Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-09-2011, 23:07   #241
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Przez cały czas ostrzeliwał wroga magią, aż do momentu gdy przestało to mieć większy sens. Teraz gdy wrogowie wbiegli na dziedziniec był on stracony. trzeba była ratować zajazd. Gdy zobaczył Gotrfryda siłującego się z stołem od razu podbiegł mu pomóc.
-Ile to może wytrzymać?-Wykrzyczał pomagając ryglować drzwi.-Przemawia do mnie wizja bohaterskiej woalki do ostatniego człowieka w oblężonej twierdzy. Jednak wolałbym ten los spotkać później. Tak jak tu się przebiją to nas wyrżną zanim uciekniemy.
-Gdzie jest ojciec Odo i Varl?-Zapytał rozglądając się za przedmiotami do dalszego barykadowania się.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 03-10-2011, 10:45   #242
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Martin, Gotfryd, Gnordi

Deski w drzwiach wyginały się niebezpiecznie z każdym uderzeniem. Jedna z nich zaczęła pękać w momencie, w którym najemnik wraz z magiem i krasnoludem przystawili solidnyą dębową ławę. Zaparta o ziemię mogła wytrzymać dłużej, ale nie wiecznie. Okna również stały się celem ataku. Kapitan najemników w ostatniej chwili uniknął włóczni zmierzającej w jego stronę. Elf bez celowania wymierzył w drugie okno, przy którym pojawił się oślizgły zwierzęcy pysk. Strzała zatopiła się w przekrwionym oczodole, odrzucając potwora od budynku, ale inni zajęli jego miejsce, próbując wyważyć ściany. W drzwiach pojawiło się ostrze topora, które przeszło na wylot, rozrzucając dookoła drzazgi i mniejsze kawałki drewna. Sytuacja była nieciekawa, a zapowiadało się jeszcze gorzej.
- Cholera – zdążył tylko powiedzieć dowódca najemników. Widział wyraźnie potężnego, bykopodobnego stwora, szarżującego na ścianę w głównej karczemnej sali. Wystrzelił w jego stronę z pistoletu, ale to nie zatrzymało szarży. Wszyscy usłyszeli trzask pękającej niczym zapałka ściany, okrzyki bólu oraz zwierzęcy ryk radości. Niczym szarańcza, stwory rzuciły się na wyrwę.
- Damian! Kosma! – krzyknął karczmarz i zanim ktoś go powstrzymał, wyskoczył z sieni na pomoc swoim synom. Chłopaki próbowali się trzymać, powoli wycofując w stronę reszty, ale nie dawali rady takiej ilości przeciwników. Zostali otoczeni. Przywarli plecami do szynkwasu i próbowali się jeszcze odpędzić ale nie mieli najmniejszych szans. Ojciec z szaleństwem w oczach zaatakował plecy najbliższego potwora, przebijając go na wylot, ale pozostałe oddzieliły go od potomstwa. Drużyna była w dramatycznej sytuacji. Topór raz za razem pozbawiał drzwi kolejnych części, stwory napierały całą masą zarówno od frontu jak i ze skrzydła, a Varl jeszcze się nie pojawił. Odrzucali myśl, że towarzysz mógł ich zostawić na śmierć, ale coraz ciężej było go usprawiedliwiać. Trzeba było szybko wymyślić jakąś strategię, inaczej marnie skończy się ta ich przygoda…

