Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2011, 16:49   #247
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Dureń! - wrzasnął Gotfryd gdy okazało się, że krasnolud postanowił swą własną osobą osłonić ich odwrót. Daremnie przez chwilę mocował się z klapą, ale równie dobrze mógłby chcieć podnieść naładowany wóz. Czy Gnordi coś postawił na klapie? A może cała horda zielonoskórych walczyła z zabójcą troli właśnie w tym miejscu? Bo walka trwała, co można było wywnioskować i z wrzasków zwierzołaków, i z bojowych okrzyków Gnordiego.
Szczęk zasuwy oznaczał odcięcie się od tego, co działo się w karczmie. Najemnik postąpił słusznie, nie ulegało to wątpliwości, ale... Powodów do zachwytu nie było. Kolejny stracony towarzysz. Zapewne chciał tak zginąć, w walce, śmiercią bohatera, ale dla Gotfryda było średnio pocieszające.
Powinni ruszyć w dół, jak najszybciej. Istniała co prawda szansa, że karczma się spali, a gdy dach runie, to i zniknie możliwość dotarcia do klapy, ale na to aż tak liczyć nie można było, zaś do słów karczmarza, że klapy nikt nie sforsuje, Gotfryd miał zaufanie, powiedzmy szczerze, niewielkie. Skoro orki potrafiły sforsować nie tylko drzwi i okiennice, ale i solidną ścianę, to jaką przeszkodę będzie stanowić byle klapa?

Po krótkiej dyskusji zaczęli schodzić. Ostrożnie, trzymając się poręczy, żeby nie potknąć się w ciemności i nie zrzucić wszystkich ze schodów. Szli, i szli, i szli... jakby schodzili nie do piwnicy w zwykłej karczmie. Każdy właściciel zamku dumny by był z tak głębokich lochów. I co gorsza nie było widać podłogi. Prawdę mówiąc - w ogóle niewiele było widać...

Informacją o nagłym skończeniu się schodów Gotfryd nawet nie zdążył się przejąć. Nawet nie zdążył zaproponować ewentualnego rozwiązania problemu, gdy nagle, z trzaskiem łamiącego się drewna, runął w dół, prosto w nieprzeniknioną czerń bez granic.

Czerń nagle zniknęła, zastąpiona falami najprzeróżniejszych, nakładających się na siebie obrazów. Wspomnienia z przeszłości i sceny, jakich jeszcze nie widział... Miejsca w których bywał i takie, których nie widział jeszcze na oczy. Oraz takie, których wolałby nie oglądać. A musiało się to wszystko dziać w jego głowie, bo nawet gdy zamknął oczy, wszystko to stale widział. Czy chciał, czy nie chciał.

Może w końcu zemdlał. Nie wiedział. Nie pamiętał również chwili upadku. Albo raczej miękkiego lądowania, po po tak długim spadaniu zostałaby z niego mokra plama. Widział raz co zostało z człowieka, który spadł w przepaść. A jemu nic się stało. Nawet tyłek go nie bolał. No, może trochę głowa, po tym, jak się gwałtownie wyprostował i walnął potylicą w mur. Aż gwiazdy zobaczył. Ale nie od tego zrobiło mu się jasno przed oczyma. Rząd pochodni w ciągnącym się nie wiadomo dokąd korytarzu dawał dość światła by Gotfryd mógł się zorientować, że po pierwsze - nie miałby skąd zlecieć, bo nad głową miał solidny sufit, a po drugie - że są tu wszyscy razem, a dodatku cali i zdrowi, a nie połamani po upadku.

Podniósł się powoli i rozejrzał. Korytarz w obie strony wyglądał tak samo. Żadnych wskazówek co do wyboru drogi.
- Proponowałbym ruszyć w tamtą stronę - powiedział, wskazując kierunek prawą ręką. - Jeśli trafimy na jakieś rozgałęzienia, to najwyżej będziemy oznaczać drogę pochodniami - dodał.
 
Kerm jest offline