadził ćwiczenia jakgdyby nic się nie stało, chciał żeby ci, którzy myśleli o ucieczce widzieli, że mogą to zrobić bezkarnie. Następnej nocy, zgodnie z jego przewidywaniami, kolejna grupa postanowiła spróbować szczęścia, tym razem jednak złapał ich od razu, budząc przy tym wszystkich zmęczonych całodniowym treningiem żołnierzy. Była to grupka sześciu osób, która teraz tłoczyła się zbita w kupę pod strażą. Pomyślał z zadowoleniem, że przynajmniej w większości nie byli do jego rodacy. Przez chwilę napawał się ich przerażonymi spojrzeniami, a kiedy upewnił się, że pozostali ludzie już nie śpią, przemówił donośnym głosem.

- Każdy z was wie co go czeka, jeśli spróbuje uciec. Wyraziłem się wystarczająco jasno, kiedy przyjmowałem was do tego oddziału. Niektórzy z was, jak widać, tego nie rozumieją. - Zawiesił głos aby podkreślić dramatyzm sytuacji i popatrzeć w oczy swoim ludziom. - Niestety dla was, jesteście teraz jednym oddziałem, działacie razem i razem ponosicie kary za błędy. Dlatego za to, co się stało, wy wszyscy dostaniecie po dupach. Mogliście odpocząć, ale w zamian zwiążecie dezerterów i będziecie nieść ich na waszych rękach, kiedy będziemy biec z powrotem do koszar. Tam każdy z was otrzyma po jednym uderzeniu batem za każdego dezertera. RUSZAĆ SIĘ!!! - ryknął nagle i z nieukrywaną przyjemnością widział jak gorliwie, mimo zmęczenia zabrali się wypełniania jego poleceń.

Zgodnie z obietnicą, po powrocie do koszar ustawił swoich ludzi pod ścianą, wyłączając oczywiście oficerów i rozkazał im rozebrać się do pasa. Gdy jeden z przyszłych żołnierzy zaczął protestować, Cadarn bez słowa podszedł do niego i ścisnął za gardło tak mocno, aż tamten zrobił się fioletowy po czym po chwili odrzucił go ze zmiażdżoną tchawicą na bok, aby zdechł w agonii. - KOMUŚ JESZCZE NIE PODOBAJĄ SIĘ ROZKAZY?!? - Krzyknął, a jako, że nie było odpowiedzi, przystąpił do wymierzania kary. Rozkazał rozwiązać dezerterów, po czym każdemu z osobna wręczał bicz i kazał uderzać każdego żołnierza po kolei. Osobiście nadzorował siłę uderzeń, a jeśli uznał, że nie była wystarczająca, kazał je powtarzać. Kiedy skończyli pozwolił medykom opatrzyć rany najciężej rannych, chociaż mimo wszystko kilku słabszych ludzi nie przeżyło biczowania, i oddalić się na spoczynek.

- Wasza kara dobiegła końca, wracajcie do koszar - powiedział Cadarn szóstce dezerterów, którzy stali ledwo żywi z przerażenia,sam uśmiechając się przy tym drapieżnie.

Następnego dnia Cadarn pozwolił na trochę dłuższy odpoczynek wymęczonym do granic możliwości rekrutom. Gdy zebrał ich razem na placu ćwiczeń, zgodnie z jego przewidywaniami, brakowało sześciu ludzi. Uśmiechnął się tylko z aprobatą i powiedział:

- Zasłużyliście na dzień odpoczynku, a nawet mam dla was niespodziankę - Uśmiechnął się szeroko, wskazując głową w kierunku wejścia placu gdzie właśnie pojawiła się grupa wcześniejszych uciekinierów. Byli umazani odchodami i pobici tak dotkliwie, że ledwo poruszali się o własnych siłach. - Oni też muszą odbyć swoją karę - powiedział z zadowoleniem obserwując jak z nadziei na odpoczynek twarze rekrutów zmieniają się w maski przerażenia. - Dziś jeszcze posiedzą sobie w dole kloacznym, a jutro wieczorem spotkamy się wszyscy tam gdzie ostatnio. ROZEJŚĆ SIĘ! To powiedziawszy potężny wojownik zostawił rekrutów samych sobie. Nie trudno było się domyśleć, że nikt więcej nie ujrzy dezerterów. Wiedział, że ten pokaz sił sprawi, że ludzi nawet jeśli będą myśleli o dezercji, reszta oddziału powinna powstrzymać to w zarodku.

Kolejne kilka dni minęły bez incydentów, jego ludzie zaczęli się coraz bardziej przykładać do treningów, coraz więcej też osób zaczęło widzieć, że przyłączenie się do niego jest dla nich szansą na wyrwanie się z niewoli, więc mógł sobie pozwolić na niewielką segregację ludzi, których dostawał pod opiekę. Z Wulfem nie rozmawiał prawie wcale, ale mu to odpowiadało. Dopóki Wulf wykonywał rozkazy, Cadarn był zadowolony. Grupa weteranów nadal z Wulfem na czele nadal mogła zaszkodzić Cadarnowi, ale jeszcze nie teraz, nic by na tym nie zyskali. Treningi prowadził w dunlandzkim stylu, musiał ich przygotować do walki również kondycyjnie, dlatego prawie każdy dzień był dla nich katorgą. Co trzeci dzień mieli czas na odpoczynek, wtedy jednak, z pomocą kilku tropicieli, uczył ich jak zakładać pułapki, jak używać kamuflażu w górach i jak wymykać się orkom. Z każdym kolejnym dniem widział, że ludzie, którzy na początku podchodzili do pomysłu karnej kompanii jak do jedynej drogi wyrwania się z niewoli, teraz zaczynali dawać z siebie wszystko. Wydawać by się mogło, że może za jakiś czas uda się stworzyć z nich prawdziwych wojowników.

Po dwóch tygodniach ćwiczeń, Cadarn oświadczył, że jego oddział jest gotowy na pierwszy patrol. Na początku miała to być podróż w niewielkiej odległości od Isengardu, aby nie prowokować większego niebezpieczeństwa. Najpierw jego żołnierze musieli poznać teren, na którym przyjdzie im walczyć...
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 04-11-2011 o 12:25. Powód: literówki/stylistyka
Fenris jest offline