Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2011, 20:49   #382
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ PIĄTY

SAMUM ARYMANA




[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=QJhVM930YXY[/MEDIA]

Cytat:
Staroirański bóg Angra Mainju oznaczał "Złego ducha" lub też "ducha Zniszczenia". Niektórzy badacze uznawali go również za perskiego księcia zła, czy nawet boga zła i ciemności, kłamstwa i zniszczenia, złych czarów i czarnej magii. Niektórzy tubylcy przypisywali mu rolę przywódca mitycznego i nienazwanego zła przebywający w ciemnej, cuchnącej otchłani i bez wątpienia był to pierwowzór naszego chrześcijańskiego Szatana. Według Zaratustry, który był kuszony przez Arymana, ale wyszedł z tej próby zwycięsko, to właśnie Aryman sprowadził śmierć na Ziemię, zabijając pierwowzór człowieka i zwierząt. W mazdaizmie (zaratusztrianizmie) było to uosobienie zła, ciemności i kłamstwa, w dualistycznej koncepcji tej religii wróg Spenta Mainju (czyli "ducha Stworzyciela"), emanacji Ahura Mazdy. Angra Mainju toczy z nim odwieczną walkę, której celem jest zniszczenie świata, do pomocy stworzył armię demonów – dewów. Demonami tymi były - między innymi- zawiść, zazdrość, nienawiść, chciwość itp, chociaż niektórzy uznawali, że to nie były demony, lecz dzieci zrodzone z bluźnierczego związku Arymana i ludzkich kobiet. Przeklęte przez los istoty skazane na wieczną tułaczkę po świecie. W późniejszych źródłach przeciwnikiem Angra Mainju jest sam Ahura Mazda. Angra Mainju nie ma jednak siły twórczej i na końcu dziejów zmagania dobra ze złem poniesie ostateczną klęskę - zgodnie z legendami plemion, których historyczne korzenie sięgają starożytnej kolebki cywilizacji – Persji.
Aryman dorównuje potęga swemu bliźniaczemu duchowi, Ahura Mazdzie, ale, zgodnie z przepowiednia Zaratustry, ostatecznie zostanie pokonany przez "wszechwiedzącego pana nieba i ziemi". Manichejczycy twierdzili, że "materia" jest źródłem i jestestwem Arymana, wyłoniła się z Królestwa Ciemności wraz z demonami, ogniem, dymem nieprzychylna pogoda i kobietami. Aryman, według manicheizmu, stworzył zarówno Adama, jak i Ewę.



Cytat:
Aži Dahaka, Zahhak ("wąż Dahak) – był mitycznym królem-smok, który objął władzę nad Irańczykami po utracie przez Dżamszida, z powodu popadnięcia w pychę, boskiego charyzmatu - chwareny.
W późniejszych źródłach przedstawiany, jako król-tyran, któremu z ramion wyrastają czarne węże. Jego tyrańskie rządy to czas nieszczęść i suszy oraz chorób. Wziął do swego haremu siostry Dżemszyda. Dla węży Zahhaka w dworskiej kuchni przygotowywano pożywienie każdorazowo z mózgów dwóch chłopców. Lecz kucharze Ermail i Kermail każdorazowo ratowali jednego chłopca, a zamiast jego mózgu, dodawali do pożywienia mózg barani. Lud wspominał rządy Dżemszyda i marzył o wybawieniu od króla-tyrana.
Aži Dahaka został w końcu pokonany przez Feriduna (lub, w wersji awestyjskiej, Traetona), który wyzwolił uwięzione przez smoka kobiety. Zgodnie z legendami Feridun nie zabił demona, lecz przykuł go do góry Demawand (motyw znany również m.in. z mitologii nordyckiej i słowiańskiej: Loki, Fenrir, diabeł przykuty do słupa - osi świata. Ma on zostać zabity przez pierwszego człowieka, który zmartwychwstanie, herosa Garszaspa.
Mężczyzna o brązowych oczach i ciemnej, równo przyciętej brodzie, przyglądał się z niepokojem ciężarówkom jadącym przez upstrzone kamieniami, rdzawe pustkowie. Siateczka zmarszczek wokół oczu pogłębiła się, kiedy brodaty człowiek prowadził wzrokiem konwój.
Obserwator wiedział, dokąd jadą te samochody i nie podobało mu się to w najmniejszym stopniu. Tamto miejsce powinno omijać się z daleka. I przede wszystkim nikt nie miał prawa znać jego położenia. A jeśli ktoś już o tym miejscu wiedział, to obserwator doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co dla niego oznacza ten fakt. Zadrżał. Oczy zwęziły się w wąską linię.
Kiedy pył po pojazdach opadł, mężczyzna ostrożnie opuścił swoje stanowisko i wsiadł na konia ukrytego za wzniesieniem. Był tego pewien, że przeklęte ruiny zostały odnalezione. W takiej sytuacji czekało go wiele niebezpiecznej pracy, a piasek w klepsydrze zaczął przesypywać się wyznaczając tempo działań. Mężczyzna ścisnął wierzchowca udami i zaczął oddalać się od kierunku, w którym pojechały ciężarówki. Wyraźnie jechał w stronę widocznych niedaleko kamienistych wzniesień, drgających w rozgrzanym, pustynnym powietrzu.
Niedługo, jak przeczuwał odjeżdżający, zacznie znów wiać Samum Arymana. Musiał przygotować do niego siebie i innych najlepiej, jak potrafił.


