Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2011, 00:03   #11
kevorkian
 
kevorkian's Avatar
 
Reputacja: 1 kevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skał
Javler

Po opuszczeniu ratusza Javler ruszył krętymi uliczkami Aldersburga w stronę Bud. Miał nadzieję odnaleźć tam bednarza nazwiskiem Schultz, który według informacji Lentkego jako pierwszy dotarł na miejsce masakry w karczmie “Pod Czerwonym Kucykiem”. Jedno musiał przyznać mieszkańcom Aldersburga - potrafili dochować tajemnicy. Większość ludzi zamieszkujących zbiorowisko rozpadających się domów, jakie stanowiła dzielnica biedoty w ogóle nie chciała z nim rozmawiać, ci zaś, którzy chcieli niezbyt chętnie odpowiadali na zadawane przez Straussa pytania. Kilka razy musiał zmiękczyć nieco swoich rozmówców brzękiem paru srebrników. W końcu udało mu się ustalić gdzie mieszka Albrecht Schultz. Gdy dotarł na miejsce zastał go w warsztacie mieszczącym się na parterze budynku, który zamieszkiwał. Po krótkiej wymianie uprzejmości gospodarz spytał:

- Czego pan chcesz - musiał mieć trochę ponad dwadzieścia wiosen i mimo, że był postawny, ba nawet potężnie zbudowany, zarówno z wyrazu jego twarzy jak i z zachowania dało się odczuć, iż czegoś się obawia.

- Jak interes? Ponoć zaopatrujesz całe Budy w beczki i tym podobne - rzekł Javler starając się załagodzić podejście bednarza - po ile antałki? Szukam małej beczułki.

- Interes idzie jak zwykle. Dopóki ludzie w tym mieście będą topić żale w piwsku nie zabraknie mi zajęcia. A za małe biorę po dwa szylingi od sztuki.

- To ironiczne stwierdzenie czy tylko tak mi się wydaje? Doszły mnie bowiem słuchy, że kilku takich... “utopionych”... widziałeś, i chyba nie maż już komu sprzedawać beczułek “Pod Czerwonym Kucykiem”?

- Nie wiem co to ironiczne. A “Kucyk” nie był jedyną karczmą do której sprzedawałem. A co do tych co tam pomordowali to co panu do tego?

- Mój kuzyn Ernst.. Ernst Bachmann, prowadził tę karczmę od wielu lat. Chciałem porozmawiać o tym.. o tym jak to wyglądało... ponoć widok był straszny. Dobrze, że tego nie widziałem.

- Gruby Ernst wspominał kiedyś, że ma kuzyna w Middenheim, to pan? - bednarz bez zastanowienia kupił historyjkę wymyśloną na poczekaniu przez Javlera, co trochę go zdziwiło wziąwszy pod uwagę wrodzoną nieufność mieszkańców północnych rubieży Imperium - A widok faktycznie był straszny. Wracałem z roboty, było późne popołudnie wchodzę do karczmy i mało żem nie zwrócił obiadu. Podłoga i ściany zbryzgane krwią, kawałki ludzi porozrzucane po całej sali. Wyszedłem na zewnątrz, złapałem trochę świeżego powietrza i pobiegłem prosto do koszar żeby zawołać straż. Ludzie gadali o tym bez przerwy, dopóki nie znaleźli sobie ciekawszych historyjek, jak ostatnio z tym rajcą. Przykro mi z powodu karczmy ale wie pan co za męty tu mieszkają. W ciągu półtora miesiąca obdarli “Kucyka” do gołych ścian a niedawno słyszałem, że Steuber zamierza zedrzeć dachówki bo tu w całej dzielnicy innego budynku krytego nimi nie ma. Stara gnida chce je położyć u siebie.

- Tak, jestem z Middenheim. Rozumiem, że niczemu się pan nie przyjrzał, z uwagi na pana odruch wymiotny? Z Panem Steuberem także chciałbym porozmawiać, słyszałem, że prowadzi gdzieś tutaj sklep w okolicy tak? Jednak gdyby mógł mi Pan udzielić jeszcze jakichś informacji, czy może wie pan, u kogo mój kuzyn, niech go Morr strzeże w ogrodach, zaopatrywał się jeszcze? Jakich miał dostawców? Znajomych? Być może wrogów?

