Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2011, 07:55   #44
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Na pytanie czerwonoskórego czy tamten może zdjąć z siebie ładunki C4 Jorgensten tylko kiwnął głową, co było z zasadzie niepotrzebne, bo stary dosyć szybko rozbierał się z wybuchowych szelek, nie czakając na odpowiedź.

- Swen. Powiedz mi na czym stanęło z ruskimi, co? – zapytał Green kończąc posiłek. - I jakie masz plany?

Jajecznica była smaczna. Jorgensten z pełną gębą przeżuwał zagryzany chlebem posiłek. Potem wycierajac usta rękawem przeniósł wzrok na murzyna.

- Stanęło, że będzie towar. Zobaczy się czy to nie jest ściema watażki. Jakby co to przynajmniej połatali was i są wozy, tylko pewnie z nadajnikami... Albo ładunkami... A jak przywiozą fanty to pojedziemy z powrotem. Innego wyjścia nie ma. Znajdziemy ją czy nie to mam w dupie. Przy najbliższej okazji zmieni się wozy. Gorzej jak pozaszywali w was jakie czipy...

- A tam pierdolisz Swen - wtrącił Goran czyszcząc pistolet. - Czipy-chuipy. Jakby byli takie kozaki to by ją sami znaleźli. Z satelity można wszystko wylukać.
- Pies Triggera miał czipa. Ze schroniska. - mruknął Jorgensten wzruszając ramionami.
- Ale do potwierdzenia tożsamości - mówił wolno i stukał się przy tym przy końcówce w czoło. – A nie do śle-dze-nia je-go du-py...
- Dobra. Jakkolwiek. Jak to jest Umberella to ciul wie jaka technologie mają. Ruski sam z siebie chyba nie skołował Patton. I skąd w ogóle miałby o mnie wiedzieć. Ehhh..? Pięć lat mnie tu nie było. Teraz żaden Świadek nie został od Darrington.
- Nie? A Trigger. Łepki z lasu. I choćby ten pojeb.
- Cieć?


Jugol kiwnął głową.

- Eee... Zdech prędzej.. Za mało czasu, żeby tak to zorganizowali. Dobra. Nie wiem. I się prędko nie dowiemy... - mruknął Swen wyraźnie zły.
- No dobra - Green przysłuchiwał się rozmowie - a plany jakieś mamy?

Swen spojrzał na murzyna jakby sobie o nim przypomniał.

- Tosz mówiłem, że czekamy na towar. Tak czy nie? Będzie jak gadali to wrócim w to bagno.
- Jasne , jasne. Czekamy. Ale mnie cholera od tego czekania bierze.
- bąknął murzyn.

Nie tylko jego. Jorgesten bił się z myślami i wcale nie ukrywał poddenerwowania. Bo jeżeli rzeczywiście przyjedzie zamówiony towar, to będzie znaczyło, że na serio wysyłają ich na śmierć. W piekło od którego powinni jechać w przeciwnym kierunku.

Beknął dziękując za posiłek i wstał od stołu. Pozbierał C4 z homonta starego Indianina.

Przyjechali tak jak mówili. Kiedy Swen zobaczył towar to nie miał złudzeń, że grzęzną w ruchomych piaskach. Przeleciało mu przez głowę, żeby dokładnie porozmawiać sobie z kwatermistrzem na warunkach Jorga. Ale tego nie zrobił. Głupio mu było przed sobą do tego się przyznać, ale czuł, że to nie jego liga. Może i wytnie im wała jak go spuszczą z oczu, ale teraz wyżej chuja nie podskoczy. Z uznaniem przejrzał dostarczoną broń, ekwipunek i lipne tagi. Nawet Goranowi opadła szczęka.

- Agencie Mike Myers – rzucił Jugolowi plastik z blachą CIA.
- Rick Dolton. – bąknął pod nosem oglądając swoje zdjęcie.