WSZYSCY

Egipt opuścili 5 listopada o świcie, wsiadając w wykupione specjalnie dla nich miejscówki i kierując się w stronę Portu Saidu. Pociąg, którym jechali był prawie pusty. Przez tygodnie, jakich potrzebowali na rekonwalescencje, większość białych już zdążyła się ewakuować.
Towarzyszył im zmyślny Ahmed, którego Garret, Hiddink i Vivarro poznali podczas jazdy do „gaju pomarańczowego”. Młodzieniec bystry, wygadany i ślepo oddany swojej pani.
Przywódczyni kultu Bast w Kairze dotrzymała słowa. Także tego danego Garrettowi. No, ale przede wszystkim opłaciła im podróż do samej Persji, pomogła zmienić posiadaną walutę w bardziej przydatne zasoby – złoto, kosztowności i precjoza. Poprzez swoje tajemnicze kontakty udało się jej także dać listę kilku ludzi w Teheranie, którzy mogli im pomóc na miejscu w organizowaniu wypadu czy nabyciu sprzętu, łącznie z bronią. Nie byli, jak to określiła, „wtajemniczeni w sprawy, w których niewielu ludzi było wtajemniczonych”. Jednym słowem – byli to zwyczajni przemytnicy, paserzy i handlarze śmiercią. Ale lista mogła okazać się przydatna na miejscu.

Ustalono, że zminimalizują ryzyko podróży przez ogarnięte wojenną zawieruchą wybierając drogę morską. Dłuższą, lecz w ich opinii bezpieczniejszą od podróży koleją przez kilka krajów.

Saniyya Isra Samara załatwiła im czarter. Okręt pod banderą francuską noszący nazwę „Vagabonds Cheerful”, który w porcie odszukali bez trudu. Jego kapitan Jean – Patrick, okazał się być zupełnie niepodobny do Żabojada. Zarośnięty, mrukliwy trzymający w ryzach mieszanej skóry załogę statku za pomocą żelaznego pręta. Dla pasażerów był jednak dość uprzejmy. Okręt nie zapewniał luksusów, ale był w dość dobrym stanie. Co prawda nieco wysłużone i straszliwie głośno pracujące silniki, nie pozwalały na zbyt dobry odpoczynek, ale statek płynął wyznaczonym kursem ze stałą prędkością.

Trasa była dość długa. Morze Czerwone, potem Zatoka Adeńska, następnie – ciągle trzymając linię brzegową w zasięgu wzroku – Morze Arabskie. W końcu, po trzech męczących dobach, okręt wpłynął na wody Zatoki Omańskiej by po kilku kolejnych godzinach znaleźć się na dość tłocznych wodach Zatoki Perskiej.

10 listopada 1921 roku statek zatrzymał się na redzie w małej mieścinie Abadan nad brzegiem morza. Byli w Arabistanie, kraju tuz obok Persji (Iranu) rządzonej twardą ręką Rezy Khana. Od Teheranu oddziałało ich teraz ponad tysiąc kilometrów lądu. Jean – Patrick bez słowa zwiózł ich na ląd motorówkami pozostawiając na nieznanej ziemi. No, może nie do końca nieznanej. Saniyya Isra Samara zdała ostatni egzamin i mieli namiar na kogoś, kto nazywał się Basha Tuphar – kapitan tutejszego garnizonu wojskowego. Miał on zapewnić im ostatni odcinek drogi do Teheranu i wprowadzić na terytorium Persji. Zaczynał się kolejny etap ich podróży.


* * *


Bashra Tupar okazał się być skorumpowanym, otwartym na złote prezenty Aniyyi sukinsynem. Podczas całej rozmowy szczerzył się do dziewczyn, błyskając kilkoma złotymi zębami, i podkręcając solidne, oficerskie wąsiska. Ale miło całej tej błazenady i wypinania żołnierskiej piersi, za złoto zrobił to, co do niego należało.

Odpoczywali tylko jeden dzień – w małym, obskurnym i nie wartym wspomnienia hoteliku - i następnego dnia stawili się na umówionym miejscu – stacji kolejowej.

Bashra Tupar czekał tam na nich przy przeglądając stojących przy ciężkim pociągu żołnierzy.



Okazało się, że transportem, który miał ich dowieźć do Teheranu, był wojskowy pociąg z rekrutami do rewolucyjnej armii Reza Khana. Pięknie!

Bashra Tupar wyjaśnił im jednak, że nie muszą się niczego obawiać. Że będą mieli do swojej dyspozycji cały wagon i nie będą mieli okazji do spotkania z rekrutami, jeśli zachowają się rozsądnie. To dawało nadzieję.

