Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-11-2011, 23:06   #21
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość

Garnizon "Wolność" powstał na ruinach miasta Tsibriss, które przed inwazją maszyn należało do jaszczurzej klasy średniej i ich ludzkich niewolników. Ci których nie stać było na przybytek w samej Vaerl, musieli zadowolić się mniejszymi luksusami w Tsibriss. Niemniej położenie wokół gór, i w cieniu potężnej twierdzy, gwarantowały poczucie bezpieczeństwa. Po przejęciu Vaerl przez Gyneth, miasto zostało spustoszone i spalone. Basha tuż pod odbiciu twierdzy, nakazał odbudować to miasto, jednocześnie zachowując to co pozostało z jego przeszłości, na pamiątkę tamtych dramatycznych wydarzeń.

*** *** ***

Wszyscy:

Po wyjściu z hali na plac głównych, jako pierwszy przywitał was rześki powiew górskiego wiatru, który niczym zapalony szewc wbijał swe igiełki w wasze skronie. Skrzące promienie jasnego światła dnia drażniły wasze oczy przez krótką chwilę, a gdy ustąpiły ujrzeliście zupełnie inny obraz tego miejsca, niż jeszcze sprzed niecałej godziny. Sam odgłos, który dotarł jakby do waszych uszu z lekkim opóźnieniem, świadczył iż miejsce to na dobre już odpędziło senną mgłę i wróciło do życia. Na placu krzątało się lub rozmawiało wiele osób różnego pokroju, od wojaków po rzemieślników, a także giermków, fechmistrzów, dowódców, stajennych, służących i... ciężko było tak zliczyć ich wszystkich, natomiast w pełni dawało się poczuć klimat bycia blisko stolicy. Na szczęście od tej nieukształtowanej dźwiękowo wrzawy dało się szybko odciąć, i jedynie dobiegający tu zewsząd, miarowy stukot młotków obijających stal drażnił dzwoniąc wam w uszach. Podążając kamiennym, twardym brukiem minęliście roszadę licznie porozstawianych tu stanowisk rzemieślniczych, namiotów rycerskich i strzelnic. Za nimi kryła się nieduża fontanna bez wody, z ustawioną wewnątrz, mocno już startą rzeźbą z kamienia, i przedstawiającą jaszczura trzymającego w dłoni sierp. Dosyć charakterystyczna, gdyż w brutalny dosyć sposób pozbawiona głowy, którą już tym razem ktoś całkiem niedawno musiał bez cienia finezji rozbić jakimś tępym narzędziem. Fontanna choć była dokładnie w centrum tego miejsca, ewidentnie została już dawno pominięta przez uwagę i pamięć tutejszych mieszkańców. Naprzeciw niej zresztą znajdowała się karczma z wystawionymi na zewnątrz stolikami wykonanymi z czarnych sosnowych pni, odpowiednio wyciętych i złączonych ze sobą żelaznymi prętami. Prostopadle do karczmy, samotnie na tle górskiego krajobrazu stał budynek tutejszej gildii magów, który wyróżniał się dosyć nowoczesną, mieszczańską architekturą. Nawet jego śnieżnobiała barwa ścian mocno kontrastowała się z powszechną tu szarością i ciemnym brązem. Na placu o dziwo nie było takiego rumoru, przez co dało się odetchnąć i nacieszyć szeroką przestrzenią.

Kasir, Thazoq "Trzeci Pożoga", Ullian Tele’virr "Beztwarzowy":

Gdy dotarliście do punktu zbornego, z pewną dozą zazdrości obserwowaliście obżerające się naprzeciw rycerstwo. A gdy jaskrawoniebieski dym poniósł się w wasze strony i napełnił wasze nozdrza rozkosznym zapachem pieczonej, ziołowo przyprawionej dziczyzny, wasze żołądki zareagowały dosyć gwałtownym, burczącym manifestem. Głodowy instynkt dawał się mocno we znaki, i był niczym zew. Jednak szczęśliwie nie czekaliście zbyt długo, aż wyłoniły się przed wami sylwetki czterech postaci. Na ich czele szedł wysoki, postawny mężczyzna w dosyć urozmaiconym pancerzu i włosami spiętymi w długi kuc, którego końcówka niczym ogon kołysała się zza jego pleców. Obok szła zakapturzona postać, której filigranowa sylwetka zdradzała płeć damską. Była uzbrojona dodatkowo w kuszę i sztylety przy pasku. Za parą szła kolejna, tym razem typowo androgeniczna i niewątpliwie męska. Z czego najbardziej różnili się od siebie wzrostem. Niski, odziany niczym mała zbrojownia mężczyzna z brodą był wypisz wymaluj troghańskim krasnoludem. Drugi, z racji dystansu kroków zapewne towarzysz pierwszego, miał na sobie strój bardzo charakterystyczny dla maga, z czego najbardziej wyszczególniał się wysokim, szpiczastym, i wyjątkowo wypadłym już z mody kapeluszem. W liderze grupy rozpoznaliście tutejszego żołnierza o randze kapitana, a więc jak pamiętaliście z odprawy musiał to być Madei. Zresztą mina odkrytej połowy twarzy Ulliana, który rozpoznał członka kasty oficerskiej, świadczyła iż musi to być on.


