Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2011, 23:03   #47
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
W miarę jak podróż mijała i towarzystwo się poznawało Belzebub się rozkręcał… rzecz jasna nie dorównywał gadatliwością czy towarzyskością Wolfgangowi to jednak daleko z tyłu zostawił Rudolfa. Kolejne dni ich wędrówki spokojnie można by zaliczyć jako co najmniej bardzo udane gdyby nie wszechobecna wilgoć. Jak nie deszcz to mżawka, jak nie mżawka to ulewa, jak nie ulewa to cholerna mgła. Ta pieprzona kraina przed wiekami musiała zostać skazana przez bogów na wieczny brak słońca… Tutaj nawet powieszenie się na pierwszej lepszej gałęzi jawiło się jako zajebista alternatywa kolejnego wilgotnego poranku. Sporym sukcesem było to, że się nie pozabijali… ani nawet nie pobili. Jak na zgraję takich indywiduów to był to już jakiś wyczyn. To, że ich nic nie zżarło, czy nawet nie próbowało zeżreć to już była zasługa ich zawodowego podejścia do tematu. Chyba ich przerośnięte ego nie pozwalało dać się zjeść jakimś chędożonym wilkołakom, wyssać jakimś krwiopijcą czy potopić utopcom… w końcu to jak przyznanie tej pindzie Lukrecji racji.



Ostrova miała się tak do miasteczka jak tutejsze poranki do słonecznych. Wieś jakich mało. Gówno zmieszane z błotem, jedyny plus był taki, że mgła nie pozwalała ci stwierdzić w co tak naprawdę wdepnąłeś. Grupka wjechała przez nikogo nie niepokojona. Heinrich trochę się zdziwił… wprawdzie już słyszał co nieco o dzielnej miejscowej milicji to jednak tutejsi mężowie nie kiwnęli nawet palcem, żeby ktoś nie zerżnął im bab, nie wypatroszył dziatków i nie zeżarł inwentarza. Widocznie jaki kraj taki obyczaj. Jeżeli tak samo miałby być w kopalni ta wyprawa może być dużo bardziej opłacalna… Tymczasem jednak Belzebub korzystając z tego, że jeszcze nie ściemniło postanowił się rozejrzeć. Ot czysta zawodowa ciekawość… dobrze wiedzieć którędy spieprzać, dobrze wiedzieć która chata jawi się najbogatszą i gdzie może jakiś starszy wioski rezydować. Łażąc tak wyciągnął też parę bezwartościowych kolorowych paciorków i „poczęstował” jedną z dziewczynek nie zapominając wypytać co nieco – gdzie jest jej ojciec… i inni mężczyźni, czy ostatnio byli tutaj jacyś obcy, czy przejeżdżał tędy jakiś możny pan albo pani, czy kogoś ostatnio chowali albo czy kto zaginął… i czy przyjeżdża do nich jakiś kapłan.

Przestępując progi gospody towarzystwo już raczyło się trunkiem… i ostrzyło sobie ząbki na uroczą karczmarkę. I znowu nie karczmarza… a nad wyraz młodą dziewczynę. Heinrich powoli zastanawiał się czy nie wpada w paranoję czy to aby na pewno jest jeszcze zwykła ostrożność.

- Dziwnie tu jakoś… skomentował całą tą sytuację zasiadając do stołu. Wychylił kubek czegoś na rozgrzewkę i rzucił propozycję. – Może Wolfgang wywie się czego od tej turkaweczki… na jakiej osobności obyście jej za bardzo nie spłoszyli, a ja z Erasmusem spróbuję pogadać z jakimś starszym wioski… Chociaż, popatrzył wymownie na drużynowego jebakę – ja też mogę co nieco z niej wycisnąć. I uśmiechnął się. – No ale póki co trzeba nam trochę obeschnąć i coś zjeść…. Może jakie chłopy się same zjawią, chociaż coś dziwnie tutaj cicho.

Wystawił obmarznięte członki do ogniska, a i trunkiem się nadmiernie nie raczył. Ciepłej strawy też praktycznie ledwie dzióbnął. Od czasu do czasu zachodząc do drzwi i zerkał czy przypadkiem jakiego mężczyzny nie obaczy. W końcu rzekł – To jak Luge, gotowiście?
 
baltazar jest offline