Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2011, 23:33   #69
Akwus
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Odstawił kubek z którego niemal duszkiem upił niemal pół kwarty kwasu po czym spokojnie otarł rękawem cienkiej koszuli resztki trunku spływająca mu po brodzie.
- Źle się robi Rolandzie - zwrócił się do osiłka opierając mu dłoń na ramieniu - co gorsza nie wiem, czy zgodnie z obietnicą będę w stanie wykaraskać z tego nasze głowy.
Młodszy kuzyn uśmiechnął się do Sergia jak gdyby chcąc tym uśmiechem dodać mu otuchy, od kilkunastu już minut wydarzenia biegły jednak dla niego zdecydowanie zbyt szybko i nim zdołał zdać sobie sprawę z konsekwencji jednego już nastawało następne. Wciąż trawił jeszcze sprawę dziwnie istotnej tarczy, a już musiał myśleć czemu Sergio decyduje się słuchać poleceń szlachcica, choć jeszcze przed paroma chwilami twierdził, że na nikogo a na króla szczególnie ręki podnosić nie będą.

Sergio przymknął oczy delektując się smakiem tak rzadko odkorkowywanego trunku, którego ostatnie butelki trzymał na specjalne okazje. Teraz czuł, że wydarzenia, które zaraz mieli zapoczątkować, mogą pozbawić go tej możliwości na długo, lub co gorsza po kres dni Miłej...

***

Z nabrzeża do Miłej droga nie powinna zabrać konnym dłużej jak wygłodniałemu marynarzowi zapuszczenie łapska pod kieckę dziewki od momentu gdy zeskoczy ona na stały ląd. Co znaczyło że cokolwiek zrobią, czynić będą musieli prędko.
Wytoczenie wozu trwałoby znacznie dłużej, gdyby zaprzęgać konie, mając jednak siłę tura ukrytą w potężnych ramionach kuzyna Sergio nie zamierzał tracić czasu na zaprzęganie. Ustawienie przeszkody tak by tarasowała drogę na kilkanaście metrów za zakrętem zza którego powinien wypaść królewski orszak ponownie nie nastręczało trudności, jako że taka mistyfikacja żadną miarą dla Rostów nie była pierwszyzną. Wielkość kieszeni powinna gwarantować, by konni zmieścili się w niej w dużym ścisku, który miał nadzieję nastąpi, gdy tylne szeregi nie zdołają zatrzymać się wpychając pierwszych na barykadę.
Uszkodzenia koła wyszło Rolandowi więcej niż przekonująco, bo i siły do tego przyłożył więcej niż należało. Sergio naprawiać ośki i tak nie zamierzał, więc w jego mniemaniu kuzyn mógł równie dobrze wóz rozpieprzyć w drobny mak, tak długo jak szczątki gwarantowałyby, że konni zostaną przez nie zblokowani pomiędzy dwoma ścianami kamienic mając o kilka metrów za plecami główne wejście do Miłej .

Chyba jeszcze nigdy nie brakowało mu Dalmara tak jak w tej chwili. Sergio pluł sobie w brodę iż miecz najemnika znajduje się teraz o dzień drogi od uliczki na której za chwilę miała się rozegrać scena, wymagająca każdego ostrza, a szczególnie tego, na którym Rost mógł polegać.
Od momentu gdy odstawiał kubek na stół, wiedział, że sceny nie rozstrzygną sztychy mieczy, lecz zdawał sobie sprawę, że z pewnością odegrają one ważną część, a z braku Dalmara musiał polegać wyłącznie na Rolandzie. To z kolei oznaczało, że zamiast gracji finezji i chirurgicznych cięć będzie musiał oprzeć swój plan o brutalną siłę. Nie wykluczało to całości, acz na pewno jej nie ułatwiało.

Spojrzał w stronę rozwartego okna na piętrze Miłej, o ile się nie mylił w środku znajdować się powinien klecha nie grzeszący dobrymi manierami, czy zbytnim rozsądkiem, acz Rost przez wzgląd na prawdę, której coraz bardziej się domyślał miał dla chłopaka wiele wyrozumiałości. Ściągnął z palca niewielki sygnet, pamiątkę po wydarzeniach sprzed lat...

***

Otworzył kopertę porzuconą w progu Miłej. Smark, który chwilę wcześniej pukał do drzwi dawno już zmył się za rogiem i Sergio nie łudził się, że zdoła go odnaleźć. Po latach, gdy przyglądał się temu co w owej kopercie mu dostarczono wielokroć zastanawiał się jednak, czy gdyby wtedy postarał się go odnaleźć mógłby do niej dotrzeć. Wszelkie rozważania pozostawał jednak wyłącznie w sferze domysłów, których nigdy miał nie potwierdzić.

Zawartość koperty była mała i srebrna, pasowała na jego kościste palce i mimo iż pierścień nie wyglądał na męski Rost postanowił nosić go. Nosić by nie zapomnieć...

***

Zważył sygnet w dłoni, po czym cisnął go w rozwarte okno, nie zastanawiając się czy dobrze czyni. Wyryte na nim symbole mogły nie powiedzieć klerykowi wiele, nawet jeśli faktycznie był synem tej, która po latach stanęła w głowie Sergia. Jeśli jednak miał rację, musiał wywiązać się ze złożonej przed laty obietnicy.

Nie czekał na reakcję, założył, że oświecenie na każdego przyjść musi w jego czasie, a jego gościło już w głowie Rosta od ładnych kilku chwil, potrzebował więc dać mu upust. Przywołał więc do siebie Rolanda - Działamy tak jak życzy sobie tego de Lorh, bacz jednak uważnie na mnie i gdy tylko zacznie się dziać źle skieruj się do tych drzwi - wskazał niewielki drzwiczki dokładnie w miejscu, gdzie dyszel wozu klinował się o ścianę budynku na przeciw Miłej.
Żaden z Rostów nie pamiętał, by kiedykolwiek były one rozwarte, lecz Sergio wiedział, że nie działo się tak bez przyczyny. - Ustąpią jeśli pchniesz je ze swoją siłą, lecz uważaj, bo korytarz za nimi jest dość niski i wąski. Nie prowadzi nigdzie dalej niż na drugą stronę piekarni mieszczącej się w budynku. Tyle jednak wystarczy, by odsadzić kogokolwiek, kto zechciałby nas ścigać.
Choć chciał zakładać, że tłumaczy to wszystko Rolandowi tylko na wypadek czarnego scenariusza, gdzieś w środku coraz bardziej godził się z opcją, iż będzie to scenariusz, który sam rozpocznie pisać.
- Teraz jednak najważniejsze Rolandzie - Sergio ponownie upewnił się, że nikt ich nie podsłuchuje - obojętne co się stanie i co mówić będę od tej pory, chroń króla za wszelką cenę...
 
Akwus jest offline