Skąd oni je kurwa wytrzasnęli, pomyślał? Musieli włamać się do bazy danych administracji rządowej. Ale Swen na zdjęciu był z zarostem. Więc do więziennej...

- Miotacz ognia. Heh. – żachnął się Jorg. – Green lubi smażyć. To jemu dasz tę zabawkę. I tak chujowo strzela. – polecił Jugolowi. – Rozdaj wszystkim ubrania i kevlary. Niech nie wyglądają na cywili, jak mamy ostawiac teatrzyk. Daj czerwonym granatnik do M4.
- Dobra. Ja biorę to. – Goran wziął do ręki sześciostrzałowy wyrzutnik obracając i ważąc go w dłoniach.
- Okay. Przeładuj to z resztą. Musze pogadać jeszcze z nimi.

Podszedł do samochodu w którym siedział blondyn.

- Ma być tylko żywa Boven? Czy jej trupa też chcecie? Jest w jej rzeczach co cholernie ważnego czy tylko ona? – zapytał człowieka watażki.
- Im bardziej żywa tym lepiej. Interesuje nas to co wie, lub to co sobie gdzieś zapisała. Ale jeśli będzie tylko trup - trudno. Samo ciało także będzie pomocne.
- Okay.

Gdy skończył się przeładunek ludzie Ruskiego czy też Umbrelli odjechali skąd przyjechali. Na zachód. Więc też są w terenie, zanotował sobie w myślach. Poszedł zdjąć z siebie C4 i przebrać się w dostarczone ciuchy. Jednak w czerni czuł się zdecydowanie najlepiej. Przy samochodach czekała na niego pani doktor.

Elisabeth Patton. Jej obecność intrygowała go chyba najbardziej.


- To wasi... pracodawcy, prawda? Chcą czegoś, co możecie dać im tylko wy, inaczej nie zawracaliby sobie tym głowy. Niekoniecznie musi być to to, czym się obecnie wydaje.

Wcięła głębszy oddech, a potem jeszcze kilka. Wciąż była blada.

- Nie znam tylko swojej roli w tym wszystkim. Co o mnie opowiadałeś, Swen? Gdzieś, coś, komukolwiek? Jeśli przewodzisz tą grupą to mam być czym, prezentem? - Wypowiedziała to dość gorzkim tonem, ale ponownie uspokoiła się dość szybko. - Przepraszam. Ja tylko nic nie rozumiem. Nie mam pojęcia nawet gdzie jestem. W telewizji słyszałam o jakichś szczepionkach. Zaszczepili was? Czy... czy to pochłonęło cały świat?

Pokręciła głową, ale nie zamierzała zostawać sama. To byłoby jeszcze gorsze.

Jorgensten westchnął, ale w końcu skończył się słowotok trzydziestolatki.

- Tak. To pracodawcy. Wyboru nie było. Trzeba żyć. - powiedział niemal beztrosko, patrząc przed siebie na góry. - A ty - przeniósł na nią wzrok - nie wiem czemu tu jesteś. Ruski powiedział żeś niespodzianka. Dla mnie. - wzruszył ramionami. - Może w jakiś pokręcony sposób uratowali ci życie. Tylko na jak długo, to inna sprawa...

Przemilczał temat szczepionki. Przez chwilę nic nie mówił, a potem jakby się ożywił.

- Chwila... A co ty takiego nawypisywałaś, że się mną zainteresowali? Może moje warunkowe było z góry ukartowane. Ta korporacja ma długie łapy... To przez twoją opinię mnie wypuścili. Tak? - powiedział patrząc na nią spode łba. - Zbieg okoliczności?

Spojrzała na niego, jakby dopiero sobie uświadamiając, że mógł mieć rację. Przez chwilę jeszcze milczała, przypominając sobie. Wróciła wzrokiem do jego oczu z niejakim smutkiem.