Varl

Obrazy powoli znikały z jego umysłu. Dusza nadal łzawiła w skutek wspomnień, ale to także powoli gasło. Został sam. W ciemności. Spadając ku nieuchronnemu końcowi. Robił to już zdecydowanie dłużej niż można by się spodziewać. Coś tutaj nie pasowało.
Powoli otworzył oczy. Zobaczył szarawą kamienną posadzkę. Momentalnie jego zmysły uderzyła gama wrażeń. Poczuł zimny powiew, od którego dostał gęsiej skórki. Powietrze było lekko zatęchłe ale dało radę oddychać. W porównaniu z kanałami Middenheim to był istnie niebiański zapach. Leżał na posadce. Nie czuł żadnego bólu związanego z upadkiem. Nie pamiętał go. Usiadł i rozejrzał się dookoła. Podłoga, ściany, sufit wszystkie wyglądały tak samo. Zbudowane z idealnie płaskich kamiennych płyt jednego koloru. Przypominało to piwniczkę w której zamykał go ojciec. Na to wspomnienie znowu poczuł zimny dreszcz na plecach. Na ścianach tkwiły zaczepione pochodnie, rozwiewające mrok. Wzrok znowu przyzwyczajał się do światła, w końcu spadał w bezkresną ciemność.
Właśnie, spadał. Flisak podniósł głowę do góry. Nad nim znajdowała się lita skała. Żadnej wyrwy, nic. Jak znalazł się w tym miejscu? Ktoś go przyniósł? Co tutaj się działo, do jasnej cholery!? Wiele pytań kołatało mu w głowie. Droga zaś wiodła tylko przed siebie. Prosty korytarz. Był długi i zdawał się nie mieć końca, ale tak samo wydawało się przy spadaniu.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 03-10-2011, 17:02   #243
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
To wyglądało gorzej niż źle.
Na cóż zdało się zabarykadowanie drzwi, skoro ściany powoli nie wytrzymywały uderzeń zielonych i szarych pięści. Okna, mimo solidnych okiennic, nie sprostały sile napastników, stwarzając kolejną szansę na dostanie się do środka.
Gotfryd uniósł kuszę, wysyłając kolejny bełt w stronę potwora, który zdążył wsadzić pół łba do wnętrza pomieszczenia. Nie sprawdzając efektów strzału Gotfryd chwycił naftową lampę i rzucił w napastników, którzy atakowali synów karczmarza. Zawsze była szansa, że chociaż na moment się cofną, zawahają...
- Do piwnicy! - krzyknął, kierując się w tamtą stronę.
Karczma była stracona. Im jeszcze mogłoby się udać, gdyby tylko byli odpowiednio szybcy.
- Dalej! - pogonił pozostałych.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-10-2011, 14:38   #244
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Strach i bezsilność towarzyszyły widokowi rozerwanej ściany. Z strachem uczono go sobie radzić, najpierw stary dowódca zamkowego garnizonu i ojciec, potem magistrzy magii z Altdorfu. Z strachem sobie poradził, jakoś.
Z bezsilnością nie mógł. Nieruchomo stał przez sekundy wydające się minutami. Doskonale pamiętał von Altmarkt nie zostawia towarzyszy, nie ucieka.
Jednak sytuacja była beznadziejna. Nawet ogień nafty pewnie im nie pomoże.
-Wycofujemy się.- Wypowiedział z niechęcią. - Za Gotfrydem do piwnicy.- Oby ojciec Odo tam już był.

Stała przed nim ciemność za nim ogień i śmierć. Postanowił nie wejść na ślepo. Odwrócił się wciąż miał chwilę. Otworzył swój umysł na przepływ wiatrów magii i zaczął je naginać do swojej woli mając w oczach wyobraźni zaklęcie, które rozświetli jego broń. Tak przygotowany będzie mógł bez lęku wejść w ciemność.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 23-10-2011, 21:56   #245
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Varl rozejrzał się na boki. Znajdował się w jakimś małym pomieszczeniu. Ale w jaki sposób się tutaj znalazł? Przecież spadał, a w suficie nie było żadnej dziury. To musiały być jakieś czary. Flisak wykonał znak komety na piersi i zaniósł krótką modlitwę do Sigmara. Wstał i podszedł do ściany. W metalowym uchwycie umieszczona była pochodnia. Płonąca i rozświetlająca otoczenie. A więc ktoś musiał tu niedawno być. Varl wyciągnął pochodnię i niepewnym krokiem, w drugiej ręce trzymając pałkę, ruszył w głąb korytarza.

Długo szedł prosto i po jakimś czasie zaczął się zastanawiać, czy nie wrócić na początek drogi. Zatrzymał się i obejrzał za siebie, ale nie dostrzegł niczego. Za nim, niebezpiecznie blisko zaczynała się ciemność. Czuł, że coś się w niej czai, że powrót nie jest dobrym rozwiązaniem. Po chwili przed sobą dostrzegł zakręt. Korytarz zmieniał kierunek i znów na ścianie umieszczona była pochodnia. Varl przeszedł dalej, przyspieszając. Czuł zaniepokojenie, chciał jak najszybciej wydostać się z tego przeklętego miejsca. Potem skręcił w lewo, następnie w prawo. Korytarze kluczyły i przecinały się, tak że po jakimś czasie całkowicie stracił orientację. Teraz biegł na oślep, nie zwracając uwagi na odnogi i zakręty. W końcu opadł z sił i zatrzymał się ciężko dysząc. Tuż przed nim płonęła kolejna pochodnia...

