Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2011, 18:31   #183
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
ZiZi w końcu odszedł do innego świata. Czy lepszego? Pewnie tak, bo nawet piekło w porównaniu z Gehenną mogło mieć swoje zalety. ZiZi odszedł i towarzyszyły temu zwyczajowe okoliczności poza jedną. Krew szefa G0 wyglądała jakby zamierzała przeżyć swego nosiciela. Kristi nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bo skończył im się czas.

Wbiegli w korytarz, ale zbyt wolno. Wbiegający więźniowie zaatakowali a przynajmniej jeden z nich. Lenox zamknęła drzwi do korytarza i puścili się biegiem. Adrenalina wywołana strachem dodawała im sił, ale kobieta widziała, że ani ona sama ani jej towarzysz nie byli przyzwyczajeni do forsowania swego organizmu. Korytarz na szczęście był krótki, potem wsiedli do windy, ale odgłosy z góry uświadomiły im, że tamci dali radę przebić się przez drzwi. Jakim cudem? Widocznie Zizi odwalił niezłą prowizorkę z budową tego wyjścia.

Tamci zaczęli strzelać. Dlaczego? Przecież nawet ich jeszcze nie widzieli. Takie emocjonalne podejście pokazywało, że nie odpuszczą szybko jak początkowo myślała Kristi. Kobieta zastanawiała się nawet czy nie zostać tam na górze i nie spróbować wmówić członkom Gildii, iż ona sama też była ofiarą uciekiniera. Dobrze, że się nie zdecydowała na ten pomysł. Tamci by ją pewnie zastrzelili zanim zdołałby wykrztusić słowo a nawet gdyby tego uniknęła to przejrzeliby jej bajeczkę dość szybko. Kristi nigdy nie była dobra w łganiu.

Winda poruszała się tak ślimaczym tempem, że kobieta z frustracji zaczęła przeglądać zdobyczną samoróbkę. Tylko trzy naboje! Pierdol się ZiZi gdziekolwiek jesteś! Można by pomyśleć, że będzie cię stać na więcej. A potem zaczęła się kanonada i Lenox nie myślała już o niczym. Kuliła się tylko w sobie starając się stanowić jak najmniejszy cel wiedząc jak takie zachowanie było absurdalne i bezsensowne. Tamci z góry mieli ich na tacy niezależnie, co by zrobili.

Kristi aż przyklękła, kiedy rwący ból poraził jej nerwy. Z niedowierzaniem wpatrywała się w swoją stopę. Przeżyła siedem lat na Gehennie i ani razu nie zarobiła kulki aż do teraz. Dziwna sprawa z tą krwią. Lenox mogła patrzeć na krew innych ludzi, na całe morze krwi i nie robiło to na niej wrażenia. Teraz kilka gęstych kropli, które pojawiły się na jej bucie sprawiły, że zakręciło jej się w głowie. Kap, kap, kap.

Kristi wyturlała się z windy. Kap.

Usiadła ciężko na podłodze. Kap.

Sięgnęła po medpak. Kap.

Spojrzała w twarz Filozofa i zrozumiał, że go znała, ale nie stąd, nie z Gehenny. Z innego świata. Z przedtem. Jego twarz kiedyś spoglądała na nią z hologramów podczas kampanii wyborczej.

Światło zgasło pogrążając oboje w ciemnościach.


***



- Celuj w rury. Są na wysokości twojego podbródka, dwa metry na lewo. Jak się nie mylę powinien nimi lecieć gaz używany do chłodzenia. Szybko.

- Mam tylko trzy naboje – „Trzy cholerne naboje” - Jesteś tego pewien?

Czy strategia Filozofa była dobrym pomysłem? Byłaby gdyby Kristi miała pewność, że rurą rzeczywiście leciał gaz i że trafi pierwszym nabojem w odpowiednie miejsce. Minęło trochę czasu, od kiedy ostatnio miała okazję postrzelać. Ile tam mogło być tych maszynek? Pięć a może nawet sześć.

- Jestem pewien, że nie damy sobie rady ze wszystkimi. – Filozof wypowiedział jej obawy na głos - To ich spowolni i da nam czas na ucieczkę.

- Cholera, one wyglądały jakby na nas czekały. Jak ZiZi tędy łaził? – No właśnie jak? - Trzymaj – wyciągnęła pilota, którego zabrała z góry i dała go mężczyźnie.
- To pilot ZiZiego. Może działa też na nie – wyszeptała i przycelowała w rury.

No dalej znajdź ten guzik albo oboje się przekonamy czy potrafię jeszcze strzelać czy już nie.
 
Ravanesh jest offline