- Nie pamiętam każdego słowa. Nawet nie wszystkie raporty. Pamiętam tylko ciebie, całkiem dobrze. Rokowałeś poprawę, uspokajałeś się. Pisałam o tym. Tylko mój ostatni raport niewiele różnił się od przedostatniego. W rubryce “nadający się współżycia z innymi ludźmi na wolności” od dawna wpisywałam, że tak. Wspomniałam także, że od jakiegoś czasu te spotkania nie są dla ciebie nieprzyjemne. Może to im wystarczyło, nie wiem. Może dokładnie oglądali taśmy z nagrań i zobaczyli coś więcej. Ale przecież więźniów było tak dużo.

- Ta...Niewielu z Washington. Żadnego z Everett... Jeden z Darrington. Fuck. - zaklął zadeptując niedopałek.

- Myślisz, że interesuje ich coś z tego stanu konkretnie? Nie musieli się zwracać do więźniów przecież - zbladła nagle. - Chyba, że to co robili w tym więzieniu miało jakiś związek...
- A co robili? - Swen zmarszczył brwi.

Pokręciła głową.

- Nie wiem. To tylko domysły. Ale... ale jeśli eksperymentowali na ludziach w swoich laboratoriach, tak jak chodzą plotki, to dlaczego nie na więźniach? To by mogło w jakiś sposób wytłumaczyć to nagłe... zainteresowanie.

- Kurwa mać.... chcesz powiedzieć, że moja choroba to może być w pizdu skutek uboczny eksperymentów? Ale ja nie pamiętam... Nie mam luk w pamięci... Nie rozumiem. - Swe zacisnął zęby, a w oczach zabłysły złowrogie ogniki. - Jak wiesz ale kleisz głupa, bo się boisz, to pamiętaj, że to jest pora na szczerość... Ja wyjdzie, że mnie w ciula robisz, to... - nie dokończył tego co miał na myśli. - ...pożałujesz.

Co jak co, ale Jorgensten kompletnie nie radził sobie z kobietami. Z jej miny wyczytał, że biedaczka nie ma zielonego pojęcia o niczym. Chyba nawet ją przestraszył jeszcze bardziej. No chyba, że była dobrą aktorką. Tak czy inaczej namieszała już zdrowo Jorgowi w głowie w to gryzło najbardziej. Miała na niego wpływ. A on nie lubił tego. Zwłaszcza kiedy czuł, że się jakoś przywiązuje do kogoś. Polubił ją w ciupie. Zdecydowanie za bardzo. Do tej pory był przekonany, że to zastępca naczelnika "pomógł" mu opuścić Sing Sing. Że klub miał na niego haka, albo mu posmarował... A teraz? Mógł być jeszcze większym pionkiem niż myślał. A dokładniej mniejszym.


* * *



Gotowi do drogi pojechali w stronę Winthrop. Wiedział, że trzeba na południe, bo Boven nie mogła cofać się. A tędy nie przejeżdżała. Mapa z bazą Parasolki przy Twisp była jakimś punktem zaczepienia. Gdzie indziej ona wysmaży szczepionkę?

** Jak zobaczycie trupy na drodze to nie panikujcie – odezwał się przez CB do drugiego wozu. – Nie zatrzymujcie się choćby dzieci o pomoc wyły, bo nie jesteśmy żadną kurwa ekipą ratunkową. Mogą mieć wirusa. Siedźcie mi na dupie i nie walcie z granatników do przodu. Zostawcie to Goranowi. Zresztą jedziemy z wielkim hukiem kiedy nie ma wyjścia. To ważne. Trupy zbiegają się za dźwiękiem.**

Kiedy jakiś czas potem zadzwonił telefon Swen tylko się utwierdził, że jest na dobrym tropie.

Tylko co on kurwa zrobi jak ją znajdzie? Nigdy nie był zbyt dobry w planowaniu niczego. Życia sobie w końcu nie ułożył do końca tak jakby chciał... Za to improwizowanie zawsze wychodziło mu najlepiej. Adaptował się do chwili. Bez większych zgrzytów.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 07-11-2011 o 07:57.
Campo Viejo jest offline