A za nią zobaczył coś, czego się nie spodziewał, ale o co się modlił od dłuższego czasu. Korytarz kończył się schodami. Varl podniósł się i podbiegł w kierunku schodów. Nim jednak na nie wszedł, zauważył drzwi. Znajdowały się po lewej stronie, u stóp schodów. Kratka na wysokości jego oczu była uchylona. Podszedł i zaglądnął do środka...
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 23-10-2011 o 23:41.
xeper jest offline  
Stary 05-11-2011, 03:14   #246
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Martin, Gotfryd

Lampa naftowa poleciała w kierunku kontuaru, z łatwością podpalając nasączone alkoholem drewno. Buchnęły kłęby dymu, ponaglane jęzorami ognia. Dało się wyczuć swąd przypalanego ciała. Karczmarz i jego synowie zniknęli wśród owłosionych ciał. Nie mieli najmniejszych szans, ale bronili się jak fanatycy, zabierając ze sobą wiele pomiotów Chaosu. Nie było czasu na wspomnienie ich dobrym słowem. Część zwierzoludzi zorientowała się, że drużyna chce uciec i postanowiła im w tym przeszkodzić.
Czarodziej jako pierwszy ruszył w mrok. Jego broń zaświeciła się bladym, niebieskim światłem gdy tylko skończył recytować zaklęcie. Zaraz za nim ruszyła najemniczka. Powoli schodzili w dół, starając nie powpadać na siebie i nie złamać karku. Ostatni zostali Gotfryd i Gnordi. Krasnolud był niezadowolony samym faktem odwrotu, dlatego nacierał teraz ze zdwojoną siłą, rozkoszując się trzaskiem łamanych kości i chlapiącą krwią.
- Spierdalaj – burknął do towarzysza. – Nie ma na co czekać.
Zedelin zgodził się z niewyrośniętym przyjacielem. Wytrącił z równowagi nacierającego przeciwnika i zbiegł po drewnianych schodkach, które zatrzeszczały niebezpiecznie. Krasnolud cofał się powoli. Gotfryd czekał przy włazie, by prędko go zamknąć oraz zabezpieczyć metalowym ryglem. Gnordi sapnął, zatapiając topór w czasze ungora i odwrócił się do zejścia. Na jego twarzy malował się szaleńczy uśmiech. Nagle mina mu stężała. Upadł na kolana i splunął krwią prosto na kamizelkę towarzysza. W jego plecach tkwił zatopiony po sam trzonek topór, oznaczony plugawymi symbolami. Uśmiech nie zszedł jednak z twarzy zabójcy trolli. Wyszarpnął właz z ręki Gotfryda i zamknął się na górze. Wszelkie próby ponownego otwarcia nie dawały rezultatu. Krasnolud stał na wejściu, a wnioskując po okrzykach, nie zamierzał się stamtąd za bardzo ruszać.
Najemnik zaryglował wejście. Kolejna niepotrzebna strata…

Zostali sami. W ciemnościach rozświetlanych jedynie przez miecz Martina. Teraz można było żałować wyrzuconej lampy. Blask pozwalał bez kłopotu widzieć stopnie, ale nie sięgał dna piwnicy. Ba, nie widać było nawet ścian. Miało się wrażenie jakby wisieli w próżni. Nie było na co czekać. Nie wiadomo, kiedy ogień strawi resztę karczmy, ani jak długa czeka ich podróż. Odgłosy walki cichły powoli, ustępując głuchemu dudnieniu. Karczmarz mówił, że nic nie przedostanie się przez ten właz. Oby miał racje.
Dopiero po dłuższej chwili zrozumieli swoje położenie. Bez wierzchowców oraz zapasów nie mieli dużych szans na powrót do Middenheim, o kontynuowaniu zadania nie wspominając. Po jeszcze dłuższym zastanowieniu, zorientowali się, że schodzą już stanowczo za długo jak na piwnicę prostej karczmy. Mrok zdawał się gęstnieć, a tak poza tym to nie zmieniało się nic. Czasami tylko jakaś deska zaskrzypiała mocniej.
Gdy wydawało się, że podróż będzie trwała wieczność, schody skończyły się w pustce. Tylko roztropności oraz sile wynajętych najemników, Martin zawdzięczał życie. Nie spodziewał się, że nagle stopa straci oparcie, które tak łatwo odnajdywała przez ten czas i pewnie runął by w ciemność gdyby nie silne ramię potężnego wojownika. Stali przed pustką, w najgorszym tego słowa znaczeniu. Ledwo widzieli siebie nawzajem. Sytuacja była zdecydowanie nienaturalna. Pozostawało tylko naradzić się, co robić w tej sytuacji.