Kapitan Madei

Ten, z twarzy raczej nie wyglądał na osobę otwartą i rozentuzjazmowaną, bardziej za to wyzierały z niego koncentracja i grobowy spokój.

Arvanel "Czerwony" ver Vanteris, Vargrom "Czarny" Varekson, Lea M’erosh:

Drogę do placu przebyliście w lekko niekomfortowej, i delikatnie napiętej (niczym muśnięta palcami elfickiej bardki struna) atmosferze. Na przedzie szedł pewnym krokiem Madei, który nie mówił nic i nieco wyglądał z miny jakby ktoś mu ktoś włąśnie dał w pysk. Obok niego szła niewzruszona i tajemnicza do bólu zabójczyni, a za nią włóczył się niezwykle barwny duet w postaci krasnoludzkiego topornika i staromodnie ubranego maga. Oczywiście że zwracali przy tym uwagę! Najemników było wszak tu jak na lekarstwo, stąd na pewno ich widok stanowili odmianę od codzienności. Przy fontannie czekał lekko zniecierpliwiony oddział "Tarcza". Było ich trzech i wyglądali razem równie niebywale co wy. Uwagę przykuwał chyba każdy z nich. Był wśród nich wystrojony jak na akademii elf wysoki, z maską zakrywającą połowę twarzy, i posiadający przy tym odznakę kapitańską. Był też skromniej ubrany już elf leśny, który przypominał bardziej uczonego niż wojskowego. I na koniec, ku pewnemu zapewne niezadowoleniu Lei, towarzystwo dopełniał ascetycznie odziany jaszczur, sprawiający przy tym wrażenie jakby go wyciągnięto z jakiejś chatki pustetlnika. Jeśli to miała być "Tarcza" to "Miecz" świetnie wpasowywał się w dobór "ekwipunku". Wyprawa więc zapowiadała się na wyboistą, choć na pewno ciekawą.

Wszyscy:

Gdy "Tarcza" znalazła się przy "Mieczu", na czoło wysunął się liderujący tej drugiej kapitan Madei. Podszedł do dowódcy "Tarczy", witając się tylko się skromnym skinieniem głowy i prostą formułkową kwestią:
- Melduje się dowódca oddziału "Miecz", kapitan Higuan Madei.
Po chwili dodał:
- Oto członkowie mojego oddziału: Lea M'erosh, Vargrom Varekson i Arvanel ver Vanteris. Zgodnie z rozkazami, jesteśmy waszą grupą wsparcia. W razie kontaktu z większymi siłami wroga, będziemy do waszej dyspozycji - to mówiąc, rudy mężczyzna odpiął coś przy pasie i wręczył elfowi wysokiemu czerwony kryształ związany pętlą z rzemienia - To kryształ komunikacji. Posiadam dwa takie, więc jeden przyda się wam, na wypadek gdybyście potrzebowali natychmiastowej pomocy. Wystarczy do niego przemówić, a my was usłyszymy - kapitan nagle lekko się skrzywił, jakby coś właśnie do niego dotarło - Hm, chyba powinniśmy coś jeszcze spożyć przed wyprawą... Co ty na to, kapitanie Tell'evirze?
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.
Kagonesti ZW jest offline  
Stary 16-11-2011, 17:53   #22
 
pawelczas's Avatar
 
Reputacja: 1 pawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodzepawelczas jest na bardzo dobrej drodze
Elf wziął tylko do ręki kamień i dokładnie się mu przyjrzał, starając się zbadać system działania magii, by w razie czego wiedzieć, jak go odtworzyć, w chwili zniszczenia. Oczywiście o ile będzie miał do tego materiały. Był to kamień szlachetny, najpewniej czerwony jaspis. Stworzono go prostą techniką napełniająca, polegającą na zrobieniu w krysztale dziury, wypełnieniu jego wnętrza odpowiednią energią magiczną i ponownym zasklepieniu. Istotne było iż rzemień był również pokryty proszkiem który zapewne pełnił funkcje przekaźnikowe dla energii. Zaraz potem spojrzał po drugiej grupie, robiącej jako wsparacie. Ilu z nich wróci? Na jego oko jeśli jeden przeżyje to będzie dobrze. Spojrzał na ich twarze, choć jego mimika w ogóle nie ukazywała żadnych uczuć. W głębi serca wiedział, że to ludzie, którzy by za garść złota sprzedali swoją własną matkę. Najemnicy. Potem spojrzał na drugiego kapitana:

- Kapitan Ullian Tele’virr, dowódzcca “Beztwarzowych”. Moim zdaniem nie powinniśmy byli tracić więcej czasu niźli zostało to stracone i powinniśmy ruszać, lecz niech zjedzą być może swój ostatni posiłek w życiu, pamiętając jego smak.