- U kogo jeszcze się zaopatrywał nie wiem. Co do znajomych to wszyscy w dzielnicy go lubili. Jeśli zaś idzie o wrogów to mówi się, że jakiś czas temu stary Kiell złożył mu wizytę. Ponoć Ernst spóźniał się z płaceniem za ochronę. Pewnie się pan domyślasz o jaką ochronę chodzi. Jednak Kiella na pana miejscu omijałbym szerokim łukiem. To zbir jakich mało i ci którzy z nim zadzierają marnie kończą. Z reguły na dnie zatoki.

- To ciekawe co mówisz, czemu na dnie zatoki? Ponoć paru typków wypłynęło z zatoki, jednak ni w ząb ich rozpoznać było.. gadają w Budach, że powiązań żadnych z Kiellem nie ma. Skąd więc ta pewność, że jego wrogowie tam kończą?

- Jak pan pytasz o tego typka co go wyłowili ze cztery miesiące temu to przecie wszyscy w mieście wiedzą, że to młody Veller zrobił. Ernsta i resztę ludzi w karczmie pewnie też on pomordował. W to, że Kiell zabił tych ludzi w “Kucyku” sam nie wierzę. Jak człowiek pożyje tu kilka lat to i pozna miejscowych zbirów - mówiąc to uśmiechnął się krzywo - i sposoby w jakie załatwiają swoje porachunki. A Kiell prowadzi tu swoje interesy od dawna. Straż wyławiała trupy po nim jeszcze jak żył mój ojciec. Albo znajdowała ich z poderzniętymi gardłami. On nie szlachtuje ludzi, nawet jak mają z nim na pieńku.

- Veller mówisz.. nie znam, chociaż w karczmie coś gadali, co to za typ? I skąd pewność, że to on jest zamieszany w śmierć Ernsta.. mojego drogiego kuzyna?

- Toż to pieprzony chaośnik, jego ojciec jest bogaczem to młodemu w dupie się poprzewracało i za ciemne sprawki się bierze. Sam go kiedyś widziałem jak wieczorem po cmentarzu buszował. Razem z piątką chłopa zagoniliśmy gnojka aż pod sam jego dom.

- Ponoć wiele osób go tam wiedziało, ale do ogrodów Morra chyba można chodzić się modlić, jak odwiedzę Ernsta to też mnie automatycznie powiążecie z tą sprawą?

- Sęk w tym, że on nie poszedł tam na modły... Może zacznę od początku. Pewnego wieczora wracałem z karczmy razem z piątka kompanów. Nie kryję, że byliśmy trochę wstawieni ale nie dość mocno by nie rozeznać co się dzieje. Gdy przechodziliśmy obok cmentarza jeden z nas dostrzegł tam młodego Vellera. Chodził między grobami w starszej części ogrodów z jakąś księgą i czymś do pisania w ręku. On coś z tych grobów spisywał, czyniąc przy tym jakieś znaki w powietrzu. Na modlitwę to mi nie wyglądało. Jak tylko nas zobaczył zaczął uciekać to my ruszyliśmy za nim. To było zaraz po masakrze więc ludziska w całym mieście spać po nocach nie mogli bo się bali, że ich ktoś we własnych domach pozarzyna. Od razu było dla nas jasne kto za tym stoi.

- A ta księga? Widziałeś ją dokładniej? - Javler przypomniał sobie co Lentke mówił na temat skoroszytu - Miałby taką niecodzienną propozycję... może by mi Pan pokazał to miejsce w którym stał pan Veller.. może to akurat mogiła mojego kuzyna.. oczywiście.. za dnia.. i za opłatą.. skromną, ale uczciwą a jakże!

- Na to, że to mogiła Ernsta nie ma co liczyć. Jak już mówiłem to było w starej części cmentarza. Tam nie ma nowych mogił. Ponoć niektóre z tych co tam stoją mają po kilka wieków.

- Miejsce: alejka, numer grobu, i księga: kolor, oprawa.. może to ci przypomni co nieco - rzekł tonem nieco groźniejszym, wyciągając złotą monetę z kieszeni.