Podczas dyskusji, czarodzieja nie opuszczało wrażenie, że coś jest nie tak. Zaaferowany tym, jako pierwszy usłyszał delikatny, suchy trzask. Zanim zorientował się w zagrożeniu, było już za późno. Próbował jeszcze ostrzec drużynę, ale głos zamarł mu w połowie słowa, gdy pewne do tej pory oparcie zniknęło, wśród zniszczonych desek. Spróchniałe drewno nie wytrzymało takiego obciążenia. Runęli w ciemność.
Spadali. Spodziewali się, że niedługo uderzą w twardą ziemię i pogruchoczą sobie kości. Tak się jednak nie stało. Spadali. Wydawało się, jakby miało to trwać bez końca. Ciemności dookoła zaciskały się na nich coraz bardziej. Czuli jak powoli odbierają im dech. Z każdą minutą, coraz ciężej było oddychać. Wyobraźnia zaczynała płatać figle. Przed oczami pojawiały się obrazy, które dawno zaginęły w mrokach pamięci, albo które same zostały tam schowane, ku zapomnieniu. Teraz jednak powróciły i nawet zamknięcie oczu nie pomagało. Spadali i wspominali naraz. Kto wie co było gorsze.

Gotfryd powoli otworzył oczu. Poczuł na twarzy chłód. Momentalnie podniósł się, z wrażenem że ciągle spada. Zrobił to tak gwałtownie, że uderzył głową w ścianę. Pulsujący ból w czaszce był niczym wobec galopującego serca. Trochę to zajęło, zanim się uspokoił. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Podłoga, ściany, sufit wszystkie wyglądały tak samo. Zbudowane z idealnie płaskich kamiennych płyt jednego koloru. Przypominało to piwniczkę na wina. Na ścianach tkwiły zaczepione pochodnie, rozwiewające mrok. Wzrok znowu przyzwyczajał się do światła, w końcu spadał w bezkresną ciemność. Wszyscy byli razem. Leżeli bądź siedzieli oparci o ścianę w nienaturalnych pozycjach. Ktoś ich tutaj przeniósł i ułożył. Nie było innego wytłumaczenia. Przez sufit się przecież nie przebili. Ktokolwiek to zrobił, nie był pazerny. Cały sprzęt jaki mieli przy sobie był nienaruszony. Oni także nie mieli żadnych dodatkowych obrażeń, a przecież spadali i to długo. Gotfryd nie wiedział w którym momencie stracił przytomność. Na myśl o dręczących go wspomnieniach przeszły go dreszcze. Martin jęknął żałośnie i otworzył oczy. Najwyraźniej wszyscy mieli koszmary, bo każda pobudka wyglądała podobnie. Nikt nie pamiętał momentu utraty przytomności ani jak ich tutaj przetransportowano.

Varl.