Uśmiechnął się wyjątkowo wrednie, opierając się na swojej lasce. Zaraz potem kiwnął głową do swoich kompanów z grupy, by i oni mogli coś przekąsić:

- Godzina do wymarszu. Nie możemy więcej tracić czasu...

- Dobrze - odparł Madei i od razu zwrócił się do swej drużyny

- Za godzinę wymarsz z Vaerl. Do tego czasu radzę wam byście posilili się dobrze. Posiłek będzie na koszt armii. Tylko mi nie przesadzić! Mamy trzymać równe tempo, zrozumiano?

Czarodziej był niezwykle zirytowany ostatnimi wydarzeniami. Nie dość że nie powiodly się negocjacje. To zobaczył że w drugiej drużynie jest tyle elfów. Aczkolwiek starał się ukryć swoją wrogość i zachować w miarę pogodną twarz. Dość często spoglądał na kobiete, którą spotkał jeszcze przed bramą twierdzy. Oraz na swojego kompana, ponieważ wiedział że ten zawsze go wesprze. Kiedy kapitan “beztwarzowych” Przedstawił się, na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Szczerze mówiąc, nie interesowało go to - kto nimi dowodzi, ale kto zapłaci, jednakże na naradzie wspominali, że ten z kitą będzie ich przywódcą. Nie lubił komplikacji.

- Arvanel ! Arvanel Wspaniały ! Ba ! Arvanel potężny, albo po prostu Arvanel... Niema potrzeby, nadużywać tytułów, gdyż są ładne - ładne... Ale bez użyteczne ! Równiedobrze, móglby tutaj byś, sam książę czy ten wasz przywódca... Jak On się zwał ? - Czarodziej wyraźnie się zamyślił...

- Oj nie pamiętam, ale od jego nazwiska jak mniemam, nazywa się was, buntowników...


Arvanel, sam nie wiedział czemu to mówił, być może chciał im przekazać że jest tutaj tylko dlatego że mu płacą ? Albo po prostu, był tak zirytowany sytuacją - Iż musiał rozładować napięcie. Nie lubił On wojskowego rygoru.

- Tak czy siak... Miło was poznać... “Kapitanie” A Obiad to wspaniała nowina ! Ha ! Wszystko wspaniałe, co jadalne i darmowe !
 
