Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2011, 23:06   #21
Kagonesti ZW
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość

Garnizon "Wolność" powstał na ruinach miasta Tsibriss, które przed inwazją maszyn należało do jaszczurzej klasy średniej i ich ludzkich niewolników. Ci których nie stać było na przybytek w samej Vaerl, musieli zadowolić się mniejszymi luksusami w Tsibriss. Niemniej położenie wokół gór, i w cieniu potężnej twierdzy, gwarantowały poczucie bezpieczeństwa. Po przejęciu Vaerl przez Gyneth, miasto zostało spustoszone i spalone. Basha tuż pod odbiciu twierdzy, nakazał odbudować to miasto, jednocześnie zachowując to co pozostało z jego przeszłości, na pamiątkę tamtych dramatycznych wydarzeń.

*** *** ***

Wszyscy:

Po wyjściu z hali na plac głównych, jako pierwszy przywitał was rześki powiew górskiego wiatru, który niczym zapalony szewc wbijał swe igiełki w wasze skronie. Skrzące promienie jasnego światła dnia drażniły wasze oczy przez krótką chwilę, a gdy ustąpiły ujrzeliście zupełnie inny obraz tego miejsca, niż jeszcze sprzed niecałej godziny. Sam odgłos, który dotarł jakby do waszych uszu z lekkim opóźnieniem, świadczył iż miejsce to na dobre już odpędziło senną mgłę i wróciło do życia. Na placu krzątało się lub rozmawiało wiele osób różnego pokroju, od wojaków po rzemieślników, a także giermków, fechmistrzów, dowódców, stajennych, służących i... ciężko było tak zliczyć ich wszystkich, natomiast w pełni dawało się poczuć klimat bycia blisko stolicy. Na szczęście od tej nieukształtowanej dźwiękowo wrzawy dało się szybko odciąć, i jedynie dobiegający tu zewsząd, miarowy stukot młotków obijających stal drażnił dzwoniąc wam w uszach. Podążając kamiennym, twardym brukiem minęliście roszadę licznie porozstawianych tu stanowisk rzemieślniczych, namiotów rycerskich i strzelnic. Za nimi kryła się nieduża fontanna bez wody, z ustawioną wewnątrz, mocno już startą rzeźbą z kamienia, i przedstawiającą jaszczura trzymającego w dłoni sierp. Dosyć charakterystyczna, gdyż w brutalny dosyć sposób pozbawiona głowy, którą już tym razem ktoś całkiem niedawno musiał bez cienia finezji rozbić jakimś tępym narzędziem. Fontanna choć była dokładnie w centrum tego miejsca, ewidentnie została już dawno pominięta przez uwagę i pamięć tutejszych mieszkańców. Naprzeciw niej zresztą znajdowała się karczma z wystawionymi na zewnątrz stolikami wykonanymi z czarnych sosnowych pni, odpowiednio wyciętych i złączonych ze sobą żelaznymi prętami. Prostopadle do karczmy, samotnie na tle górskiego krajobrazu stał budynek tutejszej gildii magów, który wyróżniał się dosyć nowoczesną, mieszczańską architekturą. Nawet jego śnieżnobiała barwa ścian mocno kontrastowała się z powszechną tu szarością i ciemnym brązem. Na placu o dziwo nie było takiego rumoru, przez co dało się odetchnąć i nacieszyć szeroką przestrzenią.

Kasir, Thazoq "Trzeci Pożoga", Ullian Tele’virr "Beztwarzowy":