Nadzieja okazała się być równie płonna co zwykle. Krótki rzut oka na szczyt schodów wprowadzał tylko w większe zakłopotanie. Pozostały drzwi. Zajrzał do środka. Pomieszczenie miało pięć, równych ścian. Przy czterech rogach, znajdowały się otwory przy ziemi, niczym wloty kanałowe tylko bez kanału i całkowicie puste. W ostatnim rogu naprzeciwko drzwi znajdował się pulpit z opasłym tomiszczem, przyczepionym łańcuchem. Czyli tam również nie było wyjścia. Mężczyzna nie poddawał się. Rozejrzał się jeszcze raz dookoła, czy czegoś nie przegapił. Uwagę zwrócił błysk, po drugiej stronie korytarza. Wbity w ścianę tkwił kolec, na którym zatknięto pęk kluczy. Varl mógłby przysiąc, że wcześniej go tam nie było. Dlaczego go wcześniej nie zauważył pozostawało zagadką, którą zrzucił na karb przemęczenia. Kluczy było sporo, ale chociaż jeden powinien pasować do zamka. Gdy przyjrzał się im bliżej, zauważył, że wszystkie wyglądały identycznie. Tutaj nic nie wydawało się być naturalne lub logiczne. Kolejne pytania napiętrzyły się, a jedynym źródłem odpowiedzi mogło być zamknięte pomieszczenie. Zanim jednak je otworzył, usłyszał dźwięki zbliżającej się grupy osób.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 07-11-2011, 16:49   #247
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Dureń! - wrzasnął Gotfryd gdy okazało się, że krasnolud postanowił swą własną osobą osłonić ich odwrót. Daremnie przez chwilę mocował się z klapą, ale równie dobrze mógłby chcieć podnieść naładowany wóz. Czy Gnordi coś postawił na klapie? A może cała horda zielonoskórych walczyła z zabójcą troli właśnie w tym miejscu? Bo walka trwała, co można było wywnioskować i z wrzasków zwierzołaków, i z bojowych okrzyków Gnordiego.
Szczęk zasuwy oznaczał odcięcie się od tego, co działo się w karczmie. Najemnik postąpił słusznie, nie ulegało to wątpliwości, ale... Powodów do zachwytu nie było. Kolejny stracony towarzysz. Zapewne chciał tak zginąć, w walce, śmiercią bohatera, ale dla Gotfryda było średnio pocieszające.
Powinni ruszyć w dół, jak najszybciej. Istniała co prawda szansa, że karczma się spali, a gdy dach runie, to i zniknie możliwość dotarcia do klapy, ale na to aż tak liczyć nie można było, zaś do słów karczmarza, że klapy nikt nie sforsuje, Gotfryd miał zaufanie, powiedzmy szczerze, niewielkie. Skoro orki potrafiły sforsować nie tylko drzwi i okiennice, ale i solidną ścianę, to jaką przeszkodę będzie stanowić byle klapa?

Po krótkiej dyskusji zaczęli schodzić. Ostrożnie, trzymając się poręczy, żeby nie potknąć się w ciemności i nie zrzucić wszystkich ze schodów. Szli, i szli, i szli... jakby schodzili nie do piwnicy w zwykłej karczmie. Każdy właściciel zamku dumny by był z tak głębokich lochów. I co gorsza nie było widać podłogi. Prawdę mówiąc - w ogóle niewiele było widać...

Informacją o nagłym skończeniu się schodów Gotfryd nawet nie zdążył się przejąć. Nawet nie zdążył zaproponować ewentualnego rozwiązania problemu, gdy nagle, z trzaskiem łamiącego się drewna, runął w dół, prosto w nieprzeniknioną czerń bez granic.

Czerń nagle zniknęła, zastąpiona falami najprzeróżniejszych, nakładających się na siebie obrazów. Wspomnienia z przeszłości i sceny, jakich jeszcze nie widział... Miejsca w których bywał i takie, których nie widział jeszcze na oczy. Oraz takie, których wolałby nie oglądać. A musiało się to wszystko dziać w jego głowie, bo nawet gdy zamknął oczy, wszystko to stale widział. Czy chciał, czy nie chciał.

Może w końcu zemdlał. Nie wiedział. Nie pamiętał również chwili upadku. Albo raczej miękkiego lądowania, po po tak długim spadaniu zostałaby z niego mokra plama. Widział raz co zostało z człowieka, który spadł w przepaść. A jemu nic się stało. Nawet tyłek go nie bolał. No, może trochę głowa, po tym, jak się gwałtownie wyprostował i walnął potylicą w mur. Aż gwiazdy zobaczył. Ale nie od tego zrobiło mu się jasno przed oczyma. Rząd pochodni w ciągnącym się nie wiadomo dokąd korytarzu dawał dość światła by Gotfryd mógł się zorientować, że po pierwsze - nie miałby skąd zlecieć, bo nad głową miał solidny sufit, a po drugie - że są tu wszyscy razem, a dodatku cali i zdrowi, a nie połamani po upadku.

Podniósł się powoli i rozejrzał. Korytarz w obie strony wyglądał tak samo. Żadnych wskazówek co do wyboru drogi.
- Proponowałbym ruszyć w tamtą stronę - powiedział, wskazując kierunek prawą ręką. - Jeśli trafimy na jakieś rozgałęzienia, to najwyżej będziemy oznaczać drogę pochodniami - dodał.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-11-2011, 18:14   #248
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Varl miał mętlik w głowie. Gdzie się znajdował? Co się, na bogów, działo? Skąd się tu wziął? Tu, znaczy gdzie? Przecież nie była to piwnica owej leśnej karczmy, do której zszedł w poszukiwaniu broni. Co się stało z pozostałymi? Czy dali radę orkom i zwierzoludziom? Czy zobaczy ich jeszcze kiedyś? A ojciec Udo i jego proroctwo? Tak dużo pytań! Co robić?