pawelczas jest offline  
Stary 17-11-2011, 21:53   #23
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Krasnolud wyglądał jak typowy przedstawiciel swej rasy - niski, krępy i włochaty. W oczy rzucała się duża ilość sprzęt którym był obładowany i brak brwi.
Wzdrygnął się na widok elfów. Świetnie, po prostu świetnie. On ma ratować tyłki długouchym? Prędzej by ich wszystkich powpychał w łapska konstruktów... Gdyby nie to, że płacili mu za ich ochronę.
Uznał, że również powinien się przedstawić. Chwilę mu zajęło wymyślenie odpowiedniego tytułu.
- Jam jest Vargrom Varekson, zwany przez przyjaciół Czarnym, a przez zielonoskórych Niszczycielem albo Pogromcą. Weteran wielu wojen z orkami, elfami i wszystkim co się nawinęło pod ostrze topora. - Z tym Pogromcą i Niszczycielem to trochę zmyślał, ale skoro oni mieli tytuły, to on też powinien mieć. Żadne elfiaki ani gady nie będą od niego lepsze!
Jaszczur skrzywił się na tak wyraźne odcięcie się od drużyny. To teraz chyba już wiadomo czemu podział ról jest taki a nie odwrotny...
-Thazzoq, Trzeci spośród Pożóg - przedstawił się - Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze współpracować
Idąc ramię w ramię z dowódcą ich małej grupki pogrążyła się w myślach tak głęboko, że nie do końca zdawała sobie sprawę gdzie się kierują. Nie żeby ją to obchodziło. Zadanie zostało wyznaczone, formalności na bok, pora na działanie.
Otrząsnęła się dopiero gdy przystali. Przed nimi, jak znikąd, wyrosły trzy tak różne od siebie postaci. Szybkim spojrzeniem obrzuciła dwójkę elfów, lecz gdy jej wzrok spoczął na trzecim towarzyszu, zamarła.
Pierwszy raz pozwoliła sobie, nieumyślnie oczywiście, na zdjęcie swojej maski obojętności i zdradzenie emocji, które błądziły po jej umyśle. Jej pełne usta wykrzywiły się w wyrazie obrzydzenia a dłonie mimowolnie powędrowała do rękojeści sztyletów, och jak dobrze, że zwrócono im broń w nienaruszonym stanie.
Jaszczur. Przed nią, jak w jakimś okropnym śnie, majaczyła się łuskowata bestia, przyglądając się jej kompanii z pewną dozą ciekawości. Nie obchodziło ją czy zobaczy jaki efekt wywołała jego obecność na niej.
Przez myśli znowu przeciągnęło się sto wspomnień na minutę. Wspomnień z życia w niewoli; wspomnień eksperymentów na jej ciele, morderczych treningów i jej „panów”. Obrzydliwych, łuskowatych bestii.
Miała ochotę splunąć. Zamiast tego jednak, spróbowała opanować swoje emocje i ukryła twarz głębiej w kapturze. Jej mięsnie nadal jednak pozostały napięte, jak gdyby gotowała się do ataku.
Nie mogła uwierzyć, że to stworzenie będzie im towarzyszyło. Że Basha przyjmował jaszczury do swojej kompanii.
Wydawałoby się, że Lea zadbała o to by jej nagły przypływ emocji nie zdradzał jej stosunku do nowego “towarzysza”. Ale czujne zmysły jaszczura wyczuły coś niepokojącego w jej zachowaniu, choć do końca nie wiedział o co mogło chodzić. Nie mógł być też do końca pewien, czy dobrze przeczuwa, gdyż zabójczyni miała dobrze wyuczone tuszowanie emocji.
Czarodziej pokręcił chwila oczyma. Ale widocznie wszyscy byli wyjątkowo zajęci by zwrócić na niego uwagę. Rozejrzał się dokładnie po otoczeniu. Bardzo zaciekawił go budynek który odstawał od pozostałych. Niemal natychmiast udał się w jego kierunku - W końcu był wśród “towarzyszy” co mogło mu się stać ?Grupa wojskowych widocznie go irytowała, więc wolał znaleźć jakieś ciekawe zajęcie. Poruszał się wolnym chwiejnym krokiem. Co jakiś czas podnosząc kapelusz z oczu. Madeiowi nie mogło to umknąć, choć nie protestował - Jeśli nie jesteście głodni, to możecie się tu chwilę rozgościć. Ale jeśli zrobicie coś wbrew panującemu prawu, zostaniecie ukarani. Za godzinę wszyscy mają być przy fontannie. I żadnego alkoholu na służbie - rzekłwszy, udał się powolnym krokiem w stronę karczmy.
Kiedy czarodziej usłyszał wzmiankę o braku jedzenia zatrzymał się.
- Vargromie! Weź tam sporo tego jadła dla mnie! Za chwilę wróce! Proszę się nie przejmować - Po czym podniósł rękę oznajmiając że jest “w porządku”. Jego przyjaciel tylko skinął głową, potakując, po czym ruszył na poszukiwanie jedzenia. Miał smutną minę - widocznie tak podziałała na niego wzmianka o braku alkoholu.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 18-11-2011, 09:30   #24
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Ruszył teraz dużo szybszym krokiem, aniżeli ostatnio tak by nie marnować czasu. Kiedy znalazł się u progu drzwi, zapukał. Był wyraźnie zaciekawiony tym budynkiem. Po chwili czekania, nikt jednak nie raczył otworzyć. Nie było to dziwne, gdyż zwykle do gildii wchodzili jej członkowie, więc raczej nie miewano tu turystów.

Zirytowany mag po chwili oczekiwania, otworzył drzwi. Niechciał być nachalny, ale był wyjątkowo ciekawski.

- Przepraszam... Jest tu ktoś ? - Zapytał zdenerwowany

Cichy zgrzyt solidnych drzwi zwrócił uwagę będacych w ich pobliżu członków gildii. Jednak pierwsze co ujrzał Arvenel, było niezwykle schludne i bogato urządzone wnętrze, oświetlane na żółto przez ogromny, zawieszony na wysokości drugiego piętra żyrandol z misternie wyrobionymi ozdobami. Przypominał trochę koronę dębu, a na końcówkach rozgałęzień zawieszone były szklane, przejrzyste kule w których niczym owad miotało się magicznie stworzone źródło światła. Naprzeciw wejścia stał solidnie wykonany kontuar w kolorze ciemnego dębu, ewidentnie stworzony jeszcze w czasach w których drzewa mogły mieć jeszcze jakiś inny kolor poza czarnym. Za nim była przyścienna półka ze zwojami, ukrytymi za szklanymi okienkami. Pomiędzy nimi a kontuarem siedział młody człowiek w białej todze, który wpatrywał się lekko zdziwiony widokiem przybysza. Po lewej dało się dojrzeć identyczne półki, co ta naprzeciwko, z tym że miały kolor jasno-szary i zapełnione były również księgami i eliksirami, rozciągniętymi na szerszych półkach. Po prawej zaś widniała gablota z różnymi pismami, z długą, dębową ławą która swą szerokością była praktycznie na pół ściany. Pomieszczenie to było ewidentnie przedsionkiem, gdyż dało się przejść dalej lewą i prawą stroną wgłąb do większej hali, z której dobiegał gwar rozmów i jakiś metaliczny pisk.

