- Maurden wie wiele więcej od nas. Ich skauci są bardzo dobrze wyszkoleni w przeszukiwaniu pola bitwy. Codziennie stają oko w oko z Gynethem. Ale nie mają też czasu zajmować się każdym z osobna, a dla nas Hagor jest bardzo ważny. Dlatego musicie iść wy. Znacie reguły. To rozkaz który przyjęliście łamiąc pieczęć. I jeśli nie macie większej ilości pytań, pora byście zapoznali się z resztą drużyny poszukiwawczej - generał choć nie zdradzał tego otwarcie, to przeczuwał, że traci pozycję w tej rozmowie. Wolał więc ją uciąć w sposób krótki, wykorzystując pozycję i sytuację w której się znaleźli.
Thazzoq schylił głowę
-Proszę o wybaczenie. Ani przez moment nie zapomniałem o Prawie Złamanej Pieczęci, ani nie kwestionowałem rozkazów. To była zwykła ciekawość, charakterystyczna dla istot żywych...
- I racjonalnych - dodał Kasir. - Nadal nie rozumiem, co ważniejszego do roboty mają ci z Maurden, skoro przed chwilą mówił pan, generale, że to Hagor Basha jest najważniejszy (a przynajmniej na tyle ważny, żeby ryzykować życie siedmiu żołnierzy).
-Odpowiedź jest chyba bardzo... ludzka... towarzyszu. Niezależnie od umiejętności jednostki, nie ryzykuje się życia siedmiorga, by go uratować, jeśli nie posiada wiedzy o znaczeniu taktycznym. To sprawa osobista, a więc mobilizowanie całego Maurden byłoby niestosowne, a, wbrew temu co mówiłem wcześniej, chyba właśnie zostaliśmy oficjalnie najemnikami, skoro nawet oferują nam nagrodę. W tym nie ma już nic niestosownego, aby najemnicy poszukiwali brata wodza. Oczywiście to tylko teoria...- zakończył patrząc na Armonda oczekując potwierdzenia, bądź zaprzeczenia. Armond lekko się uśmiechnął, ale ani potwierdził, ni zaprzeczył.
- A więc nie działamy pod egidą Ruchu Oporu, tylko spełniamy osobiste życzenie wodza - zauważył Kasir. - Nie zależy nam na pokonaniu Gynethu, tylko zadośćuczynienie sentymentom Olafa Bashy, bez znaczenia taktycznego; narażamy się dla Hagora - jednego z wielu zaginionych żołnierzy - tylko ze względu na nazwisko, które nosi, czyż nie? Żeby sumienie Olafa Bashy było spokojne. Równie dobrze mógłby nająć kilka ladacznic, żeby ubrały się na czarno i zaniosły wieniec pogrzebowy pod Kailien.
-To świadczy tylko o tym, że nasz wódz wciąż jest człowiekiem... ale na razie to akademicka dyskusja, przynajmniej póki moja teoria nie zostanie potwierdzona.- stwierdził wciąż czekając na komentarz generała
- Nie potrzebujemy wodza, który jest człowiekiem, tylko wodza, który jest bezemocjonalnym umysłem, racjonalnie planującym i bez wahania posyłającym ludzi na straty, kiedy trzeba - dodał Kasir, niezrażony akademickością wymiany zdań z jaszczurem. - Tylko i wyłącznie, kiedy trzeba.
- Ratujemy majora Hagora Bashę, bo jest naszym bratem. Jest też majorem, i osobą bardzo szanowaną. Nie czas na takie dyskusje, to wasz rozkaz. Znacie zasady. I nie będę tolerował takiej niesubordynacji - Armond zachował stoicki spokój dokładnie wysłuchując całej dyskusji,i z jakiś przyczyn nie wydalił Kasira z misji. Dla Ulliana który trochę znał generała było to trochę dziwne - Skoro nie ma więcej pytań, udajcie się na plac główny i czekajcie na grupę “Miecz”. Będzie jej przewodził kapitan Madei, i będzie w ścisłej współpracy operacyjnej z kapitanem Tell’evirrem. Odprawę uznaję za zakończoną, odmaszerować.
Kasir pogardliwe zaśmiał się pod nosem, nie muskając nawet Armonada wzrokiem, i nieśpiesznie powlókł się na plac główny. |