Z rozpaczy aż zaczął walić głową w mur tuż obok drzwi. Nie miał pojęcia jak wybrnąć z tej całej porąbanej sytuacji. Miał wrażenie, że śni. Że to wszystko mu się wydaje, ale przecież już wcześniej się uszczypnął. To nie był sen, to działo się naprawdę.

Zaglądnął do pomieszczenia za drzwiami i przez chwilę obserwował wnętrze. Księga leżąca na postumencie w niczym nie zmieniała jego położenia, nie posiadł trudnej sztuki czytania. Na bogów! Przecież owa księga była przykuta łańcuchem do kamienia. Toż to z pewnością musiał być jakiś bluźnierczy grimuar, zamieszkiwany przez demony. Varl wykonał na piersi znak komety i odskoczył od drzwi.

W tym momencie zobaczył coś na ścianie. Pęk kluczy, których wcześniej tam nie było. Był pewien, że zauważyłby je. Drżącą ręką chwycił klucze i oglądnął je. Wszystkie były identyczne i nie było wątpliwości, że będą pasować do zamka w drzwiach. Tylko po co miałby je otwierać? Z drugiej strony, to była jedyna droga do wyjścia z tych podziemi. Może udałoby mu się wcisnąć w jeden z tych otworów przy podłodze. Musiał spróbować. Nim jednak otworzył drzwi, usłyszał głosy i kroki.

Nie miał wątpliwości do kogo należały. Rozpoznał Martina i Gotfryda. Zbliżali się jego towarzysze.
- Na pana naszego, Sigmara! Tutaj! - krzyknął i zaczął machać pochodnią. - To ja Varl! Tutaj!

- Jak to się stało, nie wiem. Weszłem do piwnicy i spadłem tutaj. Błądziłem i znalazłem to - wyjaśniał chwilę potem. - Drzwi i klucze. Tam jest jakaś księga. Może Martin mógłby ją przeczytać... Ale, na Ulryka, ona jest przeklęta! Trzeba z nią ostrożnie. I gdzie jest khazad? Został?
 
xeper jest offline  
Stary 11-11-2011, 16:51   #249
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Miał źródło światła więc z tego powodu szedł przodem. Nauki w Altdorfie pomogły mu rozświetlić drogę. Niestety blask nie był wstanie rozświetlić całej pustki.
Przez pewien czas zastanawiał się co jest nie tak i dlaczego nie mogą trafić na dół. Rozważał tą kwestię tak usilnie, że aż nie zauważył końca schodów. Tylko najemnik uratował go przed jak się zdawało pewną śmiercią.
-Dziękuje.-Powiedział słabo.

Stał nad próżnią, sprawdził to rzucił w nią miedziakiem. Albo na dole coś wytłumiło dźwięk albo pod nimi nic nie było. Inni rozmawiali on myślał i nic nie był wstanie wymyślić. Wiedział tylko, że coś jest nie tak i albo weszli do jakiegoś prastarego szybu albo ma to coś związanego z magią.
Otworzył usta by powiedzieć co on sam myśli o tej sprawie gdy schody postanowiły poddać się grawitacji.
Spadał wpatrzony w rozświetloną klingę kurczowo ściskanego miecza. Jedynego źródła światła i jedynej tarczy przed niemal zagęszczającym się mrokiem. Skupienie się na ostrzu pomagało też nie patrzeć na wydobyte z mroku umysłu zatarte wspomnienia, których sam nie był wstanie zrozumieć i nie chciał ich zrozumieć. Wiedział, że tam jest zawarte coś co zburzyłoby jego budowany od lat światopogląd, bał się tego i nie miał odwagi spojrzeć na bluźnierczy rytuał rozgrywający się tuż na krawędzi wzroku.
Miał wrażenie, że światło zaklęcia przygasa i to przeraziło go najbardziej bez niego będzie sam w ciemności pozbawiony wszelkiej osłony. Na szczęście nim to się stało stracił przytomność.