Mężczyzna niepewnie wkroczył do pomieszczenia. Nie chciał zakłócać nikogo porządku, jednak sądził że tak ładnie urządzone domostwo, zawiera wiele wspaniałych skarbów... I tylko ze względu na to, że zaoferowano mu ładnie płatną pracę, niczego nie chciał przywłaszczać. Albowiem mogło się to źle skończyć dla jego kontraktu.

- Kim jesteś? Czego tu szukasz? Jesteś stąd?
- zapytał młody mag dosyć agresywnym tonem. Próbował chyba cię rozpoznać i z każdą sekundą upewniał się, że jesteś osobą obcą.

- Nie Panie... Nie jestem. Chociaż formalnie jestem pracownikiem twierdzy. - Odpowiedział tłumacząc się. Ale nie mógł powstrzymać błysku w oczach kiedy rozglądał się po pomieszczeniu. Był tak zafascynowany wspaniałościami oraz magią tego miejsca.

- Zwę się Arvanel Panie...

- Pracownikiem twierdzy? - odparł zdumiony nieco członek gildii - Masz jakąś odznakę, dokument, sprawę w jakiej przybyłeś? To gildia magów garnizonu “Wolność”, a ty skąd jesteś...Arvanelu?

- Gildia magów... Odnośnie dokumentu, sądzę że mój urok osobisty nie wystarczy... Prawda
? - Dodał uśmiechnięty. - Niestety, jestem osobą która zwiedza i poznaje. Jestem podróżnikiem i uczonym. Zdobywam wiedzę oraz pamiątki. Niestety jednak teraz zatraciłem wszystko. Poza tym, sądzę że winniście wymyślać lepsze nazwy garnizonów. Nawet Patriocie takiemu Jak JA zbrzydną. I nie brzmią wojowniczo... - Powiedział z nieprzerwanym uśmiechem
- Czy Gildia magów może oferować jakieś wsparcie podróżnikom którzy udają się na niebezpieczną misje ?

Adept przez moment milczał. Westchnął lekko i z ostrym spojrzeniem i powagą w głosie, odparł:

- Cóż, raczej nie przyjmujemy tu turystów. To miejsce przeznaczone wyłącznie dla członków gildii, i nie możemy pozwolić by goście zakłócali ich spokój. Jeśli chcesz dołączyć do naszej gildii, możesz wypełnić formularz rekrutacyjny i odezwiemy się gdy będziemy tobą zainteresowani. A co do wsparcia, powinieneś o to zapytać swojego dowódcę, lub dorwać jakąś karawanę przy odrobinie szczęścia. Niestety nie mamy tutaj sklepu, przykro mi. Jeśli nie masz niczego ważnego dla nas, proszę opuść to pomieszczenie - mężczyzna oparł brodę na splecionych dłoniach, z tak zamkniętą postawą wbił w ciebie jednolite spojrzenie.

Czarodziej był wyraźnie zawiedziony.

- Cóż skoro nawet gildia magów, odmawia wsparcia osobą które ryzykują dlań życie... Boję się iż nasza wyprawa naprawdę skazana jest na niepowodzenie. Jesteś pewny że niemacie żadnych zwojów oraz mikstur które mogą uratować życie waszym ludziom ? Czy tak bogata gildia, którą stać na takie dobra nie posiada nawet kilku pustych fiolek które mogły by się nam przydać ? Takie księgi kosztują fortunę, a tutejszy mag wspomina mi że nie posiadają niczego... ? Czy wy naprawdę jesteście częścią ruchu oporu ? Czy jedynie pijawką która chłapie z tych biednych ludzi ostatnie soki by się wzbogacić i wydać na świat kilku uczonych ? Dlatego też zastanów się, jaki jest sens istnienia waszej gildii ? Alchemik nie musi być magiem, medyk również. Jeśli tak będzie dalej, coraz więcej ludzi przestanie szanować magów. Jesteś pewien że chcesz by tak wyglądała przyszłość osób parających się magią ? - Powiedział z niezwykłą powagą spoglądając w oczy adepta.

- Tak jak powiedziałem - rzekł stanowczo i spokojnie mag - nie posiadamy ani sklepu, ani nie pełnimy działalności charytatywnej. Powinieneś skontaktować się z przełożonym i poprosić o wydział dodatkowych środk...

