Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2011, 08:48   #67
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
W oberży, gdzie w koło trupy:

Dalmar zakończył póki co zabijanie. Teraz przyszła pora na rozmowy. Miał kilka pytań, które chciał oberżyście zadać i kilka odpowiedzi, która chciał usłyszeć…

Coś jednak na granicy świadomości i percepcji sprawiało, że nie chował oręża. I nie potrafił zaufać szczerym wyjaśnieniom oberżysty…


***


„Miła”:

De Lorh podszedł do ławy na której zległa tarcza o którą tak usilnie zabiegał kapłan. Widać było, że nie do końca wyznaje się co trzyma w rękach, bo rzeczoną tarczę obejrzał kilka razy kręcąc przy tym ze zdumieniem głową. Kilku jego najbliższych towarzyszy podeszło doń i coś tam szeptem z nim referowało zerkając ukradkiem na Rostów, którzy mieli czas by ochłonąć. Reszta zbrojnej kupy rozlazła się do wyjść i okien jakby w oczekiwaniu na szturm, który miałby zaraz nastąpić. Nerwowa atmosfera wyraźnie zagęszczała biesiadną. De Lorh w końcu podjął jakąś decyzję, pokręcił głową zdecydowanie odmawiając doradom kompanów i podszedł do Słowa Bożego.

- Oto Twoja zapłata! Zważ, że daję ci ją nim ty zrobiłeś to co przyrzekłeś. Tuszę, że i wy świętojebcy wiecie co to honor! – de Lorh spojrzał groźnie na kapłana, po czym wręczył mu tarczę. Słowo Boże przyjął ją z drżeniem, bo i chwila była dlań ważna, by nie rzec doniosła. Tarcza była ciężka. Wysłużona, choć nie dawno odnowiono. Kapłan czuł bijącą od niej moc.



Nie dane mu jednak było długo napawać się tą chwilą. Na ulicy przed „Miłą” na której cały czas słychać było żywy ruch uliczny, dał się słyszeć łomot stóp i wnet do biesiadnej wpadł czerwony z wysiłku młodzian. Połowa rycerskiej kupy zdążyła już do połowy nawet obnażyć miecze nim schowali je na powrót najwidoczniej rozpoznając swojaka.

- Co jest Mithaus! Miałeś na port dawać baczenie! – odezwał się jeden z przybocznych de Lorha. Siwowłosy, niemłody już mąż, któremu jednak nie sposób było zarzucić braku energii. Pierwszy w sumie poza tymi co tam stali, był przy przybyszu.

- Dawałem! Król już w porcie!

- Jakże to, barkas jego ledwie do redy miał wpłynąć?

- Spodziewali się widno zasadzki abo co? Na koń wsiadali jakem tu dobiegł. Król na mniejszej barce przypłynął i teraz z orszakiem ruszać będzie. Mniej ich, ale pancernym zastępem jadą. Wnet tu będą.

- Ilu?
– de Lorh odzyskał głos i dowództwo. Jego ludziom udzieliło się podniecenie związane z rychłą bitką.

- Klin ledwie, może niespełna. – trzy dziesiątki zbrojnych to była niemała siła. De Lorh zwrócił się błyskawicznie do Sergio. Widać było, że nia ma teraz już ochoty na pogawędki.

- Wóz z tyłu oberży wytoczcie panowie Rostowie. A migiem! Przed oberżę go w poprzek drogi. Koło urwiecie, by na zasadzkę nie wyglądało. Tylko biegiem. Zaraz tu będą!

Zbrojni wedle ustalonego planu zaczęli się sposobić do walki a Rostowie zyskali świadomość, że czas, niezbędny dla rozważań, straszliwie się skurczył…


.
 
Bielon jest offline