Obudził się obolały w nienaturalnej pozie w jaskini z widocznym stropem wraz z wszystkimi swoimi przedmiotami, miecz leżał obok.
-Zupełnie jakby ktoś nas tu przeniósł wraz z rzeczami, choć nie mogliśmy przeżyć tego upadku, a może...- Rozważał pod nosem.
-To może być iluzja, może dalej jesteśmy w piwnicy. Ciekawe.- To była zdecydowanie najlepsza opcja.-Tak czy inaczej, musimy w niej iść bo nie jestem wstanie jej przełamać. Żeby się nie zgubić zarysujmy ściany.
Ostrzem zrobił rysę na murze i poszedł za Gotfrydem.
Później znaleźli Varla i księgę, ostrożnie podszedł do tomiszcza. Dokładnie się jej przyjrzał i popierał przedmówcę. Zbadał ją i upewnił się, że może ją otworzyć.
-Słyszałem o przypadkach gdy czytającego jest wstanie opętać demon.- Powiedział stojąc nad otwartą księgą.- Takie coś z pewnością należy do rzadkości jeżeli jednak to jest tego typu księga to... Cóż będę walczył jednak jeżeli przegrałbym mam do was ostatnią prośbę. Jeżeli będzie to możliwe zanieście mnie spętanego do czarodzieja kolegium światła on będzie wstanie mi pomóc, jeżeli nie będziecie mogli, zabijcie mnie.
Wziął głęboki wdech.
-No to zobaczmy co my tu mamy.
Spróbował przeczytać pierwszą z stron.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 03-12-2011, 01:44   #250
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
- Gnordi niestety zostanie już na górze. – odpowiedział tajemniczo elf na pytanie Varla. Dopiero poważna i smutna mina długouchego pozwoliła mu domyśleć co tak naprawdę wydarzyło się z ich towarzyszem. Szczegóły nie były potrzebne…


Nie bez oporów kompania zdecydowała się otworzyć tajemnicze wrota i wkroczyć do komnaty. Największe opory zadawali się mieć najemnicy. Gdy przeciwstawić im największe stwory Chaosu, nie wahali by się dłużej niż przy tej księdze na kilometry śmierdzącej magią. W końcu jednak zdecydowali się wejść, ale stali przy drzwiach, pilnując by nikt ich tutaj nie zamknął. Varl, Gotfryd, Martin i Mablung podeszli do pulpitu. Księga była gruba i najwyraźniej stara. Pokrywała ja gruba warstwa kurzu. Oprócz tego nie wyróżniła się zbytnio. Oprawa z garbowanej skóry miała na sobie tylko kilka wypukleń, których znaczenie dawno zostało zatarte przez czas. Dopiero po dłuższej chwili wahania, mag położył rękę na okładce i delikatnie wytarł spoczywający na niej kurz. Jak na złość przypominały się mu teraz wszystkie mroczne pogłoski o tomach czarnoksiężników, które obezwładniały, pozbawiały ducha, trwale uszkadzały umysł oraz wiele znacznie bardziej przerażających skutków na mutacjach i wysłaniu w niebyt Chaosu skończywszy. Odetchnął głęboko i chwycił brzeg, chcąc otworzyć stronę na chybił trafił. Coś go jednak powstrzymało, usłyszeli delikatny chrzęst. Okazało się, że księga owinięta jest cienkim łańcuchem, którzy przymocowywał ją do pulpitu. Martin podniósł cały tom, przy okazji wdychając sporą porcję kurzu i zdjął łańcuch. Wtedy po raz kolejny usłyszeli ten chrzęst, tylko znacznie głośniejszy i dobiegający jakby zza ścian. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Na nic pomogły starania olbrzyma, który aż stęknął ale nie powstrzymał mechanizmu.
- Pięknie! I co teraz? – spytał dowódca najemników. Na nieszczęście odpowiedź otrzymali niemal natychmiast. Najpierw poczuli okropny smród rozkładającego się ciała. Potem, z otworów wychyliły się zgniłe trupy. Odziane w stępy ubrań i ciała bardziej przypominały żywe szkielety. Jednemu widać było połowę żeber, drugi nie miał już oka i prawej strony twarzy. Trzeci poruszał się mimo złamanej nogi i braku ręki, a czwarty był chyba najświeższy bo w wielu miejscach widać było ruszające się mięśnie. Koszmar każdego, kto chociaż na chwilę zawitał w Sylvanii.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172