- Co się tutaj dzieje?
- przerwało mu nagłe pojawienie się osoby z lewego przejścia. To także był mag, ubrany w podobną togę, choć był o wiele starszy i posiadał odznakę oficerską. Młody mag za ladą wstał i ukłonił się.

- Nic, audytorze Urvenie. To tylko zabłąkany turysta, myślał że tu jest sklep. Nakazałem mu pójść do swojego dowódcy, i...

- Hm - przerwał mu znów starszy mag - Z wyglądu przypomina mi maga, a nawet powiedziałbym że bajkowego czarodzieja - audytor zrobił kilka kroków, podchodząc do Arvanela by bliżej się mu przyjrzeć - Jestem audytor Lima Urven, i pełnię rolę zastępcy opiekuna tego miejsca. Szukasz czegoś konkretnego, młody adepcie?

Nareszcie zjawił się ktoś kto mógł decydować. Chociaż z drugiej strony, mógłby narządzić mu wiele szkód. Kiedy ten podszedł bliżej, mężczyzna schylił głowę w geście przywitania

- Witaj Panie. Zgadza się, jak zauważyłeś - Jestem Magiem. A zwę się Arvanel. Wykonuje pracę do waszego ruchu oporu, ale jako mag, nie jestem osobą która będzie walczyć z bliska, tak więc sprzęt jaki rozdają dowódcy wojskowi zbytnio mnie nie satysfakcjonuje. Chciałem tak więc prosić waszą gildie o Pomoc. Albowiem będę zapewne służył jako wsparcie medyczne, chciałem się dowiedzieć czy nie moglibyście podarować mi kilka mikstur leczniczych, oraz jakiś zwojów którymi mógłbym wesprzeć wojsko. Ja rozumiem że są to ciężkie czasy, jednakże każdy musi się wspierać. Jeśli odmówicie zrozumiem, jednak nadal trzyma mnie nadzieja Panie. - Opowiedział spokojnie

Urven spojrzał w sufit, i masując swoją grdykę dwoma palcami, zamyślił się przez chwilę. Po chwili namysłu, powiedział tylko - Poczekaj, chyba coś mam.

Mijały kolejne minuty, a sytuacja w której z dużą nieufnością i w milczeniu kontrolował cię wzrokiem młody adept za biurkiem stawała się trochę męcząca dla Arvanela. W końcu jednak pojawił się mag ponownie, trzymając przed sobą niewielki kuferek. Podszedł do lady i położył go na niej. a potem zaczął wyjmować z niego szklane fiolki. Kładł je jedna po drugiej, aż położył wszystkie cztery. W środku prawdopodobnie była ciemno bordowa ciecz. Była na nich przylepiona jakaś notka, a na każdej widniał jedynie symbol wykrzyknika - Myślę, młody magu mam coś dla ciebie na ciężkie czasy, ale oczywiście musisz coś dla mnie wpierw zrobić. Będzie to powiązane. Oto cztery fiolki z nową i słabo przetestowaną substancją leczniczą. Oznaczone są od jeden do cztery i każda niewiele, ale różni się lekko od siebie. Weźmiesz je ze sobą i jeśli ktoś odniesie ciężką ranę, wylejesz tą subtancję na nią. Efekty powinny być pozytywne i natychmiastowe, a ja chcę byś opisał je wszystkie w dzienniku, z dokładną rozpiską który numer jakie efekty wywołał. Gdy wrócisz z misji, dasz mi spisany raport i krótką analizę. Jeśli ci się uda, otrzymasz dodatkowo kilka takich mikstur za darmo i pozytywnie spojrzymy na ciebie w razie gdybyś chciał do nas dołączyć w przyszłości - audytor wygłosił to jednym ciągiem, nie kryjąc pewnej ekscytacji w głosie - No, masz i nie narzekaj. Weź je wszystkie i pamiętaj o raporcie - ponaglił.

- A więc potrzebujecie królików doświadczanych... Niechaj i tak będzie. Być może twój napar uratuje komuś życie. Mam nadzieje przynajmniej że nie odbierze...Dziękuje za twoją pomoc. - Mężczyzna schylił się w geście pożegnania jednak zrobił to jedynie w kierunku starszego maga, młodego adepta z lekceważył. Niemal natychmiast opuścił budynek, po czym udał się w stronę gdzie ostatnio stała jego grupa mając nadzieje że jeszcze czekają, jeśli jednak zaś ich tam miałoby nie być. udał by się do Karczmy.
 

Ostatnio edytowane przez Cao Cao : 18-11-2011 o 09:33.
Cao Cao jest offline  
Stary 18-11-2011, 12:52   #25
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś
Lea Powiodła, teraz już bezuczuciowym, spojrzeniem za śmiesznym magiem, którego imienia nie potrafiła zapamiętać. Z kim to jej przyszło pracować? Na jakiej podstawie to właśnie ich trójka została wybrana do tego zadania.