Gdy dotarliście do punktu zbornego, z pewną dozą zazdrości obserwowaliście obżerające się naprzeciw rycerstwo. A gdy jaskrawoniebieski dym poniósł się w wasze strony i napełnił wasze nozdrza rozkosznym zapachem pieczonej, ziołowo przyprawionej dziczyzny, wasze żołądki zareagowały dosyć gwałtownym, burczącym manifestem. Głodowy instynkt dawał się mocno we znaki, i był niczym zew. Jednak szczęśliwie nie czekaliście zbyt długo, aż wyłoniły się przed wami sylwetki czterech postaci. Na ich czele szedł wysoki, postawny mężczyzna w dosyć urozmaiconym pancerzu i włosami spiętymi w długi kuc, którego końcówka niczym ogon kołysała się zza jego pleców. Obok szła zakapturzona postać, której filigranowa sylwetka zdradzała płeć damską. Była uzbrojona dodatkowo w kuszę i sztylety przy pasku. Za parą szła kolejna, tym razem typowo androgeniczna i niewątpliwie męska. Z czego najbardziej różnili się od siebie wzrostem. Niski, odziany niczym mała zbrojownia mężczyzna z brodą był wypisz wymaluj troghańskim krasnoludem. Drugi, z racji dystansu kroków zapewne towarzysz pierwszego, miał na sobie strój bardzo charakterystyczny dla maga, z czego najbardziej wyszczególniał się wysokim, szpiczastym, i wyjątkowo wypadłym już z mody kapeluszem. W liderze grupy rozpoznaliście tutejszego żołnierza o randze kapitana, a więc jak pamiętaliście z odprawy musiał to być Madei. Zresztą mina odkrytej połowy twarzy Ulliana, który rozpoznał członka kasty oficerskiej, świadczyła iż musi to być on.


Kapitan Madei

Ten, z twarzy raczej nie wyglądał na osobę otwartą i rozentuzjazmowaną, bardziej za to wyzierały z niego koncentracja i grobowy spokój.

Arvanel "Czerwony" ver Vanteris, Vargrom "Czarny" Varekson, Lea M’erosh:

Drogę do placu przebyliście w lekko niekomfortowej, i delikatnie napiętej (niczym muśnięta palcami elfickiej bardki struna) atmosferze. Na przedzie szedł pewnym krokiem Madei, który nie mówił nic i nieco wyglądał z miny jakby ktoś mu ktoś włąśnie dał w pysk. Obok niego szła niewzruszona i tajemnicza do bólu zabójczyni, a za nią włóczył się niezwykle barwny duet w postaci krasnoludzkiego topornika i staromodnie ubranego maga. Oczywiście że zwracali przy tym uwagę! Najemników było wszak tu jak na lekarstwo, stąd na pewno ich widok stanowili odmianę od codzienności. Przy fontannie czekał lekko zniecierpliwiony oddział "Tarcza". Było ich trzech i wyglądali razem równie niebywale co wy. Uwagę przykuwał chyba każdy z nich. Był wśród nich wystrojony jak na akademii elf wysoki, z maską zakrywającą połowę twarzy, i posiadający przy tym odznakę kapitańską. Był też skromniej ubrany już elf leśny, który przypominał bardziej uczonego niż wojskowego. I na koniec, ku pewnemu zapewne niezadowoleniu Lei, towarzystwo dopełniał ascetycznie odziany jaszczur, sprawiający przy tym wrażenie jakby go wyciągnięto z jakiejś chatki pustetlnika. Jeśli to miała być "Tarcza" to "Miecz" świetnie wpasowywał się w dobór "ekwipunku". Wyprawa więc zapowiadała się na wyboistą, choć na pewno ciekawą.

Wszyscy:

Gdy "Tarcza" znalazła się przy "Mieczu", na czoło wysunął się liderujący tej drugiej kapitan Madei. Podszedł do dowódcy "Tarczy", witając się tylko się skromnym skinieniem głowy i prostą formułkową kwestią:
- Melduje się dowódca oddziału "Miecz", kapitan Higuan Madei.
Po chwili dodał:
- Oto członkowie mojego oddziału: Lea M'erosh, Vargrom Varekson i Arvanel ver Vanteris. Zgodnie z rozkazami, jesteśmy waszą grupą wsparcia. W razie kontaktu z większymi siłami wroga, będziemy do waszej dyspozycji - to mówiąc, rudy mężczyzna odpiął coś przy pasie i wręczył elfowi wysokiemu czerwony kryształ związany pętlą z rzemienia - To kryształ komunikacji. Posiadam dwa takie, więc jeden przyda się wam, na wypadek gdybyście potrzebowali natychmiastowej pomocy. Wystarczy do niego przemówić, a my was usłyszymy - kapitan nagle lekko się skrzywił, jakby coś właśnie do niego dotarło - Hm, chyba powinniśmy coś jeszcze spożyć przed wyprawą... Co ty na to, kapitanie Tell'evirze?
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.
Kagonesti ZW jest offline