Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2011, 22:57   #61
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Z dnia na dzień głębiej w absurd.

Najpierw Teddevelien omal nie odgryzł niczym rekin własnej dłoni widząc, w jaki sposób wiedźmin negocjuje z wiedźmą. Gdy wręcza kij, gotów był w każdej chwili wskoczyć do kręgu.
Lepiej zlikwidować bezpośredni hazard dla żywota i potem myśleć jak uciec, niżeli skonać w wahaniu.
Potem nieomal to zrobił, gdy wiedźma praktycznie wyrwała mu kij i powstrzymał się w ostatniej chwili widząc, jak go tuli, choć czujny.
Gdy okazało się, że to nie ten, miał ochotę się śmiać. Zwłaszcza, że uwagę starsza poczyniła wobec pojawiających się cieni na tle błękitnej toni.

Kolejne słowa wiedźmy ledwie do niego docierały. Gdy zaoferowała mu wybór, wszedł do kręgu na przynętę.
Był na to gotów i wcześniej, mógł to zrobić i wówczas...

* * *

Dość długi czas płynęli obok wiedźmy, a Teddevelien najbliżej, usłużnie przepraszając, niby niesłyszanym przez dwóch towarzyszy szeptem, za wulgarne zachowanie wiedźmina, że mutant to jeno jego współpracownik, że wykształci u nich ogładę, ale wiadomo, że dla takich socyjopatów co to w górach na odludziu mieszkają, mieczami się chędożą i z bujd żyją i dostojniejszym czasem szacunku należytego nie okazują, i że się nie powtórzy, i aby do niego się zwracała. Nie chciał przesadzić czy zirytować staruchy, ale po prawdzie, nawet jemu pozwalało to pozbyć się emocji nagromadzonych z wewnątrzkurhanowych wrażeń, a i tak jędza zdawała się ignorować każde. Jedno. Wypowiedziane. Przezeń. Słowo.

...gdy jednak ujrzeli swój cel, z ust ćwierćkrwi elfa wydobył się pełen bolesności bohatera jarmarcznej tragedii jęk.

Słowa jędzy. Propozycja wiedźmina. Ćwierćkrwi elf chciał spojrzeć w niebo, ale oczywiście wzrok nawet przez klarowne wody nie sięgał słońca ni chmur.
Bez sensu. Zupełnie bez sensu.

Nie dano im czasu. Nie byli gotowi.

- Istoty wpływają przez bramy. - rzucił mimochodem ćwierćkrwi elf, słysząc insynuacje wiedźmina. Łowca potworów zdawał mu się inteligentnym, acz nie łamiącym schematów myślicielem klingi. Ciężko jednak go było winić wobec takiej sytuacji. Tak czy siak, ewidentnie jednak mieli do czynienia mniej z potworami, a bardziej z miastem.

- Nie jesteśmy gotowi. - powiedział decydującym tonem - Możemy długo snuć przypuszczenia, ale prawda jest taka, że żadne ryzyko nie jest warte nędznej zapłaty Relinvena. Powiedziałbym, że więcej byśmy zdziałali szpiegując Dostojnego dla nich... - wskazał kciukiem rozległe miasto za sobą.

- Musimy znaleźć kryjówkę, grotę, jaskinię. Zabezpieczyć przed ich oczyma i uszami. Także magią, jeżeli w siłach i Jej to geście... - skłonił się nisko, niemalże już tytułując jędzę.

- Cały czas wysyłali kogoś na powierzchnię, ale my na ruch nie natrafiliśmy. Obserwacja. Macie wiedźmini nie lada oczy. Zawsze iść parą, wy we dwóch lub ja zmieniający jednego, coby ubezpieczać. W tej chwili musimy znaleźć schronienie i prowadzić obserwację, potem stwierdzić, co dalej. Chcemy zobaczyć, czy kogo wypuszczają, czy rusza ich więcej lub jeden sam, jak ten, któregośmy schwytali. Taki zwłaszcza by nam się przydał, gdyby go schwytać na spytki. Mała szansa. Nie daliśmy sobie czasu, nie dali nam czasu, płacimy cenę. - ponownie wzruszył ramionami ćwierćkrwi elf.

- Że tak gwarą żołdacką powiem, okopmy się, bezpiecznie, niczym jakowyś morscy banici i wypatrujmy. Chcemy dokładnie wiedzieć, jak miasto wygląda, znać każde wejście w ogóle, jeżeli nie w szczególe. O strażnikach pomyślimy, ale chcemy też wiedzieć, co i kiedy te wejścia opuszcza. Mając choćby i takie szczątkowe informacje będziem coś wiedzieć. Jeżeli wizytują oni ten kurhan... Zobaczą naszych szkód i trochę zaczną węszyć. No i chętnie bym usłyszał Jej historię z imć Latockim jak i Relinvenem... - możliwie uprzejmie skierował słowa do staruchy Teddevelien - Będą kolejni? Byli przed nami inni? Gdybyśmy wiedzieli, co nam imć Relinven nie rzecze... ale to, gdy będziem szewską miarą bezpieczni...
 
-2- jest offline