Cała ta szopka zaczęła ją irytować, wyglądało to tak, jakby otaczała ich banda niekompetentnych bufonów, jeden gorszy od drugiego. I jeszcze łuskowaty... Jeszcze raz wlepiła w jaszczura spojrzenie, tym razem nie zdradzające już żadnych przekonań. Co wyniknie z takiej współpracy?

Thazzoq spojrzał na jedyną kobietę w kompani. Jego twarz wydawała się pozbawiona emocji, ale tylko nie-jaszczurom. Swoi rozróżniali drobne napięcia mięśni, nawet gdy były ukryte pod łuską. Cóż... żyli tak od zawsze, jednak gdy trzeba zauważać najdrobniejsze szczegóły by dostrzec emocje to się na nie wyczula. Ludzie bardzo rzadko byli wyczuleni na coś takiego, nie licząc tych co poświęcili na tą naukę długie lata, czyli: najczęściej niewolników, ale ci co byliby w stanie poznać emocje na jaszczurczej twarzy dostrzegli by ciekawość i zainteresowanie, oraz lekki niepokój. Ich spojrzenia się spotkały. Thazzoq przechylił głowę w bok, trochę jak zaciekawiony pies, tylko nie wywalił języka. Ciekawiło go czy po raz kolejny będzie musiał walnąć dłuższy wywód “dla czego nie powinno się go winić za wyczyny jego braci w zakresie niewolnictwa”, czy moze chodzi o coś innego. W końcu pochylił lekko głowę w geście powitania

-Thazzoq “Trzeci Pożoga”, jak rozumiem ty jesteś Lea M’erosh... miło mi poznać...- wyciągnął rękę do powitania. Wśród Pustynnych Burz nie był to popularny gest. Raczej chwilowa moda. ich powitania były bardziej... zdystansowane, w stosunku do obcych i bliższe w stosunku do znajomych. Niezależnie od płci czy wieku, ale ludzie ograniczali się do uścisku dłoni, lub ewentualnie uścisku całej osoby, gdy akurat nie była to dójka mężczyzn.

Lea automatycznie wyciągnęła rękę do powitania, nie zastanawiając się nad swoim działaniem dwa razy. Musiała sprawiać pozory. Przynajmniej na czas współpracy.Nagle jednak jej postawa zmieniła się, jakby zapomniała o wcześniejszym postanowieniu nie wychylania się - nie zrywając konaku dłoni, odrzuciła głęboki kaptur wolną ręką. Długie, ciemne włosy rozsypały się po jej plecach a twarz w końcu poczęła być widoczna. Wbiła stalowe spojrzenie w lico jaszczura, ściskając jego łuskowatą dłoń o wiele za mocno jak na przyjazne powitanie.

Biegłość w języku jaszczurów zdobywała przez lata, uwięziona w celi, w więzieniu, gdzie jedynym środkiem komunikacji były syknięcia. Niemal postradała zmysły, przez lata walcząc z samotnością, aż w końcu nauczyła się słuchać, a od tego nie było dalkiej drogi do wiedzy.

Zaczerpnęła głęboki wdech i wysyczała:

- Posłuchaj, łuskowaty, Twój ród nie uczynił mi nic innego tylko cierpienia. Nieważne co byś robił, nigdy nie zmienię zdania o Was. Także na tym przywitaniu niech zakończy się nasz kontakt. Lecz z oczu cie nie spuszczę, jaszczurze. - Kończąc rozmowę obnażyła charakterystycznie górne zęby i wydała przeciągły syk oznaczający groźbę.