- Co do księgi to też niewiele będę mógł pomóc - odpowiedział bednarz z utęsknieniem patrząc na koronę - zmierzchało już i niebyt dobrze ją widziałem. Poza tym dzieliło nas kilkadziesiąt metrów. Wiem, że była gruba, możliwe że oprawiona w skórę. Na cmentarz możemy pójść jutro.

- Zatem monetę dostaniesz przy grobie. Spotkajmy się jutro o poranku przed wejściem. Gdyby jednak coś ci się jeszcze przypomniało.. to chętnie zapłacę za informację. Śmierć kuzyna bardzo zasmuciła także mego ojca. Złapanie winnego ukoiło by nasz żal. Bywaj!

Strauss chciał już ruszyć w stronę karczmy, w której się zatrzymał gdy przypomniał sobie, że został mu dzisiaj jeszcze jeden trop do sprawdzenia. Odwrócił się na pięcie i spytał bednarza:

- Nie wiesz czasem gdzie mieści się sklep Kroenena?

- Dwie przecznice na północ od tego co zostało z ”Kucyka”. Ale nie radzę tam chodzić różne rzeczy mówi się o tym człowieku ale nic dobrego.

- Bez obaw, nic mi nie będzie.

Udał się we wskazanym kierunku. Po chwili odnalazł sklep. Jak na dom kogoś, kto przeraził największego reketera w mieście, przybytek nie prezentował się zbyt okazale. W odróżnieniu od reszty budynków zapełniających Budy ten wzniesiono z cegły, jak stare kamienice w centrum miasta. Jednak ostatni remont właściciel musiał przeprowadzić przed kilkudziesięcioma laty, jeśli od chwili jego wzniesienia w ogóle coś tutaj naprawiano. Budowla sprawiała wrażenie jakby miała za chwilę runąć. Okna były szczelnie zasłonięte okiennicami a dostępu do wnętrza broniły okute drzwi sprawiające na obserwatorze nieco lepsze wrażenie niż reszta konstrukcji. Kroenen najwyraźniej przedkładał prywatność nad walory estetyczne. Javler skrył się za rogiem jednego z sąsiednich budynków. Stamtąd miał miał dobry widok na wejście do sklepu samemu pozostając niezauważonym. Poza tym budowla zapewniała mu częściową osłonę przed deszczem, który nie przestawał padać. Spędził tam jakieś dwie godziny. Przez ten czas nie widział by ktokolwiek wchodził do sklepu. Postanowił obejrzeć sobie zaplecze. Z tyłu budynku znalazł niewielki zaułek kończący się niewielkimi drzwiami wiodącymi do wnętrza budynku. Wzdłuż obu ścian leżały sterty śmieci, głównie uszkodzone drewniane skrzynie, porozbijane beczki i innego rodzaju opakowania. Javler doszedł do wniosku, że Kroenen nie jest również miłośnikiem czystości. Wychodząc z założenia, że nic ciekawego tu nie znajdzie zdecydował się wrócić do karczmy. Wtedy usłyszał za plecami ochrypły głos:

- Jeśli chce pan coś ode mnie kupić prościej by było wejść do sklepu. Szwendanie się kilka godzin dookoła mojej kamienicy, na dodatek w deszczu, to nie najlepszy sposób na zapoznanie się z asortymentem.

Strauss odwrócił się i omal nie krzyknął. Zdarzyło mu się widywać różne rzeczy, jednak człeka tak szkaradnego spotykał na swej drodze po raz pierwszy. Jegomość miał jakieś sześćdziesiąt lat, był sporo od niego i wręcz chorobliwie chudy. Odzienie miał liche, skórę w kolorze pergaminu i emanowała od niego słodkawa woń zgnilizny przyprawiająca Javlera o mdłości. Prawą stronę twarzy pokrywały mu ropiejące krosty. Para niebieskich przekrwionych oczu wpatrywała się w mężczyznę oczekując na odpowiedź a gdy ta nie nadeszła starzec dodał wyszczerzając poczerniałe zęby w drwiącym uśmiechu:

- Może wejdziemy do środka? Nie ma sensu moknąć na zewnątrz.
 
__________________
zaprzysięgły wróg wielkich liter

Ostatnio edytowane przez kevorkian : 04-12-2011 o 23:47.
kevorkian jest offline