Faktycznie. Mieli wagon razem z oficerami. Dla zachowania przyzwoitości mężczyźni przesłonili jego część i oddali do dyspozycji kobiet. Cóż. W pociągu wojennym krajów wyznających islam w sposób wręcz fanatyczny raczej nie przewidziano obecności kobiet. Szczególnie spoza tego kręgu kulturowego.

Nie mieli już za bardzo wyboru. Pociąg miał jechać ze średnią prędkością 40 km na godzinę. Co oznaczało, że będą musieli w nim spędzić tylko półtorej doby. Nie było to długo, jednak i tak – zważywszy na okoliczności – mogło zmęczyć.


* * *

Kolejna podróż pociągiem w ich życiu. Tym razem w dosyć niekomfortowych warunkach – transportem wojskowym na niewygodnych, drewnianych siedzeniach i ze zwykłymi porcjami żołnierskimi podawanymi w metalowych menażkach. Mimo, że pociąg wlókł się niemiłosiernie, mimo, że czas dłużył się jak diabli, to jednak do Teheranu dotarli bez większych problemów.

Bashra Tupar pożegnał ich serdecznie, całując na arabską modłę po policzkach i w końcu – 12 listopada – stanęli zmęczeni i przepoceni przed dworcem w Teheranie. Podróż wojskowym transportem uwiarygodniała im „przykrywkę” i dzięki temu nie mieli problemu z odprawą graniczną.

Teheran okazał się dość żywym miejscem.



Przed budynkiem dworca stał rząd taksówek, poruszali się szukający zarobku tragarze. To, co ich mogło niepokoić to widok uzbrojonych tubylców i wiszące tu i ówdzie sztandary. Dało się wyczuć atmosferę rewolucji – podniecenia i niepokoju.

Bez trudu znaleźli transport do jakiegoś hotelu, w którym widok obcokrajowców nie budził zdziwionych czy nieprzychylnych spojrzeń. Bashra Tupar ostrzegł ich, by starali się ograniczać w rozmowach po angielsku. Reza Khan wyzwolił Iran nie tak dawno, by niechęć, czy wręcz wrogość do Brytyjczyków wyparowała z rozgorączkowanych, tubylczych głów.

Teheran nie różnił się za bardzo od miast regionu, które już mieli okazję poznać. Był duży, ruchliwy i głośny, wypełniony ludźmi w egzotycznych strojach i flagami z arabskimi napisami.




Taksówkarz dowiózł ich do imponującego hotelu noszącego nazwę „Hotel de Ville”. Na jego widok serce zabiło szybciej w badaczach, którzy mieli okazję przeglądać zapiski ze zniszczonego sklepu Abdula Brudasa.



To był ten sam budynek, który Abdul miał w swoich „notatkach”. Zatem ... byli na miejscu.

Teraz pozostała im jedynie sprawa podjęcia tropu. Najpierw jednak każde z nich marzyło o kąpieli i łóżku.
* * *


„Hotel de Ville” zaskoczył ich w dwojaki sposób. Raz niemile, a raz mile.

Niemile, dlatego, iż okazało się, że jest problem z miejscami, ponieważ w hotelu trwa remont części pokojów i jest sporo gości z całego świata. Mile, – ponieważ wiedząc, że obcokrajowcy mogą mieć problem ze znalezieniem innego hotelu, kierownictwo otworzyło specjalnie dla nich dwa dwuosobowe, pachnące świeżą farbą, pokoje. To rozwiązało problem z zakwaterowaniem.

Zmęczonym podróżnikom starczyło sił jedynie na zjedzenie kolacji, kąpiel i padnięcie do łóżek.

Noc przespali jak zabici, po raz pierwszy od tygodnia w wygodnych łóżkach, w miękkiej, pachnącej pościeli. Dopiero w takich chwilach, jak ta, ludzie doceniali luksusy cywilizacji – toalety w pokojach, bieżącą wodę, ciepłe łóżko i ciszę, kiedy zmęczone ciało próbuje odpocząć po trudach dnia.

Teheran zdążył się obudzić dużo wcześniej, niż oni.

Zaczynał się dzień 13 listopada i – czego jeszcze badacze tajemnic nie wiedzieli – nieubłagany wyścig z czasem.

Czy tego dnia potrzebna im będzie lista zrobiona przez Saniyyę Isrę Samarę?

Cytat:
Hasib Yousef – handlarz końmi i wielbłądami,
Iman Osama – tłumacz, przewodnik po tutejszych plemionach,
Arkadi Kolyenko - handlarz bronią,
Deniz Alp zwany Turkiem - organizator wypraw na tereny dzikie,
Mirabella Giosetta - koordynatorka działań Czerwonego Krzyża na terenie Persji,
Amal Farooq - handlarz towarami wszelakimi,
Raphael Florentin - przemytnik i fałszerz, powiązany z lokalnym półświatkiem.
Czekało ich sporo pracy – to wiedzieli. A nastroje społeczne wokół były takie, że im szybciej opuszczą Iran, tym zdrowsze to dla nich może się okazać.
 
Armiel jest offline