Zerwawszy kontakt dłoni szybko narzuciła z powrotem głęboki kaptur i odwróciła się na pięcie, nie dając czasu jaszczurowi na odpowiedz. Oparła się o ścianę najbliższego budynku i tak zamarła, z rękoma złożonymi na piersi.
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.
Tohma jest offline  
Stary 19-11-2011, 16:36   #26
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Na twarzy Thazzoqa pojawił się smutek. Jak zawsze to samo... ZAWSZE! Momentami rozumiał czemu zostali niewolnikami, zwyczajnie nie byli zbyt bystrzy. Albo może to niewolnictwo ich, w jakiś sposób uprzedziło... Tak, raczej to drugie. Thazzoq wcale nie chciał myśleć źle o ciepłokrwistych. Bashę szanował jak niewielu, nawet spośród swoich. Byli coś warci, to pewne. Tylko zbyt poddawali się emocjom. Choć to też miało w sobie pewne piękno... Zupełnie zignorował groźbę. Nie znał tego sposobu współpracy. Wśród Burz zawsze byli przyjaciółmi, zdolnymi bronić własną piersią, jeden drugiego. To przeszkadzało. Podszedł do Lei, mimo jej niechęci
-Przyjżyj się mojej łusce. Jest koloru Łona Matki Pustyni. Pochodzę z Engoth, gdzie nie ma ludzi. Żaden człowiek NIGDY nie został przeze mnie źle potraktowany, nie licząc razu jak napadli mnie bandyci. Masz do mnie pretensje za coś co robili moi krewniacy, gdy ja byłem o cały ocean dalej. Nic nie mów, nie oczekuję odpowiedzi. Po prostu to przemyśl...
Kończąc pochylił, po swojemu, głowę i odszedł. Nie bacząc na drużynę skierował się coś zjeść. Po drodze zastanawiał się czy przypadkiem nie zachował się protekcjonalnie. Wtedy rzeczywiście miała by jakiś pretekst by być złą właśnie na niego...
Słyszała wyraźnie syki jaszczura, świadczące, iż mimo jej wyraźnego sygnału o końcu rozmowy poszedł za nią. Słyszała go blisko siebie, a jednak nie spojrzała mu więcej w oczy. Nie chciała. Mówił tak jeszcze kilka sekund po czym ku uldze Lei, oddalił się. Coś ją jednak przyciągnęło, tak jakby na potwierdzenie słów łuskowatego.
To nie był sposób jakim porozumiewali się jej oprawcy. Syki Thazzoqa brzmiały egzotycznie, lecz nie usłyszała tej subtelnej różnicy na początku, zbyt pochłonięta nienawiścią.
Jego łuski, tak jak to wypomniał, także nie były koloru łusek tamtych...
Mimo to, nie potrafiła pozbyć się uprzedzeń. Jej osobowośc już na zawsze pozostanie kaleka pod tym względem.
Wyniosłe i nieufające elfy, prostackie i silne krasnoludy, prymitywne orki i ludzie, którzy potrafili się dostosować wszędzie. Lecz jaka była tak naprawdę rasa jaszczurów?
Pogładziła w zamyśleniu wisorek, luźnie opadły na jej piersi. Był to własnoręcznie wykonany amulet przedstawiający węża pożerającego swój własny ogon. Nigdy nie ufała amuletom i magii, a jednak coś trzymało ją przy tej ozdobie, która mimo iż krzty magii w sobie nie miała, to pozostała sentymentem od czasu wielkiej ucieczki z niewoli.
Odetchnęła głęboko i spojrzała w górę. Niebo było czyste, żadna chmura nie przysłaniała jego niebieskiej tafli, i mimo że otoczenie sprzyjało przyjemnościom, Lea nie mogła się pozbyć złowieszczych myśli.
Coś strasznego czekało ich w królestwie maszyn.
Szybko się otrząsnęła, gdy ujrzała całą przyszłą drużynę rozchodzącą się w swoje strony. Westchnęła i opadła na ugnieciony piach, opierając się o ścianę budynku. Nie była głodna. Mogła równie dobrze poczekać tutaj, w spokoju rozmyślając nad przygodami jakie ich czekają.
 
Arvelus jest offline  
Stary 19-11-2011, 22:12   #27
 
Paradoks's Avatar
 
Reputacja: 1 Paradoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodzeParadoks jest na bardzo dobrej drodze
- Kapitanie - Kasir z bezpretesjonalnym uśmichem pojawił się obok Tele’virra - wybiera się pan do mesy? Chciałbym omówić kilka kwestii przy posiłku, jeśli to nie problem.
Ullian spojrzał tylko na odszczepięca, gdyż tak nazywano wszystkie leśne elfy, które odłączyły się od społeczeństwa wysokich elfów, wybierając życie pośród natury. Oczywiście nie było w tym żadnej tajemnicy, że oba odłamy wzajemnie za sobą nie przepadały.Ullian nie należał w tym przypadku do wyjątków. Spojrzał tylko na Kasir’a, odpowiadając:
- Nie jestem głodny, panie Kasir, nie mniej jeśli chce pan porozmawiać, proszę prowadzić.
Młody elf skinął głową i ruszył w kierunku mesy.
- Radziłbym zjeść mimo to, kapitanie - powiedział. - Czeka nas wyczerpująca podróż, której celu nie jesteśmy nawet pewni. Posiłek to nie rekreacja, ale fizjologiczna konieczność.
- Skoro mamy zapasy, to z głodu raczej nie zemrzemy. A jeśli chcecie omówić coś, to zróbcie to od razu. Mój żołądek zostawcie mi.
Odpowiedział tylko, spoglądając na odszczepieńca. Nie miał ochoty przebywać w takim towarzystwie, oj nie miał. Po prostu w duchu liczył na to, że nikt nie będzie go zaczepiał więcej i pozwoli mu na spokojną kontemplację umierającego świata
- Wedle życzenia, kapitanie. Chodzi mi o skład personalny obu drużyn. Międzyrasowy tygiel, nie sądzi pan? - zagadnął beztrosko Kasir.
 
Paradoks jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172